1.4.17

Od Vivienne cd. Kamille

Czyli nic nie wie, oprócz tych słów? coś mi mówi, że nie kłamię. I dobrze, bynajmniej nie widziałam sensu mącenia w jej głowie, a tym bardziej zostawiania jej w tym domu. Tym bardziej, że Snow i tak ma dość jej obecności, a co by było gdyby jeszcze miała tu spać. Chyba by mnie zabił. Teraz jednak mogłam ją puścić wolno, ale tak czy siak, gdy się ktoś znajdzie chcący jej śmierci, wypełnię to zadanie bez żadnych wyrzutów. Dziewczyna każda jak inna i tyle. Wyróżnia się może tym, że ona je tą jajecznicą. Inni pewnie by się rzucali, szukali wyjścia na chama i trzeba by było wtedy przejść do rękoczynów.
Gdy usłyszałam słowa, że białowłosy się moim chłopakiem, aż się zakrztusiłam. Szybko musiałam przełknąć jajecznicę, żeby jej nie wypluć. Po tym napiłam się dużo wody, aż poczułam się lepiej. Dopiero wtedy zauważyłam, że Kamille przygląda mi się zdziwiona i patrzy podejrzanie na jajecznice.
- To jest... - sama nie wiem, czy mogłam go określić mianem przyjaciela. W sumie to nie wiem zbytnio co to znaczy. Był raczej moim wspólnikiem, chociaż nasze relację pokazywały to całkowicie z innej strony. Po za tym nie powiem jej przecież, że łączy nas praca i to same zainteresowanie, czyli mordowanie ludzi. Nie musi, a raczej nie może tego wiedzieć. - To nie mój chłopak - darowałam sobie określaniem go czymkolwiek. W sumie to najbliższe rzeczywistości słowo, to przyjaciel, ale gdyby to usłyszał, często by mi to przypominał śmiejąc się ze mnie. - Wolę dziewczyny, a on chłopaków - wytłumaczyłam, na co tym razem Kamille się zdziwiła i prawie nie udławiła. Ta sytuacja była całkiem zabawna, ale moja twarz pozostała obojętna.
- Nie wyglądacie jak... - nie wiedziała zbytnio jak to określić, dlatego zrobiłam to za nią.
- Homoseksualiści? - przytaknęła głową. - Każde z nas mówi, że jest bi - wzruszyłam obojętnie ramionami dokańczając jedzenie. Nie widziałam sensu mówienia jej, że czasem sobie dogadzamy (Czyli często). Tym razem żadna z nas się nie odezwała, aż do końca posiłku, kiedy do kuchni wszedł chłopak. Położył talerz i szklankę z widelcem do zlewu, po czym się o niego oparł i spojrzał na mnie oczekując jakiegoś znaku, czegokolwiek. W każdej chwili był gotów ją uderzyć, aby straciła przytomność, ale to nie było potrzebne. - Odprowadzę ją do domu - z jego strony nie otrzymałam żadnej reakcji, niż przytaknięcia. Wrócił do salonu, z którego skierował się do łazienki. Spojrzałam na dziewczynę. Twarz miała nieco czerwoną i spuchniętą, najbardziej nos, po tym, jak ją biłam. Podeszłam do niej i się nachyliłam. Spięta dziewczyna odsunęła się do tyłu, a ja dotknęłam jej twarzy.
- Co robisz? - zignorowałam ją.
- W domu nałóż sobie coś zimnego na spuchnięcia - poradziłam prostując się. - A teraz chodź, odprowadzę cię - tak jak powiedziałam, tak zrobiłam. Ubrałam buty, narzuciłam bluzę i wyszliśmy z mieszkania. Parę schodów w dół, jedne drzwi po wpisaniu kodu i świeże powietrze. - Gdzie mieszkasz? - po podaniu mi ulicy, ruszyłyśmy w tamtą stronę. Nie mogła mi pokazać w która stronę miałyśmy iść, bo nie znała tej okolicy - sama się przyznała.
- Twój kolega wyglądał, jakby chciał mnie zabić - stwierdziła po chwili dziewczyna.
- Jak wszystkich - i zaraz pożałowałam słów. Nie miałam zamiaru dawać jej nawet kontekstów czy podtekstów, aby zaraz zgadła, w czym się spełniamy. - Nie należy do towarzyskich osób - dodałam zaraz pomijając fakt, że ja także lubię samotne siedzenie. Tylko obecność chłopaka mi nie przeszkadzała.

<Kamille?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz