28.11.16

Od Yaotzina cd Collina + 50

Uwaga!
Opowiadanie zawiera sporą ilość drastycznych scen, więc jeżeli masz słabe nerwy, proszę nie czytaj. Miu wybaczysz mi to prawda? :)

Zaiste, wybaczam.

- To wszystko moja wina! - wrzasnąłem roztrzęsiony. Odsunąłem się znacznie, kiedy Collin zaczął wyciągać do mnie rękę. - Nie dotykaj, bo znowu ci coś zrobię - wyszlochałem, bojąc się teraz jakiegokolwiek kontaktu z chłopakiem. Warknąłem na niego jak groźny pies, co musiało wyglądać komicznie. Przerażony jeszcze raz spojrzałem w stronę miejsca, w którym zniknęli mężczyźni. Cofnąłem się o kolejny krok, wpadajac na starą lampę plecami. Obejrzałem się szybko za siebie i upewniając się, że nikt za mną nie stoi, po czym wróciłem wzrokiem do zdziwionego blondyna. Zatrząsłem się z zimna, na co chłopak błyskawicznie zareagował i zaczął się zbliżać. Wrzasnąłem głośno, mając nadzieję, że zaprzestanie swoich ruchów. Ku mojemu szczęściu stanął w miejscu jak wryty. Przygryzłem doną wargę i tępo popatrzyłem się w mokry asfalt. - Nie chcę cię znowu skrzywdzić - wyszeptałem załamany.
- Nie skrzywdzisz - powiedział i znowu zaczął podchodzić. Nie wiedziałem już co robić. Widziałem, jak bardzo zdeterminowany jest, by mnie przytulić i uspokoić. Jednak nie tym razem. W końcu i tak go zniszczę i wiem, że nie będę w stanie tego kontrolować. Co jeśli pozwolę mu się do mnie zbliżyć? Tak uczuciowo? Co jeśli pewnego dnia obudzę się, a obok mnie zamiast ciepłego uśmiechu będzie leżało martwe ciało, bo wykącze go umysłowo? Nie wytrzymam takiego obrotu akcji, bo dziwnym trafem już przyzwyczaiłem się do obecności irytującego mężczyzny obok mnie. Rozumiem, że znamy się dwa dni, ale czy to nie takie życie jest nam pisane, kiedy spotkamy tą właściwą osobę? Rozpaść się fizycznie, a psychicznie to dwie zupełnie inne sprawy. Kiedy stracimy rękę czy nogę, nadal potrafimy funkcjonować, ale co jeśli twoje serce rozpadnie się na setki milionów kawałeczków, bo nieświadomie zabijesz osobę, którą kochasz?
Przerażony tokiem swoich myśli otrząsnąłem się w miarę swoich możliwości i aż podskoczyłem ze strachu, kiedy znajoma sylwetka pojawiła się tuż obok mnie. Znów miałem wrzasnąć, kiedy zakrył mi usta dłonią i po prostu schował w ramionach, jak ojciec przerażone dziecko, które zbudziło się z koszmarów. Czy właśnie tak mają wyglądać nasze relacje? Normalne, rodzinne? Jak dwaj bracia? Poczułem niewyobrażalne ciepło, w częściach ciała, które dotykała jego skóra. Odprężyłem się momentalnie. Nie. To zdecydowanie nie są uczucia, którymi obdażyłbym rodzinę. Przymknąłen oczy zrelaksowany w jego ramionach i odpuściłem wszystkie zagrywki, którymi chciałem go spławić. Wtuliłem nos w przemokłą koszulkę Collina i uczepiłem się jego barków dłońmi. Nie chcę, żeby mnie puścił. Jednak moje błagania nie dały rezultatu. Chłopak odsunął się ode mnie kilka chwil później.
- Powinniśmy wracać do domu - powiedział i przeczesał moje włosy palcami. Wtuliłem się jak mogłem w dłoń, która jakonjedyna miała teraz ze mną kontakt. Spojrzałem błagalnie w błękitne oczy i znów przygryzłem wargę. Collin rozumiejąc aluzję podszedł do mnie i wbrew swojemu zmęczeniu podniósł mnie tak, że musiałem opleść go nogami w pasie. Odruchowo wtuliłem się w jego ciało i zalałem się potokiem łez. - Nie płacz - szepnął mi do ucha i zaczął iść. Postanowiłem go posłuchać, ale otrząśnięcie się z minonych wydarzeń wcale nie było takie łatwe. Zdecydowanie za dużo dzieje się teraz w moim życiu. Pierw ta cała przemiana, która wciąż chodzi mi po głowie. Głośne krzyki moich rówieśników dalej zaprządają mój młody i nierozumiejący umysł. Dziewczyna, którą chciałem obronić stała wtedy jak osłupiała i wiedziałem, że chciała uciec, ale nie mogła tego zrobić, bo coś trzymało ją w jednym miejscu. Później to głupie spotkanie Collina na starym i spruchniałym pomoście. Ciekawe co by było, gdyby stał bliżej statku, a gdybym na niego wpadł deski się pod nami zarwały? W końcu nie jestem jakimś piórkiem i mam to swoje czterdzieści sześć kilogramów. Zdając sobie z tego sprawę, zacząłem się wyrywać. - Co jest? - zapytał zdziwiony chłopak. Przelknąłem głośno ślinę zażenowany.
- Jestem za ciężki - mruknąłem, za wszelką cenę próbując unikać przenikliwego wzroku chłopaka. Usłyszałem głośne prychnięcie.
- Jesteś zdecydowanie za lekki - powiedział i spojrzał na mnie z wyrzutem. Posłałem mu wzrok typu "Posrało cię", ale Collin tylko się zaśmiał. - Przy twoim wzroście powinieneś ważyć conajmniej pięćdziesiąt kilo.
Poczułem jak na moje policzki znowu wpełza soczysty burak. Przyznam, że ta krótka rozmowa rozluźniła trochę atmosferę. Wszystko znowu wróciło do normy. Westchnąłem cicho i znowy wtuliłem się w ciepłe ciało. Zanim się obejrzałem byliśmy już po środku salonu, jednak nadal w swoich objęciach. Poruszyłem się lekko, powoli czując się niekomwortowo, wisząc z tyłkiem nad tym słynnym miejscem u facetów. Collin syknął cicho, dlatego przerażony zaprzestałem swoich ruchów i zchowałem zaczerwienioną twarz w koszulkę.
- Przepraszam. Możesz mnie proszę puścić? - wyszeptałem niepewnie. W ułamku sekundy dłonie chłopaka zniknęły z moich ud i stabilnie stałem na starych panelach. Spojrzałem w górę zarumieniony i spotkałem się z rozczulonym uśmiechem. Odwzajemniłem go lekko i splotłem dłonie za sobą i spojrzałem w dółg, niezręcznie kręcąc stopą. - Zostaniesz?   Tylko dopuki się nie obudzę. Wtedy będziesz mógł wrócić do siebie - wymamrotałem cicho. Blondyn zaśmiał się krutko.
- Dobrze, a teraz zmykaj się przebrać, bo jesteś cały mokry - powiedział, odwracając mnie w stronę sypialni. Spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami.
- A co z tobą? - zapytałem cicho. - Mam kilka koszulek i spodni mojego brata, mogę ci je pożyczyć - mruknąłem i znów spuściłem wzrok.
- Twojego brata? - zapytał zdziwiony.
- Ta. Nie jest moim biologicznym bratem, bo to syn ojczyma z pierwszego małżeństwa, ale był ze mną praktycznie od samego początku. Kiedy wyjechał na studia do Ameryki kilka lat temu, skradłem kilka, no dobra kilkanaście par jego ubrań, bo dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Od kiedy wyjechał, mieszkałem z dziadkiem - poczułem jakąś niestworzoną siłę, która skłoniła mnie do opowiedzenia trochę o swoim życiu, dlatego to zrobiłem. Uśmiechnąłem się lekko i przeszedłem przez drzwi do pokoju. Wyciągnąłem z torby ubrania dla siebie i dla Collina, po czym wparowałem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i przebrany wróciłem na niewygodne łóżko. Towarzysz zrobił to samo, a kiedy wrócił znów wtuliłem się w jego klatkę piersiową. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek miał zaprzestać tego robić (i tu się mylisz kochanienki). Ponownie zasnąłem w silnych ramionach, które dawały mi ogromne poczucie bezpieczeństwa.

Kiedy następnego dnia obudziłem się przed Collinem, postanowiłem skoczyć do sklepu po coś na śniadanie. Przebrałem się szybko z prowizorycznej pidżamy, przeczesałem splątane włosy i wyskoczyłem z domu. Z tego co dobrze pamiętam niedaleko jest piekarnia, którą blondyn bardzo polecał. W podskokach udałem się w tamtą stronę, jednak zimna dłoń, która znowu pociągnęła mnie w ciemny zaułek zepsóła moje plany. Z moich ust wyleciał głośny wrzask, jednak został stłumiony białą szmatką, która jakoś dziwnie śmierdziała. Powdychałem sporo dziwnych oparów nim wylądowałem w ramionach jednego z typków, nieprzytomny. Gdy moja świadomość powoli zaczęła powracać, coś śmierdziało jeszcze bardziej. Otworzyłem szerzej oczy i próbowałem je przyzwyczaić do ciemności panującej w tym pomieszczeniu. Nie do końca jeszczr kontaktując, chciałem wczepić się w znajome ciało, jednak zaraz wszystkie wcześniejsze wydarzenia napłynęły do mojej pamięci. Jak na zawołanie można było wyczuć odór stęchlizny i martwego zwierzęcia. Niekoniecznie jednego. Przerażony zacząłem się rozglądać dookoła. Zdałem sobię jednak sprawę, że na oczach mam przepaskę, a ręcę i nogi są związane sznurem. Nie bardzo myśląc, zacząłem się szamotać, puki nie usłyszałem dziwnie znajomego śmiechu, który mroził krew w żyłach. Szorstka dłoń ściągnęła mi z oczu szmatkę, a mężczyzna kucnął, by być na moim poziomie. Zamrugałem kilka razy, by przyzwyczaić wzrok, jednak odskoczyłem w tył, kiedy zobaczyłem jego pokiereszowaną twarz. Z całych sił spróbowałem się obanować.
- Co ja tutaj robię? - zapytałem cicho, opanowując swój strach. - Daczego mnie nękacie?
- Za dużo pytań, jak na jeden raz, Maleńki - warknął i mocno pociągnął mnke za włosy. Pisnąłem z bólu i uroniłem kilka łez. - Poczuliśmy się tobą zagrożeni, więc trochę poszperamy ci w tej ślicznej główce i usuniemy zagrożenie z drogi - splunął mi na twarz i znowu zaczął się śmiać. Zanim wyszedł oberwałem jeszcze z liścia w policzek. Pociągnąłem nosem wystraszony i bacznie zacząłem obserwować zakluczone drzwi. Co ja im takiego zrobiłem? Dlaczego się nade mną znęcają. Cole prawdopodobnie już nie śpi i zastanawia się gdzie zniknąłem, a ja nawet nie mogę nic zrobić, żeby wydostać się z... gdziekolwiek jestem. Przełknąłem głośno ślinę i skuliłem się, kiedy metalowe drzwi znów się otworzyły. Tym razem mój obrawca pojawił się z towarzystwem. Wcześniej poznana trójka podeszła do mnie, podczas gdy jeden z facetów miał dużego knypa w dłoni. Skuliłem się jescze bardziej, by uniknąć wszystkiego co miałoby się wydarzyć. Nie udało mi się jednak tego zrobić, bo moja mózgoczaszka znowu zaczynała być pozbawiana owłosienia, co spowodowało, że uniosłem głowę w bólu i rozluźniłem części ciała. Krzyknąłem głośno o pomoc, ale brudna szmata została wepchnięta w moje usta. Zacząłem szlochać jeszcze mocniej, gdy mężczyzna przejechał ostrzem po moim policzku, z którego natychmiastowo polała się krew. Wrzasnąłem, a wręcz pisnąłem jeszcze głośniej, co skutecznie zostało stamowane przez materiał. Gbur powtórzył tę czynność jecze kilka razy na moim ręku, piersi i biodrach. Byłem dosłownym strzępkiem obklejonym krwią i łzami. Czyli tak skończę swój żywot? Ze skórą pociętą na sektory? Kiedy sądziłem, że scenka dobiegła końca, moje włosy znów zostały pociągnęte, a brudna dłoń ścisnęła moje policzki, co spowodowało jeszcze większy potok krwi i przeszywający ból. Klejące się łapska nie próżnowały i zaczęły jeździć po całym moim ciele. Wiedząc co się kroi, zacząłem się drzeć. Znowu. Mokra szmata została wyciągnięta z moich ust, a ja znowu oberwałem w policzek. Mój szloch stał się jeszcze głośniejszy. Zacząłem się łomotać na wszystkie strony, by tylko uniknąć karalnego czynu trzech oprawców. Nie udało mi się jednak ich zniechęcić, a wręcz przybrało to odwrotny efekt. Z łatwością przybili moje związane kończyny do brudnej podłogi, jednak mieli niewielki problem poczas odwiązywania sznuru z moich nóg, gdyż wprzywaliłem jednemu kopa w pysk. Jescze pardziej wkurzeni zaczęli pozbywać mnie dolnej partii ubrań.
- Nie przestańcie! - wyszlochałem głośno i zowu zacząłem się wiercić. - Ja nie chcę, nie! - wrzasnąłem. Szmatka w ułamku sekundy wróciła na swoje miejsce, dlatego jedynym co mi zostało, było szamotanie się na wszystkie strony. To też jednak nie pomogło. Skończyłem oparty piersią o ścianę z wypiętym tyłkiem i dolną garderobą spuszczoną do kolan, zalany gorzkimi łzami i gęstą szkarłatną cieczą.

Tutaj zaczyna się gwałt, dlatego jeżeli masz już zbyt wiele wrażeń, proszę przewiń opowiadanie, puki nie zobaczysz ostrzeżenia o końcu sceny!

Ostry koniec noża przejechał po załej długości mych pleców, kiedy mężczyzna o twarzy pełnej blizn, przygotowywał się do czynu, który miał spieprzyć mi życie. Wiedząc co mnie zaraz czeka, zdałem sobię sprawę, że i tak nie mam szans na wyzwolenie, więc tak zaprzestałem gorzkiemi płaczowi. Oczywiście nadal za wszelką cenę próbowałem się wyrwać i darłem w niebogłosy, ale nic mi to nie dawało. Odskoczyłem znacznie kiedy poczułem lodowatą dłoń na swoich pośladkach, chwilę później również na zakrwawionym ramieniu.
- Jak myślisz, dobrze będę się z tobą bawił? - wymruczał mężczyzna do mojego ucha, a ja wypuściłem głośny krzyk, który ponownie został stłumiony przez szmatę. Nieoczekiwanie stojący członek mężczyzny wsunął się prosto w moje wejście, a jedyne co wtedy czułem to przeszywający ból, przez który powoli traciłem świadomość. Wszystko trwało niecałe dziesięć minut, puki do pokoju nie wparowały kłęby ognia, a obrawca nie usunął się z niego wraz z towarzyszami.

Koniec +50

Wykończony osunąłem się po brudnej ścianie i wylądowałem na kamiennej podłodze, cały w kałuży krwi, opętany przerażającą ilością bólu, ze znikającym w czerni obrazem. Jedynym co zobaczyłem przed rychłą śmiercią, był obraz przeraźonego Collina wparuwającego do pomieszczenia i siebie odsówającego się jak najdalej od ludzkiego kontaktu. Później już tylko ciemność.

<Cole? zemdlało mu się tylko, bo za dużo krwi stracił i za duża ilość bólu go ogarnęła>

27.11.16

Od Collina cd Yaotzina

Nic nie rozumiałem. Dlaczego tak nagle uciekł? Bez słowa wybiegł z domu, jakby się mnie przeraził. Zacząłem się zastanawiać, czy zrobiłem coś złego, ale nic nie przyszło mi do głowy. Na chwilę mnie zmroziło, bo miałem nadzieję, że zaraz się zawróci, ale on trzasnął drzwiami i... Cisza. Nie myśląc już ani chwili dłużej wybiegłem za nim jak byłem, bez żadnej bluzy, a tym bardziej butów, które by wszystko zwolniły i zabrały tak bardzo potrzebny czas. Wybiegłem z domu wołając jego imię, ale zniknął mi z oczu, które zaczynały szukać go depresyjnie. Zacząłem się bać o niego, nie chciałem, aby mu się coś stało złego, miał być przy mnie bezpieczny i nie wybaczę sobie, jeśli coś mu się stanie. Nie zwracałem uwagi na deszcz, a raczej ulewę, która ograniczała moją ostrość widzenia. Próbowałem go znaleźć. Najpierw podbiegłem w przypadkowym kierunku, aż nie usłyszałem płaczu, którego tak dobrze znałem. Potrafiłem go usłyszeć nawet przez przejeżdżające samochody, które nawzajem na siebie używały klaksonów. Zacząłem biec w stronę jęku mając nadzieję, że się mylę. Nagle z uliczki wybiegł chłopak, który był czymś okropnie wystraszony. Nie widział mnie i gdy tylko złapałem go w swoje ramiona, trzymając go mocno, aby nie uciekł mi, zatrzymałem się. Chciałem już coś powiedzieć, ale nie zdołałem, ponieważ ku nam biegło trzech typków. Stanęli przed nami z nożami w dłoniach i zaczęli mi grozić, że jeśli nie oddam chłopaka, zabiją mnie.
- Czego od niego chcecie? - stanąłem przed nim kryjąc go. Chwilę milczeli, aż na twarzy jednego pojawił się grymas niezadowolenia.
- Ej, to ten przydupas z tamtego tygodnia - warknął jeden. Szcze? Nie kojarzyłem ich, chyba, że to byli ci, na których przypadkiem zwaliłem na głowę dachówki, ratując tym samym kobietę, która chcieli zgwałcić.
- Zostawcie go, bo pożałujecie - zagroziłem im, ale oni tylko się zaśmiali i podążali w moim kierunku. Zmarszczyłem czoło i za pomocą mocy pochłonąłem energię z lamp, tym samym rarzac ich prądem. Ale oni... Zniknęli. Nie wiem, czy uciekli, czy użyli mocy. Ale wiedziałem, że ulotnili się z tego miejsca. Gsy byłem już pewny bezpieczeństwa, odwróciłem do chłopaka, który musiał spuszczony wzrok i łzy w oczach. - Nie rób tego więcej - poprosiłem go tuląc do siebie. - Martwiłem się o ciebie. Co ci strzeliło do głowy?- musiałem znać powód, dla którego wybiegłem za nim bez niczego w deszcz. Mogło mu się coś stać!
< Yao?>

Od Yaotzina cd Collina

Pociągnąłem lekko nosem i odwróciłem wzrok gdzieś w głąb ciemności pochłaniającej pokój.
- Bałem się, bo nie chciałeś się obudzić i trząsłeś się, jak przy jakimś napadzie - wymamrotałem i zamknąłem oczy, rozkoszując się ciepłym dotykiem. Po chwili jednak wygramoliłem się z objęć Collina i poszedłem po Ibuprom, by uśmierzyć ból skroni. Szybko wróciłem na kanapę i kolana chłopaka z butelką wody i opakowaniem tabletek. Wziąłem dwie w ekspresowym tempie i znowu wtuliłem się w ciepłe ciało chłopaka. - Zastanawia mnie tylko, dlaczego głowa mnie boli, tak samo jak kiedy użyłem swojej mocy - mruknąłem już spokojny. Nie minęło kilka sekund, a wszystko do mnie dotarło. Zszokowany zakryłem usta dłońmi i uciekłem od Collina, jakby był rozprzestrzeniającą się lawą. Odsunąłem dłonie od twarzy i spojrzałem na nie wymownie, po czym schowałem je za siebie. - Jestem potworem. Wiedziałem - szepnąłem i sięgając bo bluzę wybiegłem na zewnątrz na bosaka. Zatrzymałem się dopiero w centrum miasta, które oświetlało tylko blade światło księżyca. Lampy uliczne już dawno zgasły, jednak nie bardzo zwróciłem na to uwagę i szlochając szedłem dalej. Do kontaktowania ze światem przywołało mnie uderzenie plecami o ścianę w ciemnej uliczce. Zdziwiony podniosłem wzrok i zobaczyłem trzy przyodziane w czerń postacie. Otworzyłem oczy szerzej i zacząłem się rozglądać dookoła. - Zostawcie mnie - szepnąłem błagalnie, kiedy jeden z nich podstawił mi nóż do gardła. - Proszę - zapłakałem cicho. W odpowiedzi otrzymałem tylko głośny śmiech. Zaczynając myśleć rozsądnie zasadziłem każdemu kopa w brzuch i zacząłem uciekać, puki nie wpadłem w ciepłe ramiona znajomego chłopaka. Od niego tez miałem zamiar uciec, jednak usłyszałem głośne szepty osób za mną. Nie mogąc się opanować znowu zacząłem płakać, jednak wiedziałem, że rano znowu zacznę uciekać.

<Cole?>

Od Collina cd Yaotzina

Nie potrafiłem się obudzić. Czułem po prostu jak biała postać zadaje mi ból, a ja nie potrafiłem się obudzić. Słyszałem stłumiony krzyk, który woła moje imię, ale nie mogłem rozpoznać czyj on dokładnie jest. Jedynie widziałem ciemność, zalaną krwią, aż nie usłyszałem wyraźnego krzyku. Nabrałem w powietrze płuca i potrafiłem użyć swej mocy. Wszystko się rozświetliło, jasność aż mnie oślepiła. Mogłem już otworzyć oczy i spojrzeć na sufit zdając sobie sprawę, że to był tylko sen, zły koszmar. Czułem coś mokrego na klatce piersiowej, aż Yao nie podniósł głowy. Zobaczyłem łzy w jego oczach, chociaż nie wiem skąd one się tam wzięły. Wytarłem je dłonią.
- Sam nie jestem pewien - westchnąłem opierając głowę o kanapę. Czułem zmęczenie, a ból jaki odczuwałem we śnie zniknął. Spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie. Trzecia w nocy, boje się, że już nie zasnę. Byle by chłopakowi udało się to zrobić, nie chcę, aby chodził zmęczony cały dzień. Ja to sobie nadrobię kawą, która zawsze mi pomaga. - Byłem w jakimś mieście... pamiętam martwego kota, który zaraz wbijał mi pazury ze strachu. Biała postać mnie zabijała, a kot uciekł sobie. Widziałem jeszcze... - próbowałem sobie przypomnieć jakieś szczegóły, ale nie wiele pamiętałem. Nigdy nie potrafiłem zapamiętać swych snów, a koszmarów nigdy nie chciałem. - Ciebie - spojrzałem na Yao, który się dziwił. - Byłeś... martwy - przygryzłem dolną wargę nie wiedząc co zrobić. - Wydłubane oczy, wszędzie krew... - to najlepiej pamiętałem. Gdy widziałem przed oczami te martwe ciało tak pięknej osóbki, a potem widziałem jego łzy, czułem ukłucie w sercu. Czułem się za niego odpowiedzialny, miało mu się nic nie stać, a przeze mnie płaczę. Sam zamknąłem oczy, po czym przysunąłem jego twarz do swojej klatki piersiowej. Chciałem poczuć, że jednak jest, żyje, oddycha, nigdzie nie ma krwi. Gdy spojrzałem na krzesło, zobaczyłem kota. On też żył, nie był we krwi, a co ważniejsze, był obok i nie uciekł. Dopiero teraz sobie zdałem sprawę, że śnił mi się ten kociak, Alexandre, który spał sobie słodko na krześle, gdy ja próbowałem uspokoić Yao. Podniosłem jego podróbek do góry i posłałem mu ciepły uśmiech. Wytarłem ponownie jego łzy z policzków i przyłożyłem swoje czoło do jego. Zamknąłem oczy, bo miałem chęć na sen, ale wiem, że teraz nie zasnę. - Dlaczego płaczesz? - zapytałem tuląc go jeszcze mocniej.
< Yao?>

Od Yaotzina cd Collina

- Collin? - pytam po raz kolejny, przerażony podrygującym chłopakiem obok mnie. Z łzami w oczach potrząsnąłem nim, a kiedy znowu nie otrzymałem reakcji przykryłem usta dłonią, by zagłuszyć cichy szloch. Czy spodziewałem się, że o trzeciej w nocy ze snu, z bolącą głową wybudzi mnie chłopak, któremu prawdopodobnie śni się koszmar. - COLLIN! - wydarłem się zrozpaczony, jednak znów zero reakcji. Z całej siły pociągnąłem za swoje włosy i położyłem głowę na jego klatce piersiowej. W tym samym momencie dygotanie ustąpiło. Uniosłem głowę do góry z nadzieją i westchnąłem z ulgą gdy mój wzrok spotkał się z jego. Przygryzłem dolną wargę niepewnie, a Collin podniósł się do siadu i zaczął rozglądać dookoła, by skończyć na mnie. - Śnił ci się koszmar, ale nie chciałeś się obudzić - szepnąłem, a z moich oczu popłynęły pojedyncze łzy. Blondyn nie wydawał się już tak bardzo spięty i przetarł moją twarz wierzchem dłoni. Wtuliłem policzek w gładką skórę i przymknąłem oczy. - Nie rób mi tego więcej.
- Już jest dobrze - powiedział cicho i przytulił mnie do siebie. Uczepiłem się dłońmi jego koszulki i schowałem twarz na wysokości jego mostka.
- Jesteś pewien? Tak właściwie, to co się stało? Co ci się śniło? - zapytałem przejęty. Odkleiłem się od przemoczonego potem materiału i pomasowałem bolącą głowę, by zaraz zemdleć z przemęczenia.

<Cole? Nieświadomie to robi :/>

Od Collina - Cd. Yaotzina

Zabawne. Gdy ja jestem fanem odmóżdżających kreskówek, on uwielbia bajki. Nie wytrzymam, on jest przesłodki! Do tego miał takie mięciutkie i lśniące włosy, że nie potrafiłem się powstrzymać przed zakręcaniem ich na palec Sądziłem, ze zaraz mnie uderzy, tak samo myślałem, gdy go brałem w objęcia, ale on jedynie się we mnie wtulił i oglądał ze spokojem. Zacząłem się zastanawiać, czy idzie mi po prostu na rękę, czy może on do mnie też coś czuje? Nawet jeśli, chce mieć pewność, że to miłość, a nie zwykłe zauroczenie. Nie potrafiłbym go skrzywdzić, nie zasługuje na coś takiego. Oglądałem film z uwagą, nie przestając bawić się jego włosami, aż poczułem, że jego klatka piersiowa podnosi się i opada bardzo płynnie, a jego oddech wskazuje na to, że spał. Nie mam nawet serca go teraz budzić, po za tym, wygodnie mi jest. Mam ochotę go tak trzymać do rana, czuć, że jest przy mnie, że mogę go ogrzewać własnym ciałem, że nic mu się nie stanie... że tak słodko śpi. Oglądnąłem do końca bajkę, a dzięki temu, że pilot był obok mnie, mogłem wyłączyć dekoder i spojrzeć z góry na śpiącego chłopaka. Powoli położyłem się na kanapie, a jego położył na siebie tak, ze tulił się w moją klatkę piersiową. Wygodnie mi było i ciepło. Tuliłem go do siebie, aby on sam nie zmarzł. Czułem taką odpowiedzialność za niego, że jeśli stanie się coś złego, będzie to moja wina. Dlatego też instynktownie ucałowałem go w czoło mówiąc cicho "dobranoc", tak jak matka swoje dziecko. Śpiąc wyglądał jeszcze bardziej uroczo.
***
Stoję na krawędzi... świata? Nie wiem. Za mną rozciąga się gęsty las, który mnie odpycha od siebie, jakby nie chciał, aby poznać jego tajemnicę. Czuje, jak coś ciągnęło mnie do przodu, w stronę tej przepaści. Nie było tam nic. Czarna pustka, jakby świat stracił wszystkie swe barwy, albo zapanował wieczny mrok. Czuje zimny wiatr wiejący z dołu, gdy nagle tracę grunt pod nogami i spadam. Lecę długo, a białe gwiazdy migają przed moimi oczami, oślepiając mnie przy tym. Próbuję złapać chociaż jedną, ale gdy tylko je dotykam, one się rozpływają. Ląduję twarzą na ulicy, a gdy się podnoszę, z trudem unikam przejeżdżającej ciężarówki, która bierze się znikąd. Znajduje się w mieście, a jego kontury ukazują się jakimś białym światłem. Dalej nie ma kolorów, oprócz mnie. Tylko ja posiadam normalne ubrania, kolor skóry czy włosów. Ludzie idą przed siebie z opuszczonymi głowami i znowu czuję... ta żądzę. Mam ochotę kogoś zabić. Czuje, że muszę to zrobić, inaczej coś złego się stanie. Idę w przeciwną stronę niż oni wszyscy.
- Miau! - słyszę małego kota.
Stoję i zerkam w prawo, gdzie ujawnił mi się cały biały kot o pustych czarnych oczach. Kucam, aby go pogłaskać, a on ufa mi i podchodzi bliżej. Ociera się o moje kolano i mruczy.
- Gdzie ja jestem? - pytam, chociaż wiem, że nie otrzymam od niego odpowiedzi.
Znowu miauczy, a ja go miziam za uchem. Podnoszę na chwilę wzrok instynktownie, a gdy wracam nimi do małego kociaka, on leży zakrwawiony na mojej dłoni. Chcę krzyczeć, ale z moich ust nic nie wydobywa się, nawet najcichszy pisk czy stęk. Opuszczam martwe zwierzę na ziemię i widzę, jak szkarłatna ciecz rozlewa się na boki. Mam ją także na dłoni. Chce ją wytrzeć o ubranie, pozbyć się jej, ale tylko rozmazuje ją na materiale i zostaje na dłoni. Daje sobie z tym spokój, gdy znowu czuję, że coś mnie ciągnie. Kontynuuje swą podróż, gdy nagle ludzie zaczynają na mnie wpadać. Nie odzywają się, zachowując się jak jakieś zombie. Nagle czuje, że się gubię. Staje w miejscu i się rozglądam na boki, ale wszędzie panuje czerń. Oni znikają o zostaje pustka. Czuje przerażające zimno, a moje ciało po prostu zamarza. Zaczynam biec, słyszę, jak ktoś mnie woła, jak ktoś chcę, abym zaraz znalazł się przy nim. I nagle potykam się. Gdy wstaje i sprawdzam co to było, widzę, że to ten sam martwy kot, jednak... żywy. Miauczy i ociera się o moje kolano, gdy ja jeszcze kucam. Miauczy i mruczy, a ja pomimo krwi biorę go na ręce i idę razem z nim. Zaczynam znowu bieg, a zwierz trzyma się mnie mocno. Czuję, jak wbija swoje pazury i zaczyna przeraźliwie miauczeń. Jakby się czegoś wystraszył. I nagle przede mną ukazała się biała postać o czarnym wykropkowanym uśmiechu i pustych małych oczach. Stoję w miejscu.
- Czas na łowy - podnosi dłonie do góry niczym papież, który błogosławi wszystkim. Za jego plecami pokazują się ci ludzie, tak samo czarni ze świetlnymi konturami. Idą w moim kierunku, coś pojękując. Dopiero gdy się odwracam i zaczynam biec, a raczej próbuje, rozumiem co mamroczą.
- Czas na łowy... Czas na łowy... - kot dalej trzyma się mnie wbijając swoje pazury, a ja nie mogę biec. Coś mnie ciągnie do nich, a ja czuję strach. Tracę wszystkie swoje siły, moce, które kiedyś posiadałem i... robi mi się gorąco. I zimno. Na przemian. Lawa - lód. Lód - lawa. Nagle się wywracam o... martwe ciało, które leżało na ziemi. Jest to chłopak o żółtych włosach. Ma otwarte wydłubane oczy i jest cały we krwi. Gdy siedzę na ziemi starając się podnieść, kot coraz głośniej miauczy i rzuca się w ucieczkę. Zostawia mnie, bo wie, że dla mnie nie ma już ratunku. Dobierają się do mnie, a biała postać zabija mnie tak samo jak chłopaka...
< Yao? Taki tam koszmar <,< >

Dżizas

Nie traktuj życia zbyt poważnie

I tak nie wyjdziesz z niego żywy

kandismon
ZACHARIE LUCIEL SEMERES
Poznajmy proszę, pana Zacharie. Nazywa się tak po swoim dziadku, który miał podobne umiejętności co on. Oczywiście, można się zwracać skrótowo - Zacha, Zachie, cokolwiek. Prócz tego, jego drugie miano to Luciel. Jakimś cudem udało mu się wbić 20 poziom, oraz stwierdzono naukowo, że to mężczyzna. Eriaele, ta wspaniała panienka co sprawia, że nie musi płacić za pizzę, bo inni robią to za niego, jest jego opiekunką. Głos delikatny, nieco załamujący się.

  Często snuje się po ulicach, z głową spuszczoną w dół, ale nie zwracasz na niego uwagi. Może stać koło ciebie, siedzieć w autobusie na jednym krzesełku, lub stać w kolejce tuż za tobą. Tak, ukazuje się jako spokojny, nie wyróżniający się z tłumu dwudziestolatek.
  Na ogół, w tłumie pozostaje cichy i niezauważalny. Nie chce, aby ktokolwiek coś do niego mówił, aby ktoś na niego patrzył. Nie lubi kontaktów z obcymi, czuje niezwykły dyskomfort, kiedy musi do kogoś mówić, nawet podczas zapytania ile kosztuje chleb z przeceny. Nie cierpi tego. W głębi duszy nienawidzi ludzi, ale jakoś toleruje całą resztę świata. To nie tak, że się uważa za nie wiadomo kogo, jedynego, kto wart jest uwagi. Wie, że niektórzy są nawet okej, tym akurat nie trzeba wchodzić w twarz i pokazywać środkowy palec. Jeśli zagada sam z siebie do kogokolwiek, to są dwa wytłumaczenia. Albo mu się nudzi i popada w depresję, albo ta osoba naprawdę jest godna jego uwagi.
  Pomimo tych uprzedzeń, Zach posiada niezwykłą pewność siebie, dzięki czemu nie boi się rzucić mięsem, czy zmieniać skarpetki na środku galerii. Przez to uwielbia imponować tym wszelkim szarym masom. Ale wracając, jeśli chodzi o tamte skarpetki, to raz tak zrobił, i o mało co nie pobił się z ochroniarzem, gdy spytał się, dlaczego blokuje ruch. Od małego miał problemy z samokontrolą i gniewem, co również wpłynęło na jego cierpliwość, która praktycznie nie istnieje. Nie nadaje się do zadań na dłuższą metę, szybko porzuca swoje cele.
  Na początku nie ma zbyt wielkiej chęci do rozmowy, czy czegokolwiek. Uśmiecha się, rozpraszając wokół siebie tajemniczą aurę. Trudno do niego dotrzeć, spławia mruknięciem, częściej przezwiskiem. Przekleństwami, co pierwsze przyjdzie mu na język.
  Po bliższym zapoznaniu, zaczyna się otwierać. Koleś, który wydaje się jakby płonął od środka, znika. Na jego miejsce wchodzi nierozgarnięty, dziecinny student. Tak, przy bliskich zachowuje się jak on. Jest niezwykle wesoły i dziecinny, co zbija z tropu tych widzących go po raz pierwszy. Zawsze miał wygadane, rzucał jakimiś dziwnymi tekstami. Nie hamuje się, mówi i robi, potem dopiero myśli. Nie żałuje swoich czynów, nie wyciąga z nich wniosków. Można powiedzieć, że jest trochę dziwny. No ok, nawet trochę bardzo. Preferuje czarny humor, ludzka krzywda go nie rusza. Nie odczuwa czegoś takiego jak empatia, ze spokojem mógłby obserwować, jak ktoś koło niego zalicza zgona, nie tylko na imprezie. Ból znajomego niezbyt mu przeszkadza. W sumie skopałby go jeszcze bardziej, lecz czasami zdarzają się wyjątki. Potrafi pocieszyć, często robi to nieświadomie. Niezły z niego przyjaciel, choć chęci do pomocy ma w sobie mało, w jednym na dziesięć przypadków przyjdzie z odsieczą, czy jak to tam szło. A prócz tego, że sam jest brutalny, to prawda z jego ust też taka jest. Ona boli.
 Jego pewność siebie w pewnym momencie zanika. Nie pokaże się podczas płaczu, nie chce, by wydziano go, gdy jest słaby. Nie pokazuje swoich uczuć, ukrywa to pod swoją jaśniejszą maską. To, co leży mu na sercu, nie jest znane nikomu. Niewiele brakuje, aby w końcu pękł i ukazał to wszystko. Codzienność wypełnia dobry humor, jednak czasami zachowuje się... inaczej, niż zazwyczaj. Nie odzywa się już całkowicie, jego głowę zaprzątają myśli, wizje, których nie chciał. Mimo to, usiłuje utrzymać pozory radosnego, takiego, jakim jest. Raz się uda, raz nie.
  Trzeba pogratulować tym, co się do niego zbliżyli, pogadali i zaimponowali mu.
♦♦♦
  Dzięki swojej opiekunce ma dar hipnozy. Po przemianie w swoją nadnaturalną postać, dostaje trzeciego oka, dzięki któremu potrafi zapanować nad świadomością przeciwnika. W ciele człowieka ta zdolność jest słabsza. Prócz tego ma krótkie wizje przyszłości i spoglądania w umysł drugiej osoby. Widzi to, co jest czarniejsze niż smoła. Obrazy, które nie pozwalają mu w nocy spać. To uciążliwe i wyczerpujące. Niekiedy uaktywnia się to bez jego woli, przez co mdleje.
  Zach interesuje się informatyką oraz muzyką. Gra na gitarze od jakiś czterech lat, w komputerach siedzi od dziesięciu. Umie wbić na laptopa Obamy, nasłać na ciebie flotę kosmiczną i zmienić swoją płeć w dowodzie. To czasami bardzo przydatne. Co on tam jeszcze potrafi... Pożerać chipsy i przytulać, choć to niezbyt tutaj pasuje. Zna się na sztuczkach opartych na iluzji, co wygląda super po prostu, fajnie i w ogóle zajebiście.
♦♦♦
  Jeszcze nigdy w życiu nie poczuł żadnej mięty, chyba że w herbacie. Ale panie i panowie, oto towar najnowszej klasy. Może trochę uszkodzony, lecz całkowicie sprawny. W przyszłości jest szansa, że z kimś się zwiąże. A jak nie, to sam pociągnie jakiegoś faceta albo babę do piwnicy i serio zwiąże łańcuchem
♦♦♦

♦ Zacharie cierpi na częste bóle głowy, spowodowane po części jego mocami. Czasami także miewa stany, kiedy to prawie wykańcza się czy to na pasach, czy we własnym domu. Raz odleciał na tyle, że musieli go reanimować
♦ Nie może jeść orzechów, bananów ani jabłek. Puchnie mu język, co nie wygląda zbyt ciekawie. Takie lekkie uczulenie, niezbyt niebezpieczne
♦ Na czym polega jego przemiana w nadnaturalnego? Otóż oczy zalewają mu się czernią, a na czole pojawia się kolejne, które umożliwia mu użycie mocy
♦ Posiada tatuaż oka z czterema rzęsami na wewnętrznej stronie obu dłoni. Po prostu zwykła kropka w owalu. Wygląda spoko, póki nie zacznie do ciebie mrugać. Prócz tego ma kolczyk w języku, jest bardzo przydatny...
♦ Mierzy sobie 180 centymetrów wzrostu, jest rudym okularnikiem, bez swoich okejkowych gogli nic nie widzi. Pesel podać, czy coś?
♦ Nie cierpi świąt, już któryś raz z rzędu podjął się próby zastrzelenia Mikołaja swoją dubeltówką, Becią. Zazwyczaj w te dni upija się w trzy dupy i celuje we wszystko co choć trochę przypomina grubego faceta z sań


[Hw] Ace || ayaacnn@gmail.com

Od Yaotzina - Cd. Collina

Uśmiechnąłem się lekko i zacząłem ssać swój kciuk ze zdenerwowania.
- Krainę Lodu? - zapytałem cicho z nadzieją. Collin zaśmiał się cicho i zgodził się skinieniem głowy. Odłożyłem Alexandra na jego kolana i sięgnąłem do torby z kolekcją bajek Disneya. No co? Może i jestem osobą, która w normalnej sytuacji zdołałaby pogryźć, ale bajki to podstawa mojego życia. Włożyłem płytę do odtwarzacza DVD i wróciłem na łóżko. Kot znudzony towarzystwem, tak po prostu wyszedł z pokoju i pozwolił nam się cieszyć prywatnością. W momencie gdy Anna dostała od Elsy w serce zrobiło mi się niewyobrażalnie zimno, dlatego przybliżyłem się nieznacznie do ciała obok, dygocząc z zimna. Nie chciałem jednak sprawiać kłopotu, dlatego zachowałem pomiędzy nami sporą odległość. Collin po usłyszeniu moich szczękających zębów uniósł na mnie zaskoczony wzrok. Za wszelką cenę próbowałem zostać nieruchomą figurą.
- Zimno ci? - zapytał zatroskany. Pokiwałem przecząco głową, z trudem wracając do oglądania filmu.
- Wszystko okay - mruknąłem cicho, otulając się ramionami. Usłyszałem głośne westchnięcie i po chwili zostałem zakopany w objęciach starszego blondyna. Wypuściłem rozdygotany oddech z ulgą i wtuliłem się w ciepłą klatkę piersiową.
- Nie kłam, przecież widzę - powiedział, nawijając kosmyk moich włosów na palec. Ignorując cały świat powoli zacząłem zasypiać, otoczony poczuciem bezpieczeństwa.

<Cole? Ratuj jego włosyyyy>

Od Collina - Cd. Yaotzina

Po wypiciu ciepłej czekoladowej cieczy chłopak miał zabawne brązowe wąsy pod nosem. Wypiłem swoją porcję do końca i odstawiłem szklankę do zlewu, po czym wytarłem z niego kakao, które uformowało się w piękne wąsiska. Na początku chłopak się zarumienił, co było u niego normalne. Ale potem... nie sądziłem, że chwyci mnie za nadgarstek i zręcznie zliżę substancję z kciuka. Tak samo jak on się zarumieniłem, tyle, że Yao w tej chwili podniósł swoją koszulkę, zakrywając twarz, a ukazując brzuch. Patrzyłem chwilę na linie mięśni, po czym skierowałem wzrok na jego zawstydzoną twarz, gdzie mogłem zobaczyć jedynie oczy wbite w podłogę. Gdy udało mi się złapać z nim kontakt wzrokowy, uśmiechnąłem się ciepło, próbując pozbyć się rumieńca z twarzy. Podszedłem do niego bliżej i przytuliłem. Sam nie wiem dlaczego, to było takie odruchowe. Chciałem go tak trzymać przy sobie do końca mych dni, czuć jego małe ciepłe ciało, które często się zawstydzało, które jednocześnie było groźne jak i radosne. Chłopak dalej trzymał przy sobie dłonie, naciągając na twarz koszulkę. Widziałem kątem oka, że jego kot nam się przygląda. Czyżby futrzak był zazdrosny? Zapewne tak, ponieważ podszedł do nas i zacząłem mnie i swego pana drapać po nogach. Puściłem lekko chłopaka tak, że obydwoje mogliśmy zobaczyć kociaka, który także chciał, aby okazać mu miłość. Zaśmiałem się cicho. Yao patrzył chwilę na swojego zwierzaka, po czym się schylił i wziął go na ręce.
- On też chce trochę ciepła - zaśmiałem się i pogłaskałem kota za uchem. Zaczął mruczeć tak jak wcześniej. Spojrzałem na twarz blondyna o pięknym morskich oczach i słodkich rysach twarzy. Przyglądałem mu się tak dość długą chwilę, patrzyłam jak głaszczę kota, który był uszczęśliwiony tym wyznaniem uczuć. Gdy Yao podniósł na mnie wzrok i napotkał to gapienie się na niego, ponownie się zarumienił. - Może obejrzymy jakiś film? - zaproponowałem nie przejmując się późną godziną, która dla mnie nie miała znaczenia. Chciałem z nim zostać jak najdłużej.
< Yao?>

Od Yaotzina - Cd. Collina

Cała moja twarz zapłonęła jeszcze bardziej. Jezu, w jego towarzystwie czuję się tak niezręcznie i przyjemnie w tym samym momencie. Wbrew pozorom wcale nie chciałem mu nic zrobić za dotknięcie moich włosów. Szybko przyzwyczaiłem się do tego, że to po prostu nawyk i nie może tego powstrzymać. Ale naprawdę nie lubię jak nazywa mnie uroczym. Nie jestem uroczy. Uśmiechnąłem się lekko i pobiegłem za Collinem do kuchni, by przygotować dwa kubki ciepłego kakała. Podałem mu jeden nieśmiało i zacząłem cicho siorbać ciecz z mojego. Szybko zawartość porcelany wylądowała w moim żołądku. Nie zdałem sobie sprawy z brązowych "wąsów" nad górną wargą puki palec blondyna nie ich nie starł. Popatrzyłem na niego zaskoczony i znowu spaliłem buraka. Nie bardzo zastanawiając się nad swoimi czynami złapałem za jego nadgarstek i wsadziłem kciuk do ust, by zręcznie zlizać substancję. Po całym zdarzeniu przykryłem twarz koszulką z nadrukowanym łbem tygrysa, odsłaniając swój brzuch, ale w tamtym momencie nie bardzo mi to przeszkadzało.

<Cole? Shit's getting real>

Od Collina - Cd. Yaotzina

Czas na kręgielni minął bardzo szybko, ale i przyjemnie. Chłopak szybko załapał jak się w to gra i z czasem sam potrafił zbić większość kręgli. Mogłem też patrzeć, jak się cieszy, co było na prawdę ślicznym widokiem. Powtarzałem to, powtarzam i będę powtarzał - on jest prawdziwym słodziakiem, któremu nie mogę się oprzeć. Dlatego też nie potrafiłem mu odmówić.
- Tak - skinąłem twierdząco głową z lekkim uśmiechem, na co na jego twarzy pojawił się uśmiech. Jednak szybko się odwrócił i łapiąc mnie za rękę, pociągnął do środka. Miał taką delikatną i gładką skórę... Gdybym mógł, trzymał bym go przy sobie do końca życia.
Gdy tylko weszliśmy do środka, przywitało nas miauczenie kota. Zdjąłem buty, a chłopak oznajmił mi, że idzie go nakarmić. Jedynie skinąłem głową i zdjąłem bluzę, w której zrobiło mi się w pomieszczeniu gorąco. Wszedłem do pokoju, gdy chłopak karmił swojego kota w kuchni. Usiadłem na łóżku. Było tak samo niewygodne jak moje w pierwszych dniach, pomimo tego już się do niego przyzwyczaiłem i położyłem się na nim. Jedynie nogi dalej trzymałem na ziemi.
- Wygodne? - usłyszałem głos chłopaka. Spojrzałem na niego podnosząc głowę ku górze.
- Chodź i sam sprawdź - zaśmiałem się. Chwilę milczał i stał w miejscu rozmyślając nad tym, aż usiadł obok mnie. - I co? - przeszedłem do pozycji siedzącej i spojrzałem na niego z uśmiechem.
- Mogło być lepiej - skrzywił się. Przysunąłem się do niego. Chwilę się nie odzywałem, aż nie opatuliłem go ramieniem. Jego policzki zrobiły się czerwone, a on sam jakby się zatrzymał, jakby go sparaliżowało. - Boże... Nawet jak marudzisz jesteś słodki - poczochrałem go po głowie i żebym ja sam nie dostał ani z pieści, ani z kopa, wstałem i nachyliłem się nad nim. - Chodź, zrobimy to kakao - oznajmiłem chwytając go za rękę.
< Yao?>

Od Yaotzina - Cd. Collina

- Na xboxie też nie wychodziło, nie kłopocz się - mruknąłem i uśmiechnąłem się lekko. Collin jednak nie dął za wygraną i podał mi kolejną kulę. Naburmuszyłem się, ale powtórzyłem wcześniej wykonaną czynność i tym razem udało mi się zbić 4 kręgle. - Yay - mruknąłem mało entuzjastycznie. Uśmiechnąłem się do niego i ponagliłem ręką, żeby teraz on kulnął kulą. Tym razem udało mu się zbić wszystko. Podskoczyłem szczęśliwy i uwiesiłem się na jego szyi. Cholera jasna Yaotzin przestań. Znasz go dwa dni, a zachowujesz się jakbyście byli kumplami z podwórka. Opanowałem się szybko i stanąłem kawałek dalej drapiąc się po czole. Zerknąłem na zaskoczonego Collina niepewnie i uśmiechnąłem się nieśmiało. Zażenowany zakryłem twarz włosami. Przekonałem się do gry po kilku kolejnych rzutach, dlatego spędziliśmy czas dość miło. Staliśmy teraz przed moim domem, nie bardzo potrafiąc się pożegnać. Przygryzłem lekko wargę, patrząc głęboko w niebieskie oczy i speszyłem się lekko. - Chcesz wejść na herbatę albo kakao? Zdążyłem wziąć kilka opakowań zanim Cel wyciągnęła mnie siłą z rodzinnego domu - szepnąłem i z rumieńcem na policzkach uniosłem speszony wzrok, zapominając wypuścić wargę z pomiędzy zębów.

<Cole?>

Od Elentii

   Mrok. Chłód. Ból. Metaliczny zapach. Ciągłe kapanie. Nieprzyjemny posmak w ustach.. To rejestruję po ocuceniu się. Głowa mi pulsuje, a w uszach szumi krew. Zmuszam się do parokrotnego zamrugania, co przez chwilę potęguje ból. Jednak odzyskuję wzrok. Z początku widziałam tylko różnokolorowe plamy, ale z biegiem czasu wszystko staje się coraz wyraźniejsze. Zauważam, że jestem w lesie. Dokładniej, w gęstej puszczy, powoli trawionej przez jesień. Każdy liść na ogromnych drzewach ma inny kolor. Niektóre, te słabsze, leżą na ściółce, wpół zgniłe lub połamane. Zmuszam się do siadu, acz ruch wykonuję delikatnie. Chcę uniknąć kolejnej fali bólu. Unoszę dłoń i dotykam prawej strony czoła. Z moich ust wydobywa się cichy syk, a po palcach spływa parę kropel krwi. Rana z pewnością nie była poważna, ale głęboka. 
- Jak ja się tu dostałam.. – mruczę sama do siebie, leniwie się rozglądając. Las pogrążony jest w ciszy. Nie czuję wiatru, ani nie słyszę żadnych zwierząt. Jedynym dźwiękiem, który dobiega do moich uszu jest to cholerne kapanie. Odwracam się, jednak za szybko. Przymykam oczy, by opanować zawroty głowy. Wzdycham krótko, czując, że ból również odpuszcza. Powoli podnoszę powieki. Widzę dość dużą dziurę w ziemi, wykładaną nieobrobionym kamieniem. Wpływa tam mały strumyk, który biegnie przez las. Sięgam po okazały patyk, leżący nieopodal mojej dłoni i z jego pomocą wstaję. Skręcona kostka nie ułatwia mi tego zadania. Biorę łyk wody z bukłaka i ruszam na zachód.
    Spoglądam w niebo. Słońce zdążyło schować się za drzewami, a na firmamencie pojawiają się pierwsze gwiazdy. Z drugiej strony powoli wschodzi Księżyc. Oznacza to, że od mojego obudzenia się minęły ponad cztery godziny. Chcę zrobić sobie przerwę; odpocząć. Kostka powoli odmawia mi posłuszeństwa. Widzę jednak łunę miasta i z każdym krokiem jestem coraz bliżej niego. Jeszcze tylko parę kilometrów i dotrę na jego obrzeża. Postanawiam się nie zatrzymywać. Gdybym teraz zaprzestała wędrówki, nie mogłabym się zmusić do ponownego jej rozpoczęcia. Pozwalam sobie jednak na mocniejsze zawiązanie sznurówki w bucie. Prowizoryczny bandaż powoli zaczyna się z niego wysuwać. Wydaję z siebie cichy jęk, gdy kostka kolejny raz o sobie przypomina. W myślach odmawiam krótką modlitwę do mojego Opiekunka. Ból powoli ustępuje; zarówno ten w nodze, jak i ten w głowie. Przyspieszam trochę, by bardziej skorzystać z łaski Annandil'a. Ku mojemu zaskoczeniu, wpadam na jakiegoś osobnika. 

[ Ktoś? D: ]

Od Collina - Cd. Yaotzina

Jeju... Czy on musi być taki słodki?! Nie ważne czy jest wredny, czy agresywny, albo wręcz przeciwnie. Gdy się tak we mnie wtulił miło mi się zrobiło. Uśmiechnąłem się sam do siebie po czym do także objąłem. Był taki malutki w moich ramionach, taki ciepły, delikatny...
- Spokojnie - zaśmiałem się. - To proste - puściłem go, a on to zrobił jakby niechętnie. To było na prawdę uroczę. - Masz silne ręce. Wystarczy ci teoria, a potem próby - poczochrałem go po głowie, na co lekko się odsunął. Chyba dalej za tym nie przepadał, ale to było ode mnie silniejsze. Złapałem go za rękę i pociągnąłem za sobą, aby tym razem się nie zgubił. Dzisiaj było dosyć dużo ludzi, a on zachowywał się jak małe dziecko. Dlaczego on musi być taki uroczy?!
Stanęliśmy przez jakąś ladą, jeśli można tak to nazwać, po czym zapłaciliśmy za karnet wejściowy. Mogliśmy tu przesiedzieć cztery godziny, więc mamy sporo czasu, aby nauczyć go gry w kręgle. Często tutaj byłem, sam lub z przypadkowymi ludźmi - ta, znajomość na parę chwil, aż nie zobaczyli jaki to ja denerwujący. Cieszyłem się, że tym razem gdy stąd wyjdę, dalej będę miał z kim rozmawiać i nie zostanę sam, jak to zawsze się dzieje. Podeszliśmy do jednego wolnego toru, gdzie były ciężkie kulę, z trzema dziurkami na palce. Chłopak stanął obok, gdy wziąłem do ręki czarną kulę.
- Zobacz - wsadziłem palce w dziurki i zamachnąłem się lekko do tyłu. Podbiegłem trochę do przodu i przed samą linią puściłem kulę, która potoczyła się nieco na lewej stronie, zwalając tym samym prawie wszystkie przeszkody, prócz jednej. Yao patrzył na to jakby niepewnie, ale z lekkim uśmiechem. Podszedłem do kul i wziąłem granatową. - Trzymaj - podałem mu kule. Ten ją złapał i trzymał w dwóch dłoniach. - Wsadź zaręczynowy, środkowy i wskazujący palec w dziurki - poleciłem, co wykonał po chwili przyglądania się. - Lekko zamachnij się i puść kulę - poradziłem. Milczał. Podszedłem do toru i niepewnie wykonał moje polecenie. Kula poleciała w środku drogi na lewą stronę.
- Nie uda się - mruknął niezadowolony jak małe dziecko. Zaśmiałem się mówiąc mu, aby spróbował jeszcze raz, ale tym razem żeby puścił kulę, a nie leciał z nią chwilę. no i co ważniejsze, musi wymierzyć w środek.
< Yao? Jak coś, sama nie wiem jak się w to gra, więc pisz byle co xd>

Od Yaotzina - Cd. Collina

Szczęśliwy podskoczyłem w miejscu i zaraz znalazłem się z ramionami na szyi Collina. Yao do cholery, nucz się panować nad tym co robisz, kiedy masz przypływ emocji. Zacząłem chichotać szczęśliwy i jeszcze bardziej wtuliłem się w chłopaka. Szybko jednak zdałem sobie sprawę ze swoich czynów i odskoczyłem od blondyna jak oparzony.
- Izvinite (przepraszam) - mruknąłem i schowałem dłonie w kieszeniach. - Możesz mnie tam zaprowadzić, jak skończymy grać w kręgle? Proszę - speszyłem się lekko i znów spojrzałem w dół.
- Dobra, chodź - zaśmiał się i zaczął iść przed siebie. Szybko go dogoniłem i uczepiłem jak rzep psiego ogona. Kilkanaście minut później weszliśmy do budynku. Przełknąłem głośno ślinę i rozejrzałem się dookoła. Zafascynowany wyglądem pomieszczenia, zgubiłem swojego towarzysza. Przerażony tłumami jakie tu panują, zacząłem histerycznie rozglądać się dookoła.
- Collin? Collin! - krzyknąłem, na skraju cierpliwości. Już miałem zacząć wrzeszczeć jeszcze głośniej, kiedy dwie silne dłonie złapały moje.
- Jestem tu - powiedział i uśmiechnął się lekko. Wypuściłem powietrze z ulgą i przytuliłem go z całej siły. - Jest jedna sprawa... Nie umiem grać w kręgle - wymamrotałem, nie mając ochoty puszczać umięśnionego ciała.

<Cole?>

Od Collina - Cd. Yaotzina

Kot zeskoczył z moich kolan, a wszedł na nogi swego właściciela, który zaczął opowiadać o lekcji baletu. Nigdy bym się nie domyślił, ale w pewnym sensie go rozumiałem. Ludzie cię nie szanują przez to, co robisz. Dlatego chcesz pozostać anonimowy. Ze mną jest podobnie, tyle, że mi nie zależy na anonimowości. Dlaczego? Bo zawsze mam tą skrytą nadzieję, że może uda mi się znaleźć kogoś, z kim będę mógł porozmawiać.
Chłopak nagle zaczął uderzać głową w stół.
- Co jest? - zapytałem zdziwiony, ale on nie nic odpowiedział, jedynie pokręcił głową i kontynuował swoją czynność. Uderzył tak mocniej z siedem razy, aż nie wstałem i nie podszedłem do niego. Poczochrałem go po włosach, na co on zareagował natychmiast.
- Mówiłem, żebyś nie dotykał - warknął, na co się uśmiechnąłem.
- Wiem - byłem tego świadom. Chciałem tylko, aby przestał uderzać o stół, a to pomogło. Uśmiechnąłem się do niego ciepło, a gdy zrozumiał to, co chciałem uczynić, sam się delikatnie uśmiechnął, ale tylko na dwie sekundy. Dalej nad nim stałem wpatrując się w jego buźkę, aż na jego twarzy pojawił się rumieniec i odwrócił wzrok. Zaśmiałem się cicho. Tak łatwo go było zawstydzić. To takie słodkie! - Za nim uderzyłem w słup, chciałem się ciebie zapytać, czy masz ochotę pójść na kręgle, albo coś takiego - zaproponowałem, tym samym kończąc swoją wypowiedź, którą uniemożliwił mi dokończenie zwykły słup. One powinny być zakazane na drodze! one szkodzą ludziom! Już wolałbym iść z latarkę, ale mieć pewność, że nie uderzę w te metalowe przedmioty. Chłopak chwilę milczał zastanawiając się nad propozycją, aż w końcu skinął głową.
Ubrał buty i po chwili mogliśmy wyjść z domu, zostawiając kota samego. Pogoda się nie zmieniła, nie licząc tego, że zrobiło się już nieco zimniej, a za parę godzin zrobi się ciemniej.
- Skoro mówisz, że chodziłeś na balet, może teraz też chcesz? - lekko go szturchnąłem łokciem. - W tym mieście jest chyba jedna taka szkoła i uwierz mi, nie byłbyś tam jedynym chłopakiem - stwierdziłem przypominając sobie spotkanie z cała pokaźną grupką mężczyzn w tak zwanych rajtuzach. Byli całkiem mili, chociaż można było dostrzec z łatwością, że odtają od reszty. Co zabawniejsze, raz byłem świadkiem, jak siebie nawzajem bronili. Mnie może nigdy nie pociągał balet, ale jakoś nie wyobrażam siebie śmiejącego się z takich ludzi. Skoro ja jestem gejem, to dlaczego mam się śmiać z takich rzeczy?
< Yao?>

26.11.16

Od Yaotzina - Cd. Collina

- Byłem ciekawy. Po prostu, nikt wcześniej nie był mną zainteresowany - westchnąłem i nie mając więcej apetytu, odstawiłem nadgryzionego chleba na talerz. - Wszyscy zawsze traktowali mnie jak typową balerinę i patrzyli na mnie przez pryzmat zajęć baletu. Prześladowano mnie nawet w szkole z tego powodu. Nigdy mnie nie szanowano. Dlatego zawsze chcę zostać anonimowy w kontaktach z innymi - bo paplam za dużo na swój temat. Ty jednak nadal tutaj siedzisz, ciekawy faktów z mojego życia, dlatego sam postanowiłem zadać potrzebne mi do szczęścia pytanie - wzruszyłem obojętnie ramionami. Wziąłem na ręce domagającego się o pieszczoty futrzaka i zacząłem bawić się jego ogonem. Nie zwróciłem zbytnio uwagi na wypowiedziane słowa o moich lekcjach baletu, ale zdałem sobie sprawę, że nie będę mógł już na nie uczęszczać. Jęknąłem zrezygnowany i walnąłem czołem w blat stołu przed nami.
- Co jest? - zapytał zdziwiony. Pokiwałem przecząco, kontynuując pojękiwania i walenie głową w stół.

<Cole? Brakus Wenus>

Nowa zasada - Punkty Aktywności

Po długich rozmyślaniach na temat Istari Atan doszłam do wniosku, że dla niektórzy mogą chcieć coś zmienić w karcie postaci. Zwykły sklep nie byłby wystarczającym rozwiązaniem. Postanowiłam więc, że na blogu zagoszczą Punkty Aktywności. Będą one liczone za opowiadania i wkład do bloga. Więcej o PA będzie można się dowiedzieć tutaj: K L I K.

Punkty Aktywności (18.11 - 26.11)

  • Celaena Eurielle Imcora - 332 PA
Łączna ilość słów w opowiadaniach: 2572 | 10 PA + 254 PA = 264 PA

Wykonane grafiki: 1 | 8 PA
Działania na rzecz bloga: 4 | 60 PA
Suma: 264 + 8 + 60 = 332 PA


  • Sylph Atimmi Wilden - 32 PA
Łączna ilość słów w opowiadaniach: 217 | 10 PA + 12 PA = 22 PA

Wykonane grafiki: 0 | 0 PA
Działalność na rzecz bloga: 1 | 10 PA
Suma: 22 + 0 + 10 = 32 PA

  • Elentiya Nehemia Sardothien - 0 PA

Łączna ilość słów w opowiadaniach: 0 | 0 PA
Wykonane grafiki: 0 | 0 PA
Działania na rzecz bloga: 0 | 0 PA
Suma: 0 + 0 + 0 = 0 PA

  • Renesmee Enir - 48 PA

Łączna ilość słów w opowiadaniach: 488 | 10 PA + 38 PA = 48 PA
Wykonane grafiki: 0 | 0 PA
Działania na rzecz bloga: 0 | 0 PA
Suma: 48 + 0 + 0 = 48 PA

  • Nathaniel Black - 192 PA

Łączna ilość słów w opowiadaniach: 1790 | 10 PA + 167 PA = 177 PA
Wykonane grafiki: 0 | 0 PA
Działania na rzecz bloga: 1 | 15 PA
Suma: 177 + 0 + 15 = 192 PA

  • Yaotzin Lyubov - 181 PA

Łączna ilość słów w opowiadaniach: 1826 | 10 PA + 171 PA = 181
Wykonane grafiki: 0 | 0 PA
Działania na rzecz bloga: 0 | 0 PA
Suma: 171 + 0 + 0 = 181 PA

  • Collin Connor - 302 PA

Łączna ilość słów w opowiadaniach: 3040 | 10 PA + 292 PA = 302 PA
Wykonane grafiki: 0 | 0 PA
Działania na rzecz bloga: 0 | 0 PA
Suma: 302 + 0 + 0 = 302 PA

  • David Moonlight - 0 PA

Łączna ilość słów w opowiadaniach: 0 | 0 PA
Wykonane grafiki: 0 | 0 PA
Działania na rzecz bloga: 0 | 0 PA
Suma: 0 + 0 + 0 = 0 PA

Od Collina - Cd. Yaotzina

Jego kot był bardzo słodki. Miziałem go za uchem, aż nie przewalił się na bok i nie zacząłem go drapać po brzuchu. Miałem wrażenie, ze zaraz zacznie machać noga jak pies, ale zamiast tego trącił mnie łbem, aby go dalej głaskał, ponieważ wziąłem do reki kanapkę. Musiałem jedzenie wziąć do drugiej, aby go dalej głaskać. Nie chciałem, aby mi zaczął wbijać pazury, żeby go tylko pogłaskać. Słodko mruczał. Całą swoja uwagę na razie skupiłem na kocie. Od zawsze uwielbiałem zwierzęta, a tym bardziej takie, które się łaszą. Chłopak wbił wzrok w okno. Milczeliśmy i cisza była przerywana jedynie naszym mlaskaniem kanapek, lub mruczenia Alexandre.
- Jestem gejem, dlatego zadam ci teraz głupie pytanie. Jak bardzo ci się podobam, że ze mną siedzisz? - zbił mnie całkowicie z tropu. Najpierw mówi, ze nie jest, a potem, że tak? No dobra, nie powiedział mi tego wprost, w sumie... dobra, nie ważne. Po prostu popatrzyłem na niego tylko tępym wzrokiem nie wiedząc co powiedzieć. Znowu. Nie rozumiałem, dlaczego potrafił mnie postawić w takim punkcie bez wyjścia? Przestałem głaskać kota, który po chwili miauknął i domagał się jednego. Przełknąłem kawałek kanapki dalej głaszcząc jego futrzaka.
- Wiesz... Sam nie wiem - odparłem zgodnie z prawdą. No dobra, prawda była taka, że nie wiedziałem co powiedzieć. - Po prostu od zawsze lubiłem i podobali mi się młodsi i słodzi chłopcy. Nie wiem, czy to tylko zauroczenie, ale w tej chwili jesteś najładniejszą osóbką w tym mieście - lekko się zarumieniłem. Nie przepadałem za mówieniem o czymś takim, ale jednak podniosłem na niego wzrok przęłykając ostatni kęs kanapki. Dalej był wpatrzony w okno, ale widziałem, że patrzy na mnie kątem oka. - No i jako jedyny jeszcze nie wyrzuciłeś mnie z domu - uśmiechnąłem się lekko. - Zazwyczaj ludzie mnie odtrącają, pewnie dlatego, że jestem denerwujący, uparty i tak dalej - wróciłem wzrokiem do kota, który nie przestał się łasić. - Czemu chcesz to wiedzieć? - zapytałem poważnie. Zacząłem sądzić, ze pewnie chciał się ze mnie ponabijać. Jak wszyscy...
< Yao?>

Od Yaotzina - Cd. Collina

- Może powinieneś bardziej zwracać uwagę gdzie chodzisz - mruknąłem cicho i wróciłem do wgapiania się w okno. - Też tak miałem. Wystarczyło trochę bardziej przyjrzeć się okolicy i zapamiętać te drobne szczegóły, które tak bardzo uprzykrzają życie - westchnąłem cicho i podrapałem Alexandra, gdy wskoczył na moje kolana. Skupiłem na nim swoją uwagę na białym futerku. Kotek jednak szybko się mną znudził i wspiął się na nogi Collina. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem z kanapy. Szybkim krokiem udałem się do kuchni i zrobiłem jakieś prymitywne kanapki. - Trzymaj, już pora obiadowa, ale nie umiem gotować, więc musimy zadowolić się kanapkami. Nie dawaj nic Alexowi - powiedziałem i usiadłem trochę bliżej starszego blondyna. Tak wiem, że miałem być bezlitosnym człowiekiem, który potrafi zabić małym palcem, ale w jego obecności czułem się dziwnie bezpieczne. Wypuściłem powietrze nosem i zerknąłem na bawiącego się z kotem Collina. Uśmiechnąłem się lekko. Ciekawe czy tak samo bawiłby się z dziećmi. Nie Yao, nie pora na takie myśli. Pokiwałem głową na boki jak otrzepujący się z wody pies i popatrzyłem tempo w okno, powoli wsuwając kanapkę. - Jestem gejem, dlatego zadam ci teraz głupie pytanie. Jak bardzo ci się podobam, że ze mną siedzisz? - wypaliłem, chwilę później żałując pytania.

<Cole?>

Od Collina - Cd. Yaotzina

Nie sądziłem, że chłopak w jakikolwiek sposób się zainteresuje tym, co mi się stało. No dobra, myślałem, ze wybuchnie śmiechem i mnie wyzwie, ale zamiast mnie zaciągać do siebie, sam pójdzie w swoim kierunku. Miło mi się zrobiło, gdy tak się przejął, że aż mnie posmarował jakąś maścią. Gdyby nie to, że mam wysoki próg bólu, zapewne bym jęczał teraz, gdy tylko mnie dotykał, ale ja nic nie czułem, prócz zimnej maści i delikatnych palców chłopaka. Zapewne była jakaś czerwona gula, którą się zakryje włosami i tyle. Ale gdy pocałował mnie w czoło... no normalnie nie sądziłem, że coś takiego się stanie. Bardziej zakładałem, ze dopiero za miesiąc sam mi będzie proponował jakieś wyjście, a ten w drugi dzień takie coś... I na jego twarzy pojawił się rumieniec, jak i na mojej. Po prostu nie wiedziałem co mogłem zrobić, albo powiedzieć. Pierwszy raz tak się czułem, taki zawstydzony, podobnie jak on. Tyle, że Yao od razu się odwrócił i schował swoją twarz. Ja się na niego patrzyłem z takim niedowierzaniem w oczach, aż udało mi się przełknąć gule w gardle, przez którą nie mogłem nic powiedzieć.
- Dziękuje - sam nie wiem za co, ale to jedyne, co mi przyszło do głowy. Dlatego też wstałem i wyszedłem z pokoju do łazienki. Tam spojrzałem w lustro. Po maści nie było śladu, jedynie spora czerwona gula mieściła się na moim czole, niczym pryszcz. Zdjąłem opaskę i zarzuciłem włosy na czoło, tym samym chowając rzecz do kieszeni. Poprawiłem jeszcze włosy, aby nie opadały mi na oczy, po czym wróciłem do chłopaka. - Często wpadam na słupy - oznajmiłem. - Idę, patrzę, a przede mną pusto. Gdy odwracam na chwilę wzrok, automatycznie jak z ziemi wyrasta słup - zaśmiałem się cicho siadając na krześle, na przeciwko chłopaka, któremu rumieńce już zniknęły i podniósł na mnie wzrok.

<Yao?>

Od Renesmee

Poczułam coś lepkiego i mokrego na twarzy. Wytarłam to, po czym obróciłam się na prawy bok, by dalej pospać. Jednak "to coś" nie dało mi spokoju i znowu postanowiło wysmarować mi twarz. Otworzyłam oczy, tym razem gwałtownie wstając i łapiąc w objęcia małego szpica z czarnym futrem.
-Wiedziałam, że to ty mendo jedna- powiedziałam do psa, cmokając go w nos.
-Po co go całujesz? Potem chłopak nie będzie się chciał z tobą migdalić- usłyszałam męski głos. Spojrzałam w stronę drzwi, w których stał dosyć wysoki chłopak w samych spodniach i kapciach bez koszulki. Miał prawie czerwone oczy i nienaturalnie białe włosy z ogoloną prawą stroną i zarzucone je na lewą stronę, przez co zasłaniało lewe oko. Miał przekłute prawe ucho w sześciu różnych miejscach oraz przekłutą chrząstkę. Miał jeszcze przekłutą prawą brew, kolczyk w nosie i w wardze na kształt obręczy, jedną czarną a drugą srebrną. Rozluźniłam uścisk, przez co Ren wyskoczył z moich objęć i podbiegł do Leoandra. Ten go podniósł, czochrając po głowie.
-Najpierw to bym musiała mieć jakiegoś chłopaka, żeby się z nim "migdalić" jak ty to określiłeś- powiedziałam. Wyciągnęłam ręce w górę, przy czym się wyciągnęłam. Chłopak tylko prychnął, oddalając się od poprzedniego miejsca stania. -Ubierz się!- krzyknęłam za nim. Znając go, zapewne wystawił język w stronę mojego pokoju. Jaki kochany z niego braciszek... Odkryłam z siebie kołdrę, po czym wstałam z łóżka, znowu się przeciągając. Wyciągnęłam z szafy jakiś ciemne spodnie, bieliznę oraz czarną bluzę z realistycznym zdjęciem tygrysa, którą zajumałam Leoandrowi jakiś czas temu. Ubrałam się w spokoju, po czym przeszłam do salonu, gdzie znajdował się talerz z jajecznicą brata. -Jaki dzisiaj dzień?- zadałam pytanie, siadając na krześle i biorąc pierwszy kęs do buzi. On nigdy nie robi jajecznicy bez powodu... On wstał z kanapy, po czym do mnie podszedł i cmoknął w policzek.
-Ponieważ dzisiaj mam dobry humor- uśmiechnął się, w ten swój flirciarski sposób.
-Wyperfumowałeś się. Masz dzisiaj randkę- zwróciłam mu uwagę.
-Bingo!- krzyknął do mnie z kuchni, przez co się zaśmiałam. Zawsze taki sam... -Wybierasz się gdzieś?- zadał pytanie, wchodząc do pokoju, tym razem ubrany w normalną bluzę i dżinsy.
-Rena już wyprowadziłeś...- zamyśliłam się. Nagle pstryknęłam palcami. -Dzisiaj otwierają lodowisko. Wczoraj już spakowałam plecak z łyżwami- powiedziałam, w błyskawicznym tempie zjadając jajecznicę i pędząc do pokoju po swój plecak. Biorąc go, poszłam do przedpokoju i zaczęłam ubierać swoje czarne zimowe buty z kożuchem. Po chwili stałam już przed Leoandrem zwarta i gotowa do wyjścia. Chłopak tylko się zaśmiał, po czym zasłonił moją czapką oczy.
-Oszczędzaj światło- dodał tylko, ciągle śmiejąc się pod nosem. Po upływie około minuty siedziałam już w samochodzie Leoandra. Wzięłam głęboki wdech, teraz trzeba to przeżyć. Po dziesięciu minutach siedzenia i ściskania gniotka, który zawsze jest w samochodzie, w końcu dojechaliśmy pod miejscowe lodowisko.
-Dzięki, Śnieżko- podziękowałam bratu, po czym szybko wyskoczyłam z samochodu, zanim zdążył mnie złapać. Szybko przebiegłam przez trawnik. Gdy chciałam już wejść do środka, niespodziewanie uderzyłam w coś...a może raczej kogoś..?


<Ktoś? Coś?>

Renesmee Enir


Imię: Renesmee (preferuje skrót Rene)
Nazwisko: Enir
Wiek: 17 lat
Płeć: Kobieta
Charakter: Renesmee jest dosyć miłą dziewczyną. Jednak, gdy z kimś rozmawia, lubi używać ironii oraz sarkazmu, chociaż dziewczyna nie widzi różnicy, między jednym a drugim. Dosyć często przezywa się z bratem, jednak to u nich codzienne i nawet Ren się do tego przyzwyczaił. Lubi pomagać innym, chociaż nie zawsze wyskakuje z taką propozycją, bo jest dosyć nieśmiała. Ma niecałe 160 cm wzrostu, więc trochę się lęka ludzi, którzy mają ponad 180 cm, nie liczy się to tylko Leoandra, którego kocha całym sercem. Obcych trochę się boi, jednak najbardziej boi się znajomych brata, którzy zawsze zaczepiają rudowłosą i pytają o rzeczy, o które nie powinni pytać. Uwielbia zwierzęta, najbardziej psy, gdyby mogła, to miałaby ich bardzo dużo w domu, jednak Leo pozwolił jej tylko na posiadanie Rena. Strasznie boi się pająków, nienawidzi ich i zaczyna płakać, gdy tylko jednego zobaczy. Raz zdarzyło jej się nawet zemdleć. Ogólnie ma też fobie na samochody i po 15 minutach siedzeniu w nim, zaczyna się trząść, pocić, a nawet krzyczeć. Bardzo lubi śpiewać, jednak boi się czyjejś krytyki, więc robi to tylko dla osób bliskich jej sercu. Gdy jest smutna, lubi się przytulać. W sumie, gdy jest wesoła, to też lubi się przytulać, najbardziej do brata. Ma anielską cierpliwość do wszystkiego, mało rzeczy co ją denerwuje, chociaż najczęściej to wszędzie porozrzucane rzeczy brata. Bardzo lubi, gdy wszystko leży na swoim miejscu i nie ma bałaganu, jednak Leo często lubi robić jej na złość. Jest też dosyć ufną osobą, jednak sama jest warta dużego zaufania, bo nigdy nie zdradza cudzej tajemnicy, gdy ta osoba tego nie chce.
Głos: KING
Boski Opiekun: Livienn
Moce: Renesmee, jak widać na zdjęciu, potrafi zmienić się w lisa o kilku ogonach, czasem zwanym kitsune. Potrafi wytwarzać mgłę, dzięki której może się ulotnić, lub uciec, gdy trzeba. Potrafi wytworzyć iluzję, na podstawie rzeczy, którą kiedyś widziała, jednak musi się mocno skupić. Dzięki jej czarnym oczom, umie zobaczyć duszę człowieka, lub zwierzęcia, obojętnie w której jest postaci. Dzięki postaci lisa może rozumieć mowę zwierząt.
Umiejętności: Rene kocha matematykę i ogólnie liczby. Nie rozumie, jak inni mogą jej nie lubić. Jest dosyć szybka, jak i zwinna. Bardzo dobrze jeździ na łyżwach, czego nauczył ją Leo, który kiedyś brał udział w konkursach łyżwiarskich. Jednak chłopak, jeżdżąc z rudowłosą, ma więcej radości, niż kiedy jeździ sam. Tak samo jest u dziewczyny.
Zauroczenie: Leo skutecznie wybija jej to z głowy.
Inne informacje:
-mieszka ze starszym bratem Leoandrem oraz czarnym szpicem Renem,
-nie lubi opowiadać o swoim dzieciństwie, a jak już, to osobom, które są bliskie jej sercu,
-w postaci lisa, jest dwa razy większa od przeciętnego zwierzęcia tego gatunku,
-zmienia się w lisa tylko w niebezpieczeństwie,
-kocha duże bluzki i bluzy, więc często chodzi w ubraniach brata,
-ma niesamowitą pamięć, która jest przydatna, jednak ma też przez nią wiele koszmarów, przez co budzi się w środku nocy z krzykiem,
-ma arachnofobię (lęk przed pająkami),
-kocha jeździć na łyżwach i zimę,
-kiedyś się cięła, nadal ma po tym blizny.
Inne zdjęcia: - 
Kontakt: Zlota123@onet.pl lub ZlotyPies (howrse)

Od Yaotzina - Cd. Collina

Nie potrafiłem owstrzymać wybuchu śmiechu. Pusty dźwięk który zwrócił moją uwagę byl teraz tak bardzo śmieszny, że aż kuliłem się z wrażenia.
- Idiota - zaśmiałem się i wyciągnąłem do niego pomocną dłoń. Cicho chichotajac pomogłem mu wsać i otrzepać się z drogowego kurzu. - Zastanawia mnie tylko co wydało ten dźwięk. Słup czy twoja pusta głowa? - prychnąłem. - Bardzo boli? - tym razem zapytałem na poważnie. Pomimo wyraźnie wypowiedzianego "nie boli" zaciagnąłem go za przedramie do domu. Posadziłem blondyna na krześle w kuchni i zacząłem jeździć opuszkiem palca po czerwonym śladzie na czole. - Głupolu, musisz patrzeć gdzie chodzisz, a nie alanizować mój każdy ruch jak jakiś terminator - z małym uśmiechem wsmarowałem maść na obicia w czoło Collina i pocałowałem lekko to miejsce, zaraz oblewając się rumieńcem.

<Collin?>

Od Colina cd Yaotzina

Bystry chłopak muszę przyznać. Ale nawet gdy próbuje mnie odtrącić, to mnie się tak łatwo nie da. Wiem to, jestem uparty i denerwujący, ale nie mam zamiaru stracić takiego kogoś. W tym mieście nie ma nikogo słodszego od niego, a że jestem orientacji jakiej jestem, to trudno. Chciałbym chociaż nie stracić z nim kontaktu. Nawet, jeśli nie podoba mu się to, że jestem gejem i myśli, że wykorzystam to iż jestem silniejszy, mam zamiar zmienić jego podejście do mnie. Może się uda? Przecież to tylko drugi dzień znajomości, prawda? Może później będzie lepiej?
Patrzyłem przez chwilę jak odchodzi, próbując ukryć swoje rumieńce i wstyd.
- Poczekaj! - krzyknąłem i podbiegłe do niego. Zwolnił, ale nie zatrzymywał się. Wsadził ręce do kieszeni i dalej jego wzrok był wbity w podłogę. Nie widziałem jego twarzy, ponieważ przysłonił się kapturem. - A może ja chce się zaprzyjaźnić? - stwierdziłem stając obok niego i zrównując z nim kroku. Milczał, na co się skrzywiłem. Wolałem, gdy mówił, nawet takie rzeczy jak wtedy. Zawsze coś. A teraz dalej był speszony? Jeju... dlaczego on musi być taki słodki?!
- Nie oszukuj się - mruknął w końcu niewyraźnie pod nosem. - Ze mną się nie da zaprzyjaźnić - stwierdził dalej chowając głowę. Przewróciłem oczami i się nieco do niego zbliżyłem.
- Jeśli tego nie chcesz, to na pewno - powiedziałem kierując wzrok przed siebie, ponieważ gapienie się na niego nic nie da. Jedynie uderz w słup jak to ja. - Ale ja jestem uparty i będę próbował do skutku - uśmiechnąłem się, po czym spojrzałem na niego. Podniósł lekko głowę do góry, ale nie spojrzał na mnie. Musiałbym się schylić i stanąć przed nim, aby zobaczyć chociażby jego nos. Znowu milczał.
- Co powiesz na... - nie dokończyłem, ponieważ na mojej drodze co stanęło? Oczywiście słup! Uderzyłem bokiem głowy o metalową rzecz, przez co przestałem utrzymywać z nim kroku i wylądowałem na tyłku, pocierając obolałe miejsce.

<Yaotzine? Słup!>

Od Yaotzina - Cd. Collina

Westchnąłem cicho i wyrwałem rękę z jego ścisku.
- Nie jestem uroczy - mruknąłem i spuściłem wzrok. - A tak poza tym. Gdybym był hetero, już dawno miałbym dziewczynę - powiedziałem cicho. - Gdybyś nie był mną zainteresowany, to dałbyś mi spokój i nie mówił takich rzeczy - szepnąłem. Zażenowany całą sytuacją schowałem twarz w dłoniach, by jak najlepiej schować rumieniec. Dlaczego nie mogę wrócić do domu? Dlaczego on mi się tak bardzo wpycha w życie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy dwie duże dłonie odsunęły moje od czerwonej twarzy. Popatrzyłem nieśmiało w górę, potrząsając głową na boki, by one zakryły buraki na policzkach i nosie.
- Nie chowaj się - powiedział i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Zostaw nie - szepnąłem, wyciągając swoją dłoń z tej jego ciepłej i wzdrygnąłem się na brak kontaktu. Wstałem szybko i zacząłem odchodzić po woli, mając nadzieję, że Collin zaraz stanie obok mnie.

<Collin?>

Od Collina - Cd. Yaotzina

Był na prawdę ciekawą osóbką. Niby taką ponurą, jakby chciał wszystkich zabić, w tym mnie, ale jednak zgodził się na spacer, a do tego widziałem jak potrafi się cieszyć niczym małe dziecko. Co zabawniejsze, zawsze to kryje, się zawstydza i unika wzroku. Nie mogłam przestać gapić się na jego śliczną buźkę, aż stwierdził, że nie jest zainteresowany. Nie zbyt mnie to ruszyło, a to tylko dlatego, że nie chodziło mi o związek, a do tego, znał mnie zaledwie dwa dni. Może za jakiś czas zmieni zdanie? Ale jak wcześniej wspomniałem, nie chodzi mi to o związek - chciałem się z nim po prostu zaprzyjaźnić, być koło niego blisko. Nie ukrywam, zawsze miałem słabość do takich chłopców, ale skoro nie jest gejem, to co ja mogę poradzić? Wyminął mnie jedynie i odszedł kawałek. Chwilę milczałem i stałem w miejscu, aż w końcu nie przypiąłem go do drzewa. Myślałem, ze mnie uderzy. Ale on się tylko wydarł, co wywołało na mojej twarzy uśmiech. Aż żałowałem, że nie był homoseksualistą, był na prawdę słodki.
- Spokojnie - zaśmiałem się, a gdy mnie zobaczył, wpierw na jego poliki wtargnęły lekkie rumieńce, a potem znowu wysłał mi spojrzenie pełne mordu. Chciał coś do mnie krzyknął, zapewne wyzwać mnie i odepchnąć, ale ja byłem pierwszy. - Jednak można cię wystraszyć i wywołać u ciebie zawstydzenie - zaśmiałem się uśmiechając miło, na co on mnie próbował odepchnąć. Był silny, ale ja silniejszy, co mi pasowało.
- Pość mnie idioto - warknął trzymając ręce na mojej klatce, dalej próbując mnie odepchnąć. Chwilę po prostu mu się przyglądałem, aż się zgodziłem. Automatycznie puściłem go i drzewo, odchylając się na bok, a ponieważ dalej napierał na mnie i stracił punkt podparcia, zaczął lecieć w dół. Złapałem go za rękę, żeby się nie przewrócił.
- Wiesz, nie znam twojej orientacji, ale skąd możesz wiedzieć, że mi się podobasz? - zapytałem podnosząc jedną brew. - Ja po prostu mam słabość do uroczych chłopaków - jak zawsze nie myślałem nad swoimi słowami.

<Yaotizne? Nie bij >.>>

Od Yaotzina - Cd. Collina

- Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia. Przypominam ci, że wiem o swojej mocy od trzech dni - warknąłem. W końcu doszliśmy do ogromnego parku. Zafascynowany zacząłem rozglądać się dookoła. Uśmiechnąłem się szeroko i zacząłem skakać w miejscu uradowany. Zdałem sobie jednak sprawę gdzie jestem i z kim jestem i przestałem w trybie natychmiastowym. Zawstydzony narzuciłem kaptur na głowę i usiadłem na jakiejś ławce pod drzewem. Podrapałem się po czole i wyciągnąłem z kieszeni telefon, postanawiając ignorować obecność towarzysza.  Chwilę później uniosłem wzrok, by zobaczyć uśmiechającą się perfidnie bladą mordę. Uśmiechnąłem się do niego przesłodzonym uśmieszkiem, ale żądza mordu zawitała w moich oczach. - Możesz przestać się na mnie gapić? Nie jestem zainteresowany twoją osobą. Kto w ogóle powiedział, że jestem gejem, co? - warknąłem cicho. Uniosłem się gwałtownie i wyminąłem Collina, popychając go ramieniem. Znudzony całą sytuacją zacząłem odchodzić, w głąb parku. Rozglądałem się dookoła zafascynowany. Wszędzie dookoła było pełno ludzi, a co najważniejsze - byli szczęśliwi, Prychnąłem pod nosem i bardziej skupiłem się na przyrodzie. Soczyście zielone liście na drzewach i krzewach, bardziej dawały klimat lata niż jesieni. Dziwna była taka zmiana, kiedy w Rosji każde drzewo było już gołe, a niebo ponure. Westchnąłem cicho i zatrzymałem się pod jednym z pni. Nagle dwie silne ręce przypięły mnie do grubej kory, na co przerażony krzyknąłem z całej siły.

<Cole? Nie strasz ludzi XD>

Od Collina - Cd. Yaotzina

Zaśmiałem się cicho pod nosem, po czym stanąłem obok niego i razem wyszliśmy. Zmierzył mnie tylko tym swoim wzrokiem zabójcy, jakby po części żałował, że to robi, ale jednak druga strona go do tego zmuszała. Wyszliśmy z budynku, po czym zaczęliśmy się kierować chodnikiem w przypadkową stronę. Wiał lekki wiatr, który muskał mnie przyjemnie zimnym powietrzem. Słońce dawało niewyraźne promienie, przez warstwę chmur, które częściowo zakrywały żółta kulę.
- Masz ochotę się gdzieś wybrać? Czy idziemy do paru? - zapytałem spoglądając na niego kątem oka, aby tez przypadkiem nie wpaść na jakiś słup. Już parę razy tak było. Niby wszystko normalnie, ma być pięknie, aż nagle się zagapię na kogoś, albo na coś i głowa obolała, bo uderzyłem w lampę. Co zabawniejsze, zawsze pojawiają się na mojej drodze, gdy nie patrzę. A gdy obserwuje ją, zero, nic, pustka. 
- Wolę park. I tak nie znam tego miasta - wzruszył obojętnie ramionami. Chwilę się zastanawiałem gdzie mogę się wybrać z nim po spacerze. Na pewno miejsce, gdzie nie będzie dużo ludzi. Normalnie bym się wybrał do lasu, ale nie jestem pewien, jakby to odebrał chłopak, tak więc postanowiłem to zostawić na później. Może sam na coś wpadnie? 
Ruszyliśmy w tamtym kierunku, a ludzie nas wymijali. to pewnie wyglądało tak, jakbyśmy my byli tutaj najważniejsi i nikt nie chciał na nas wpaść, a w rzeczywistości ludzie mnie znali i zapewne nawet nie chcieli się wdawać w rozmowy, a nawet odezwać się zwykłym "przepraszam" czy czymś takim. Dalej nie jestem pewien dlaczego tak wszyscy na mnie reagują, ale trudno. W tej chwili mam szansę kogoś poznać, więc po co zamącać sobie głowę niepotrzebnymi sprawami?
- Jak się nazywa twój kot? - zapytałem z ciekawostki. Wysłał mi swoje spojrzenie, na które zareagowałem uśmiechem. Chwilę milczał, aż cicho pod nosem odparł, że Alexandre. - Ja kiedyś pomagałem w schronisku. Było tam wiele psów i kotów. Straszne słodziaki - westchnąłem na to wspomnienie. - Ale gdy przypadkiem używałem mocy, większość uciekała - dodałem. Chłopak jedynie skinął głową i cicho przytaknął, bez żadnych słów. - A ty jaką masz moc, prócz zmiany w demona? - zapytałem, a on wyglądał jakby chciał mnie zabić. Ale na środku miasta chyba mu nie wypada, prawda? Sam nie wiem co sobie w tej chwili myślał, ale jego mina była strasznie słodka. Milczał przez chwilę.
- Po co chcesz wiedzieć? - warknął ponownie kierując wzrok przed siebie. Chwilę myślałem, aż wzruszyłem ramionami mówiąc mu, że czysta ciekawość. No i że chcę go chodź odrobinę poznać. - Skoro już musisz wiedzieć, to panuje nad umysłami i zwierzętami - fuknął, na co skinąłem głową.
- Pewnie świetnie się przydaje do walki - stwierdziłem.

<Yaotzine?>

25.11.16

Od Yaotzina - Cd. Collina

Przypominam, że w lewym dolnym rogu strony jest czat i zawsze można pogadać >.>

Przewróciłem oczami, za wszelką cenę próbując za wszelką cenę, swoje zażenowanie.
- Siedemnaście, właściwie to pierwszego marca osiemnaście - mruknąłem cicho. Spuściłem głowę w dół i przytuliłem się do kota. - Nie lubię o sobie gadać, okay? Wolę zostać anonimowy dla wszystkiego wokoło, a czym dłużej przy mnie siedzisz, otwieram swoje drzwi szerzej. Nie lubię tego, dlatego przestań wypytywać o takie rzeczy. Powiem ci tylko tyle: Yaotzin Lyubov, pochodzenie Rosja, lat siedemnaście. Nic więcej wiedzieć nie musisz. Powiedziałem wystarczająco do tej pory - warknąłem, wracając do normalnego stanu i uniosłem się z miejsca. Nie mieliśmy przypadkiem wyjść? Czy ten facet, specjalnie robi wszystko aby zatrzymać mnie w zamkniętym pomieszczeniu i robić przesłuchanie? Sięgnąłem po bluzę w panterkę z wieszaka i przywołałem Collina dłonią. Wypchnąłem go za drzwi i przeszedłem za nim, by zaraz go wyprzedzić i wejść na główną ulicę. Nie czując tego świdrującego wzroku, odwróciłem się zdziwiony i uniosłem brwi pytająco. - Mieliśmy wyjść na spacer prawda? Dlatego bądź tak miły i dotrzymuj obietnic, a nie stój pod moimi drzwiami od mojego domu - warknąłem, lekko wkurzony. - Pośpiesz się, albo wracam do domu. Tym razem bez ciebie.

<Collin? Wyrażam zgodę na jakiekolwiek akcje z Yao zdradzającym fakty na temat swojego życia>

Od Collina - Cd. Yaotzina

Miał takie miłe w dotyku włosy, tego samego koloru co ja i takie mięciutkie... Poczułem mała satysfakcję, że może jednak nie jest w cale takim odludkiem na jakiego wygląda. W końcu z własnej woli dął mi się poczesać - no dobra, potrzebował pomocy, ale jednak nie zabrał mi szczotki, gdy wyjąłem ją z wielkiego kołtuna, które ja nazywam dziady. Mi się to czasem zdarza, ale rzadko. Z rumieńcem na twarzy wyglądał jeszcze bardziej uroczo i aż miałem ochotę go przytulić, ale jedynie patrzyłam jak wchodzi do pokoju i siada na krześle. Milczał i znowu zaczął się pieszczeniem swojego kota. czyżby się nieco zawstydził?
- Nigdy nie byłem w Rosji, mieszkałem chyba w Finlandii. Wiesz jakie tam są piękne zimy? - powiedziała zafascynowany przypominając sobie ta piękna porę roku. - Ile masz lat? - zapytałem go, na co on spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.
- Po co chcesz wiedzieć? - mruknął pod nosem, a ten jego wstyd i rumieniec na twarzy zniknął. A szkoda, mógłbym na niego tak patrzeć cały dzień. Zignorowałem jego "mroczne" podejście i się uśmiechnąłem.
- Czysta ciekawość - wyjaśniłem. - Mnie tu przywieźli jak miałem piętnaście lat - przypomniałem sobie to małe dziecko, które nie rozumiało gdzie się znajduje, tym samym tworząc dosyć duże problemy na statku. Nigdy nie zapomnę mojego strachu przed nimi i mojej paniki, gdy okazało się, że znajdowaliśmy się na środku morza oceanu. Byłem bliski zawału. - W ciągu siedmiu lat zdążyłem się zapoznać z tym wszystkim jak z własną kieszenią - westchnąłem z ulgą. Na początku chodziłem wszędzie, przez co przysparzałem sobie wiele kłopotów. Teraz wiem gdzie mogę, gdzie jest niebezpiecznie, gdzie mogę się zabawić, znam skróty, które mogą uratować życie. Znam tutaj wszystko i wszystkich! - No i nauczyłem się w końcu panować nad światłem, bo jestem feniksem - dodałem na sam koniec. Sądziłem, ze jeśli ja wiem, ze jest demonem, on powinien także wiedzieć, kim ja jestem.

<Yaotzine?>

Od Yaotzina - Cd. Collina

Spokojnie ja nie gryzę... ale Yao owszem XD

- Byłeś kiedyś w Moskwie? Tam życie jest zupełnie inne, a zauważ, że tutaj jestem jeden dzień - mruknąłem i ściągnąłem Alexanra ze swojego ramienia. Podrapałem go za uchem, a w zamian otrzymałem ciche miauknięcie. Uśmiechnąłem się lekko i kontynuowałem czynność. - Nie uśmiecha mi się tu być, ale czy mam inne wyjście? Dosłownie trzy dni temu dowiedziałem się, że jestem jakimś demonem, na następny dzień przed moimi drzwiami pojawia się jakaś niebiesko-włosa dziewczyna, a później jeszcze ty perfidnie wpierdzielasz mi się do życia - warknąłem i zacząłem wymachiwać rękami na każdą stronę. - Normalnie bym cię olał, ale dlatego, że jesteś jedyną osobą jaką znam, nie licząc tamtej laski, której nie ufam, muszę zasięgnąć po pomoc, nieprawdaż? - zapytałem sarkastycznie i uniosłem się z krzesła odstawiając Syberyjskiego kota na podłogę. Mruknąłem ciche "zaczekaj tu" i poszedłem się ubrać. Wróciłem kilkanaście minut później ze szczotką wciśniętą we włosy. - Pomożesz? - zapytałem cicho i przetarłem pozostałości po łzach frustracji. A dziadek zawsze powtarzał, że mam czesać włosy przed spaniem, bo się wiercę i później nie mogę ich rozczesać. Starszy chłopak zachichotał cicho, ale kiwnął głową i podszedł, by uwolnić mnie z odmętów bólu. Bardzo ostrożnie wyciągnął szczotkę z dużego kołtuna i zaczął lekko rozczesywać, co skończyło się żądzą mordu. Uwolniłem się jednak od wkurzających kołtunów.
- Proszę bardzo - uśmiechnął się i oddał mi przedmiot. Uśmiechnąłem się nieśmiało i z cichym "dziękuję" i rumieńcem na policzkach zmyłem się z powrotem do pokoju.

<Collin? Już cię nie zamorduje XD>

Od Collina - Cd. Yaotzina

Okropnie się cieszyłem, że zgodził się spotkać. Nawet jak jest egoistycznym gburem, to jednak jest uroczy. A tym bardziej, gdy się denerwuje, jak wtedy, gdy złapał mnie za nadgarstek każąc mi się więcej nie dotykać. Ze zmarszczonym czołem wygląd słodko, a głos tylko dodałam mu tego wdzięku. Ta... jestem pierdol*ięty najłagodniej mówiąc. A co do następnego razu... Skoro może go już nie być, mam zamiar z nim teraz spędzić jak najwięcej czasu i jak najlepiej.
Gdy przekroczyłem próg domu zamykając tym samym drzwi, zacząłem rozglądać się po jego mieszkaniu. Bł prawie że taki sam, jak mój na początku przyjazdu do tego miejsca. Wydaje mi się, że każdemu nowemu dają takie mieszkanko, a potem jeśli coś zarobi, ma możliwość kupna lepszego. Tak jak ja, mam dwa razy taki dom i wygodniejsze łózko. Zawsze marudziłem na te stare, czyli na te, które ma chłopak. Zdjąłem buty i wszedłem do salonu, gdzie siedział naburmuszony chłopak. Miałem ochotę zajść z tyłu krzesła i go znowu poczochrać po włosach, ale miałem świadomość, że za to może mnie wykopać za drzwi. A jak na razie chce spróbować z nim porozmawia - już nie mówię o poznaniu niego, wystarczy mi tylko zwykła rozmowa. Na jego kolanach siedział kot, chłopak drapał go za uchem, a on mruczał. W tej chwili nie wyglądał na takiego ponuraka jak wcześniej, aż nie podniósł na mnie morderczego wzroku. Ja jedynie to zignorowałem siadając na jakimś wolnym miejscu.
- Jak ci się podoba miasto? - zacząłem pierwszy lepszy temat, aby nie pytać o jego osobowość. Wątpiłem, żebym się czegokolwiek dowiedział. - Jak chcesz, mogę cię później zaprowadzić tam, gdzie chcesz. Jest tu wiele ciekawym miejsc - powtórzyłem propozycję ze wczoraj.

<Yaotzine? Jeszcze nwm jak pisać z tb>

24.11.16

Od Celaeny - Cd. Nathaniela

   Oparłam się o ścianę i założyłam ręce na piersi. Wbiłam wzrok w jeden z kafelków na podłodze, chcąc nie chcąc współczułam dziewczynie. Nie wiedziałam jednak, jak można jej pomóc. Wyłączając opcję uwolnienia jej z tego miejsca. Poczułam na sobie spojrzenie Nathaniela, który po chwili przewrócił oczami.
- Słuchasz mnie w ogóle? – zapytał, unosząc lekko brew. Posłałam mu przepraszający uśmiech.
- Mógłbyś powtórzyć?
- Musimy uwolnić Megan. Jest w takiej samej sytuacji jak my. – oznajmił. Ja za to posłałam znaczące spojrzenie ku jego ranie. Blondyn tylko westchnął i burknął coś pod nosem.
- Słyszałam to! – zawołałam i podeszłam do pary. – Trzeba ci skołować jakieś cichy. Na zewnątrz nie jest zbyt ciepło.
Znów poczułam na sobie karcące spojrzenie Nathaniela. Czy on myślał, że będę rozmawiać z jasnowłosą jak z dzieckiem? Zignorowałam to i zmieniłam postać, nakazując chłopakowi się odwrócić.
- Jeśli teraz spojrzysz do tyłu, oderwę ci uszy i wsadzę je do gardła. – warknęłam, podchodząc bliżej do zniewolonej. Z lekkimi oporami zdjęłam białą szatę i nałożyłam ją na dziewczynę, w mgnieniu oka powracając do ludzkiego wyglądu. Następnie rozwiązałam parę supłów, znajdujących się na grubej linie, uwalniając Megan.
- Mogę już? – zapytał nagle chłopak. Odpowiedziałam mu cichym no i pomogłam blondynce wstać. Po tym cofnęłam się ku ścianie, ponownie się o nią opierając. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie, szukając czegoś ostrego. Sztylety mi zwinięto, ale.. Ale dwie, długie szpilki, zapewne do włosów, leżące na biurku mogły się do czegoś nadać. Włożyłam je do rozwalonego koka. Następnie rozprułam suknię trochę powyżej kolan. Fałdy materiału skutecznie utrudniały poruszanie się, a teraz każdy gest mógł okazać się zbawienny. 
   Zza żelaznych drzwi dobiegały głosy. Dwójka mężczyzn zbliżała się w szybkim tempie do pomieszczenia. Kątem oka zauważyłam, że Megan zbladła. Nathaniel zresztą też, ale zapewne było to efektem ubocznym postrzelenia. Ignorując ból głowy, który ponownie dopadł mnie w ciągu paru poprzednich minut, wyjęłam szpilki z włosów. Zbliżyłam się do framugi drzwi, gestem nakazując parze, by stanęli naprzeciw mnie; tak, że wchodzący zauważyliby wpierw moją postać. Dopiero później Megan i Nathaniela. W ciągu dwóch uderzeń serca, do pomieszczenia wparowała wcześniej wspomniana dwójka mężczyzn. Bez żadnych oporów wbiłam jednemu z nich ostre narzędzie w krtań. Umarł natychmiast. Drugi nie zdążył zareagować - chwyciłam go za nadgarstek i wywinęłam go w drugą stronę, dość boleśnie skręcając. Następnie kopnęłam do w lewe ramię, czym prawdopodobnie wybiłam mu bark. Obrzucił mnie stekiem przekleństw, co skwitowałam cichym śmiechem i kolejnym kopnięciem - tym razem w kość potyliczną. Nadal z uśmiechem sięgnęłam do pasa mężczyzny i wyjęłam żelazny miecz. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że strzępki sukni i odsłonięta skóra poplamione są krwią pierwszego. Oczywiście zignorowałam to i odwróciłam się do dwójki, która nadal stała przy ścianie. Gestem dłoni nakazałam im, by podążyli za mną - wgłąb ciemnego korytarza.

[ Nath? Nie bij ;^; ]

Od Yaotzina - Cd. Collina

Prychnąłem lekceważąco i pokiwałem przecząco głową. Czy on naprawdę myśli, ze pójdę na taki układ? Ja nie zmieniam zdania.
- Yaotzin, do nie widzenia, ale znając moje szczęście i tak kiedyś na siebie wpadniemy. Dosvidaniya! - krzyknąłem i tak po prostu sobie poszedłem zostawiając chłopaka za sobą. Zerknąłem ciekawsko za siebie i zobaczyłem zrezygnowany wyraz twarzy blondyna. Przewróciłem niezadowolony oczami i warknąłem sam na siebie. Wróciłem się do niego i stuknąłem palcem w czoło.
- Nie myśl, że to jakaś taryfa ulgowa, ale możemy gdzieś wyjść - powiedziałem, od niechcenia, powtarzając czynność kilkanaście razy. - Nie przychodź przed dziesiątą, albo nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
Tym razem nie zwracając już na niego uwagi, po prostu przestąpiłem przez próg domu, lekko zszokowany. Czy ja nie myślę racjonalnie? Jak mogłem się zgodzić na coś takiego? Yaotzin jesteś skończonym idiotą! Przejechałem ręką po twarzy i przeszedłem się po domu kilka razy, próbując zapamiętać lokację każdego pomieszczenia. Ziewnąłem zmęczony długotrwałą podróżą i po prostu położyłem się na łóżku, nie przejmując ubraniem pidżamy i zasnąłem. Następnego dnia obudził mnie stukot do drzwi, dlatego niezadowolony zwlokłem się z miękkiego materaca i poszedłem je otworzyć. Zmrużyłem oczy, kiedy oślepiające słońce spotkało się ze źrenicami. Mój wzrok powoli przyzwyczaił się do jasności dnia... jesieniom. Dlaczego jest tak słonecznie? Spojrzałem na poznanego wczoraj chłopaka zaspany i stanąłem jak wryty, kiedy zaczął targać moje włosy ze śmiechem. Otrząsnąłem się szybko i złapałem mocno jego nadgarstek, wbijając w niego przydługie paznokcie.
- Nigdy. Więcej. Mnie. Nie. Dotykaj - warknąłem, podkreślając każde słowo. Uwolniłem rękę Collina i wyciągnąłem telefon z kieszeni, sprawdzając godzinę. Po jedenastej. Spojrzałem na chłopaka spode łba i poszedłem w głąb pomieszczenia, zostawiając otwarte drzwi by wszedł. - Ostatni raz coś takiego robię. Nie miej nadziei na więcej.

<Collin?>


David Moonlight

Na początku wspomnę, że autorka postaci prosiła o to, by nie kopiować zdjęcia. Byłabym Wam wdzięczna, jeśli ta decyzja zostałaby uszanowana.
Imię: David (Dave)
Nazwisko: Moonlight
Wiek: 20
Płeć: mężczyzna
Charakter:
Dave jest spokojnym chłopakiem. Nigdy nie wdaje się w bezsensowne dyskusje.
Często ma napad adrealiny, przez co często ma drgawki i mdleje.
Jest roztrzepany oraz zapominalski. Nie cierpi upalnych dni zwłaszcza latem, woli zimę, jeżeli jednak już jego upragniona zima nadejdzie, często siedząc w domu, można go spotkać obwiniętego ciepłym kocem, w grubej w bluzie, siedzącego z kawą przy grzejniku.
Woli towarzystwo zwierząt niż ludzi. Nie potrafi okazywać uczuć, ma z tym spore problemy. Najpierw robi, potem myśli, przez co wpada w różne kłopoty.
Dave jest obserwatorem. Rzadko interweniuje w jakichkolwiek sposób. Może ci się wydawać, iż jest on wredny, jednak zawsze wyraża swoje zdanie, nawet jeżeli może ono urazić innych.
Głos: Kisiel 
Boski Opiekun: Alarrakal
Moce: Cóż, David pod postacią smoka potrafi ziać ogniem, co raczej jest normalne. Przewiduje przyszłość, hipnotyzuje wzrokiem, wchodzi innycm do głowy. Posiada umiejętność echolokacji. Porusza się w powietrzu, chociaż nie posiada skrzydeł. 'Wydobywa' z siebie światło.
Umiejętności: Dave potrafi ruszać uszami, nosem. Ma bardzo giętki kręgosłup oraz kciuk.
Zauroczenie: ---
Inne informacje:
- Kiedy się wkurzy jego oczy zaczynają świecić.
- Uwielbia książki.
- Pięknie rysuje, jednak sam twierdzi, że jegio dzieła wyglądają jak rysunki przedszkolaka
Inne zdjęcia: ------
Kontakt: hw i doggi: toripiekna

Od Collina - Cd. Yaotzina

Jeju... jak ja lubiłem takich zadziornych! Zawsze wydawali mi się bardziej inteligentniejsi niż cała społeczność. Tacy panowie świata, któremu każdy ma się podporządkować. To jest słodkie! Aż nie mogłem od niego oderwać wzroku, gdy odchodził. Nawet gdy pokazał mi środkowy palec nie potrafiłem czuć gniewu do czegoś tak uroczego! Chociaż też było mi przykro, że postanowił odejść nawet bez zdradzenia swojego imienia. Jestem pewien, ze jest równie urocze, co on sam. Ale skoro na wyspę trafił taki ktoś zadziorny i egoistyczny, a jednocześnie prześliczny, to co mam niby zrobić? Ech... Wiedziałem, ze nie odpuszczę, dlatego też gdy tylko przystanął od razu uśmiechnąłem się sam do siebie podbiegając do niego. Zaproponował, że jeśli go oprowadzę po tym nowym miejscu, zdradzi mi swoje imię. Przystanąłem na takową propozycję, bo w tej chwili wydawała mi się najbardziej słuszna. Opowiedziałem mu, że to normalne miasto, takie jak na przykład Londyn czy Moskwa. Domu, sklepy, ulice, samochody... niczym się nie różniło. Oczywiście oznajmiłem mu, że na południu są góry, a we wschodniej części ogromna puszcza, w której łatwo można się zgubić. Pokazałem mu gdzie przeważnie mieszkamy, gdzie znajdują się ważniejsze zakłady, czy większe sklepy... takie podstawowe rzeczy, aby się nie zgubił. Nie chciał bym, aby taki chłopak opuścił to miasto, nawet nie zrażał mnie jego charakter - przecież na początku każdy może być taki. Zatrzymaliśmy się dopiero przed jego domem, chyba. Podał mi jakąś kartkę, na której bł wpisany jakiś adres. Na szczęście nie było to daleko i dobrze, ponieważ szliśmy w milczeniu. Najwidoczniej chłopak nie miał ochoty ze mną rozmawiać, a co jakiś czas mu dalej nawijałem o tym mieście - teraz głownie o plotach. Opowiedziałam mu o agresywnych mafiach, czy jakichś legendach, jak na przykład motor widmo. Nigdy nie sądziłem, ze to by było prawdą, ale na obecną chwilę tylko to trzymało nas w rozmowie - a raczej moim monologu. 
- To już wszystko - uśmiechnąłem się do niego miło, a na jego twarzy ujrzałem pewną irytację. - Ej, a może zamiast imienia, zgodzisz się jutro na wyjście ze mną? Proponuje jakiś spacer, abyś bardziej zapoznał się z miastem. Mogę ci też pokazać to, co będziesz chciał, na przykład jakiś bar, albo salon gier, czy szkoły. Cokolwiek i wszystko - zaproponowałem. Skoro ma mi wydać swoje imię, a potem mam już z nim zapewne nie rozmawiać, to wolałem nie znać jego imienia, a dalej mu gdzieś towarzyszyć, lub po prostu spędzić razem czas. 

<Yaotzine? Zgadzasz się?>