29.9.17

Od Vivienne cd. Kamille

Głowa mnie bolała, a kiedy próbowałam otworzyć oczy, oślepiła mnie biel, która biła z każdej strony. Z trudem się podniosłam; czułam się jakbym warzyła tone i coś mnie ciągnęło w dół. W końcu jednak udało mi się usiąść. Obejrzałam salę, w której się znajdowałam; białe ściany, biały sufit, białe kafelki... wszystko białe, jak w psychiatryku. Byłam podłączona do jakiejś pikawy, która pokazywała tętno i bicie serca. Wciągnęłam powietrze do płuc, po czym zakaszlałam. Poczułam ten okropny smród szpitala. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w stronę okna. W jego odbiciu zauważyłam, że miałam zabandażowaną jedną stronę głowy, głównie ucho, które wcześniej miałam chyba rozwalone.
A tak... i podali mi coś. Obudziłam się już wcześniej, chciałam wyjść stąd jak najszybciej, ale mi nie pozwalali. Zaczęłam się rzucać, kiedy nagle ktoś mi wsadził w ramię igłę, a po chwili stałam się bardzo śpiąca. I obudziłam się znowu w tym miejscu, z tym, że w tej chwili jestem spokojniejsza, a raczej zmęczona. Jakbym przed chwilą wykonywałam najcięższą pracę pod słońcem. Byłam ciekawa gdzie Kamille, ten dupek mnie nie interesował. Równie dobrze mógł nie żyć, ostrzegałam to. Po za tym to on zaczął, ja się tylko broniłam. Tylko... co powie na to dziewczyna? A jeśli dalej coś do niego czuje i mnie znienawidzi?
Zostanie mi tylko Wiedziałam.
Drzwi się otworzyły, a w nich pojawiła mi się dobrze znana postać chłopaka o białych włosach.
- Myślałem, że poszłaś tylko porozmawiać - zaśmiał się i usiadł obok na krześle, które dopiero teraz zauważyłam. Posłałam mu (nie)mordercze spojrzenie.
- Coś chciałeś? - zapytałam spokojna. Nie miałam sił na złości.
- Tak. Zobaczyć, czy twoja ofiara żyje i czy jedziesz ze mną, czy mam cię tu zostawić - odpowiedział. Opadłam na łóżko i zamknęłam oczy. Zostać, czy nie zostać?
- Co z nim? - zapytałam obojętnie. Na prawdę mnie to nie obchodziło, ale lepiej wiedzieć. W końcu musiałam się zdecydować, czy zostać tu z Kamille, a jeśli tak, to czy nie ma mi za złe za to, co się z nim stało.
- Jest w śpiączce - odparł, jego też to nie interesowało, słyszałam to w jego głosie. - To jak? - wzruszyłam ramionami.
- A kiedy płyniesz?
- Za jakieś trzy dni. Ja tu nie zostanę, mam zamiar sobie ułożyć życie.
- Więc nie mam po co jechać.
- Póki tu jest ta twoja Kamille, to nie. Ale jeśli potem masz żałować, to lepiej się decyduj. Mówiłaś jej, na co się naraża? - pokiwałam twierdząco głową. - I co?
- I nic. Albo nie zrozumiała, albo na prawdę to zaakceptowała.
- Wątpię - spojrzałam na niego. - No co? Ja bym sobie nie niszczył życia dla kogoś innego - odwróciłam się do niego plecami.
- Przyjdź jutro, może coś się zmieni - chwilę milczał, dość długo. Usłyszałam szuranie krzesła, a potem otwieranie i zamykanie drzwi. Spojrzałam przez ramię, wyszedł. Położyłam się z powrotem na plecy i zaczęłam się zastanawiać.
A jeśli na prawdę wybiorę źle? Jeśli pojadę, mogę nie zaznać spokoju, bo ciągle będę o niej myślała. A jeśli zostanę, mogę zostać odrzucona. Cierpieć z tęsknoty czy z odrzucenia?
Śpiączka. Żałuje, że go nie zabiłam.

26.9.17

Od Kamille CD Vivienne

Jak na szpilkach czekałam na tym głupim plastikowym krzesełku na środku szpitala, patrząc to z kąta w kąt na krzątających się innych ludzi. Czemu się tutaj znajdowałam? Czarnowłosa zostawiła Evona twarz w spokoju dopiero po jakiejś minucie, gdy to zemdlała. Zaraz po niej zrobił to okularnik, a ja zmartwiona z łzami w oczach zadzwoniłam po karetkę. Strasznie się martwiłam i o nią, i o niego, choć bardziej o dziewczynę. W końcu... nie była mi obojętna, darzyłam ją dość dużym uczuciem. Milion różnych zapachów wpadało w moje nozdrza. To krew, to surowe mięso, to jakieś czekoladki, pełno różnych chemikaliów i środków dezynfekujących. Kolejna pełnia? Cholera. Z tego wszystkiego zupełnie o tym zapomniałam. Wtem zobaczyłam pewnego łysiejącego doktora, którego wcześniej widziałam przy Vivienne. Od razu zerwałam się z mojego miejsca, o mało co nie potrącając małego chłopczyka z zabandażowaną ręką i podeszłam do mężczyzny. On chyba mnie jednak nie widział, gdyż szedł dalej w swoją stronę.
- Doktorze! - zawołałam za nim, co od razu podziałało. - I co z Vivienne? - spytałam, nerwowo poprawiając swój kosmyk włosów, które zaczęły mi momentalnie przeszkadzać. Gość westchnął, przecierając dłonią swoją głowę.
- Jest pani kimś z rodziny? - spytał, patrząc na mnie spod byka. Głupie pytanie.
- To moja dziewczyna - odpowiedziałam bez wahania. Nie, że miałam tę odpowiedź już przygotowaną, skądże. Po prostu wcześniej już uznałam, że skoro ją kocham i praktycznie uprawiałyśmy razem seks to... no po prostu już jesteśmy razem. Obym się tylko nie myliła w tej kwestii. Bo będzie kiepsko, jeśli czarnowłosa powie mu, że jest kompletnie inaczej. A tak nawiasem mówiąc... Pan JEAN, jak to przeczytałam na szybko z tabliczki na jego fartuchu, wyglądał na dość zdziwionego. W sumie to nie ma zbyt dużo związków dziewczyn na świecie, więc... coś w tym może być. Jednak po chwili odchrząknął, spoważniał, a potem popatrzył w jakąś kartkę, którą trzymał w dłoni przypiętą do teczki.
- Więc tak... Niby nic poważnego, pani... dziewczyna już się obudziła i czuje dosyć dobrze, choć na początku podniosła głos i trzeba było podać jej leki uspokajające... A kim był ten chłopak? - spytał na końcu swoich tłumaczeń. Zamrugałam parę razy, zbita z tropu. Ja pytałam się tylko o Vivienne... Jednak facet patrzył na mnie swoim stanowczym wzrokiem. Przełknęłam ślinę.
- To... mój były - wyznałam, odwracając gdzieś swój wzrok. Doktor westchnął.
- Nie będę pytał, jak to wyszło w mieszkaniu, skąd odebrali tamtą dwójkę. Tym zajmie się już policja - odpowiedział, a mnie zmroziło. Policja? Popatrzyłam spanikowana na łysiejącego mężczyznę.
- Jak to policja? - spytałam, niezbyt wierząc w jego słowa. Facet zwrócił na mnie swój wzrok.
- Pani były partner... zapadł w śpiączkę - odpowiedział, a ja totalnie zamarłam na amen. No bo... śpiączka...? Muszę jak najszybciej się z nim zobaczyć.

<Vivienne?>

12.9.17

Od Vivienne cd. Kamille

Na prawdę? Dzwonek? W tej chwili?! Miałam ochotę zamienić się w ducha, wyleźć przez ten drzwi i zabić tą osobę. Ale Kamille była pierwsza. Widziałam niechęć w jej oczach kiedy się podnosiła i ubrała w szlafrok. Pukanie się ponowiło, a ona tylko krzyknęła, aby gość zaczekał.
- Zaraz przyjdę - powiedziała do mnie i wyszła z pokoju. Słyszałam otwieranie drzwi i sowa:
- Witaj kochanie - znałam ten okropny głos. Zacisnęłam w pięściach kołdrę, czując, jak buzuje we mnie gniew. To ten dupek... ostrzegałam go, że jeśli jeszcze raz przyklei się do Kamille, to go zabije. A gdy ja coś postanawiam, tak robię. Podniosłam się i przysłuchując się uważnie jej rozmowom ubrałam koszulkę bez stanika i spodnie. Z tego co usłyszałam, Evon (bo chyba tak się nazywał) miał ochotę tutaj wejść i chyba dotykał dziewczyny... Kiedy pojawiłam się obok niej, miała do połowy zdjęty szlafrok, co mi się nie spodobało. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem.
- Ty?! - wręcz to wykrzyczał zabierając ręce z bioder Kamille i cofając się o krok.
- Chyba ci coś mówiłam - mruknęłam idąc w jego kierunku. Dziewczyna chciała mnie zatrzymać, ale przeniknęłam przez jej rękę jak to duch i szłam w kierunku chłopaka, który się cofał.
- Odpi*rz się - powiedział, a jego oczach widziałam strach. Nie zatrzymywałam się, denerwowało mnie to, że się nie posłuchał, dotykał Kamille, a ona nawet na to nie zareagowała. Denerwował mnie jego strach, oznaka słabości, bezradność dziewczyny stojącej za mną... wszystko.
- Urwę ci ręce przy samej du*ie, za dotknięcie jej. Za drugim razem powieszę cię za chu*a, a potem wsadzę pistolet w du*ę - zacisnęłam pięści i stałam się materialna. Zabije go. Normalnie go zabije.
Powstrzymała mnie ręka dziewczyny na moim barku. Mocno chwyciła próbując mnie obrócić w swoją stronę, ale jedynie mnie zatrzymała. Nie spuszczałam z oczu tej pokraki.
- Vivienne, zostaw go - poprosiła, a ja odwróciłam się i spiorunowałam ją wzrokiem.
- Dlaczego go bronisz? - zapytałam z wyrzutem. Nie rozumiem jej. Dalej go kocha? Jeśli tak, kłamała mi w żywe oczy o tym, co do mnie czuła. Poczułam ogromną wściekłość, na nią, na jej słowa, na samą siebie, na to, że zgodziłam się... że nie zdecydowałam się wyjechać stąd od razu.
I nagle poczułam ból w uchu i skroni. Upadłam na ziemie uderzając o framugę drugą stroną twarzy i upadając na ziemię. Bębniło i jednocześnie piszczało mi w uszach. Jakie głosy, jakby z bardzo daleko, dochodził do mnie jako nie wyraźny bełkot. Poczułam ciepło, piekący ból i krew. Czerwona ciecz spływała mi po nosie, kiedy leżałam na boku. Otworzyłam oczy, a wściekłość mną zawładnęła. Złapałam go za nogę i rzuciłam nim jednym ruchem w kierunku otwartych drzwi. Z moją nadludzką siłą wylądował na ziemi. Wstałam nieco chwiejnie i łapiąc go za włosy, wrzuciłam do środka pomieszczenia. Usiadłam na nim okrakiem, a słowa dziewczyny do mnie nie dochodziły; jak wszystko. Słyszałam tylko szum i dziwne bębnienie, pisk zniknął.
Zaczęłam go okładać po twarzy.

4.9.17

Od Kamille CD Vivienne +18

Odpięłam w końcu jej stanik, jednak go nie zdjęłam. Chciałam jeszcze chwilę poczekać. Zamiast tego wpiłam się w jej usta, biorąc jedną jej nogę w górę, by oplotła nią moje biodra, a swoją przekładając nad jej drugą. Próbowałam się w ten sposób ocierać o jej kobiecość, jednak... sama nie wiedziałam, czy tak miało być. Nasze języki tańczyły, a ja przeniosłam moje dłonie pod jej spodnie. Macałam ją po pośladkach, co jakiś czas jedno, czy dwa ściskając. Wtedy też wzdychała mi prosto w usta, a ja się tylko bardziej podniecałam. Gdy się oderwałyśmy od siebie, szybko ściągnęłam z siebie swoją bluzkę, rzucając ją gdzieś na podłogę, po czym wróciłam do jej słodkich ust. Vivienne przyciągnęła mnie do siebie, jakby prosząc, by nigdzie nie oddzielały nas przestrzenie. Nasze biusty ocierały się o siebie, gdy delikatnie posuwałam się w górę i w dół. Przez to też w końcu spadł jej stanik. Jednym ruchem palców zsunęłam spodnie z jej bioder, a całkowicie z jej tyłka. Powróciłam do ugniatania go, ciesząc się dotykiem na jej jaśniutkiej skórze. Po raz kolejny tego dnia odkleiłyśmy się od siebie, tworząc cienką stróżkę naszej śliny, która po naszych dwóch głębszych wdechach zniknęła. Skorzystałam z tej chwili i po dopięciu guzika moich dżinsów, zsunęłam je na dół, ukazując białe koronkowe majtki. Zaraz po tym powróciłam do warg czarnowłosej, zdążając tylko zdjąć jej spodnie z jej kobiecości. Kątek oka zobaczyłam czarny kolor, jednak nie zważałam na inne dodatki. Po przyklejeniu się do niej lewą dłoń zatrzymałam na jej pośladku, jednak prawą przeniosłam na przód, delikatnie masując ją tam na dole. Jakby robiła to odruchowo, podniosła swoje nogi w górę. Przeszkodziłam jej jednak częściowo, dociskając do niej swoje zgięte kolano. Westchnęła znowu w moje usta, a ja przesunęłam palce w górę, wkładając je pod jej miłe w dotyku majtki. Serio, aż się zaśmiałam w jej wargi. Jednak po chwili już się nie całowałyśmy. Przeniosłam usta na jej szyje. Składając na niej nie tylko delikatne pocałunki, lecz także robiąc jedną, czy dwie malinki, dłoń za to przesunęłam w dół, drażniąc palcami jej łechtaczkę. Robiłam to dosyć wolno, ale czuciowo. Od tamtego czasu słyszałam tylko głośniejsze oddychanie czarnookiej. Nie chciałam wkładać palca do środka, a przynajmniej nie teraz. Przyspieszyłam trochę swoje ruchy, katem oka patrząc na reakcję Vivienne.
- K-kamille... - usłyszałam w pewnym momencie jej głos. Czyżby była blisko...? Uśmiechnęłam się, liżąc jej szyję, od której nawet się nie odrywałam. I wtedy stało się coś, czego strasznie nie chciałam. Na dźwięk dzwonka do drzwi, momentalnie wszystkie moje ruchy zamarły, a ja sama podniosłam głowę w górę. Po ponownym jego rozbrzmieniu przeklęłam pod nosem. W takiej chwili? Serio?!

<Vivienne?>