26.2.17

Od Nifenye - Cd. Haego

Uśmiechnęłam się serdecznie do chłopaka, mając nadzieję, że jeszcze zrezygnuje z tego pomysłu. Ten jednak stał przede mną ubrany w kurtkę.
- Jest jeden problem - westchnęłam - zapomniałam kluczy ze stajni...
Tatuażysta zerknął na mnie i bez zastanowienia, odpowiedział mi od razu:
- Nie ma z tym żadnego... - w tym momencie, blondyn złapał się za głowę, odsuwając się ode mnie parę metrów - uciekaj!
- Co?
To pytanie było na prawdę zbędne. Gdy zauważyłam jak Hae zaczął przechodzić przemianę, złapałam za płaszcz. Miałam już wychodzić, jednak czyjaś ręka uderzająca obok mojej twarzy, zamknęła drzwi. Odwróciłam się przodem do... jak to się po chwili okazało, bruneta, spoglądając mu w oczy. Miały zupełnie inny kolor, a była w nich wściekłość i czyste szaleństwo. To nie był on... Podniosłam rękę, chcąc go dotknąć i zmusić jakoś do powrotu, do jego normalnego stanu. Ten jednak chwycił moje ramię, przyciskając je mocno do szkła.
- Na to już za późno - szepnął mi wprost do ucha, przez co całe moje ciało przeszył dreszcz przerażenia.
Parę cicho wypowiedzianych słów, a w mojej dłoni znalazł się Escadron. Poczułam się trochę pewniej, jednak ta pewność była niczym   przy strachu który opanował moje wnętrze.
- Opanuj się - powiedziałam cicho, patrząc mu głęboko w oczy.
Chłopak jednak zaczął mocniej dociskać mnie do drzwi. Przekonywanie tu nic nie da, ten stan musiał sam minąć. Przyłożyłam mu ostrze do gardła, mając nadzieję, że się odsunie...
- Ten miecz kochanie... Tylko pogarsza twoją sytuację - zaśmiał się, łapiąc mnie za ręce i odrzucając w bok.
Moje ciało z wielkim hukiem upadło na ziemię, a przez ból nie byłam w stanie utrzymać miecza w ręce. Podszedł do mnie w dwóch krokach, łapiąc za szyję. Jego uścisk był wystarczająco mocny, bym powoli zaczęła się dusić. Mogłam walczyć, próbowałam ale nie w tej postaci... W tej postaci nie mam szans, a przemiana chwilę zajmie, a przez ten czas mogłoby się wiele stać.
- Zostaw mnie... - jęknęłam jak potulna ofiara którą nigdy nie byłam.
Uciszyło mnie mocne uderzenie w brzuch. Rękami objęłam bolące miejsce, patrząc na chłopaka. Wtedy to wpadłam na pewien pomysł. Przekręciłam delikatnie głowę na bok, patrząc się brunetowi głęboko w oczy.
- Co ty ze mną robisz?! - wydarł się, gdy magicznym sposobem odsunęłam go od siebie.
Próby podejścia do mnie, wiązały się z potwornym bólem, który opanowywał jego ciało. To powinno zatrzymać go chociaż na chwilę... Ale trzeba działać szybko. Ledwo co udało mi się podnieść miecz z ziemi, by po chwili rzucić się pędem w stronę drzwi od składziku. To była moja jedyna nadzieja, zamknąć się w pokoju i przeczekać to wszystko... Chłopak zaczął krzyczeć, jednak udało mu się rzucić zaklęcie, wywołujące ścianę ognia przed pomieszczeniem. To mnie zdezorientowało, przez co nie skupiałam się już na trzymaniu go daleko ode mnie. Nie zatrzymałam się... Skoczyłam przez ogień, od razu zamykając drzwi na klucz, sekundę przed tym jak mój napastnik zaczął się dobijać do drzwi. Złapałam się kurczowo za klatkę, na której widniało też parę poparzeń. Ból był nie do wstrzymania, mimo to, lepiej cierpieć niż stracić życie... Pomyślałam osuwając się po drzwiach na ziemię...
[Hae?]

Od Haego - Cd. Nifenye

Pogoda zdążyła nieco się uspokoić, deszcz już tak nie siąpił. Ale też powoli zaczęło się ściemniać, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Spojrzałem na zegarek w telefonie i widząc dobre kilka minut po osiemnastej prawie padłem na zawał. Czas zdecydowanie mijał zbyt szybko, jak zawsze na typowych głupotach. Odłożyłem aparat do kieszeni spodni, zabierając się za założenie butów. Skończyłem akurat w momencie, kiedy miała się już zwijać. Wtedy też musiał odezwać się mój wewnętrzny gentleman, który wręcz krzyczał, bym zaproponował jej zanocowanie u mnie. Pomysł ten oczywiście odrzuciłem, bo jeszcze wzięłaby mnie za jakiegoś czubka i do tego jeszcze gwałciciela. Może na czubka wyglądałem i po części nim byłem, acz zboczeniec ze mnie marny. W odruchu położyłem dłoń na jej ramieniu. A odwaga opuściła mnie wraz z momentem odwrócenia się jasnowłosej w moją stronę. Musiałem wyglądać jak ostatni kretyn, stojąc tak i się nań gapiąc. 
— Odwiozę cię do domu — powiedziałem tonem niewnoszącym sprzeciwu.— Przynajmniej tak mogę wynagrodzić ci akcję z drzwiami i jeszcze z psem...
No i nie chcę, by stało ci się coś złego, dokończyłem w myślach. Mimo wszystko czułem się odpowiedzialny za Nifenye, częściowo będąc źródłem jej kłopotów. Z drugiej strony miałem ochotę jak najszybciej się jej pozbyć. Nie z powodu jej charakteru, a moich problemów- nadnaturalna postać uwielbiała budzić się nocą, odbierając mi kontrolę nad własnym ciałem. Wtedy mógłbym sam stać się zagrożeniem dla dziewczyny, a wręcz nim byłem.

[Nif?]

25.2.17

Od Nifenye - Cd. Haego

Obydwoje szliśmy w milczeniu, do czasu, gdy chłopak nie otworzył przede mną drzwi studia. Wpadłam do środka, dalej rozmyślając nad panią w kolorowym szlafroku.
- Jak można być tak ślepym i upartym... - szepnęłam pod nosem.
Chłopak zaśmiał się delikatnie pod nosem, od razu zakrywając usta. Uśmiechnęłam się do niego, sama starając się nie roześmiać. Jednak nie wytrzymam, gdy widziałam jak blondyn starał się uspokoić. Podeszłam do niego, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Na prawdę nie ma za co - uśmiechnęłam się.
Odsunęłam się od Haego, by sprawdzić czy mam wszystko w torebce. Grzebałam ręką wystarczająco długo, by zorientować się, iż klucze od mieszkania zostały w mojej kurtce, która została w szafce, znajdującej się w stajennej szatni. Westchnęłam cicho, starając się nie myśleć o tym, że muszę do niej wrócić i najpewniej zostać tam na noc. Przyznam, że ani trochę mi się to nie widziało. Nie mogłam jednak narzucać się chłopakowi, któremu narobiłam już wystarczająco dużo problemów. Kątem oka widziałam, że tatuażysta uważnie mnie obserwuje.
- Będę się już zbierać - stwierdziłam - i tak wystarczająco dużo czasu ci zajęłam...
Zarzuciłam torbę na ramię, kierując się w stronę szklanych, wyjściowych drzwi. Miałam już chwytać za płaszcz, gdy poczułam dłoń blondyna na swoim ramieniu.
- Rzeczy przyniosę jutro wieczorem, spokojnie - zaśmiałam się.
Jednak gdy odwróciłam głowę do Haego, po jego minie zorientowałam się, że to, nie o to chodziło.
[Hae?]

Od Haego - Cd. Nifenye

Mocno zdezorientowany powoli przestałem ogarniać, co się działo. Po prostu dla mnie było tego wszystkiego za dużo. Z jednej strony odwieczny wróg całego bloku, z drugiej maleńka dziewczyna przejmująca panowanie nad sytuacją. Na początku myślałem, że pies i babka to komedia, ale aktualny przebieg wydarzeń uświadomił mi, że jednak dopiero śmiech miał się zacząć. Posłusznie podreptałem za Nifenye, po części bojąc się wyrazić jakikolwiek sprzeciw. Jeszcze by mnie zjadła czy coś. A, o dziwo, pożyć jeszcze trochę chciałem i to bez uszczerbków fizycznych, kwestii psychicznych lepiej nie poruszać przy mojej osobie. Temat nieco drażliwy i tyle. Z góry dało się słyszeć niepochlebne słowa narzekania, ale też drugi głos, tym razem męski, ładnie stwierdził, że liczył na rozprawienie się ze staruchą raz na zawsze. Jak widać zawiodłem jego niecodzienne oczekiwania, głównie za sprawą blondynki. Cała złość zeszła ze mnie, jak powietrze z przebitego balonika- szybko, bardzo szybko. Milczałem, nie wiedząc co miałbym powiedzieć i czy aktualnie takie posunięcie byłoby dla mojej osoby bezpieczne. Tak więc użyłem tradycyjnego sposobu i czekałem, aż ona przejmie inicjatywę rozmowy. Z lekko obojętnym wyrazem twarzy stałem się na chwilę jej pieskiem, grzecznym i ułożonym, zdanym na łaskę i niełaskę właścicielki. Ech... I po kiego mi było wychodzenie tak późno po zamknięciu studio?
[Nif? No popatrz, jaki grzeczny xD]

Od Nifenye - Cd. Haego

Myślałam, że normalny bieg pozwoli mi dogonić chłopaka, lecz gdy wbiegałam po schodach, ten już dobijał się kobiecie do drzwi. Krótka wymiana słów skończyła się, na próbie wtargnięcia do mieszkania staruszki. W ostatniej chwili zagrodziłam blondynowi drogę ręką. Ten jednak, dalej wykłócał się z Księżną Płochaczy Pospolitych, bo inaczej psa się nazwać nie dało. Był po prostu ochydny, a całość dopełniało tło na jakim się znajdował. Różowy szlafrok w kwiatki, ktoś powinien mnie trzymać, bym zaraz nie zwymiotowała. Z każdą chwilą krzyki stawały się coraz głośniejsze, raz po raz krzywdząc moje biedne uszy.
- Cicho być! - wydarłam się najgłośniej jak umiałam.
Wtedy obydwoje spojrzeli na mnie zdziwieni. Zaczęłam odpychać chłopaka na bok, by stanąć przed nim. Ten jednak dalej stał niewzruszony. Wcisnęłam się więc między niego, a starszą panią z wielkim uśmiechem.
- Załatwimy to inaczej - szepnęłam do chłopaka.
Ten machnął ręką, przyglądając się moim poczynaniom. Odwróciłam się przodem do kobiety, by zacząć takie mini negocjacje:
- Dobry wieczór droga pani - ta już miała coś mówić - ady ci ci ci, proszę poczekać ja jeszcze nie skończyłam!
Ta spojrzała na mnie, jakby niedowierzała w to co mówię.
- Z łaski swojej, weźmie Pani tego swojego bulldoga, bo inaczej ten pan zrobi z niego naszyjnik, broszkę czy whatever...
- Nic z niego nie zostanie - burknął pod nosem Hae.
Odwrociłam się do niego przodem, kładąc palec na usta.
- Możesz być cicho? Dziękuję. - odparłam, znowu przyglądając się staruszce - kupi mu pani smycz, zacznie wychodzić na długie spacerki, ewentualnie nauczy sikać do kuwety.
- Ale..
- Ale mnie to nie obchodzi droga pani tak? - spojrzałam na nią powoli się bulwersując, jednak musiało to być teatralne - ma pani w prosty sposób ujmując, ogarnąć psa, bo to co on wyprawia, burzy nie tylko budynki ale cała estetyke kultury! I proszę żeby to sie stało jak najszybciej, bo gdy jeszcze raz usłyszę o takiej sytuacji to mnie szlag trafi na miejscu! Zrozumiała Pani?
Kobieta dalej niemogąc wyjść z podziwu, pokiwała tylko potwierdzająco głową. Uśmiechnęłam się do niej serdecznie, by po chwili zwrócić sie do Haego.
- Wychodzimy - stwierdziłam, łapiąc go pod rękę i ciągnąc w stronę schodów.
[Hae?]

Od Haego - Cd. Nifenye

W iście ekspresowym tempie wyszedłem na klatkę schodową jak ludzki taran, gotowy rozwalić wszystko i wszystkich, którzy stanęliby mi na drodze. Niestety nie należałem do osób anielsko cierpliwych, zwłaszcza po kilku miesiącach ciągłego łatania dziury w suficie, bo jakiś kundel zechciał sobie pokopać, a potem, o zgrozo, załatwić swoje potrzeby fizjologiczne w powstałym domku. Toż to musiał być jakiś wybryk natury, bo nawet koty nie słynęły z takiego natręctwa. Normalnie kiedyś złapię i ukręcę łeb albo dwa, ponieważ i jego pani należała do nieprzyjemnych osób, gorsza ode mnie, a podobno to ja byłem tym złym w bloku. Niestety lub stety okazało się, że mieszka tu ktoś bardziej chamski i wredny- staruszka spod czwórki i jej łysy szczur. Na dźwięk moich ciężkich kroków niektórzy ciekawscy wyglądali zza drzwi, lecz równie szybko woleli schować się do bezpiecznych lokali. Tsa... Po takim czasie mieszkania w moim towarzystwie nauczyli się, że lepiej nie zaczepiać zdenerwowanego mnie. Zatrzymałem się przed ozdobnymi wrotami do piekieł, mocno waląc w nie pięścią. Ze środka wydobywały się głośne dźwięki jakichś jazgotów sprzed połowy wieku albo i starsze. Ponowiłem próbę dobicia się do kobiety, ledwo powstrzymując od wdarcia się do środka siłą. Usłyszałem jedynie szczekanie jej pokracznego zwierzaczka, a zaraz potem przymilny głosik, uspokajający amatora przekopywania się przez kafelki. Szczęk przekręcanego klucza, powolne otwieranie drzwi... I szczur na jej rękach. Niby jakaś rasa made in China.
— Zabierz tego jebanego świerzba albo osobiście wyrwę mu łapy!— wrzasnąłem.
— Ach, przecież Pimpi jest grzeczny— oznajmiła.
— Niech cię szlag, stara prukwo!

[Nif?]

Od Nifenye

Przejażdżka po lesie, odgłos uderzających o ziemię kopyt, to właśnie dziś spotkało mnie tego ranka. Dzień zapowiadał się na prawdę wspaniale. Panował delikatny mróz, a wszystko przyozdobilo, przebijające się przez chmury słońce. Rumak poniósł mnie tak daleko, że sama straciłam orientację, mimo wszystko nie bałam się, tylko brnęłam dalej w magicznym transie.  Zaufanie... To właśnie łączyło naszą dwójkę, od tak wielu lat. Mijaliśmy kolejne drzewa, rozkoszując się widokiem i zapachem otaczającej przyrody. Nagle moją uwagę zwróciła pewna postać, siedząca obok strumienia. Kto o tej porze roku, siedzi samotnie nad zamarzniętą wodą? Musiałam to sprawdzić, taka była moja natura... Pociągnęłam delikatnie lejce, zmuszając Delejeva do zmiany kierunku. Zwolniłam do stępa zbliżając się, jak po chwili się okazało, do osobnika płci przeciwnej. Na jego twarz opadły kruczoczarne włosy, natomiast na nodze leżała otwarta książka. Najpewniej spał, gdyż już dawno by na mnie zerknął. Chociaż kto wie czy przypadkiem coś mu się nie stał, czy nie przymarzł, zemdlał, czy zupełnie może jeszcze coś innego. W mojej głowie pojawiło sie milion czarnych scenariuszy. Miałam już zsiadać, lecz koń zarżał głośno, przez co młodzieniec odskoczył w bok. Zaśmiałam się cicho pod nosem, przyznam się, ze kamień spadł mi z serca
- Przepraszam za niego, nie chciałam cię przestraszyć - szepnęłam - co robisz sam i opuszczonym lesie? - zapytałam z ciekawości.
[Hiro?]

24.2.17

Od Nifenye - Cd. Haego

Stałam za chłopakiem, nie mogąc wyjść z podziwu. To, że miał na swojej skórze takie arcydzieło, potrafiło zamurować, ale gdy powiedział mi, ze stworzył je sam, byłam pod wielkim wrażeniem. Tatuaż pokrywał całe jego ciało, a na samą myśl o tym jak musiało to boleć, skrzywiłam się mimowolnie.
- Talent i poświęcenie... - szepnęłam pod nosem, spuszczając wzrok na podłogę.
- Co? - zapytał blondyn, odwracając się, jakby nie dosłyszał tego co powiedziałam.
Uśmiechnęłam się delikatnie do niego, chcąc pokazać, że nie powiedziałam nic złego.
- To jest piękne - podkreśliłam głośniej, będąc pewna swego.
Ten zaśmiał się pod nosem, jakby nie dowierzał, w to co mówię. Szczerze? Nie dziwie mu się. Dlaczego miałby wierzyć nieznajomej, która ma inne zdanie niż większość tego świata.
- Sama prawda - odparłam, wzruszając ramionami.
W tym samym momencie, wrzuciłam mokre rzeczy do torby, którą wcześniej położyłam na kanapie. Miałam już dziękować Haemu, lecz gdy zobaczyłam okropne zdenerwowanie na jego twarzy, zrezygnowałam. Jego wzrok padł na sufit, z którego powoli zaczął się kruszyć beton.
- Przecież ja ją zamorduje - odparł ruszając ku jednym drzwiom.
Wiedziałam, że to może się źle skończyć, przez co wyrwałam się biegiem za chłopakiem.
[Hae?]

Od Haego - cd. Nifenye

Reakcja dziewczyny mocno mnie zdziwiła, była taka... inna. Z resztą jak sama jej posiadaczka. Jednak nadal wolałem trzymać dystans co do niej, głównie ze względów bezpieczeństwa nie tylko mojego, ale i jej. Do tego jeszcze ta jej ciekawość co do moich tworów. Obrazów. Złapałem Nifenye w talii, przestawiając na bok i kompletnie ignorując. Wszedłem na zaplecze, którym w rzeczywistości był pokój trzy na cztery metry, na wpół składzik, na wpół miejsce odpoczynku. Wziąłem z półki jakieś ciuchy Moon, dwa ręczniki, bo tyle powinno wystarczyć. Niestety coś mi podpowiadało, że ubrania siostry będą nieco za duże na tamtą małą istotkę. Ale jednak wolałem, by przemęczyła się w tym, niż zachorowała i przysłała mi rachunek za leki. Już i tak zbyt dużo miałem problemów jak na tak krótki okres czasu. Więc dumny ze swojego znaleziska wróciłem do głównej sali. Zastałem panienkę siedzącą na krześle z naburmuszoną miną i zamkniętym albumem na kolanach.
— Nie fochaj się, tylko przebierz... Potem opowiem— westchnąłem, podając jej rzeczy, wraz z ręcznikiem.
— Dziękuję— tyle usłyszałem, gdyż iż ponieważ w iście ekspresowym tempie ulotniła się na zaplecze.
Ja zaś, niewiele myśląc, zdjąłem nieco nasączoną wodą koszulkę i postanowiłem doprowadzić się do względnego porządku. Niestety wizja przeleżenia kolejnych dni przez jakieś maryjne łezki niezbyt mi się widziała. Stojąc obok grzejnika zacząłem przecierać skórę miękkim ręcznikiem. Wycierając włosy poczułem chłodne palce na plecach.
— Niesamowite...
Jakoś zdołałem się opanować, nie dać nic po sobie poznać. Ale ta mała miała talent do skradania się. Że jej nie wyczułem...
— Zajęło mi to dwa lata. Całość, łącznie ze szkicami na papierze.

[Nif?]

Od Nifenye - Cd. Haego

Gdy ujrzałam twarz chłopaka, przyznam, ze bardzo się zdziwiłam. Dla mnie to w zupełności nie było dziwne, czy odrażające, wręcz przeciwnie, zainteresowało mnie. Uśmiechnęłam się do blondyna, ściskając jego dłoń. Dopiero wtedy zauważyłam różnice wzrostu, jaka dzieliła nasze osoby. Przyznam, że uścisk jego ręki był za silny, jednak nie dałam po sobie tego poznać.
- Nifenye - odparłam.
Skupiłam przez parę sekund wzrok na jego twarzy, na której był wymalowany wzór czaszki, jednak to oczy bardziej zwracały na siebie uwagę. Były niespotykanego koloru, wręcz hipnotyzowały. Odwróciłam od nich wzrok, by nie poczuł się dziwnie. Chłopak z obojętna miną, odwrócił się ode mnie, znikając gdzieś w odmętach studio. Podeszłam do lady, chwytając za album ze zdjęciami. Były w nim same tatuaże, a żaden z nich nie przypominał innego. Wszystkie były wyjątkowe. Gdy Hae miał przejść do pomieszczenia po drugiej stronie pracowni, stanęłam przed nim, delikatnie dotykając twarzy.
-  Ty to robiłeś? - zapytałam, uważniej przyglądając się jego twarzy, właśnie o to mi chodziło. Czy on sam to sobie zrobił, a może jednak ktoś mu pomógł.
Ten popatrzył na mnie zdziwiony, jakby nigdy wcześniej nie znajdował się w takiej sytuacji. Podsunęłam mu pod nos album, przez co nie było mnie zza niego widać.
- Jeżeli tak, to masz wielki talent - stwierdziłam.
[HAE?]

Od Haego - Cd. Nifenye

Jakoś nie spieszyło mi się ze ściągnięciem wierzchniej warstwy ubrań- kurtki czy mokrej bluzy. Podświadomie bałem się reakcji dziewczyny na widok tak, zdaniem wielu ludzi, oszpeconego obrazu człowieka. Rozumiałem, a przynajmniej próbowałem zrozumieć, w końcu spora część społeczeństwa pałała niechęcią do wszelkich sztucznych zmian na skórze, a nawet do samych blizn. Wobec dość niezręcznych okoliczności i poszanowania swojej własnej pracy, o szarych kafelkach mówiąc, uklęknąłem na jedno kolano, zacząłem rozwiązywać sznurówki glanów. 
— Czasami pada... Jak pies pani z góry przekopie się przez podłogę i raczy siusiać— stwierdziłem całkiem poważnie.
Ten przeklęty kundel miał takie pazury i zapał, że potrafił rozwalić kafelki w łazience, choćby nie wiem ile miało mu to zająć. O cie panie, jak na zawołanie znowu zaczął drapać! Ech... Człowiek może wykitować w takich warunkach, naprawdę.
— Niech szanowna pani zabierze tego łysego niedowala!— ryknąłem tak, by sąsiadka usłyszała.
Ściągnąwszy buty wyprostowałem się i pozbyłem kurtki, bluzy oraz rękawiczek. Niestety ukazując przy tym tatuaż pokrywający całe moje ciało. Zbędne części garderoby położyłem na krześle. W sumie już miałem gdzieś pierwsze wrażenie, jakie musiałem spowodować swoją aparycją. Jeśli się przestraszyła albo zdziwiła- jej problem. 
— Wybacz za warunki. Hae jestem.
Wyciągnąłem rękę do jasnowłosej dziewczyny i uniosłem kąciki ust, uśmiechając się lekko.

[Nifenye?]

Nieobecność: Diffidentiae

Diffidentiae (główny administrator) zgłasza swoją nieobecność na czas nieokreślony.

Od Nifenye - Cd. Haego

Z pomocą chłopaka udało mi się wstać, co akurat było miłe z jego strony. Powiem tak, złościłam na niego, za bliskie spotkanie ze szkłem, jednak całe zdenerwowanie nagle zniknęło. Gdy jednak zaprosił mnie do środka, nie chciałam robić więcej kłopotu.
- Nie ma potrzeby, dam sobie radę - odparłam, mając już zaraz odejść.
Tajemniczy blondyn, bo tylko skrawek włosów udało mi się zobaczyć, otworzył drzwi i delikatnie pociągnął mnie za rękę. Popatrzyłam na niego zdziwiona, w sumie z lekka przestraszona. Ten jednak puścił moja dłoń i wskazał bym weszła do środka. Zastanawiając się zaczęłam kręcić się wokół. Nie wiedziałam co mam zrobić wejść czy uciec? "Ryzyk, fizyk Nif! ". Obróciłam się w stronę wejścia, wskakując na salon palcem.
- Tak tutaj! - szepnęłam sama do siebie, wchodząc do środka.
Przyznam, że było tutaj dość przejrzyście, wszystko było tematyczne i mimo pogody, podłogi były czyste. Zdjęłam płaszcz i powiesiłam go na jednym z haczyków. Odgłos zamykanych drzwi, zmusił mnie do spojrzenia w stronę chłopaka. Nie byłabym się aż tak bardzo, gdy widziałabym jego twarz, a tak? To było bardzo dziwne uczucie, wiesz że rozmawiasz ale nie wiesz z kim...
- Tutaj już nie pada - zaśmiałam się, mając nadzieję, że zobaczę to co skrywa kaptur.
[Hae? Koniec tajemniczości xD]

Od Haego - Cd. Nifenye

 Ostatni z klientów opuścił salon już jakiś czas temu, a Moon ulotniła się razem z nim. To się nazywa kochana siostrzyczka- zostawić brata z tym całym syfem. Dosłownie. Przez ten cały deszcz podłoga wyglądała okropnie. Co prawda próbowałem ją domyć, jednak za każdym razem zostawały smugi. Bądź mądry, pisz wiersze- kiedyś ktoś mądry powiedział i właśnie to odzwierciedlało tę sytuację. Skłoniła mnie ona nawet do zadzwonienia po sprzątaczkę. I prawie udało mi się uciec od pucowania. Jednak prawie robi wielką różnicę, a kobieta stwierdziła, że w miejscu okaleczania ciała nie będzie pracować. Tak więc skazany zostałem na kontynuowanie gorącej randki z mopem przez następną godzinę. Ostatecznie moje siły się wyczerpały i po prostu rzuciłem wszystko w cholerę. A co tam, najwyżej rano się dokończy. Narzuciłem kaptur na głowę, skórzaną kurtkę na ramiona, słuchawki powędrowały do uszu i wyszedłem. Drzwi otworzyłem z niepotrzebnym impetem wyrażającym moją zmianę nastroju, do tego prawie złamałem klucz, zamykając. Szybkim krokiem postanowiłem oddalić się jak najdalej od tego miejsca. O dziwo ktoś postanowił mnie zatrzymać. Nowość na rynku i te sprawy. Odwróciłem się w stronę, z którego zdawało mi się usłyszeć głos. Przy okazji jedna ze słuchawek wypadła mi z ucha, pozwalając na ponowny kontakt ze światem zewnętrznym. Jakaś dziewczyna leżała w kałuży. Głupia czy liczyła na darmo kąpiel? Jednak jej mina mówiła cośkolwiek innego. Zbierając w sobie resztki męskiego honoru podszedłem do niej i wyciągnąłem rękę skrytą w cienkiej rękawiczce. Twarz skrywałem pod kapturem, na moje szczęście cień zakrył ją prawie w całości, a jasne włosy dokończyły dzieła. Nie chciałem jej przestraszyć swoim wyglądem.
— Sorry, lama ze mnie, nie zauważyłem — mruknąłem, pomagając jej wstać. Drugą ręką wyjąłem klucz od salonu.— Chodź, przebierzesz się w coś suchego. Siostra chyba zostawiła jakieś ciuchy zapasowe.— wskazałem na szklane pomieszczenie.

[Nifenye? Dobre ma serduszko... czasami xD]

Od Nifenye

Życie tutaj, różniło się od tego co robiło się zanim tutaj przybyłam. Dni skupiały się głównie na poświęceniu się pasjom i możliwości bycia sobą w tej drugiej odmianie. Podobało mi się to, gdyż mogłam wszystko w spokoju doskonalić, bez obawy, że ktoś to zobaczy. Czułam się jak u siebie... Każdy był tutaj taki sam... Tego dnia, wracałam ze stajni przez środek miasta. Jedynym co mnie skusiło by tędy iść, była zła pogoda. Od samego rana padał deszcz a ja miałam nadzieję, że to do wieczora minie. Niestety tak się nie stało. Szłam wzdłuż budynków, w których na parterze znajdowały się przeróżne lokale, od restauracji, po sklepy i nie tylko. Płaszcz jakoś chronił mnie, by woda nie przedostała się przez kolejne warstwy ubrań, lecz długo już nie wytrzyma. Omijałam ludzi, witając się raz po raz z tymi których znam, oraz uśmiechając do nieznajomych przechodniów. Sama nie wiem, co zmusiło mnie do bliższego podejścia do budynków ale właśnie tak zrobiłam. Nie zdążyłam przejść dziesięciu metrów, gdyż drzwi od pewnego salonu tatuażu zagrodziły mi przejście. Nie zdarzyłam odskoczyć na bok, przez co uderzyłam w przeszkodę, by po chwili znaleźć się w kałuży obok. Poczułam jak ubranie przykleja mi się do ciała, wywołując tym drgawki na całym ciele. Mój wzrok powędrował jednak na mężczyznę, który zdarzył już oddalić się parę metrów. Był ubrany w czarne ciuchy, do tego nie zauważyłam nawet jego twarzy. Przyznam, że minimalnie, na prawdę minimalnie to mnie oburzyło.
- Mógłbyś trochę uważać?! - wydarłam się do niego, starając się podnieść z ziemi.
[HAE? Gdzie twoje minimum kultury osobistej xD]

Nifenye Lebron


Imię: Blondynka posiada dość niecodzienne imię, które pozwala zdrabniać do woli, brzmi ono Nifenye. Jednak wiele osób, znając jej drugie "ja", nazywa ją Sprawiedliwą.
Nazwisko: Ponieważ dziewczyna posiada korzenie Hiszpańskie, jej nazwisko brzmi Lebron.
Wiek: 21 lat, a urodziny obchodzone są 31 grudnia.
Płeć: Jak widać na załączonych obrazkach, jest to kobieta.
Charakter: Na początku trzeba napomnieć, że panienka Lebron tak na prawdę sama doszła do tego jaka jest i co siedzi w kruchym ciele, drobnej blondynki. Należy ona do ludzi otwartych, co idzie na równi z tym, że jest ona bardzo miła i pomocna. Podchodząc do niej przywita cię szczerym uśmiechem, który pojawia się na jej twarzy nawet w cięższe dni. Co to może oznaczać? Otóż to, że dziewczyna nie da po sobie poznać, gdy coś będzie nie tak. Woli ona sama wewnętrznie poradzić sobie z problemem niż wyrzucać to na światło dzienne, co może skutkować zranieniem innych ludzi, tu pojawia się opiekuńczość. Oczywiście lubi rozmawiać o swoich problemach, ale z osobami którzy są jej bardzo bliscy. Jest ona bardzo wytrzymała psychicznie. Nie zranią ją żadne obelgi skierowane w jej stronę, oraz siłowe wyciąganie z niej jakiś informacji. Nigdy nie wyjawi sekretu, nawet gdy tego nie obiecywała. Nie przekona ją do tego ani znęcanie się fizyczne, ani zastraszanie czy inne sposoby wyciągania informacji. Niezniszczalny umysł równa się z tym, że w ludzkiej postaci jest ona tak na prawdę bezbronna. Będzie walczyć do śmierci, nigdy się nie podda, lecz bez pomocy, czy broni tak na prawdę nie ma ona szans. Jest ona bardzo prawa i wierna, nie zdarza jej się kłamać oraz nigdy nie zdradzi sojusznika, przyjaciela czy partnera. Kolejnymi widocznymi cechami są upartość, stanowczość i spokój. Uwielbia zwalczać kolejne przeszkody, jakie pojawiają się w jej życiu. Zawsze najpierw myśli a potem robi, gdy czegoś nie jest pewna w stu procentach, wycofa się i wymyśli inną metodę by ruszyć dalej, co robi z niej bardzo dobrego stratega bitewnego, oraz rozsądnego przywódcę. Nigdy się nie zraża ani nie poddaje. Przyznam, że dużą odwagą wykazuje się dopiero, gdy staje się Sprawiedliwą, do tego czasu stara się nie wychylać, chyba, że chodzi o obronę słusznych myśli i czynów. To bardzo ceni w swoim życiu i potrafi narazić dla tego nawet własne życie. Przez co jej opiekunką jest Bogini Sprawiedliwości. Gdy ktoś udowodni jej swoją rację, będzie stała w jego obronie jak lwica. Uwielbia poznawać nowe rzeczy, mimo, że często to ją przeraża. Szybko przełamuje swoje lęki. Na zakończenie dodam tylko, że jak się na ciebie uweźmie to się nie odczepi. Taki rzep ot co.
Głos: Camila Cabello. (https://www.youtube.com/watch?v=ngORmvyvAaI)
Boski Opiekun: Patronką Nif jest nie kto inny jak Lidellane, Bogini sprawiedliwości i słusznej wojny.
Moce:  Nifka swoją pełną siłę magiczną zyskuje, gdy staje się damą Sprawiedliwą. Do tego czasu, pozostaje w lichej, ludzkiej postaci, pozwalającej jej jedynie czytać w myślach żywych stworzeń, oraz władać ciałem przeciwnika. Lecz na czym to polega? Otóż, panna Lebron potrafi manipulować ruchami postaci, nad którą właśnie kumuluje swoją moc. Umie również zadawać ból w czasie tego procesu. Tyczy się tego również umysłowe zabijanie przeciwnika, który po całkowitym procesie tak zwanego "znęcania" pada na ziemi nieżywy. Po czymś takim jednak, w ludzkiej postaci blondynka kompletnie opada z sił, przy czym zdarzają się również omdlenia. Jednak po przejściu przemiany w istotę nadludzką, proces ten nie stwarza jej najmniejszego bólu i trwa parę sekund. W tej postaci potrafi również rzucać niewidzialną tarczę na siebie i swoich sojuszników, ta jednak znika po paru minutach. Kolejną zdolnością jest uzdrawianie innych, co przy dużej ilości rannych przepłaca własnym zdrowiem. W obydwu odsłonach Nifenye potrafi przywołać Escadrona, czyli miecz który został wykuty specjalnie dla niej, w rękach innej osoby ostrze staje się tępe i traci swoje magiczne właściwości, takie jak rozświetlanie mroku, oraz ochrona ludzi sprawiedliwych i tych którzy mają słuszność. Wtedy to, gdy nakierujemy końcówkę ostrza na osobę mającą rację, kamień w rękojeści skrzy się na zielono. Trzymając ostrze w dłoni Nif uzyskuje dużą szybkość i zręczność w bezpośredniej walce. Przy mocnym uderzeniu ostrzem Escadrona w broń przeciwnika, ta rozpadnie się na drobne kawałki. 
Umiejętności: 
Od dzieciństwa dziewczyna była uczona szermierki oraz jazdy konnej, co pozostało jej do dziś. Obydwie umiejętności opanowała do mistrzowskiego poziomu, co daje się zobaczyć na tle innych. Dlatego specjalizuje się ona w walce z użyciem broni białej, gdyż tej drugiej bardzo się obawia. Bardzo dobrze walczy na miecze oraz na sztylety, z celniejszym okiem jest już gorzej.Wiele czasu wolnego poświęca ona swojemu rumakowi Delejovi, wybierając się na jazdy terenowe oraz dbając o jego ogólne dobro. Przez ten ala związek nauczyła się kochać i szanować zwierzęta. Przechodząc jednak dalej, blondynka posługuje się czterema językami: polskim, hiszpańskim, angielskim oraz rosyjskim, co pozwala jej dogadać się z większością świata. Upodobała sobie również śpiewanie, gdy w wieku dwunastu lat ludzie określali jej głos jako anielski, dający wewnętrzny spokój i odprężenie. Jest ona bardzo dobrą sanitariuszką, potrafi wyprowadzić człowieka z ciężkiego stanu, jeżeli nie potrzeba do tego oczywiście specjalizacji chirurga.
Zauroczenie: Może... Ale to wielkie może! Od razu Ci nie powie, musisz ja po pewnym czasie zapytać. I nie, nie jest ona lesbijką jakby ktoś miał się pytać.
Inne informacje:
- Nifenye zaczęła studiować prawo, a w przyszłości chciała zostać sędzią. Rzuciła to jednak by odkryć jej prawdziwe "ja".
- Blondynka nie należy do wysokich osób gdyż jej wzrost jest równy 168 centymetrom.
- Ogólnie rzecz biorąc należy do ludzi których siłą jest inteligencja i przebiegłość, a nie przywalenie piąchą.
- Była wychowana przez brata, gdyż rodzice zmarli gdy miała cztery lata. Ten jednak nie poświęcał jej dużo czasu.
- Nigdy nie miała drugiej połówki,  samotność i brak ciepłego ciała do przytulenia daje się we znaki.
- Ogier którego jest właścicielką, jest jedynym zwierzęciem jakie posiada. Niby zwyczajny koń o niesamowitej wytrzymałości, zwinności i szybkości. Jej nieodstępny partner w boju i wyprawach. Potrafi jechać sam, w walce Nif nie musi nawet pociągać za wodze.
- Najbardziej boi się utraty przyjaciół, ponieważ tylko oni zostali w jej życiu.
- Uważa ona, że walka jest ostatecznością i wszystko można załatwić rozmawiając i negocjując, zawsze stara się tak zadziałać.
- Prześladują ją nocą piekielne koszmary, przez co bardzo rzadko się wysypia.
Inne zdjęcia: 
Delejev (koń Nifenye)
Kontakt:

HW - Kita59
EMAIL - savekrrk@gmail.com
GG - posiadam, ale jak tak bardzo już ktoś będzie chciał, niech mnie zapyta, a jak tak bardzo będzie uparty to mogę nawet FB podać

23.2.17

Na świat przyszły bestie...

---------------------------------------------------------------------------------------------
HAE DANTE INTERFECTOREM 
23 LATA ♦ HEKTALIS ♦ S!N ♦ KAWALER ♦ 206 CM WZROSTU
---------------------------------------------------------------------------------------------

Dwadzieścia trzy lata temu na świat przyszły bestie. Pierwszą była śmierć pod postacią Księżycowej Panny- na pozór strasznej, lecz niosącej ukojenie. Zdrada ukryła się w ciele niepozornego dziewczęcia. Ostatnią zwano czasem, zamieszkała ona w ciele chłopca. Nikt nie był świadomy potęgi trojaczków ani tego, jaki ciężar spoczywał na ich barkach. Swe ukryte zdolności najprawdopodobniej odziedziczyli po nieznanym ojcu. Lata mijały, dzieci wychowywały się w otoczeniu uznawanym za bezpieczne- na wsi, pod czujnym okiem jasnowłosej matki. Jednak jedno wydarzenie zniszczyło cały dotychczas znany im świat. Melody zginęła na oczach dwunastoletnich już młodziaków. Winny tego był syn, którego fatalne moce ujawniły się jako pierwsze. I to właśnie ukształtowało jego dalszy los- oszalałego zabójcy, u którego boku stały dwie panienki. Pytasz, kim on właściwie jest? Stoi przed tobą, uchylając rąbka swej tajemnicy...

---------------------------------------------------------------------------------------------
CECHY ♦ WŁADZA ♦ KUNSZT ♦ POZOSTAŁE
---------------------------------------------------------------------------------------------
Korra10 || moonwilczycaksiezyca@gmail.com

22.2.17

Od Vivienne cd. Kamille

Z białą róża w dłoni wróciłam do domu. Cały czas myślałam o tej dziewczynie, o Snow'ie i tych dziwnych, aczkolwiek przyciągającym zapachu, z którego wnioskując mogłam o dużej energii. Przysięgłam, że z chłopaka nigdy nie pobiorę energii bez pozwolenia, ale inny wilkołak? Jeszcze nigdy tego nie próbowałam, aby to robić, musiałabym być w ludzkiej postaci, czyli byłabym podatna na atak ze strony zwierzęcia. Ciekawe, czy bym miała więcej energii?
Na nic się nie zdecydowałam. W domu włożyłam kwiat do dzbanka i patrzyłam na niego dość długo, szukając odpowiedzi, dlaczego on mnie tak ciekawi. Przecież to zwykły kwiat, normalna na świecie róża, tyle, że biała. Gdy nie znalazłam odpowiedzi, ponownie wyszłam z domu, wpierw wysyłając SMS do Snow'a, że zajdę z nim do lasu i przypilnuje, aby nie zniszczył miasta, jak kiedyś. Zgodził się, więc spotkaliśmy się na przystanku. Nie wyglądał za dobrze, był blady. Mówił, ze bóle są coraz silniejsze i gdy tylko zajdzie słońce przemieni się.
- Trochę boli, w końcu kości mi się przesuwają, bo zmieniam formę - odpowiedział, na co jedynie skinęłam głową, a dalsza drogę przemilczeliśmy.
Słońce zaszło, a ja zamieniłam się w ducha. Odeszłam parę metrów i uważnie obserwowałam jego przemianę, którą widziałam ostatnio dwa lata temu, gdy jeszcze nas tu nie było.
Najpierw się zgarbił i przyłożył dłonie do głowy, która pewnie w tym momencie pękał mu z bólu. Zaczął rosnąć jakoś do dwóch metrów, ręce i stopy się wydłużały, a jego wszystkie mięśnie się zwiększały, rozrywając mu ubrania. Ciało zaczęła pokrywać czarna jak smoła sierść. Wygiął się do tyłu, paznokcie wydłużyły się. Urósł jeszcze trochę, a gdy ze Snow'a nie pozostało nic, oprócz czarnego koloru jak i włosów, zobaczyłam przekrwione tęczówki, w których jednak widziałam duszę chłopaka. Pomachałam do niego, a ten na mnie skoczył. Nic mi nie zrobił, ponieważ byłam duchem. Przynajmniej wiem, jak go odciągnąć od miasta, gdyby kierował się w tamtą stronę. W końcu zwierzęta widza duchy, on jest tego przykładem.
Usiadłam na ziemi, czekając na ciekawy rozwój wydarzeń, który zaczął się po paru sekundach, kiedy to mój przyjaciel wilkołak zobaczył wilka o fioletowopodobnym umaszczeniu.

<Kamille?>

21.2.17

Od Kamille CD Vivienne

Przyjrzałam się chwilę białej róży w jej dłoni. W sumie...
-Co jest?- usłyszałam głos Ethana. Skrzywiłam się na sam dźwięk. Za głośno...
-Po co krzyczysz, słuch mam jeszcze dobry- zwróciłam mu uwagę, jednocześnie czując jego rękę oplatającą mnie w biodrze. Dobrze, że przez ladę tego nie widać...
-Normalnie to powiedziałem- zaśmiał się brunet, jednak szybko spoważniał, patrząc na czarnowłosą z kwiatkiem w dłoni. -Chcesz to zabrać?- spytał, robiąc swoją lekko zdenerwowaną minę. Dziewczyna skinęła głową, jednocześnie wyjmując portfel.
-Mogę zapłacić- dodała. Aż tak zależy jej na tym kwiatku? Ethan zaczął donośnie się śmiać, biorąc dłoń z mojego biodra i łapiąc się nią za brzuch.
-Znowu to samo...- szepnęłam, łapiąc się za głowę. Moje biedne uszy... -Wiesz co?- zwróciłam się do klientki. -Weź tę różę. Może na takiego nie wygląda, ale hoduje własne, które tu przynosi- powiedziałam, na końcu kiwając głową na chłopaka, który poszedł na zaplecze się wyśmiać, że tak to nazwę. Czarnowłosa delikatnie się uśmiechnęła, dziękując i wychodząc z kawiarni. Westchnęłam, opierając się plecami o blat. Mam dosyć... Przymknęłam na chwilę oczy, przywołując wizję siedzenia pod kocem z kubkiem kakao w ulubionym kubku. Do tego doszedł fajny film w telewizji oraz Tobio i Lie na moich kolanach. Tak...to by było cudowne. Jednak dzisiaj nie będzie mi dane spełnić tej oto wizji.
-Gdzie ta dziewczyna?- znowu usłyszałam głos Ethana.
-Poszła, przestraszyła się ciebie- odpowiedziałam mu, otwierając oczy i patrząc na jego sylwetkę, która właśnie zaczesywała włosy dłonią. -A i jeszcze raz złapiesz mnie w taki sposób jak wcześniej, to utnę ci kiedyś te wielkie łapska- pogroziłam mu, omijając i wchodząc na zaplecze. Podeszłam do swojej szafki, otworzyłam ją i zaczęłam się przebierać. Po upływie około pięciu minut wyszłam z pomieszczenia dla pracowników i zawołałam do siebie April. Dziewczyna podeszła do mnie, wyraźnie zaskoczona moim ubiorem.
-Coś się stało?- spytała, zmartwionym głosem.
-Wybacz, Ap, ale przypomniałam sobie, że muszę wcześniej wrócić do domu. Wczoraj wieczorem Tobio zwymiotował- powiedziałam, udając strasznie zmartwioną. Czy to, co powiedziałam, było prawdą? Oczywiście, że nie. Tobio był zdrów jak ryba, jednak ja potrzebowałam wymówki, by wyjść z kawiarni, bo zaraz po zachodzie słońca zmienię się w wilka. Takie życie...a w zasadzie geny. April puściła mnie, mówiąc, bym zadzwoniła do niej, jak poczuje się lepiej. Tak, tak... Jednak przygarnięcie dwójki kociąt to nie była aż tak zła decyzja...

<Vivienne?>

Od Moon - Cd. Tobiasa

Obdarzyłam chłopaka lekkim uśmiechem. Zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie, co nie zdarzało się zbyt często. Po prostu byłam wybredna w doborze znajomych i często kręciłam nosem, gdy kogoś mi przedstawiano. No i raczej stroniłam od kontaktów. Wielu nazywało to aspołecznością, ja zaś niechęcią do marnowania czasu.  W sumie teraz to robiłam, ale kit, trzeba czasem otworzyć do kogoś buzię, inaczej się zeświruje. Włożyłam uszkodzony telefon do tylnej kieszeni spodni, przy okazji odwracając wzrok od Tobiasa. Taka duża dziewczyna, a bała się spojrzeć komuś prosto w oczy i przedstawić się bez zbędnego stresu.
— Moon — powiedziałam szybko. — Albo Dara. Do wyboru, do koloru. I wiesz, że nie musisz taszczyć mi koszyka...
— Jak już mówiłem, pomogę — odparł spokojnie.
Pokręciłam tylko głową z niedowierzaniem. Uparty jak reszta, pomyślałam. Naprawdę, faceci czasami byli gorsi od krnąbrnych osiołków. Zwłaszcza, jeśli coś nabroili lub myśleli, że to przez nich się stało.
— Noo to gdzie mam zanieść? — uniósł lekko kosz.
— Parking... takie mocno zielony pick-up, dość charakterystyczny jak na te okolice. Ford Raptor z 2008... — Zaśmiałam się nerwowo i położyłam dłoń na karku. Znowu dałam się ponieść swoim zainteresowaniom.— Wybacz, czasami zaczynam mówić nie o tym, co trzeba. To ten... Chodź za mną.
Ruszyłam przodem, typowym dla mnie szybkim krokiem. Na całe szczęście brązowowłosy szybko mnie dogonił.
— Przy okazji, nie wiesz może gdzie jest sklep budowlany? Dopiero co się przeprowadziłam i czeka mnie dość sporo roboty w domu.

[Tobias? Mech, słabe takie .-.]

20.2.17

Od Tobiasa - Cd. Moon

   Narzuciłem na tors luźną, czarną koszulkę i, odczepiwszy od skarpetki Włodzię, wyszedłem z domu. Kisiłem się w nim już przez parę dni, aż zabrakło mi zapasów. A skoro ta owłosiona jaszczurka zaczęła pożerać mi ciuchy, to najwyższy czas kupić coś też jej. 
     Wiosna była dość.. ciepła. Gorąca, wręcz. Po raz kolejny starłem z czoła pojedynczą kroplę potu, w duchu dziękując bogom, że założyłem czarną górę. Przecież byłoby widać całą wodę, która by ze mnie skapywała.. Szybki rzut oka w niebo iii.. wiem, że mam jeszcze prawie pół dnia na włóczenie się po mieście. I właśnie przez to wpadłem na chodzący kosz. A raczej niską, jasnowłosą kobietę.
- Przep.. - zaczęła, lecz dokończyła trochę mniej spodziewanie. - Aleś ty wielki, chłopie!
Parsknąwszy cicho podałem jej dłoń, drugą zaś chwyciłem wiklinowy koszyk.
- Moja wina, zagapiłem się. Iii taak, gdy rozdawali podzielność uwagi, ja stałem w kolejce po wzrost. - dodałem, podając blondynce zakupy. Już miałem się z nią żegnać i raz jeszcze przepraszać, gdy zobaczyłem telefon na chodniku. Pochyliłem się, by go podnieść. Ekran zdobiły drobne pęknięcia, które jednak umożliwiały dalsze korzystanie z niego.
- Raz jeszcze przepraszam. Mogę zapłacić za naprawdę.. - westchnąłem, wlepiając znaczący wzrok w szkło.
- Nie trzeba, ale dziękuję za propozycję. - odpowiedziała, zabierając komórkę.
- Tooo.. To chociaż zakupami pomogę, w ramach rekompensaty. Jestem Tobias, tak swoją drogą. - dodałem i wyciągnąłem dłoń w stronę jasnowłosej, przy okazji zabierając koszyk po raz drugi.
  Trudno, Włodzia. Będziesz musiała jeszcze jakiś czas mieć bawełnianą dietę..
[ Moon? Ach, długość.. ]

Od Moon

Wniosłam ostatnie pudła z dość starego Raptora, oddychając z ulgą. Miałam serdecznie dosyć wiosennego upału i słońca piekącego w kark, charakterystycznych dla wysp Pacyfiku. A jeszcze czekało mnie rozpakowanie tych wszystkich pakunków, które przyleciały ze mną do nowego domku. Pierwszy dzień w nowym miejscu, a ja już nie wytrzymywałam. Ech... Trzeba będzie powoli przestawić się na gorący klimat.
I na sukienki.
I lekkie buty.
Chyba czas najwyższy stać się kobietą z okładek tych popularnych czasopism albo chociaż zacząć zakładać na siebie coś delikatniejszego od ciemnych koszul, jeansów i glanów. Ku chwale ojczyzny czy coś w tym stylu. Przynajmniej tak zwykł mawiać mój niekochany braciszek. Czubkiem buta lekko pchnęłam drzwi, jednocześnie pchając się do chłodnego wnętrza domu. Jak na razie można było porównać go do pola bitwy, takiego Moon vs przeprowadzka. Wszędzie walały się brązowe kartony, gdzieniegdzie nieco inne, bardziej ozdobne pudełka. Niektóre meble zdążyłam złożyć, choć i tak później musowo trzeba będzie zanieść je do garażu, by nie poplamiły się podczas malowania pokoi. Czekało mnie jeszcze sporo pracy i to nie tylko przy odmalowywaniu czy meblowaniu. Niestety dość tani dom trzeba było nieco odremontować, głównie chodziło o to, co na zewnątrz- taras, schody prowadzące do drzwi wejściowych, a nawet barierki czy płot. Takie estetyczne poprawki. 
— No, skończone. Czas na przerwę — powiedziałam sama do siebie.
Wcześniej myślałam, że przebywanie na świeżym powietrzu oznaczało gotowanie się żywcem. Aktualnie raczej mianem najgorszej ochrzciłam jazdę samochodem i mus przejścia z parkingu do miejscowego supermarketu. Wychodząc ze sklepu i taszcząc wiklinowy kosz z zakupami, raczej narzekać nie mogłam. Do czasu, aż ktoś raczył do mnie zadzwonić. Nerwowo wyjęłam telefon z kieszeni spodni, nie zwracając uwagi na to, gdzie szłam. Chwila zamyślenia skończyła się fatalnie. Z całym impetem wpadłam na kogoś. Zatoczyłam się do tyłu, upadłam na tyłek, w ostatnim momencie ratując koszyk. Niestety komórka nie miała tyle szczęścia- upadła na chodnik, a ekran pokryły cieniutkie niteczki pęknięć. Spojrzałam w górę, mocno zakłopotana. Musiałam mocno zadrzeć głowę, by ujrzeć ofiarę mojego nieświadomego zamachu.
— Przepr... — zaczęłam, ale szybko zmieniłam zdanie. — Aleś ty wielki, chłopie!
Nawiasem mówiąc płytki chodnikowe powoli stały się wygodnym siedziskiem.

[Tobias?]

18.2.17

Od Vivienne cd. Kamille

Fioletowowłosa dziewczyna przyniosła do naszego stolika zamówione napoje, a ja po paru sekundach wyczułam w powietrzu coś dziwnego. Ale nie potrafiłam określić co to takiego, dlatego też się nad tym nie zastanawiałam. Rozmawiałam ze Snow'em i różnych rzeczach, praktycznie zaczęliśmy wszystkie tematy zaczynając od zwykłych kwiatów - teraz rozpoczął on, widząc jak ciągle patrze na biała róże - a kończąc na orientacjach seksualnych. Ani razu nie wspomnieliśmy o zabijaniu, o naszej profesji. Nie ustalaliśmy tego, ale każde z ans wiedział, ze takich tematów nie porusza się w miejscach publicznych. Nie ważne czy jest mało ludzi, czy w tym miejscu nikt cię nie podsłuchuje. W każdym momencie bardzo łatwo jest przysłuchać się rozmowie, robiłam to wiele razy i wiem coś na ten temat. Po za tym to nie jest zwykłe miasto, każdy ma jakaś nadprzyrodzoną moc, czymś się wyróżnia. A chodzi mi tu głównie o tych, którzy mają wyczulony słuch. Takim najłatwiej jest podsłuchiwać rozmowy, a że ja tu nie znałam nikogo, nie miałam zamiaru ryzykować.
- Jak myślisz, mogę wziąć tą różę? - zapytałam chłopaka wskazując na biały kwiat. On tylko wzruszył ramionami, rozciągnął się jakby dopiero wywlekł się z łóżka i wstał.
- Zapytaj się - powiedział i wyjął z portfela sumę pieniędzy, która miała opłacić nasze zamówienie. - Ja lecę - nie musiał mówić czemu. Dobrze to wiedziałam, dzisiaj miała być pełnia, a on jest wilkołakiem. Może tego nie pokazuje, ale wiem, bo mi to mówił, co odczuwa przed przemianą - czyli ból. Machnęłam do niego ręką. - Pozdrowię od ciebie inne wilki - zaśmiał się po czym skierował się do wyjścia, ale zatrzymał sę i wrócił.
- Czego?
- O osiemnastej masz naprawić samochód. Masz tu adres - podał mi karteczkę z nabazgranymi literami.
- Nie wyraźnie piszesz - poskarżyłam się, ale on tylko się uśmiechnął i wyszedł. Schowałam skrawek papieru do kieszeni czując ulgę, że potrafiłam go rozczytać. Człowiek, który go nie zna, za nic by go nie rozczytał. Za pierwszym razem szukałam jego słów w słowniku rosyjskim.
Patrzyłam jeszcze długo na biała róże, po czym wzięłam ją do reki wyjmując z wysokiego ładnego wazonika. Skierowałam się do lady, gdzie stała ta dziewczyna.
- Przepraszam - zwróciłam na siebie jej uwagę. Odwróciła się w moją stronę szybko, wyglądała dość blado, a ja znowu wyczułam to coś dziwnego, ale niejednoczenie pięknego. Tą energie często wyczuwałam przy Snow'ie, w dzień zamiany. - Można wziąć tą różę? Czy zapłacić? - zapytałam wskazując na biały kwiat, który trzymałam w dłoni.

<Kamille?>

16.2.17

Od Kamille CD Vivienne

Gdy tylko weszłam za ladę, wcześniej podając April zamówienie pary nowoprzybyłych klientów, od razu spuszczając głowę lekko w dół, która zaczęła mi pulsować. Cicho syknęłam, łapiąc się dłonią za głowę, a dokładniej kładąc ją na czole. Od razu przeszłam na zaplecze, siadając na krzesełku i powoli masując sobie skronie.
-Kamille, coś ci jest?- do środka wszedł Dande, wyraźnie zaciekawiony moim stanem. Szlag, a myślałam, że nikt nie tego nie zauważył. Wzięłam głęboki wdech, siląc się na uśmiech. Popatrzyłam na chłopaka, który chyba postanowił do mnie podejść.
-Mi?- spytałam, gdy w końcu stanął nade mną. -Mi nic nie jest. Dobrze się czuję- nawet roześmiałam się na końcu. Różowo włosy spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem. -Po prostu stopy mnie trochę bolą, to nic wielkiego- wyjaśniłam, przelotnie wskazując ręką na moje buty. Dande westchnął, lekko się uśmiechając i wychodząc z zaplecza. Odetchnęłam z ulgą, gdy wystarczająco daleko się oddalił. Jakoś udało mi się wybrnąć z tej sytuacji... Wstałam z krzesła i szybkim krokiem podeszłam do swojej osobistej szafki, otwierając ją i szperając w torbie. W końcu wyjęłam z niej mały kalendarzyk z kotami, otwierając na odpowiedniej stronie z dzisiejszą datą. Miałam w nim zapisane ważne wydarzenia, godziny, w których pracuje oraz listy zakupów. Jednak pod odpowiednim dniem można było też zobaczyć, czy danego dnia jest pełnia lub połowa księżyca na niebie. Cicho przeklęłam, gdy okazało się, że dziś właśnie księżyc będzie w zenicie. Przynajmniej wiem, przez co głowa mi pulsuje. Im bliżej zachodu słońca, tym bardziej będzie boleć, świetnie. Odłożyłam kalendarzyk do torby, wyjmując z niej jeszcze małe pudełko na leki, otwierając je i biorąc dwie śnieżnobiałe pastylki do buzi, od razu je połykając. To powinno pomóc... Wtedy wzrok znacznie mi się wyostrzył, a biorąc wdech przez nos, poczułam zapach dopiero co wyjętego pieczywa z piekarnika z piekarni po drugiej stronie ulicy. Jak zwykle, jeszcze bardziej wyczulone zmysły. Założę się, że rozmowy klientów, jak nic, wpadną mi do ucha. Zamknęłam szafkę, wychodząc w końcu z pomieszczenia, znajdując się w środku kawiarni. Zauważyłam, jak April odstawia dwie filiżanki z jakimś napojem.
-Kami, kawy dla gości- zwróciła mi uwagę dziewczyna. Podeszłam do niej, z uśmiechem na ustach, po czym zabrałam kupki i zaniosłam do stolika, gdzie siedziała czarnowłosa dziewczyna z białowłosym znajomym, chyba jej chłopakiem...
-Cappuccino z wanilią- powiedziałam, stawiając im filiżanki pod nosami.

<Vivienne?>

Od Vivienne cd. Avarie

Biegnę ile sił w nogach, mając nadzieję, że zgubili mnie. Że są daleko w tyle, a ja przeskakuje przez wielki mur, na który nie mam pojęcia jak się wspięłam. Zeskakuje i pierwszy raz nie odczuwam strachu, gdzie wyląduje, ponieważ na dole nic nie ma. Znowu pustka, ciemność, która ogarnęła miasto, spowiła wszystko i wszystkich, oprócz mnie. Lecę przez parę sekund, aż w końcu ląduje na piasku. A raczej w ruchowych piaskach. Aby się wydostać, chwytam się liny, która zwisa z czarnego nieba i ciągnę. Nic się nie dzieje, aż w końcu lina sama zaczyna się ciągnąć ku górze. Wydostaje się i nie mogę się puścić. Dalej lecę w górę, jakbym chciała dotrzeć do gwiazd. A w rzeczywistości ktoś mnie ciągnie, ale kto? Nie wiem. Nagle lina się zrywa, a ja zaczynam spadać, aż ląduje w wodzie. Nie mogę płynąć, czuję, jak coś mnie ciągnie w dół, a moje powietrze w płucach powoli się kończy. Wypuszczam resztę, gdy próbuj krzyczeć. Ale zamiast tego tylko bąbelki zaczynają ulatywać ku górze, a potwór otwiera paszczę i zagryza ją na moim ciele.
~~~
Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam las. Byłam w ludzkiej postaci i nic nie rozumiałam. Było dobrze, do czasu, gdy nagle coś zaczynało ukuwać mnie w głowę. Jakby setki malutkich igiełek wbijały mi się w czaszkę, powodując dziwne szczypanie, zamieniający się w ból, a na sam koniec w ciemność. Biała kartka od razu rzuciła mi się w oczy. Dlatego, że nie tylko leżała dosłownie przede mną, ale także temu, że była noc, a białe rzeczy łatwo się rzucały w oczy, bynajmniej mi. Przeczytałam treść dalej niczego nie rozumiejąc. Schowałam list do kieszeni i się rozejrzałam. Niczego tu nie było prócz drzew, które tworzyły razem las. I tyle. Zamieniłam się w ducha i wróciłam do miasta, po drodze nie zahaczając o ciało tamtej martwej dziewczynki bez głowy.
~~~
- I co znalazłaś? - pokazałam mu list, po czym chwyciłam w dłoń gorący kubek. Ogrzewałam się nim, a następnie wypiłam jego zawartość. Lubię owocową, słodziutka i taka orzeźwiająca. - Nic nie rozumiem - oddał mi skrawek papieru i wziął się za swoją kawę.
- I myślisz, że ja rozumie? - zapytałam, jakby to była jedna z najoczywistszych rzeczy na świecie. - Mówię ci, jakaś dziewczyna najpierw odrąbała łeb dziewczynce, potem mi próbowałam. Skończyło się tak, że zadziałała na mnie jakąś magią i zostawiła to znikając - powoli denerwowała mnie ta cała sytuacja.
- Myślałem, że jako duch jesteś nietykalna - podniósł jedną brew do góry, jakby złapał mnie na największym kłamstwie, który by mogło odmienić jego los.
- Przez rzeczy. Tak jak duch. Większość magii na mnie też nie działa, ona pewnie zadziała na mnie jakoś psychicznie. Gdybym nic nie odczuwała jako człowiek, jako duch byłabym bezpieczna - wytłumaczyłam.
- Tak czy siak co napiszesz do gazety? - wypiłam do końca herbatę.
- Coś się wymyśli - wzruszyłam ramionami.

<Avarie?>

15.2.17

Aron Ryutara


Imię: Aron
Nazwisko: Ryutara
Wiek: 19 lat
Płeć: Facet
Charakter: Aron jest osobą miłą, choć zwykle dość nieobecną. Co chwila zdarza mu się zamyślić. Pewnie to dla tego że cały czas pali marihuanę, ale nie widać po nim że to robi. Nawet nosi soczewki żeby nie było widać jego czerwonych oczu. Chociaż jego zachowanie wskazuje na to że coś bierze, to jest ono naturalne. Ma on też rozdwojenie jaźni. Raz jest miły, czasem wesoły, przyjazny i spokojny. Ale raz jego druga strona przejmuje nad nim kontrolę i staje się brutalny dla wszystkiego dookoła. Jego włosy robią się przy tym białe a oczy czerwone, więc łatwo poznać że się zmienił i lepiej do niego nie podchodzić.
Głos: KLIK
Boski Opiekun: Litionel
Moce: Potrafi wytworzyć chmurę dymu powodującego halucynacje, stać się na chwilę niewidzialnym, ma władzę nad ogniem i posiada regenerację. W swojej drugiej formie z pleców wyrastają mu macki, którymi może rozrywać na strzępy swoich przeciwników.
Umiejętności: 
-Potrafi składać bronie
-Jest wygimnastykowany
-Zna kilka stylów walki ale wciąż się ich uczy
Zauroczenie: Brak.
Inne informacje: 
-Jest w połowie demonem.
-W wolnym czasie często przebywa na strzelnicy.
-Uwielbia broń palną i chowa kilka prawdziwych broni w starym bunkrze znajdującym się w lesie.
-Ma kilka ukrytych plantacji marihuany na wyspie
-Ma Rosyjskie korzenie
-Biegle mówi po Rosyjsku, Czesku, Polsku, Chińsku i Japońsku
Inne zdjęcia: ---
Kontakt: Reik

14.2.17

Co by było, gdyby...

Czerwony Kapturek okazał się być wilkiem?
Red Riding Hood by bewareitbitesImię: Matka nadała jej imię Tenebris- ciemność. Okazało się ono trafne, zważywszy na to, jaka jest teraz. Dodatkowo posiada ona niewinny przydomek, jakim jest Czerwony Kapturek.
Nazwisko: Interfectorem, któż by się spodziewał?
Wiek: 23 lata
Płeć: Kobieta
Charakter: Z charakteru można łatwo porównać ją do gorszej wersji Moon. O tak, tak, Tenebris, mimo słodkiego wyglądu, posiada nieciekawy charakter i bardzo trudno jest znieść jej obecność. Już sam obojętny, wręcz znudzony wyraz oczy powinien zapalać czerwoną lampkę w głowach innych, inaczej mogli bardzo zawieść się na tej, sprawiającej pozory uroczej, istotce. Przez lata przebywania w towarzystwie przestępców, osób trudzących się krwawymi zawodami, powoli wyzbyła się podstawowych uczuć do osób dopiero co poznanych. Zachowuje się obojętnie, często nawet ignoruje drugą osobę, jeśli nie przypadnie jej do gustu. Mówi tonem beznamiętnym, wręcz wrogim, stosując przy tym słowa świadczące o tym, że w jej mniemaniu jest na innym poziomie niż jej rozmówca. Mimo wszystko stara się utrzymywać neutralną pozycję, aż do ewentualnej potyczki słownej, w którą najczęściej nie ma ochoty się wdawać i w takich sytuacjach po prostu odchodzi. Bez słowa pożegnania, bez ciętej riposty. Z honorem i nienaruszonym ego. Nie stara się ukrywać swojego obrzydzenia, czy nawet ewentualnej pogardy- jest szczera, aż do bólu i właśnie dlatego większość ludzi woli omijać ją szerokim łukiem. Jest osobą typowo aspołeczną, znoszącą obecność tylko i wyłącznie jej najbliższych, w tym przypadku rodzeństwa. Świadomie stroni od kontaktów z innymi, unika według niej niewłaściwego towarzystwa. Wie o tym, co jest dla niej najlepsze, należy do kobiet niezależnych i świadomych swoich możliwości. A jednak można zaobserwować u niej bardzo dużą nieśmiałość i tendencję do szybkiego zawstydzania się, zwłaszcza w rozmowach (o ile do jakichś dojdzie) z płcią przeciwną. Posiada umiejętności aktorskie, jeśli można to tak nazwać. Czerwony Kapturek potrafi przybierać różne maski, także zmieniać je w iście zastraszającym tempie- miła, słodka, a zaraz potem zabójcza. Na początku osoba jej emanuje spokojem oraz wrogością, jednak zmienia się to, jeśli komuś uda się ją bliżej poznać. A, co może być nieco zaskakujące, zaufanie jej można bardzo łatwo zdobyć. Co prawda nadal będzie wiecznie czujna, co jest spowodowane wcześniejszymi doświadczeniami, ale nie powinno to przeszkadzać w normalnych kontaktach z nią. Jeszcze lepiej sprawa ma się co do znajomych jej siostry, czy brata- tych akceptuje od chwili wymienienia pierwszych słów. Staje się wtedy osobą odmienioną, pełną życia i pozytywów. Miła Tenebris? Tak, nawet bardzo. Ze znajomymi lubi pożartować, pośmiać się, oczywiście wszystko z umiarem. Jeśli sytuacja by tego wymagała- robi się poważna oraz powraca opanowanie. Zdolna jest do nawet największych poświęceń związanych z jej osobą, może nawet zaryzykować życiem, byleby ocalić istotę, na której jej zależy. Stratę przyjmie z należytym szacunkiem oraz spokojem, bez zbędnych lamentów. Ot odszedł, już przecież nie wróci, nie ma nad czym rozpaczać. Może zajmijmy się teraz tematem uczuć głębszych, a mianowicie miłości. W swoim długim życiu otrzymała ją jedynie od Moon i Haego. Nie od rodziców, nie od reszty krewnych, czy potencjalnych partnerów (których było wiele), a właśnie od tamtych zimnych istot. Zakochanie się jest wiec nieznanym dla niej stanem, wręcz niemożliwym i nieistniejącym. Jak można łatwo wywnioskować- nie jest tak łatwo zdobyć jej serce, a wręcz wymaga to kolosalnego wysiłku i długiego czasu z nią spędzonego. Nawet wtedy nie należy wymagać od niej względów, przecież miłość jest jak gra w ciemno, prawda? A może teraz coś o tym, w czym panny z rodu Interfectorem się specjalizują? Walka, czyż nie? W potyczkach również w Tenebris wstępuje istny diabeł, zaś kobieta staje się maszyną mordu gotową zniszczyć wszystko to, co stanie jej na przeszkodzie do osiągnięcia upragnionego celu. Psychopatka, chora sadystka- to tylko mały odsetek z określeń jej podczas pojedynków. Honor jest pojęciem nieznanym, w przeciwieństwie do krewniaczki, ona potrafi stosować szereg wybitnych kłamstw, blefów i oszukańczych ruchów. U niej nie ma czegoś takiego jak planowanie, działa na żywioł, wybierając najodpowiedniejsze dla niej opcje, wszystko byleby wyjść zwycięsko. Nie patrzy nawet na osoby będące po jej stronie- działa nie zważając na nic i nikogo. Wręcz czerpie przyjemność z cierpienia swojej ofiary (bo najczęściej przeciwnikiem nazwać nie można). Traci wewnętrzne zahamowania, dążąc do usunięcia niechcianego obiektu. Mimo wszystko jej ruchy zgrywają się ze sobą, a poczynania mają widoczne cechy inteligentnego postępowania.
Głos: NekoTakei
Boski Opiekun: Halanea
Moce:
♦ Podstawową mocą owej panny jest zmiennokształtność. Potrafi przybrać postać nietypowej wadery, nieco niskiej w porównaniu do normalnych wilków. W pełni panuje nad ową formą, nie dając się opanować dzikim instynktom.
♦ Widzi aury, a także odczytuje z nich potrzebne jej informacje.
♦ Dama posiada również ponadprzeciętnie wyczulone zmysły. Jest to dar otrzymany od jej Boskiej Opiekunki.
Umiejętności:
♦ Wielbi fotografię, zajmuje się nią zawodowo. Nic więc dziwnego, że zdjęciami potrafi zauroczyć niemalże każdego. Każdy z tych uwiecznionych obrazów opowiada inną historię, niewidoczną dla zwykłego obserwatora. Ciekawostką jest to, że każdej ze swych ofiar robi zdjęcie, które potem trafia do specjalnego albumu.
♦ Bardzo dobrze kłamie. Niemalże niemożliwym jest odróżnić to, czy aktualnie mówi prawdę, czy też owija cię nicią fałszu. W pełni panuje nad sobą, wręcz sprawia wrażenie jak najbardziej wiarygodnej osoby.
Zauroczenie: Choć na pozór urocza i słodka- panna ta nie jest zdolna do pokochana kogokolwiek.
Inne informacje:
♦ Jest jedną z trojaczków- dzieciątek urodzonych podczas nowiu księżyca. Pozostała dwójka, to Moon oraz Hae. Tej niezwykłej nocy została naznaczona znamieniem zemsty, skazana na los wiecznie samotnej damy niosącej ze sobą pokutę za grzechy.
♦ Swój przydomek otrzymała ze względu na zwyczaj noszenia czerwonego płaszcza i skrywania swego oblicza pod krwistym kapturem. Jest to nieodłączny element jej ubioru. Czasami zastępuje go narzutką lub parasolem, acz to jedynie podczas gorących, letnich dni lub przy okazji balów.
♦ Jako jedyna z rodzeństwa odrzuciła posługiwanie się bronią palną, czy białą na rzecz siły fizycznej. W walce używa mocy na równi z mięśniami i ostrymi jak brzytwa kłami.
♦ Należy do kobiet średniego wzrostu, wysoka na sto sześćdziesiąt pięć centymetrów. Przy bracie i siostrze raczej wygląda jak niziołek.
♦ Dusza towarzystwa- wszędzie jej pełno. Lubuje się w uczestniczeniu w wykwintnych balach, oglądaniu spektakli teatralnych, czy sztuce. Innymi słowy jest damą i nikt temu nie zaprzeczy.
♦ Uwielbia róże, zarówno za ich piękno, jak i zapach. W swoim domu posiada sporą kolekcję różanych perfum, zaś o samych roślinach ma zdanie, że to mężczyzna powinien je kupować dla kobiety. Często sama siebie porównuje do tego kwiatu- piękna, acz zadająca ból swymi kolcami.
Judas towarzyszy jej od kilku lat. Dobry z niego pies, bardzo towarzyski, wierny i zdyscyplinowany. Niestety nauczony został komend niezbyt miłych dla celu wskazanego przez Tenebris.
♦ Z zawodu jest fotografem, jednak traktuje to raczej jako swoją pasję. Pracuje jako kelnerka w jednej z tych „prestiżowych” restauracji.
♦ Ma słabość do lukru. Pączki, ciastka, bułki- zawsze ma przy sobie coś oblanego tą słodką polewą. Je bardzo dużo tego typu kalorycznych rzeczy, a o dziwo nie tyje- przemiana materii pracuje u niej na wyższych obrotach.
♦ Szkołę skończyła szybciej od swoich rówieśników- przeskoczyła aż pięć klas (trzy w podstawówce, po jednej w gimnazjum i technikum).
Inne zdjęcia: -
Kontakt: Korra10 || moonwilczycaksiezyca@gmail.com

12.2.17

Od Elentii - Cd. Archalda

  Oparłam głowę o chłodne, mokre już kafelki pozwalając, by woda zmyła ze mnie cały brud. Dziwnie się czułam biorąc prysznic w cudzym mieszkaniu, aczkolwiek Archald miał rację - mieszkał bliżej niż ja. I to o wiele. Po paru minutach usłyszałam pukanie do drzwi łazienki. Poczułam, jak moja twarz przybiera kolor dorodnego pomidora. Zawołałam jednak ciche proszę, gdy ogarnęłam, że szkło jest zaparowane od wewnątrz. Zauważyłam zarys mężczyzny zostawiającego ubrania na sedesie. Ciemnowłosy życzył mi miłej kąpieli i zmył się z łazienki szybciej, niż syf z moich rąk i nóg. Westchnęłam cicho, gdy zamknął za sobą drzwi i zakręciłam kurek. Czym prędzej opatuliłam się ręcznikiem, bo zaczynało mi się już robić zimno i założyłam ciuchy, które przyniósł mi Arch. 
   Zeszłam cichym krokiem do kuchni, w której krzątał się ciemnowłosy; zdecydowanie pochłonięty gotowaniem. Uśmiechnęłam się pod nosem i odgarnęłam z oczu wilgotne włosy, po czym oparłam się o framugę drzwi. Mężczyzna zauważył mnie dopiero wtedy, gdy stanęłam niecałe półtora metra od niego. Odwrócił się do mnie i, uniósłszy lekko kąciki ust, wskazał na blat. 
- Lubisz? – zapytał.
- Arch.. Jestem tak głodna, że w tym momencie lubię wszystko. Byleby nie było to żarcie ze stuletniej puszki. – parsknęłam i założyłam ręce na piersi, odsuwając się trochę od miejsca pracy ciemnowłosego i pozwalając mu tym samym na kontynuowanie gotowania. Gdy uniósł nóż, by wrócić do krojenia mięsa spostrzegłam ranę na jego ramieniu. Była długa, ale wydawała się być również płytka. – Nie boli cię to? – zapytałam po chwili, wskazując na zadrapanie.
- Co jakiś czas piecze, ale nic poza tym. – odpowiedział i wrzucił do ust kawałek.. No, czegoś na pewno. Zacmokałam cicho i ponownie stanęłam obok niego, po czym podwinęłam rękaw tak, że odsłaniał całe ramię. Rzeczywiście, rana była długa, acz głębsza niż myślałam. 
- Obmywałeś ją, w ogóle? – mruknęłam, zadzierając głowę w górę. 
- Nieee..? Jeszcze niee.. – dodał moment później. Westchnęłam cicho i zapytałam, gdzie trzyma apteczkę. Wskazawszy na jedną z półek usiadł na krześle i spoglądał na to, co robię. Wyjęłam z szafki sól fizjologiczną, gazę i bandaż, po czym przycupnęłam na stole obok Arch'a. – Po co tyle zamieszania..? – jęknął, patrząc to na opakowanie, to na mnie. 
- Bo jeśli ci jej nie przemyję, może wdać się zakażenie. Kto wie co było w tych jaskiniach.. – mruknęłam, nalewając trochę cieczy wokoło rany. Ciemnowłosy cicho syknął. Ups, zapomniałam go uprzedzić. Następnie nałożyłam na nią gazę, którą opatuliłam szczelnie bandażem. Czułam na sobie wzrok mężczyzny, mówiący jedynie "serio?"
- Grzeczny chłopiec. – powiedziałam z uśmiechem i pocałowałam go delikatnie w policzek, po czym zeskoczyłam ze stołu, by posprzątać narobiony przez siebie syf.

[ Arch? Tak, tyle zachodu o ranę (y) xD ]

Od Avarie - Cd. Vivienne


Zmarszczyłam brwi. Spojrzałam na katanę, a później zwróciłam wzrok ku dziewczynie. Tej małej ch#lernej dz#wce! Głupi cień! Wyparowałam broń. Ach tak? Cóż... Na ogień też jesteś tak odporna? Uniosłam rękę i uśmiechnęłam się szyderczo. Nie! Poczułam jak coś, a raczej ktoś chwyta moją rękę. Odwal się! Nie skrzywdzisz kolejnej osoby! Warknęłam i spojrzałam na półprzezroczystą postać trzymającą moją rękę. Avarie... Masz trzy sekundy... Nie! Nie zachowuj się jak dzieciak! Ona NAS zabije! Nie obchodzi mnie to! Powiem więcej - wyjdzie to mi na dobre! Masz szczęście g#wniaro, że wszystko zapomnisz inaczej dawno wąchałabyś własne flaki! Pfft! Spojrzałam na ciemnowłosą dziewczynę, która przyglądała się scenie z uniesionymi brwiami.
- Ach tak? Niech będzie... Wygrałaś... - szepnęłam i uniosłam głowę, patrząc w niebo i wypowiedziałam magiczne słowa:
-Koniec Rie Początek Avarie
Poczułam ostry ból w okolicach pępka. Po chwili przed oczami pojawiły mi się świetliki. Zamknęłam się na świat.

*****

Otworzyłam oczy, przede mną stała ta dziewczyna z lekką przekrzywioną głową. Co się stało? Pamiętam tylko, że musiałam uciec do lasu i... Mój wzrok skierował się na ciało jakiejś dziewczynki. Podbiegłam do niej i uklękłam. Nie żyła. Nie, nie, nie! Z moich oczu popłynęły łzy. Po chwili szlochałam porządnie. Kim ja się stałam...
- Przepraszam, błagam, wybacz mi... Przepraszam... - szepnęłam do siebie. Spojrzałam na dziewczynę "od kurtki". Miała lekko zagubiony wzrok. Ale skąd ona ma wiedzieć? Skąd ona ma wiedzieć? Wstałam i chybocząc się lekko wskazałam moją zakrwawioną ręką na cień. Emocji nikt nie uniknie.
- Przepraszam. - powiedziałam do niej cicho. Po chwili wypuściłam wodze. Gniew, smutek, szczęście, nadzieja, strach... Pustka. Ciało dziewczyny opadło na ziemię. Za dużo wrażeń. Spuściłam głowę. Te wspomnienia, przechodzące przeze mnie jakbym była sitkiem... Jednak potrafisz się postawić...
- Zamknij się. - odparłam odruchowo. Wyciągnęłam jakąś kartkę i nabazgrałam:
Droga Nieznajoma,
Wiem, że nawaliłam. Gdybym nad sobą lepiej panowała udałoby mi się, ale cóż... Życie jest jakie jest. Zostawiam ci leki - pomogą na ból głowy. Wiedz, że wiem co przeżyłaś i szczerze ci współczuję. Teraz odejdę, ucieknę gdzieś daleko, zniknę na jakiś czas. Może kiedyś wrócę, z nową osobowością i wyglądem. Mam nadzieję, że tak będzie. 
Życzę szybkiego powrotu do normy-
Wparowująca do cudzych domów

PS Przepraszam za kłopoty!
Westchnęłam i dźwignęłam się na nogi. Szkoda, lubiłam to życie. Wbrew pozorom byłam szczęśliwa. Pokręciłam głową i odwróciłam się. Po chwili znikłam w głębi lasu.

<Vivienne?>

Od Vivienne cd. Avarie

- Ja w to wierzę. Skoro ludzie znikają, musi być coś na rzeczy - wypił łyk kawy z papierowego kubka. Założyłam nogę na nogę, a ręce na krzyż.
- Czyli mam tylko taki temat - westchnęłam zrezygnowana. Wolałam coś na miejscu, tak będę musiała się męczyć w poszukiwaniu tego dziwnego stwora.
- Sama chciałaś taką pracę - wstał i wyrzucił pusty kubek do kosza na śmieci.
- Bo tylko do tego się nadaje - także wstałam i zarzuciłam na głowę kaptur. - A ty idź, nie mogę już ciebie słuchać - powiedziałam żartobliwie, ale w moim głosie tak nie brzmiało. Ale jednak Snow się uśmiechnął.
- Tak jest pani Black - nazwał mnie tak, jak się podpisuje w swoich artykułach. Dostał za te słowo w łeb.
- Mówiłam ci, nie w miejscach publicznych - fuknęłam, po czym się odwróciłam od pół nagiego wysokiego i przystojnego mężczyzny, jakim był mój dziwny przyjaciel.
Ruszyłam do lasu.
~~~
Gdy tylko wyszłam z budynku zamieniłam się w cień i w tej postaci podążałam do miejsca, które miałam zbadać. W postaci niematerialnej miałam stu procentową pewność, że nic mnie nie zrani, nie ma takiej możliwości. Dlatego nie ważne czym by było to coś, ja przeżyje.
Las na początku rzadki, robił się coraz gęściejszy. W pewnym momencie ptaki zamilkły, towarzyszył mi jedynie świst wiatru i pociągająca woń krwi. Ruszyłam w tamtą stronę, skoro wyczuwałam świeżą krew, na pewno potwór był blisko. Najpierw natknęłam się na głowę bez ciała, która opierała się o kamień. Ciało leżało parę metrów dalej, było małe, a gdy głowę połączyłoby się z ciałem, jestem pewna, że było to dziecko, dziewczynka. Po paru sekundach wiatr przywiał do mnie czyjeś łkanie. Dalej w postaci cienia skierowałam się w tamtą stronę, szłam pod wiatr, a z czasem to łkanie sama słyszałam, bez pomocy powietrza. Ktoś o długich białych włosach siedział pod drzewem. Po chwili się zaśmiał i podniósł głowę. Przybrałam formę niematerialnego ciała - osoba widziała mnie tak, jakbym była człowiekiem, ale byłam duchem. Dziewczyna wstała, zmarszczyła brwi i po chwili na jej twarzy pojawił się dziwny grymas.
- To ty! - warknęła, po czym machnęła mieczem na moją szyję. Zapewne chciała mi odciąć głowę jak dziewczynce, ale u mnie to było w tej chwili niemożliwe. Stałam w miejscu i poczułam jedynie nieprzyjemny dreszcz, gdy broń przeze mnie przeleciała. Zdziwiona osoba ponownie spróbowała. - Co jest... - kolejne cięcia mnie zaczęły irytować, dlatego uniosłam się i odsunęłam od niej.
- Możesz przestać? - zapytał, starając się zachować spokój. - Nie lubię tych dziwnych dreszczy - wzdrygnęłam się na samą myśl o nich, po czym usiadłam na ziemi. - Czyli mam rozumieć, że to ty jesteś tym potworem z lasu? Czy to czysty przypadek i jest tu ktoś inny? - przeszłam do sedna.
Tylko o co jej chodziło mówiąc to ty! Tak, ja to ja, ona to ona, a ten świat jest zły. Nawet jej nie znam.

<Avarie?>

11.2.17

Nieobecność

abra1534 (Nyrenthia i Nagisa) zgłasza nieobecność do środy.

Od Avarie - Cd. Vivienne

Zarumieniłam się ze złości. Warknęłam cicho, trzymając kurtkę. Co za #!@$# $%#^ k#rwa! Zacisnęłam pięści i zmarszczyłam brwi. #$!$% $#@%^&! %$^#! Nagle zamarłam. Otworzyłam szeroko oczy. Nie, nie znowu! Nie tutaj! Zaczęłam grzebać w torbie poszukując słuchawek. One mnie uspokoją, one mnie uratują one są... Niewidzialne! Nie! Wybiegłam ze szkoły nie zważając na nauczycieli. Jeśli się tutaj zamienię, jeśli nie zapanuję nad sobą... Umrą. Wszyscy, których nienawidzę umrą... Nie, nawet tak nie myśl! Ci ludzie mają swoje rodziny, swoje marzenia! Masz zakaz! W pobliżu jest las, tam się uspokoisz i zniszczysz ze dwa króliki! Lisy będą szczęśliwe! Po chwili dobiegłam na granicę drzew i miasta. Przełknęłam głośno ślinę. Nie wiem co się stanie, nie będę tego pamiętać. Jednak jestem gotowa. Wbiegłam do lasu. Nagle poczułam ostry ból w okolicach pępka. Już za późno... Przewróciłam się na ziemię, zwijając się w kłębek. Z moich oczu popłynęły łzy. Nie chcę być taka... Chcę mieć przyjaciół, partnera, szczęście... Och, moja droga, a czego ty się spodziewasz? W końcu jesteś MNĄ Koniec Avarie, Początek Rie.

*****

Wstałam i pociągnęłam za kosmyk. Był biały. Zaśmiałam się i wyciągnęłam rękę. Pojawiła się w niej długa czarna katana. Pora zapolować. Wskoczyłam na najbliższe drzewo i rozejrzałam się w poszukiwaniu ofiary. A oto i ona. Dziewczynka, sama i wyjątkowo pełna życia. Uśmiechnęłam się i skoczyłam. Korzystając z moich płomieni utorowałam sobie drogę do dziecka. Zaskoczona odwróciła głowę w moim kierunku. Z jej oczu pociekły łzy. Nawet nie zdążyła mrugnąć, a już jej głowa leżała na trawie. Uśmiech spełzł z mojej twarzy, zastąpiły go łzy. Skrzywiłam się. I widzisz Rie? Kim ty się stałaś? A nie mówiłam? Zbladłam.
- Zamknij się! - wrzasnęłam i zakryłam uszy dłońmi. Ty nic nie wiesz! To nie ty przeżywałaś ten widok! Jak nie ja to kto?
- Zatkaj twarz! Zatkaj ten ryj! - zawołałam i walnęłam pięścią w drzewo. Ja? Dobrze. To i tak twój wybór... Usiadłam i skuliłam się. Spojrzałam na ciało dziewczynki. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam je.
- Ty mnie rozumiesz, wiesz co przeżywam... - wyszeptałam i roześmiałam się. Tej nocy, zmieni się wszystko.
<Vivienne?>

Od Avarie - Cd. Nagisy

- Tak więc podsumujmy pierwszy semestr. Udało nam się uratować dwa chomiki od śmierci głodowej, podlać połowę kwiatów w mieście...- bla, bla, bla. I jeszcze raz bla. Podsumowanie takich rzeczy i robienie z tego wielkiego halo... Że-na-da! Ziewnęłam teatralnie. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze pół godziny... Jęknęłam w duchu i zmusiłam się do słuchania.
- Jak zawsze musimy podziękować samorządowi szkolnemu, który zorganizował kiermasz świąteczny. Zarobiliśmy... - może czas zmienić liceum? Nie, nie opłaca się. To już trzecia klasa... Jeszcze kilka miesięcy i matura! Wtem usłyszałam dzwonek. Wolność! Radość! Szczęście! Wybiegłam z auli i wzięłam głęboki wdech. Ach, powietrze. Uśmiechnęłam się. Walić szkołę! Która to godzina... Wpół do... Czy piętnaście minut zrobi taką różnicę? A zresztą... Nic mnie to nie obchodzi! Założyłam słuchawki i skierowałam się do domu. 

*****

Siedziałam właśnie w restauracji, jedząc schabowego. Cóż... Nie do końca miałam takie plany, ale ten schabowy... Palce lizać! Dla takich chwil warto żyć! Ugryzłam kolejny kęs i przymknęłam oczy z rozkoszy. Pychota! Po chwili dokończyłam danie. Zawołałam kelnerkę i zaczęłam szukać portfela. Zapłaciłam jej i wyszłam. Od razu czekała na mnie niespodzianka w postaci... Chłopaka. A dokładniej mówiąc wielkiego stuknięcia z głową jakiegoś kogoś i przewrócenie się na chodnik. Uśmiech spełzł mi z twarzy. Potarłam czoło i spojrzałam na sprawcę spode łba. Był to niebiesko włosy przedstawiciel płci męskiej, mający ok. 16-18 lat. Pokręciłam głową i wstałam. 
- Praszam... - szepnęłam, odwróciłam się i pobiegłam do domu.

*****

Syknęłam cicho przykładając sobie lód do ręki. Przewrócenie na beton skończyło się kilkoma siniakami i lekką opuchlizną na ramieniu. Nic wielkiego, byłam przyzwyczajona do bólu, ale lód był dosyć chłodny... A zresztą, co się oszukiwać! Był ch#lernie lodowaty! Wzdrygnęłam się i odłożyłam pakunek do zlewu. Wyprostowałam się i poruszyłam kilka razy ramionami. No dobrze, spokojnie. Nic wielkiego się nie stało. Westchnęłam i potarłam czoło. I jeszcze ta migrena... Cóż... Na kłopoty... Park i świeże powietrze! Chwyciłam torbę i wyszłam.

*****

Siedzenie na ławce i słuchanie ptaków. Dlaczego to sprawia tyle przyjemności? A raczej sprawiałoby gdyby nie chłopak siedzący obok mnie. Chyba mnie nie zauważył... Ja to mam szczęście! Jak ja to robię, że najbardziej niechciane osoby muszę spotkać kilka razy dziennie?

<Nagiiisa? Wybacz nie mam weny :|>

Od Nyrenthii CD. Dimitrija

-No dobra, czemu nie i tak nie mam nic innego do roboty. - założyłam łuk na plecy i uśmiechnęłam się podchodząc do niego. 
-No to w drogę. - spojrzał się na mnie i zaczął iść. Ja szłam zaraz obok niego nucąc piosenkę.
-A będziemy coś zabijać? Ćwiartować? Dusić? - Zapytałam, uśmiechając się psychopatycznie.
-Em... Nie wiem? Idziemy tylko po magiczne długopisy wątpię by ktoś tam był. - odpowiedział mi patrząc na mnie jak na psychopatę, i racja jestem nim.
-Ech... No szkoda. - spuściłam głowę w dół i patrzyłam się na swoje kroki.
-A co się stało z twoją ręką? - wskazał na zabandażowaną rękę.
-Ta? - podniosłam ją do góry.- Nic wielkiego, próbowałam podciąć sobie parę razy żyły a po za tym się tnę.  
-Dlaczego to robisz? Wiesz, że to jest głupie?
-Po prostu mnie to fascynuje, i tak, wiem o tym. 
On tylko westchną, a ja się uśmiechnęłam.
-Jesteś głupia... - wyszeptał.
-Wiem nie należę do inteligentnych.
-Jak to każda blondynka...
-Ej! Mnie możesz obrażać ale nie blondynki! 
-Dobrze dobrze... - uśmiechną się prawie niezauważalnie.
-Ile ty masz tak właściwie lat? - zapytałam z czystej ciekawości.
-Dwadzieścia jeden a ty?
Zatrzymałam się i spuściłam głowę w dół.
-Szesnaście... - wyszeptałam.
-Jakaś ty młoda... -Mam nadzieje, że nie jesteś zboczeńcem czy coś. - dalej szeptałam.
-A co jakbym był? -zapytał zdziwiony.
-Nieważne, zapomnij. - przerwałam temat. Od tamtej rozmowy szliśmy w kompletnej ciszy. Przerwał ją szelest w krzakach. Wyjęłam łuk i strzeliłam w tamtą stronę. Usłyszeliśmy tylko pisk. Podeszłam do krzaków i wyjęłam z nich nadzianego na strzałę królika.
-Ech... To tylko królik...
Wsadziłam go do torby i szłam dalej obok Dimitrija. Parę chwil potem staliśmy już pod jakąś jaskinią.
-A co jak się zgubie? - wykorzystałam sytuacje, że w jaskini jest ciemno.
-To się zgubisz, nie mój problem.
Westchnęłam i weszłam za nim do jaskini. Co chwile się o coś potykałam, on zaś zapalił lampę. Ku moim oczom ukazał się przepiękny obraz książek i innych starych rzeczy.
-Dobra znajdźmy te długopisy i spadajmy stąd. - odparł chłopak podając mi w ręką drugą latarnie, ja tylko kiwnęłam głową i odeszłam kawałek na niego. Zaraz po tym ujrzałam pierwszy długopis, podniosłam go i mu się przyglądałam.
-Ciekawe w czym on jest tak niezwykły...- powiedziałam pod nosem patrząc się na długopis. Wcisnęłam jakiś przycisk i wysunęło się ostrze. Wzruszyłam ramionami chowając długopis do torby i szukając innych. Po paru minutach miałam ich już sporo, więc poszłam szukać chłopaka.
-Dimitrij? - krzyknęłam dość głośno.
-Ta? - odpowiedział mi, ja skierowałam się w stronę jego głosu.
-Mam ich już dość sporo.
-Ja też tyle chyba wystarczy.- powiedział. Podałam mu wszystkie długopisy.
-A co z tego dostane?
-Odbyłaś przygodę, tyle ci chyba wystarczy.
-Niezła mi przygoda, chce czegoś więcej. - zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego wkurzona.

<Dimitrij? To ja sie pytam czy tak krótkie mogą być?>

Od Collina cd. Yaotzina

Nie rozumiejąc co się z nim działo, podniosłem się i usiadłem na skraju łóżka. Skulił się, ale nie chował twarzy. Patrzył pustym wzrokiem na jakiś nieistniejący punkt na ścianie. Położyłem dłoń na jego głowie, czując między palcami jego włosy.
- Yao, co się stało? - zapytałem, ale odpowiedzi nie uzyskałem. Usiadłem obok niego na podłodze obejmując go. Oparł się o mnie, ale nie miał zamiaru najwidoczniej spojrzeć na mnie. - Yaotzine - szturchnąłem do lekko, ale nie zmienił pozycji. Sam skręciłem jego głowę, aby spojrzał na mnie. Odwrócił wzrok. - Co się dzieje - nie rozumiałem tak właściwie, co się właśnie stało. Tak z chwili na chwilę nagle jego twarz przybrała smutny wyraz i usiadł na ziemi próbując się schować.
- Nic - odsunął się trochę ode mnie, ale ja nie dałem za wygraną.
- Przecież widzę - nie pozwoliłem mu się dalej odsunąć. Objąłem go od tyłu, gdy odwrócił się do mnie plecami. - Zrobiłem coś nie tak? - zapytałem. Pokręcił głową.
- Ty nie - ponownie schował głowę. Skoro nie ja, to kto? On sam? A może coś sobie przypomniał? Może do jego głowy wrócili tamci mężczyźni?
- Yao, jeśli chodzi o nich... - nie dokończyłem, bo mi przerwa.
- O nikogo nie chodzi - podniósł głos. - Nie o ciebie, nie o tamtych, tylko o mnie - odwrócił się w moją stronę i położył głowę na moim torsie.
- Nie rozumiem - westchnął zrezygnowany.
- Po prostu... - podniósł głowę. - Nie wiem... Bo... - nie potrafił się wytłumaczyć. Pocałowałem go, aby się uspokoił.
- Spokojnie, jeśli nie chcesz tego robić, nie musimy - zapewniłem go z uśmiechem. Może i miałem na niego ochotę, ale nie będę go do tego zmuszał. Tego nie potrafię, to tak, jakbym go zgwałcił, a tego bym nigdy w życiu nie zrobił.
- Ale... ja chcę... ale... - znowu próbował, ale nie wyszło. Podniosłem go i usiadłem z nim na łóżku. Siedział na moich kolanach przodem i wtulił się we mnie. Oparłem się o ścianę i go przytuliłem. - Po prostu... Nie uważasz... - dalej próbował, aż w końcu się odsunął ode mnie i usiadł obok. - Myślę, że nie zasługuje na ciebie. Że... nie jestem dla ciebie odpowiedni - uśmiechnąłem się, bo chciało mi się śmiać. Jak mógł takie głupoty w ogóle wymyślać? Ja się pytam, jak?!
- Yao... - przytuliłem go od tyłu. - Dlaczego tak myślisz? - musiałem to wiedzieć. - Przecież wiesz, że to ciebie tylko kocham - oparłem głowę o jego ramię tuląc go. Nie rozumiem, jak mógł tak w ogóle pomyśleć? Może robię coś nie tak?
- Rodzice tak samo mówili - westchnął i schował twarz.
- Zostawili cie - bardziej stwierdziłem, niż zapytałem. Pokiwał twierdząco głową. Rozumiałem go, przecież sam w końcu wylądowałem w sierocińcu, a potem nigdy w życiu nie miałem nikogo. Dopiero w wieku dwudziestu dwóch lat spotkałem Yao. Dopiero wtedy zrozumiałem, że mam dla kogo istnieć. Szkoda mi go było, że on tego nie czuje. Teraz to ja się chyba zaraziłem od niego tą depresją. - Wiem jak to jest, gdy cię nikt nie chce - puściłem i oparłem się o ścianę. Nienawidziłem wspominać swojej przeszłości w taki sposób, w taki negatywny, że aż serce boli. A teraz właśnie to robiłem. Spojrzałem na chłopaka, który postanowił skierować w moją stronę wzrok. - Przez dwadzieścia dwa lata nie miałem nikogo. Rodziny żadnej nie znam, nikt mnie nie chciał. Dopiero jak ty się tu pojawiłeś - przyłożyłem dłoń do jego policzka gładząc je. - Zrozumiałem, że mam dla kogo żyć - uśmiechnąłem się lekko, po czym się zachyliłem i pocałowałem go. - Ja cię kocham, zrozum to. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu, nigdy bym cię nie zostawił. Nigdy, nie ważne co się stanie. Nawet gdyby nas rozłączyli i tak bym cię odnalazł. Gdybyś nie był dla mnie odpowiedni, nie kochał bym cie, nie podniecał się na sam widok, nie mówił bym tego, co teraz. Bo cię kocham Yao, zrozum to. I już nigdy nie myśl, że nie jesteś dla mnie. Przecież to dla ciebie płynąłem na statku, dla ciebie świętowałem coś, czego nigdy nie świętowałem - popatrzyłem mu głęboko w oczy. Chciałem, aby to zrozumiał i nigdy już nie myślał w ten sposób. Wtedy zdawało mi się, że robiłem coś nie tak, a chciałem z nim być.

Yao? Za słodko mi >.>

Od Nagisy CD. Karmy

-Lecz twoja mama się rozczarowała bo wolisz chłopców... - dodałem by go zdenerwować
-Uważaj sobie na słowa. - spojrzał się na mnie tym swoim zabójczym wzrokiem.
-A co mi zrobisz, jestem słabszy więc chyba nic mi nie zrobisz. Takiemu słodkiemu, bezbronnemu chłopaczkowi?
-Wiesz, mogę ci dużo zrobić. - uśmiechnął się.
-To rób co chcesz! Jestem twój. - powiedziałem sarkastycznie lecz on wziął to chyba na serio. Złapał mnie za ramie.
-Jesteś tego pewien? - zapytał mnie dla pewności.
-No tak tak, jestem twój... - dalej gadałem sarkastycznie. On złapał mnie za ręce i przycisnął do ściany.
-Boli! To był sarkazm! - zacząłem piszczeć z bólu, jednak miał on wiele sił i ściskał mi mocno ręce. Puścił mnie a ja odrazu złapałem się za ręce.
-Opanuj się z tą siłą... - dodałem dalej masując ręce.
-Dobra czas się zbierać. - odezwał się.
-Najpierw umyj naczynia, nie musiałeś gotować aż tyle.
-Dobrze dobrze.
-Jak zawsze mnie prowokujesz i denerwujesz. - powiedziałem trochę wkurzony.
-Cały ja! - dodał wchodząc do kuchni. Westchnąłem i włączyłem telewizje. Zmieniłem się w rysia i wtuliłem się w koc.
-Dobra skończyłem! - usłyszałem głos z kuchni. Podszedł do mnie i usiadł obok mnie i pogłaskał.
-Ech... Nie dotykaj mnie, bo wiem że to się źle skończy.
-A jak ma się skończyć? - zapytał zaciekawiony.
-No przecież lubisz facetów! - zaśmiałem się.
-No lubię, tobą też nie pogardzę. - zaśmiał się i spojrzał na mnie.
-Ale ja pogardzę...- zarumieniłem się.
-Czemu się rumienisz? - uśmiechną się szyderczo. Musiał to zauważyć.
-Ja wcale się nie rumienie! - odpowiedziałem mu przecząco po czym zakryłem twarz rękami.
-No dobziu dobziu, dziewczynko.
-Nie nazywaj mi dziewczynką! Mówiłem ci przecież! - krzyknąłem do niego.


<Karma-kun? :3>

Od Yaotzina - Cd. Collina

- Ja tylko pomogłem - zaśmiałem się mocniej ściskając nasze dłonie. Ten trach koniec końców jest częścią niego. Czymś, co muszę zaakceptować. Z drugiej strony... to całkiem urocze. Wpakowałem nas szybko do taksówki i w ciągu kilkunastu minut byliśmy już u blondyna w domu. Czuję się, jakbym wprowadził się do niego bez zaproszenia. Westchnąłem cicho i poło,żyłem torbę na stole w kuchni. Zacisnąłem na niej pięści, patrząc przed siebie.
Jednak wilgotne pocałunki na szyi wybudziły mnie z tego dziwnego stanu. Uśmiechnąłem się do siebie i jak gdyby nigdy nic zacząłem odchodzić. Zostałem jednak znowu zatrzymany przez oplatające mnie w pasie ręce. Jego ciepłe spojrzenie przesłało dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Ciekawski wyraz twarzy wręcz przewiercał moje ciało na wylot. Głębiej i głębiej. Dosięgnął nawet najgłębszych czeluści mego serca i wślizguje się głębiej. Odwróciłem od niego wzrok, cały zaczerwieniony. Jednak nadal czułem, że na mnie patrzy.
Dziwnie pobudzony, rzuciłem moje ręce wokół szyi Cole'a. Wziąłem głęboki oddech i wtuliłem się w jego pierś. W odwecie zostałem agresywnie pchnięty na ścianę. Rączki w górę, oczywiście przytrzymywane przez te mojego chłopaka. No cóż, nie ruszę się. Chwilę później jednak, zostały puszczone.
- Rozbierzesz się? - zapytał cicho i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, jak zawsze to robi. Wślizguje język do wnętrza moich ust i smakuje każdego kawałka. Nie miałem nawet ochoty walczyć o dominacje, ona zawsze należy do niego.
Kiedy tylko się od siebie odsunęliśmy pozostałą pomiędzy naszymi ustami stróżkę śliny przetarłem wierzchem ręki. Zaśmiałem się cicho i zjechałem dłońmi do spodni, które miałem zamiar odpiąć, jednak moje trzęsące się ręce nie zbyt dobrze to znosiły. Gdy tak próbowałem walczyć z zamkiem, Cole cmoknął mnie lekko w usta i pomógł mi to zrobić. Uśmiechnąłem się do niego wdzięcznie. Szybko zsunąłem z siebie dolną część ubrań, zaraz po tym pozbywając się również koszulki i znów wtuliłem się w chłopaka, zbyt zawstydzony obecną sytuacją. Tak wiem, były gorsze. Powinienem się już przyzwyczaić. Cole odsunął mnie od siebie i dokładnie oglądnął ciekawskim, ale też kochającym spojrzeniem moje ciało. Dziękuję, teraz jestem podniecony. - Nic jeszcze nie zrobiliśmy - zaśmiał się i przeniósł spojrzenie na moją zawstydzoną twarz. Czy to możliwe, by paliła tak bardzo? Co jest złego w tym, że robię się twardy od samego spojrzenia? Przecież to normalne, dla kogoś takiego jak ja, prawda?
Spuściłem głowę w dół, nie bardzo wiedząc co zrobić. Ścisnąłem dłonie w pięści i zakryłem się nimi najlepiej jak mogłem. Blondyn zaśmiał się cicho i podniósł mnie, by zanieść do sypialni. Zaskoczony wyślizgnąłem się z jego ramion na łóżko i zacząłem wpatrywać się w niego znieruchomiały. Byłem gotowy na to, co może się stać. Strasznie ciekawy dalszego rozwoju wydarzeń. Przymknąłem nieco oczy, obserwując uważnie jak powoli nachyla się, również obserwując moje reakcje. Przygryzłem lekko wargę. Uniosłem głowę w górę, znów łącząc nasze usta i owinąłem szyję Cole'a rękoma. Gdy tylko pocałunkami zjechał na wrażliwsze obszary zatopiłem palce w jego puchatych włosach, całkowicie oddając się przyjemności. Za każdym razem gdy usta stykały się z moją rozpaloną skórą przechodziły mnie przyjemne dreszcze, które od razu wędrowały do tego jednego miejsca. Westchnąłem głośno, z trudem powstrzymując stęknięcia. Opanowałem się jednak do tego stopnia, by z całej siły obalić blondyna na plecy i usadowić się na jego biodrach z wyrazem czystej satysfakcji na twarzy. Uczucie ekscytacji wypełniało całe moje ciało na myśl ujeżdżania jego grubego i... Stop Yaotzin. Zamieniasz się w seksualnego potwora. Sapnąłem cicho, gdy dłoń kochanka wylądowała na moich pośladkach. Zaskoczony spojrzałem na niego niezrozumiale, chwilę później zsuwając nadal znajdujące się na mężczyźnie ubrania. Nie czuję się komfortowo będąc jedynym nagim w tym domu. Po raz kolejny złączyłem nasze usta, pojękując cicho gdy moje krocze niekontrolowanie ocierało się o jego brzuch. W pewnym momencie coś we mnie uderzyło. Czy ja w ogóle potrafię spełnić jego oczekiwania? W większości sytuacji i tak sprawiam tylko problemy. Z westchnięciem odsunąłem się i ześlizgnąłem z łóżka, tracąc na wszystko ochotę. Nawet teraz to robię, pozwalam się pogrążyć w niechcianych myślach, które nijak mają związek z prawdą. Nie rozumiejąc swoich czynów przysiadłem na podłodze, nogi podkuliłem pod brodę i zacząłem wpatrywać się pustym wzrokiem przed siebie. Był sens kontynuować to co zacząłem?


<Cole? Przepraszam, nie umiem ;-; Najlepiej będzie jak wgl to pominiemy ;-;>