29.4.17

Od Vivienne cd. Kamille

Byłam ciekawa z kim ona tak rozmawiała. Stanęłam w progu kuchni i słuchałam jej radosnego głosu, oraz dziwnego chrzęstu w słuchawce. Być może był to dla mnie "chrzęst", ponieważ ja nigdy nie rozmawiałam przez telefon. Chyba, że w potrzebnych chwilach ze Snow'em, jak na przykład powiadomienie go, że coś jest nie tak z moją ofiarą, ale to było całkowicie coś innego, w porównaniu do obecnej chwili. Kamille się uśmiechała, mówiła radosnym głosem, a nawet się śmiała. Dziwne... 
Obserwowałam jak wrzuca saszetki z herbatą do kubków, nie czekając nawet na moją odpowiedź. Ona i tak była nie ważna, ponieważ dziewczyna zaczęła już zalewać wrzątkiem z czajnika oba napoje. Postawiła cukier, wyjęła dwie łyżeczki i wrzuciła sobie dwie kostki cukru.
- Ile? - zapytała. Tym razem patrzyła na mnie i oczekiwałam odpowiedzi, kiedy w słuchawce dalej słyszałam chrzęst, nazywany "rozmową". 
- Cztery - nieco się zdziwiła, ale tyle wrzuciła. Pomieszałam łyżeczką w obu kubkach i wzięła swój z kotem do ręki i usiadła na stół.
- No dobra, to do jutra - powiedziała żegnając się, po czym się rozłączyła i położyła telefon na stole. - Przyjaciele się o mnie martwili - powiadomiła mnie. Wzięłam do ręki kubek z wilkiem i usiadłam na przeciwko dziewczyny. Martwili? Jestem ciekawa, czego będą oczekiwać w zamian. W końcu gdy ludzie są mili, martwią się o siebie, to znaczy, że łączy ich jakaś umowa, albo któreś od kogoś chce. Tak jak mnie i Snow'a łączy fach. 
- Co chcieli od ciebie? - zapytałam popijając gorąca kawę. Była słodka, taką lubiłam. Kamille popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Nie rozumiem... - odparła po chwili.
- No czego od ciebie chcieli, jeśli się martwili - wytłumaczyłam jej machając ręką. Czego nie rozumiała?
- No... sprawdzić, czy żyje, bo nie odbierałam telefonu - uśmiechnęła się lekko biorąc łyk. 
- No to wiem - odparłam zirytowana. - Więc czego od ciebie chcieli? - dziewczyna dalej nie wiedziała o co mi chodzi. Walnęłam głową o stół. Czy ona jest taka głupia? W sumie... w lesie nie pochwaliła się swoją inteligencją, więc wszystko możliwe. - Gdy ktoś jest dla kogoś miły, to znaczy, że coś od ciebie chcę. Gdy się o ciebie martwi, też od ciebie czegoś chce - wytłumaczyłam jej tak, jak ja to rozumiem. W jej oczach widziałam rozbawienie, a po chwili po kuchni rozległ się jej głośny śmiech. - Co cię bawi? - zapytałam jednocześnie zdziwiona, jak i zirytowana. Jak można być tak głupim? Ja na prawdę nie rozumiem ludzi i najwidoczniej nie potrafię z nimi rozmawiać, skoro się ciągle śmieją, albo dziwią. 

<Kamille?>

26.4.17

Od Kamille CD Vivienne

- Dziwny gość... - szepnęłam pod nosem, znowu czując wbijające się pazurki w moją dłoń.
- Nie zaprzeczę - westchnęła dziewczyna, odchylając się do tyłu. Uśmiechnęłam się, zamykając oczy i wstałam z czerwonej skóry, podchodząc do czarnego drapaka i tam odstawiając Lie. Chyba jeszcze nie patrzyłam do telefonu. Ciekawe ile mam nieodebranych połączeń i nieprzeczytanych wiadomości... Właśnie! Miałam jeszcze coś sobie do twarzy przyłożyć. Wyszłam z salonu, minęłam półkę z lustrem i stanęłam przed drzwiami do drugiego pokoju. Przekręciłam kluczyk w zamku, chwytając za klamkę i pchając drzwi od siebie. Wtedy ujrzałam średniej wielkości sypialnię z podwójnym łóżkiem, szafą przy drzwiach i komodą przy oknie na wprost. Weszłam do środka, idąc w kierunku najbliżej znajdującej się szklanej szafki nocnej. Zabrałam z niej telefon, naciskając boczny przycisk do odblokowania ekranu. Ciekawe, jak bardzo Martyna się o mnie martwiła... Dwadzieścia połączeń i piętnaście wiadomości. Nie jest tak źle. Dalej nie pobiła rekordu mojej matki. Nagle telefon zaczął wibrować, a na ekranie pojawił się napis "Tina" razem ze zdjęciem czekoladowego labradora. O wilku mowa...
- Halo? - spytałam, odbierając nadchodzące połączenie.
- No wreszcie! Ile można? Wiesz, jak ja się martwię? Nie było cię na żadnych zajęciach! - zaczęła gadać...a raczej wrzeszczeć. W tle usłyszałam, jakby ktoś zabierał telefon właścicielce.
- Spokojnie, Tyn Tyn. My też chcemy posłuchać, a nie... - Felix, na bank. Tylko on nazywa tak Martynę. - Halo? Liluś? Żyjesz? Czy możemy zabrać twój aparat? - zaczął mówić dosyć szybko, jednak ja już zdążyłam się do tego przyzwyczaić.
- Łapy precz od Szkiełka - skarciłam go, wychodząc z sypialni i wchodząc do kuchni. To głupie, dając imię aparatowi w moim wieku, jednak...nie mogłam się powstrzymać. - I tak, żyję. Jeszcze... Co chcecie? - spytałam, nastawiając czajnik na gazie. Wypiłabym ciepłą herbatę. Najlepiej karmelową. Wtedy usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Odwróciłam się do tyłu, spotykając zaciekawione spojrzenie Vivienne. Założę się, że Felix wołałby na nią "Vivi". - Chcesz herbatę? - zapytałam, otwierając górną szafkę, gdzie znajdywały się kubki. Ta tylko wzruszyła ramionami, opierając się o framugę.
- Liluś, wiesz, że twoją herbatę zawsze, ale po co? - usłyszałam głos ciemnowłosego. No tak...
- To nie było do ciebie. Gościa mam - wyznałam, wyciągając jeden kubek z wizerunkiem wilka oraz drugi z kotem.
- To wiele wyjaśnia. Dobra, wracając...Tyn Tyn się martwiła, więc dużo dzwoniła i teraz tak odebrałaś... Chcieliśmy w sumie zobaczyć czy żyjesz - na końcu się zaśmiał. Przyłożyłam rękę do czoła.
- Jaki głupek... - szepnęłam, wywracając oczami.

<Vivienne?>

22.4.17

Od Vivienne cd. Kamille

Czy ja bym wzięła te koty? Mam lepsze pytanie, czy powiedzieć prawdę, czy skłamać? Nie wiadomo jakby zareagowała na to, że bym je zostawiła. Coś tam w środku mnie kazało mi, abym ją polubiła i aby ona mnie polubiła, ale to było takie głupie i żenujące, że szybko pozbyłam się tego czegoś z siebie. Bynajmniej tak mi się wydawało.
- Nie wzięłabym ich. Nie lubię kotów. Zawsze gdy na jakieś trafiam jest agresywne – mruknęłam ostatnie zdanie pod nosem. Wypatrzyłam sobie miejsce na krześle, więc z niego skorzystałam i na nim usiadłam.
- Ale ona nie są – popatrzyła z troską na kota na swoich kolanach i uśmiechnęła się promienie, kiedy zaczął lizać jej palec, który wcześniej gryzł.
- To co – wzruszyłam ramionami, a ten dziwny kocur przy moich nogach nie dawał mi spokoju. Ale kopnięcie jego to chyba nie najlepszy pomysł. - I tak bym ich nie wzięła. Chyba, że Snow by mnie do tego namówił – dodałam patrząc na zwierzaka, który dalej ocierał się o moja nogę. Zmarszczyłam brwi i usiadłam po turecku zabierając nogi z ziemi. Teraz nie miał o co się u mnie ocierać.
- Lubi koty? - zapytałam.
- Nienawidzi – moja odpowiedź ją lekko zdziwiła. "On jest wilkołakiem". Gdyby o tym wiedziała zrozumiałaby, że on jest jak pies dla kotów. - Ale nie lubi bezpańskich zwierząt. Kazałby mi je wziąć i oddać komuś, albo by je wrzucił do schroniska – wytłumaczyłam. Kamille uśmiechnęła się niemrawo.
- Zawsze coś – odpowiedziała dalej pieszcząc swojego kota. - A jakie lubisz zwierzaki?
- Zające – odparłam bez zastanowienia. - Lubię ich długie uszy, słodkie pyszczki, puszysty ogonem i to, jak szybko mogą uciekać. Ponad to są zabawnie tchórzliwe – odparłam z cieniem uśmiechu przypominając sobie moje ostatnie spotkanie z przedstawicielem tego gatunku. Przez jakiś czas go głaskałam, potem jednak wystraszyłam, a ten popylał na tych swoich króciutkich nóżkach tak słodko, że nie mogłam się oprzeć pobiegnięcia za nim.
- Ciekawe... - powiedziała po namyśle. "Ta, szybko ją zniechęcisz do siebie" stwierdziłam w myślach, ale jakoś nic z tym nie potrafiłam zrobić. Jak mam udawać, że lubię koty, że bym je wzięła, że kocham w króliczkach tylko to, że są słodkie, skoro to nie prawda? "Jesteś walnięta" powtórzyłam sobie słowa Snow'a, który powiedział to do mnie przy pierwszej rozmowie. "A ty zboczony" dodałam. - A małe króliczki być wzięła do domu?
- Może... - odparłam po krótkiej chwili namysłu. - Pewnie tak, ale po jakimś czasie wypuściłabym je na łąkę. Całe życie bym ich nie utrzymywała – dodałam. - Lepiej, Snow by mi jeszcze kazał je wynieść, bo by marudził, że mu przeszkadzają - prychnęłam na wspominki o nim

<Kamille?>

Od Kamille CD Vivienne

Zaśmiałam się, schylając i biorąc w dłonie białego kotka. Położyłam go na swoich kolanach i zaczęłam głaskać po grzbiecie. Usłyszałam ciche pomrukiwanie z jego strony.
- Znalazłam tę dwójkę zupełnie osamotnionych w pudełku pod jednym słupem, gdy wracałam z zajęć do domu. Było to całkiem niedawno, jakiś niecały miesiąc temu. Walczyłam ze sobą, by ich tam nie zostawiać. Gdybym dalej mieszkała w rodzinnym domu, to zapewne wyrzuciliby je na śmietnik, ale ja już nie należę do rodziny tych powtorów - zaczęłam mówić. Gdy skończyłam, Lie postanowił obrócić się na brzuch, po którym zaczęłam go drapać. Białas wystawił pazurki, łapiąc moją dłoń w swoje łapki, po czym wziął jeden z moich palców do pyszczka. Czułam, jak jego małe kiełki oraz pazury wbijają się w moją skórę, jednak nic sobie z tego nie zrobiłam.
- Agresorze mały - zaśmiałam się, gdy zaczął żuć paznokieć.
- Nic ci nie zrobi? Nie obrzydza cię to? - usłyszałam pytania ze strony Vivienne. Pokręciłam przecząco głową.
- Jest mały, jego ząbki nie są jeszcze aż tak niebezpieczne. Gdy dorośnie, to dopiero. Kot mojej przyjaciółki tak dziabnął jej mamę, że ta miała takie dwie dziurki w skórze, poważnie. A jeśli chodzi o to drugie... Zawsze trudno było mnie czymś obrzydzić, więc ślina zwierząt to nic wielkiego - wytłumaczyłam jej, spoglądając na reakcję dziewczyny. Musiała wcześniej patrzeć na mnie, bo zaraz podniosła głowę i przeniosła swój wzrok na swoje nogi, u których już siedział Tobio. Złapałam niechętne spojrzenie czarnowłosej, jak i to, że odsunęła od niego swoje kończyny.
- Spokojnie, Tobio jest mniej agresywny od brata, oraz mimo wszystko bardzo nieśmiały. Aż dziwne, że przed tobą nie ucieka, jak zwykle - powiedziałam, przypatrując się rudemu kocurkowi. Rudy, jakby wyczuł, że o nim mówię, zwrócił na mnie swoje żółte oczka. - A jak Martyna przychodzi, to zaraz uciekasz pod łóżko. Nawet nie reagujesz na jej przekąski - wyznałam, podnosząc lekko swój głos. Kociak przekrzywił lekko główkę oraz zamiauczał, jakby chciał dać znać, że niezbyt rozumie. Głuptasek z niego...
- Powiedz, Vivienne - zaczęłam, uwalniając w końcu palec od ząbków Lie. Czarnooka zwróciła na mnie wzrok. - A ty co byś zrobiła, gdybyś je znalazła? - zapytałam ją, lekko się uśmiechając. Ta spojrzała na Tobio, potem na Lie i w końcu wzruszyła ramionami.

<Vivienne?>

Od Vivienne cd. Kamille

Rozglądając się po mieszkaniu dotarło do mnie pytanie dziewczyny, czy bym coś zjadła. Przez jakiś czas nie odpowiadałam, wpatrzyłam się w to, co znajdowało się za oknem. Chodziło mi bowiem o szkołę i plac zabaw obok.
- Dopiero co jadłam – dałam znać i nie spuszczałam ze wzroku tego widoku. Dzieci bawiły się razem, a jakiś nauczyciel ich pilnował, ci starsi tylko ze sobą rozmawiali i siedzieli pod dachem, bo padał deszcz. Dla dzieciaków to oczywiście nie był żaden problem. W pewnym momencie dziwnie się poczułam. Patrząc na te radosne twarzyczki uświadomiłam sobie, że chociaż ja chodziłam przez pewien okres do szkoły, nigdy nie byłam szczęśliwa. Wręcz przeciwnie, same bójki, ledwo co zdawałam, podpadałam każdemu nauczycielowi, byłam wredna i często dokuczałam innym. Do ostatnie to dotyczyło się tylko tych, których nie lubiłam. 

Tak samo nie lubię wspominać.
Po jakimś czasie do pokoju wróciłam dziewczyna, ale bez swoich kotów. 
- Czyli to one są twoim obowiązkiem? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Od razu można wyczuć tą więź między nimi. Ja jedynie z czym czuje więź, to ze śmiercią. Snow się nie liczy, on jest, bo jest. 
- Jednym z wielu - odparła stając na środku pokoju. Dalej patrzyłam przez okno. - Na co patrzysz? - zapytała. Nie zwróciłam na nią uwagi przez parę sekund, aż w końcu zapytałam:
- Chodziłaś do szkoły, prawda? - odsunęłam się od parapetu i zasłoniłam żaluzję. 
- No tak, każdy raczej chodził - stwierdziła nieco zakłopotana patrząc na żaluzje, które zasłonił okno.
- Nie lubię światła - mruknęłam cicho, aby zrozumiałą, że nie mam zamiaru się na nią rzucić i zabić. Nawet, jeśli moje czyny i słowa na to mogłyby wskazywać. - I jak było? - oparłam się o parapet tyłem starając się zapomnieć o roześmianych twarzach dzieci i przyjaciołach, którzy razem spędzają ze sobą. 
- Em... Dobrze - jedynie skinęłam głową uważnie jej się przypatrując. Widziałam, że jest zmieszana i nie wie co powiedzieć. - A dlaczego pytasz? - znowu wzruszyłam ramionami i nie odpowiedział na to.
Nagle dwa koty wbiegły do pokoju, rudy gonił białego, a gdy go złapał skoczył na niego i przygniótł do ziemi.
- Jak się nazywają? - zapytałam patrząc uważnie na koty.  
- Tobio to ten brązowy, a Lie biały - dwa zwierzaki zaczęły ze sobą walczyć, czyli się bawić. Jeden drugiego podduszał, przygryzał, a potem się gonili nawzajem. 
- Słodkie - stwierdziłam całkowicie bez emocji. - Skąd je masz? - zapytałam. Nagle jeden z nich, który chyba nazywał się Lie podszedł do mnie i zaczął ocierać się o moją nogę. Odsunęłam się trochę, nie przepadałam za kotami, zazwyczaj gdy takowe spotykałam były agresywne i chciały mnie podrapać.

<Kamille?> 

19.4.17

Od Kamille CD Vivienne

Zdziwiłam się na jej słowa. W sumie to raczej każdy by się zdziwił, gdyby prawie że obca osoba, która wcześniej cię pobiła, oznajmiła, że u ciebie przeczeka deszcz. Stałam w miejscu, wpatrując się z rozdziawioną buzią w dziewczynę, która pokonywała schodek za schodkiem, dochodząc do drzwi od klatki. Odwróciła się w moją stronę.
- Idziesz czy nie? Przecież nie znam kodu - mówiła, na końcu kciukiem wskazując do tyłu. Potrząsnęłam energicznie głową, idąc do przodu. Wpisałam odpowiedni kod do domofonu, po czym chwyciłam za klamkę i otwierając drzwi. Po chwili już stałyśmy przy windzie, czekając, aż ta łaskawie zjedzie na parter z dziesiątego piętra. Westchnęłam, chwytając w dłonie swoje włosy. Trochę postałam na tym deszczu. Przynajmniej miałam prysznic za darmo. Zaśmiałam się w duchu, wchodząc do windy i wciskając przycisk z narysowaną piątką.
- Wyżej się nie dało... - usłyszałam zirytowany głos czarnowłosej, gdy sama do mnie wchodziła. Parsknęłam pod nosem, zasłaniając usta dłonią. Dojechawszy na odpowiednie piętro, wyszłyśmy na korytarz, a ja skierowałam się w stronę kwiatka, stojącego przy drzwiach znajdujących się obok mojego mieszkania. Schyliłam się do doniczki, podnosząc ją lekką i wyciągając spod niej srebrny mały klucz. Podniosłam się, wkładając przedmiot w zamek, przekręcając go i zadowolona wchodząc do mieszkania. Zrobiłam pierwszy krok do przodu, uważnie rozglądając się wkoło w poszukiwaniu małych puszystych kulek.
- Tobio! Lie! Wróciłam! - zawołałam, podchodząc do wieszaka połączonego z półką na buty i ściągając z nóg trampki. Kompletnie zapominając o Vivienne, weszłam do salonu. Najpierw skierowałam wzrok na czerwony narożnik wyłożony kocem, który o dziwo był czysty. To dziwne, zazwyczaj jest brudny od ich sierści... Zmarszczyłam czoło, odwracając się lewą stronę, gdzie znajdował się telewizor oraz drapak dla kotów. Wtedy coś na mnie skoczyło, przez co ja odsunęłam się do tyłu i w końcu przewróciłam o narożnik. Wylądowałam na kocu, a do moich uszu dotarło podwójne przeciągłe miauknięcie. Otworzyłam oczy, spotykając się z żółtymi tęczówkami Tobio i zielonymi Lie.
- Czy to są koty? - usłyszałam głos czarnookiej. Podniosłam głowę wyżej, spotykając się ze wzrokiem dziewczyny. No tak...
- Poczekaj chwilkę - powiedziałam w jej stronę, powoli wstając z koca. Wzięłam w ramiona kocie rodzeństwo, delikatnie głaszcząc ich po łebkach. Nie wiedziałam ich cały dzień, a tak się za nimi stęskniłam... Nigdy bym nie podejrzewała siebie o coś takiego. Zwłaszcza że są moimi pierwszymi zwierzakami w życiu. Wstałam z narożnika, mijając Vivienne w przejściu, a sama skierowałam się po przekątnej przedpokoju do kuchni. Przydałoby się nakarmić tę dwójkę... - Jesteś głodna? - spytałam jeszcze czarnowłosej, odstawiając moje dwa małe "tygryski" na blat stoliku. Schyliłam się do misek, które znajdywały się przy lodówce i podniosłam je. Jedna była pomarańczowa i należała do Tobio, a druga miała biały kolor, którego właścicielem był Lie. Jednak obie były niesamowicie czyste oraz wylizane. Jak tak teraz pomyśle, to mogliby w sumie jeść z jednej miski, jednak wolałabym uniknąć brudnej kuchni. Nie wiadomo, co im może do główek strzelić, jak dostaliby coś bardziej mokrego. A tak mam dwie, każdą w kolorze odpowiadającemu kolorowi futra właściciela i żadne nie wpycha się do miski drugiego.

<Vivienne?>

18.4.17

Od Vivienne cd. Kamille

Jedynie na jej słowa skinęłam głowa, schowałam ręce do kieszeni i w milczeniu prowadziłam ją tam, gdzie powinna mieszkać. Nawet jeśli pomylimy drogi, albo kierunki, to trudno. Ona zostanie bez domu, ja wrócę do siebie. Po za tym wątpię, że coś złego jej się stanie.
Droga nie była długa, lepiej, szybko mi zleciała. Całą swoją uwagę skupiałam na innych ludziach, po części ignorując i zapominając o dziewczynie. Oczywiście gdy coś mówiła, odpowiadałam, albo dawałam jakiś znak że rozumiem, potakuje; znaczy, że w ogóle ją słucham. W rzeczywistości miałam ochotę na wymianę jakichś zdań, ale nie widziałam sensu. Odprowadzę ją do domu, wrócę do siebie, ona do swoich obowiązków i jedynie kiedy będziemy się widziały, to w kawiarni przez parę sekund. To nie ważne, że jakaś cześć mnie chciała ją poznać, na prawdę, to głupie i nieistotne, bo słabe i niepotrzebne. Wystarczy, że mam Snow'a, moje wszystkie pragnienia są realizowane, a praca w normie. Czego chcieć więcej?
- To tu - usłyszałam, więc skierowałam wzrok na dziewczynę, która wskazywała na blok. Przejechałam wzrokiem po całej długości szarego budynku i przeszły mnie dreszcze. Nienawidziłam bloków, nie mieszkałeś tam sam, zawsze miałem paręnaście sąsiadów, niektórzy nawet byli tak wścibscy, że nie mogłem nic zrobić. To koszmar, tym bardziej, że nigdy byś nie mógł schować tam żadnego ciała, ani nikogo przetrzymywać, bo jest sto procent szans, e ktoś usłyszy, albo poczuje zapach stęchlizny jakie wydziela martwe ciało.
Spojrzałam na niebo, kiedy poczułam chłód przeszywający moje ciało. Szare chmury zasłoniły całe niebo wraz ze słońcem zsyłając na suchą ziemię deszcz.
- Super - mruknęłam gdy zdałam sobie sprawę, że mam wracać w deszcz. Ale zaraz... - Przetrzymam się u ciebie - powiedziałam bez żadnych zahamowań idąc w kierunku bloku wskazanego przez Kamille. - Bynajmniej sprawdzę jak ważne są te twoje obowiązki o  których gadałaś - dodałam wychodząc na przód.
Zaraz, co ty robisz?!
Dobre pytanie, co ja tak właściwie robiłam? Równie dobrze mogłam zamienić się w cień i w trzy sekundy znaleźć się z powrotem w domu, a ja nie wiadomo czemu idę do niej.

<Kamille? Wybacz, to te egzaminy :/>

7.4.17

Od Kamille CD Vivienne

- Ty też chyba do takich nie należysz - zaśmiałam się, patrząc na reakcję dziewczyny. Ta tylko spojrzała na mnie przelotnie, wracając wzrokiem na drogę, by jakoś dojść do mojego mieszkania. Do tego jeszcze przyśpieszyła, przez co tylko westchnęłam. Ruszyłam szybciej, by nie stracić jej przypadkiem ze wzroku. Zaczęłam rozglądać się po okolicy. Trawniki, chodniki, samochody...standardzik. W sumie to całkiem spokojne miejsce. Nie udało mi się wypatrzyć żadnego placu zabaw, czy boiska do piłki nożnej, jak na przykład u mnie, gdzie zawsze jest od groma dzieci. Nie, że ich nie lubię. Dzieci są zabawne i słodkie, jednak...zbyt głośne. Zapewne, gdybym wcześniej wiedziała o tym miejscu, to tu szukałabym ofert zakupu lub wynajmu jakiegoś mieszkania. Jednak nie narzekam na swoje obecne lokum. Dosyć duże, w którym się orientuje oraz miejsce, gdzie spokojnie moje kociaki mogą hasać. Spojrzałam przelotnie na jakiś balkon, zauważając na niej coś na pozór siatki. Kurczę, mi by się przydała taka siatka. Ostatnio Lie próbuje dorwać się do mojego balkonu w sypialni, a ze względu na to, że nie lubię mu czegokolwiek zabraniać, kupiłabym takie coś, zaczepiła i nie musiałabym martwić się o to, czy sobie czegoś ten dachowiec nie zrobi. Chociaż moja koleżanka miała w sumie kota, który spadł z piątego piętra i dalej żyje. Nie wiem jak, jednak wolałabym nie wnikać.
- Aż tak źle jest z moją twarzą? - zadałam pytanie Vivienne, gdyż miałam dosyć rozmyślania na temat kotów. Jeszcze chwilę i łza mi poleci z tęsknoty za kociakami. Dziewczyna spojrzała znudzona w moją stronę, wzruszając ramionami. Westchnęłam, przyśpieszając i zrównując z nią krok. - A wiesz może, czy daleko jeszcze do mojego domu? Serio, mam jakieś obowiązku, oprócz chodzenia na zajęcia i pracowania w kawiarni - wyznałam, wkładając dłonie do kieszeni dżinsów, które miałam na sobie. Mam nadzieję, że jednak nie wyglądam tak źle, jak myślę...
- Szczerze? Niezbyt kojarzę ulicę, na której mieszkasz, jednak mam wrażenie, że to niedaleko - odpowiedziała, zwracając się w moją stronę.
- Tak? To świetnie. Powiem ci, jak zacznę kojarzyć coś w okolicy - powiedziałam, lekko się śmiejąc.

<Vivienne?>

1.4.17

Od Vivienne cd. Kamille

Czyli nic nie wie, oprócz tych słów? coś mi mówi, że nie kłamię. I dobrze, bynajmniej nie widziałam sensu mącenia w jej głowie, a tym bardziej zostawiania jej w tym domu. Tym bardziej, że Snow i tak ma dość jej obecności, a co by było gdyby jeszcze miała tu spać. Chyba by mnie zabił. Teraz jednak mogłam ją puścić wolno, ale tak czy siak, gdy się ktoś znajdzie chcący jej śmierci, wypełnię to zadanie bez żadnych wyrzutów. Dziewczyna każda jak inna i tyle. Wyróżnia się może tym, że ona je tą jajecznicą. Inni pewnie by się rzucali, szukali wyjścia na chama i trzeba by było wtedy przejść do rękoczynów.
Gdy usłyszałam słowa, że białowłosy się moim chłopakiem, aż się zakrztusiłam. Szybko musiałam przełknąć jajecznicę, żeby jej nie wypluć. Po tym napiłam się dużo wody, aż poczułam się lepiej. Dopiero wtedy zauważyłam, że Kamille przygląda mi się zdziwiona i patrzy podejrzanie na jajecznice.
- To jest... - sama nie wiem, czy mogłam go określić mianem przyjaciela. W sumie to nie wiem zbytnio co to znaczy. Był raczej moim wspólnikiem, chociaż nasze relację pokazywały to całkowicie z innej strony. Po za tym nie powiem jej przecież, że łączy nas praca i to same zainteresowanie, czyli mordowanie ludzi. Nie musi, a raczej nie może tego wiedzieć. - To nie mój chłopak - darowałam sobie określaniem go czymkolwiek. W sumie to najbliższe rzeczywistości słowo, to przyjaciel, ale gdyby to usłyszał, często by mi to przypominał śmiejąc się ze mnie. - Wolę dziewczyny, a on chłopaków - wytłumaczyłam, na co tym razem Kamille się zdziwiła i prawie nie udławiła. Ta sytuacja była całkiem zabawna, ale moja twarz pozostała obojętna.
- Nie wyglądacie jak... - nie wiedziała zbytnio jak to określić, dlatego zrobiłam to za nią.
- Homoseksualiści? - przytaknęła głową. - Każde z nas mówi, że jest bi - wzruszyłam obojętnie ramionami dokańczając jedzenie. Nie widziałam sensu mówienia jej, że czasem sobie dogadzamy (Czyli często). Tym razem żadna z nas się nie odezwała, aż do końca posiłku, kiedy do kuchni wszedł chłopak. Położył talerz i szklankę z widelcem do zlewu, po czym się o niego oparł i spojrzał na mnie oczekując jakiegoś znaku, czegokolwiek. W każdej chwili był gotów ją uderzyć, aby straciła przytomność, ale to nie było potrzebne. - Odprowadzę ją do domu - z jego strony nie otrzymałam żadnej reakcji, niż przytaknięcia. Wrócił do salonu, z którego skierował się do łazienki. Spojrzałam na dziewczynę. Twarz miała nieco czerwoną i spuchniętą, najbardziej nos, po tym, jak ją biłam. Podeszłam do niej i się nachyliłam. Spięta dziewczyna odsunęła się do tyłu, a ja dotknęłam jej twarzy.
- Co robisz? - zignorowałam ją.
- W domu nałóż sobie coś zimnego na spuchnięcia - poradziłam prostując się. - A teraz chodź, odprowadzę cię - tak jak powiedziałam, tak zrobiłam. Ubrałam buty, narzuciłam bluzę i wyszliśmy z mieszkania. Parę schodów w dół, jedne drzwi po wpisaniu kodu i świeże powietrze. - Gdzie mieszkasz? - po podaniu mi ulicy, ruszyłyśmy w tamtą stronę. Nie mogła mi pokazać w która stronę miałyśmy iść, bo nie znała tej okolicy - sama się przyznała.
- Twój kolega wyglądał, jakby chciał mnie zabić - stwierdziła po chwili dziewczyna.
- Jak wszystkich - i zaraz pożałowałam słów. Nie miałam zamiaru dawać jej nawet kontekstów czy podtekstów, aby zaraz zgadła, w czym się spełniamy. - Nie należy do towarzyskich osób - dodałam zaraz pomijając fakt, że ja także lubię samotne siedzenie. Tylko obecność chłopaka mi nie przeszkadzała.

<Kamille?>

Od Kamille CD Vivienne

Oparłam swoją głowę na dłoni, wpatrując się w czarne oczy dziewczyny. Była poważna, to na pewno. Przeniosłam wzrok na jej czarne włosy, które były związane w dwa warkocze. Ciekawe ile czasu dziennie zajmuje jej układanie włosów tak, by pod koniec dnia nie wystawały z nich pojedyncze włosy... U mnie po godzinie już wszystko jest rozwalone, dlatego często mam je po prostu rozpuszczone. Nawet na lekcji wychowania fizycznego ich nie związuje, a sam nauczyciel się nie wścieka. Wyprostowałam się na krześle, chwytając prawą dłonią widelec. Spojrzałam na jajecznicę przez sobą, biorąc kilka wdechów przez nos. Oprócz zapachu jajecznicy, kiełbasy, róży Ethana oraz nienawiści ze strony Vivienne i tego jej chłopaka, niczego innego nie poczułam. Albo nic jednak nie dodali do tego jedzenia, albo strasznie dobrze to ukryli, jednak wolałabym to drugie, byłam głodna. Tobio i Lie zapewne też są... Jeśli sąsiadka nie zadzwoniła na policję czy po kogoś innego, to jest normalnie cud. Czasem ich miauczenie może bardzo mocno wnerwić... Tym bardziej, gdy są głodni. Wzięłam jajecznicę na widelec, wkładając go potem do buzi. Zaczęłam żuć jedzenie. Całkiem dobre... Przymknęłam oczy, rozkoszując się tym smakiem.
- Jeśli chodzi o to, kiedy mnie puścicie... - zaczęłam, biorąc kolejny kęs w usta. Rzuciłam sekundowe spojrzenie na dziewczynę, która patrzyła na mnie wyczekująco. - To, co widziałam to głównie krzaki. Owszem, na początku zobaczyłam was siedzących na tej łączce, więc schowałam się za drzewo. Jednak zaraz po tym dostałam zawrotów głowy, więc postanowiłam usiąść sobie w krzakach. Pamiętam też, że coś jedliście... -
- Liczi dokładniej. Możesz mówić dalej - czarnowłosa mi przerwała, zaraz potem oddając mi z powrotem głos. Westchnęłam, przeczesując włosy palcami. Będę musiała je umyć, jak tylko wrócę do domu...
- A, to co słyszałam, to nie miało jakoś konkretnego sensu... Były to tylko pojedyncze słowa, bo przez kręcący się świat nie mogłam się skupić na waszej rozmowie. Głównie to było... - przymknęłam oczy, skupiając się i szukając tych wyrazów gdzieś w swojej głowie. - "Afera"... "Śmierci"... "Kawiarni"... "Nie tak"... To chyba wszystkie słowa, jakie pamiętam - powiedziałam, na końcu biorąc dwie kolejne porcje do zjedzenia. Kurczę, to serio jest dobre. Zazdroszczę Vivienne chłopaka, mój były jedyne co umiał, to zabawiać dziewczyny. Skurczybyk jeden...
- Jesteś pewna, że to wszystko? - usłyszałam pytanie ze strony czarnookiej. Spojrzałam w jej oczy, przytakując głową. Jeśli myśli o tym, że mogłabym się czegoś domyślić tylko z tych słów, to się myli. Mimo wszystko to zawsze byłam słaba w zgadywankach... A szczerze mówiąc, to nikomu raczej bym o tym nie powiedziała. Nawet Martynie, Alexowi czy Felixowi. Mam ich za przyjaciół, jednak nie lubię im opowiadać o swoim życiu. Myślą, że wiedzą o mnie wszystko, jednak jest to zaledwie połowa. Nikt nie wie o mnie wszystkiego... Tak samo, jak nikt nie zna całego mojego życia.
- A tak w ogóle... Czy tę jajecznicę zrobił tamten białowłosy? - spytałam, odkładając widelec na już pusty talerz. Czarnowłosa skinęła głową, na co się uśmiechnęłam. - Pozazdrościć ci chłopaka. Też bym takiego chciała... - wyznałam, znowu opierając głowę na jednej z dłoni.

<Vivienne?>