31.1.17

Dimitrij Aristov

Imię: Nietrudne do zapamiętania, choć niektórzy trochę dziwnie reagują słysząc je - Dimitrij. Często jest skracane do Dima.
Nazwisko: Aristov
Wiek: 21 wiosen
Płeć: Mężczyzna bez żadnych wątpliwości (chyba, że ktoś ma problem z odróżnianiem płci)
Charakter: Dimitrij zazwyczaj na początku znajomości bywa nieco oschły i ponury. Najczęściej na jego twarzy gości obojętna mina, a z ust wypływają jedynie krótkie zdania. W ten sposób chłopak trochę odpycha innych od siebie. Młody Aristov niekiedy używa sarkazmu, aczkolwiek nie zawsze można go od razu złapać. Jest też aspołeczny, czas spędza w samotności, a nawiązanie kontaktu z innymi nie przychodzi mu łatwo. O pracy w grupie to już nie wspomnę. Choć bywa szczery do bólu i dość uparty, jest też bardzo spostrzegawczy. Dostrzerze nawet nową spinkę we włosach młodej piekarki, a ukrywanie przed nim rzeczy rzadko pomaga, i tak będzie wiedział, że coś tu jest nie tak. Co do obojętności, widuje się ją najczęściej jedynie, kiedy chłopak chce pozbyć się rozmówcy. Gdy druga osoba zaciekawi go (co można zauważyć) trochę chętniej zagaduje, a jego oczy żywo obserwują rozmówcę. Tak naprawdę zobaczenie u niego innych uczuć takich jak zdziwienie, zaciekawienie, złość bądź lekki strach nie graniczy wcale z cudem. Radość jednak nie bywa częsta, a jak już, to są to lekkie uśmiechy z nieco ściągniętymi brwiami. Dimitrij to osoba o spokojnym charakterze. Nie buntuje się, nie krzyczy, zazwyczaj siedzi cicho zapatrzony w jeden punkt. No, bywa trochę nerwowy, ale raczej ogranicza się do niemiłych słów i spojrzenia zabójcy. Jest godny zaufania, możesz mu się swobodnie wyżalić (o ile on cię lubi), a chłopak pocieszy cię, na swój sposób, lub zapomni o problemie, a co za tym idzie, nie powie o tym innym. Choć się z początku nie wydaje, młody Aristov to dobry przyjaciel, a takich dzisiaj to ze świecą szukać.
Głos: K L I K
Boski Opiekun: Imesisil
Moce: W formie nadnaturalnej jest widmem, dlatego przenikanie przez ściany i tymczasowa niewidzialność to jego chleb powszedni. Jeśli się skupi, może opętać jakiś nieduży przedmiot, przez co ten będzie się poruszał. Opętać osobę jest w stanie dopiero wtedy, gdy ją ,,złamie". Inną, dodatkową mocą jest nienaturalne skakanie (ok. 6 m w górę i 10 m w dal) oraz trochę wolniejsze lądowanie.
Umiejętności: Przede wszystkim Dimitrij ma zręczne palce, z łatwością sklejają oraz tworzą różne rzeczy, chociażby skomplikowany model samolotu. Młody Aristov potrafi gotować. Nie są to jakieś wykwintne dania ani żadne egzotyczne szaleństwa, ale przygotowanie dobrego smażonego filetu czy kilka prostych dań to już coś. Też walka wręcz idzie mu nie najgorzej, jednak mógłby się jeszcze wiele nauczyć od profesjonalistów. Dimitrij szybko biega (choć z długimi dystansami to już nie jest tak kolorowo) i zwinnie się porusza.
Zauroczenie: Miłość dla niego nie jest najważniejszą rzeczą, a nawet nie znajduje się w jego tak zwanym top 5. Dlatego nieważne, co druga osoba zrobi, może liczyć najwyżej na przyjaźń.
Inne informacje:
• Ze wzrostem to u niego trochę biednie. 158 cm to dość mało, jak na dorosłą osobę.
• Jak jego mienie wskazuje, młodzieniec jest pochodzenia rosyjskiego. Ten wielki i zimny kraj musiał jednak opuścić. Czemu? ,,Kolega nalegał".
• Kiedyś służył jakiemuś wielkiemu czarnoksiężnikowi. Dziad jednak szybko wyzionął ducha.
• Obecnie pracuje w niedużym sklepie z magicznymi przedmiotami. Właściciel niekiedy też go posyła gdzieś w świat po jakieś rzeczy na półki. Tylko uważaj, jak będziesz u niego coś kupował, bo niezawsze daje to, co chcesz, a niechętnie przyjmuje zwroty.
• Uwielbia origami, sporo ma tego w pokoju na półkach. To jedno z niewielu zajęć, które sprawia mu przyjemność.
• Zazwyczaj nosi przy sobie parę kartek/karteczek papieru, by w razie czego mógł sobie coś poskładać.
Inne zdjęcia: -
Kontakt: Dakuminto (howrse) || dakuminto@gmail.com

30.1.17

Od Mochizou - CD. Renesmee

Kiedy poczułem ciepło dziewczęcia na ramieniu, momentalnie przeszedł mnie krótki, przyjemny dreszcz. Po kilkunastu sekundach namysłu, uniosłem drugą rękę z oparcia siedzenia, po czym położyłem ją na głowie Rene. Przesunąłem delikatnie dłonią po włosach dziewczyny, tym samym próbując nieco ją uspokoić.
-Nie martw się, to tylko film. Poza tym, nie jest pewne, czy zaburzenia dysocjacyjne osobowości w ogóle istnieją-pocieszałem ją, głaszcząc ją po głowie. Po chwili Rene uniosła twarz i spojrzała na mnie z leciutkim uśmiechem. Odwzajemniłem gest, głaszcząc wciąż jej włosy.
Rene opierała się o moje ramię do końca filmu. Jako, że był dość długi, przez bite dwie godziny musiałem starać się nie ruszyć ramieniem, żeby nie pomyślała, broń boże, że mi niewygodnie.
Większość czasu film nie był taki przerażający, ale jednak była jedna gorsza scena, w której widzowie mogli zostać zaszczyceni dźwiękiem łamanych żeber. W tamtej chwili zasłoniłem oczy dziewczęcia ręką i wyszeptałem, że „jest grubo”.
Na szczęście scena była krótka. Odsunąłem rękę, z Rene wtuliła się delikatnie w moje ramię, ściskając lekko materiał bluzy, którą miałem na sobie. Przegryzłem dolną wargę, a moje serce zabiło kilka razy mocniej. Uśmiechnąłem się niewidocznie, biorąc do ręki butelkę napoju. Wychłeptałem kilka łyków, po czym znów położyłem dłoń na włosach Rene.


<Rene? Idealnie 200 słów :’D >

29.1.17

Od Nyrenthii

Dzień jak co dzień. Wstałam rano z bólem głowy. Spojrzałam na telefon która godzina, była 10 rano. Nie przejęłam się bo była sobota. Ubrałam się w pidżamę i poszłam do kuchni by zrobić sobie coś do jedzenia i wziąć jakąś tabletkę. Oczywiście Reik dalej spał, jak zawsze. Wyjęłam byle co z lodówki i poszłam po laptopa by obejrzeć jakieś anime. Odłożyłam laptopa po godzinie bo już mi się nudziło. Weszłam do pokoju Reika by go obudzić, jak zawsze u niego bałagan... Stanęłam obok jego łóżka i myślałam jak by go tu obudzić. W końcu wpadłam na pomysł by wylać na niego wodę. Jak pomyślałam tak zrobiłam, po czym odeszłam sobie spokojnie do swojego pokoju. Słyszałam tylko darcie japy i wyzywanie mnie, nie przejęłam się tym zbytnio. Brat wbił mi się do pokoju w momencie w którym się znów przebierałam. On miał to gdzieś że jestem w samej bieliźnie. Spojrzałam się na niego i uśmiechnęłam jak jakiś psychopata po czym sięgnęłam po nóż z półki.
-A czy ktoś cie do cholery uczył pukać?
Po czym zaczęłam celować w niego nożem
-Wyjdź stąd albo rzucę.
-No śmiało, rzucaj.- odpowiedział mi
Jak chciał tak zrobiłam, rzuciłam w niego a on zmienił się w cień. Westchnęłam patrząc się na niego i ubierając się.
-Po co oblałaś mnie wodą!? -wypalił wkurzony.
-A co, nie mogę? -odpowiedziałam mu z szerokim uśmiechem jakby nic się nie stało.
-Jeszcze się odegram, zobaczysz.
-Hahaha no spoko, spoko- Znów odpowiedziałam mu śmiejąc się.

Reik?

Od Yaotzina CD Collina

- Nie spodziewałem się go. Ale łyżwy to naprawdę miłe zaskoczenie. Jeszcze raz dziękuję - szepnąłem i w podziękowaniu znów złączyłem nasze usta. Kochałem to robić. Upewniało mnie to, że mam kogoś kto szczerze i z głębi serca mnie kocha. Z uśmiechem odkleiłem się od ust Cole'a i wtuliłem się w jego ciało. Światło padające z niewielkiego płomienia odbijało się w jego błękitnych oczach, co przypominało o jego mocy. Zrobiło mi się ciepło w sercu na samo wspomnienie. Przyszedł mnie ratować, pomimo tego, że znaliśmy się kilka dni. Jestem mu za to wdzięczny, a serce bije coraz szybciej, kiedy myślę o tym jak się dla mnie poświęca. Kocham go tak bardzo mocno, że nawet same te słowa nie są w stanie tego opisać. Mogłem mu to tylko pokazywać i wyznawać do końca życia. Świadomość posiadania osoby, która darzy cię tak wielkim uczuciem, w tak młodym wieku jest cudowna. Biorąc pod uwagę to, że niektórzy ludzie szukają tej jedynej miłości przez większość swojego życia. Ja byłem pewny, że Collin Conor to ten jedyny, dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Uśmiechnąłem się lekko, kiedy poczułem delikatny dotyk na włosach. Cole najwidoczniej bawił sie nimi, tym samym pozbywając powstałych kołtunów. Uniosłem lekko głowę, by po obserwować jego skupiony wyraz twarzy. Był słodki. Chciałbym to uwiecznić, tak samo jak wszystkie inne emocje ukazujące się na jego twarzy. Nie jestem jednak malarzem, czy chociażby jakimś amatorem, by coś takiego zrobić. Zdałem sobie właśnie sprawę, że ta miłość nie zna granic. Byłbym w stanie wybaczyć nawet największą zbrodnie, by tylko blondyn nadal znajdował się przy mnie. Westchnąłem cicho, zadowolony i usatysfakcjonowany z obrotu spraw. Teraz wystarczy jeszcze znalezienie się w domku na wyspie i atmosfera gwarantowana. - Chciałbym wrócić do łyżwiarstwa. Balet bardzo się wtedy przydaje. Może zająłbym nawet jakieś miejsce na podium? - zaśmiałem sie, nie biorąc tego nawet na poważnie. Zdaję sobie sprawę, że jestem zbyt samolubny.
- Cieszę się - odpowiedział, z szerokim uśmiechem na twarzy, co spowodowało przyjemne uczucie motylków w brzuchu. Nie powstrzymując się, podparłem się na łokciach i znów złączyłem nasze usta. Niewinny cmok przerodził się w głęboki pocałunek i taniec naszych języków w zgodnym rytmie. Jednak mój partner bardziej dominował. Nie miałem ochoty walczyć, więc oddałem mu się całkowicie, cicho pojękując z przyjemności od czasu do czasu. Gdy zaczynało nam brakować oddechu odsunąłem się kilka centymetrów, a niewielka strużka śliny przerwała się i wylądowała na moim podbródku. Prychnąłem cicho i wytarłem ją wierzchem dłoni. W tym samym momencie pokój wypełniło światło z żarówek na ścianach i suficie. Wydawało się, że znowu płyniemy, na co Cole spiął się nieznacznie. Niezwykle pełen poczucia odwagi wgramoliłem się na umięśnione uda chłopaka.
- Co byś piwiedział na lodzika, kochanie? - zapytałem, perwersyjnie oblizując usta.
<Cole? Wybacz, że tak długo ;-;>

Nyrenthia Haderon




Imię: Nyrenthia jednak woli jak ktoś mówi do niej Nyr, Nyre.

Nazwisko: Haderon
Wiek: 16
Płeć: Kobieta
Charakter: Nyr jest raczej śmiałą osobą tylko w internecie, w realu nie lubi zadawać się raczej z innymi osobami, wyjątkiem jest rodzina i naprawdę bliscy jej znajomi którym może zaufać. Nyr jest uparta. Lubi się rządzić, ale jest otwarta na propozycję innych. Potrafi zaleźć komuś za skórę, i ciągle to jej się zdarza. Na swoim koncie ma parę osób którym zaszła za skórę, gdyż nie jest ona opanowaną osobą, raczej rządzącą się osobą. Często też wpada w kłótnie, a raczej ona je zaczyna gdyż to lubi. Jest też tak jakby Yandere, czy ktoś normalny bawiłby się nożem, lub waliłby twarzą koleżanki o ścianę? Nie sądzę. Lubi sobie sprawiać ból cięciem się. Wygląda na niewinną, nie? Ta... Tylko ta 16 letnia dziewczyna próbowała się zabić już parę razy, czy to przez powieszenie czy przez podcięcie sobie żył. Po prostu to ją jara. Ale mniejsza,
przejdźmy do jej lepszej strony której nie ma za dużo. Potrafi być miła dla odpowiednich osób, z nowo poznanymi osobami uważa, by nie powiedzieć za dużo. Czasami pomoże, lubi doradzać komuś w trudnych sytuacjach i tym podobnym rzeczach. Raczej oschła, ale coś dobrego w sobie ma. Nie obchodzą ją zbytnio losy ludzi, troszczy się o siebie i o swoich bliskich, po co ma sie troszczyć o kogoś, kogo nawet nie zna?
Głos: Smoke and Mirrors
Boski Opiekun: Hektalis
Moce: 
-Potrafi przechodząc koło nieznajomej jej osoby, dowiedzieć sie o jej wieku, imieniu, oraz miejscu zamieszkania, co jest czasami dość przydatne
- Umie przenosić sie w czasie o max 3 dni w przód lub w tył, lecz nie może nic zmienić, jest tylko osobą obserwującą.
-Bez pomocy zegarka wie która jest godzina.
-Zakrzywienie czasu, to moc polegająca na spowalnianiu lub całkowitemu zatrzymaniu czasu. Oczywiście nie potrafi na długo zatrzymać czasu, nie jest jeszcze w tym dobra, jeszcze się uczy.
Umiejętności: Nyrenthia potrafi doskonale jeździć konno, bierze ona również udziały w zawodach, nie dla wygranej, raczej dla satysfakcji. Potrafi również świetnie malować, co można zobaczyć po jej pokoju który jest pełny jej dzieł. Niektórzy mówią też, że ładnie śpiewa. Owszem śpiewa w domu ale to nic więcej, nie jest chętna by ktoś inny słyszał jak śpiewa. Czasami się zdarzy, że przez przypadek ktoś to usłyszy. Co tu jeszcze dodać... Na dodatek ma dobrego cela, dobrze gra w rzutki jak i strzela z łuku i kuszy, czasami również na odstresowanie rzuca nożem w ścianę jak i w jej brata gdy ją zdenerwuje. Od czasu do czasu bierze też udziały w turniejach gry w szachy, też nie dla wygranej. Odnajduje się też w łyżwiarstwie, ale nie często jeździ.
Zauroczenie: Nie jest raczej chętna do związków. Unika ludzi więc wątpi, że się w kimś zakocha. Poza tym nie chce przez kogoś cierpieć, miłość nie jest dla niej.
Inne informacje: Jak widać po nazwisku jest siostrą Reika.
Jej ulubieńcem jak i pupilem jest koń o imieniu Etigo. Lubi z nim spędzać czas jak i jeździć na nim, jest z nim od małego więc są do siebie bardzo przywiązani. Nyre ma 170 wzrostu i jak na dziewczynę jest dość dobrze wysportowana. Uwielbia grać w piłkę nożną jak i w zbijaka pod warunkiem że ona jest liderem grupy i stoi na czele. Wychowała się jedynie z bratem, nie wie gdzie są jej rodzice i czy w ogóle żyją, i nie chce tego wiedzieć.
Inne zdjęcia: x, Entigo- x
Kontakt: abra1534 (howrse)
(Email) smoczycaart@o2.pl
Radzę zainwestować w słownik (y)

Od Kamille CD Vivienne

-Widzę... Coś kolorowego...papierowego...- zaczęła April, pochylając się na blacie. Rozejrzałam się po ścianach pomieszczenia. Kolor, papier...
-Magazyn modowy?- spytałam, patrząc na nią, jednocześnie prostując. Złapałam się za boki i odchyliłam plecy do tyłu, na co moje kości odpowiedziała dosyć cichym chrupnięciem. Ze względu na to, że było mało ludzi w kawiarni, April i ja postanowiłyśmy, że zagramy w "Zgadnij, co widzę". Co z tego, że to gra dla dzieci. Gdy my co chwilę podawałyśmy coś nowego do zgadnięcia, druga nowa osoba w naszym składzie, czyli Charli, krzątała się od kąta do kąta albo siedziała z nosem w telefonie. Ach ta młodzież i ich telefony... Nie, że sama na nim nie siedzę.
-Jesteś za dobra- wyznała, schylając głowę w dół.
-To ty zawsze dajesz takie łatwe rzeczy. Od początku po raz trzeci dałaś mi to samo. Wysil się trochę, Ap- spojrzałam na zegar. Pora zamykać... Przeczesałam paznokciami włosy, podchodząc do blondwłosej dziewczyny z fioletowymi pasemkami. Pomachałam jej dłonią przed twarzą, na co natychmiastowo zwróciła na mnie wzrok.
-Na dzisiaj koniec, Charli. Możesz już iść- powiedziałam, odwracając się od niej i wychodząc na środek kawiarni, by sprawdzić, kto jeszcze jest. Przy dwuosobowym stoliku dalej siedziała ta czarnowłosa dziewczyna, która dostała drzwiami. Co ona tu jeszcze robi..? Powoli do niej podeszłam.
-Przepraszam- zaczęłam, ciemnooka spojrzała na mnie. -Zamykamy- uświadomiłam jej, lekko się uśmiechając. Dziewczyna wstała, zarzuciła kaptur na głowę i zaczęła iść w stronę wyjścia z kawiarni.
-Jeśli chcesz, to możesz przyjść jutro! Otwieramy o dziesiątej!- zawołałam jeszcze za nią. Ta zatrzymała się na chwilkę, coś mruknęła pod nosem, po czym wyszła, bardziej zasłaniając swoją twarz kapturem. Położyłam dłoń na biodrze, lekko przechylając głowę. Dziwna dziewczyna...
-Dobranoc!- usłyszałam głos Charli.
-Na razie, młoda- pożegnałam się z nią, po czym ruszyłam na zaplecze, by się przebrać. Już po kilku minutach stałam ubrana przy szafce w swoje ciemne dżinsy, jakieś botki i czarny sweter. Ubrałam jeszcze kurtkę. Poczułam dłoń na ramieniu, więc odruchowo odwróciłam się do tyłu.
-Ty już idź, ja zamknę. Przecież małe kotki nie mogą czekać na swoją mamę- powiedziała April i na końcu się zaśmiała, a ja razem z nią. Pożegnałam się z nią, całując w policzki, po czym wyszłam z kawiarni, zasuwając kurtkę i ubierając swoje rękawiczki bez palców z pandą. Ciekawe czy Tobio i Lie byli grzeczni... Nie chciałabym zastać rozwalone domu...

<Vivienne?>

27.1.17

Od Renesmee CD Reika

Złapałam się za brodę, siadając na pobliskiej ławce. Ren skoczył do mnie, opierając pyszczek o moje uda, a Reik usiadł po drugiej stronie.
-Dobra, nie chcę mi się- poddałam się, opierając o ławkę. Ciemnowłosy przybliżył się do mnie, kładąc dłoń na moich włosach, po czym delikatnie je pogłaskał. Spojrzałam na niego jak na debila, jednak szybko przeniosłam wzrok na niebo nad nami. Piękne błękitne niebo, po którym powoli snuły się białe obłoczki zwane chmurami. Przymknęłam oczy, ciesząc się promieniami słońca na swojej skórze. Jaki piękny dzień... Aż wzięłoby się kocyk, rozłożyło go na trawie, położyło na nim i spoglądało w niebo. Westchnęłam głęboko, czując coś ciepłego na policzku. Mimowolnie uśmiechnęłam się, przyjemne uczucie, gdy Ren tuli się do mojej twarzy... Tylko...przecież Ren posiada sierść, a to coś nie było owłosione. Delikatnie otworzyłam oczy i co zobaczyłam? Pochylającego się nade mną Reika, który patrzył na mnie jak na słodki obrazek. Jego doszczętnie powaliło?? Szeroko otworzyłam oczy, lekko zdziwiona, po czym strąciłam jego dłoń z policzka i odsunęłam go od siebie.
-Myślałem, że zasnęłaś- wyznał, patrząc na mnie takim uważnym wzrokiem, łapiąc się za dłoń i ja pocierając. Wcale nie uderzyłam go mocno, niech nie przesadza...
-Wybacz, że nie mogłeś mnie wykorzystać- odszczekałam mu, biorąc Rena na kolana i delikatnie głaszcząc jego sierść. -Powiedz, jaki miałeś wcześniejsze pomysł..?- spytałam lekko zaciekawiona. Jasnooki spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, o co chodzi. Przewróciłam oczami. On jest głupi czy udaje? -Ten dotyczący gadania moich sąsiadów i Leo, który wyczuł twoje perfumy czy czym się tam psikasz. To jak?- zwróciłam się w jego stronę, patrząc mu prosto w oczy. Tylko niech nie zrobi zaraz czegoś głupiego, bo mu przywalę... I tym razem trafię! Nie będzie takiej wpadki jak w łazience...

<Reik? U mnie też nie najlepiej z pomysłami xd>

Nieobecność

Pandemonium (Collin oraz Vivienne) zgłasza nieobecność do końca następnego tygodnia.

Od Vivienne cd. Kamille

Spoglądnęłam na menu, które dała mi dziewczyna. Przeleciałam po nim wzrokiem, po czym wsadziłem rękę do kieszeni, z której wyjęłam jakieś grosze. W całej porządnej garści miałam wszystko groszówki, jakie się tylko dało - od tych jednogroszówek, po pięćdziesięciogroszówki. Wyrzuciłam to wszystko na stół i zaczęłam liczyć, czy starczy mi na kawę. Okazało się, że z łatwością tyle uzbierałam, dzięki tym większym groszówkom. Teraz była tylko trzeba zamówić ją. Rozejrzałam się po lokalu i po chwili zobaczyłam tą samą dziewczynę o włosach w odcieniu fioletu, która mnie przywitała wyuczoną już na pamięć formułką, która się wita w każdym innym podobnym miejscu. Niosła jakąś kawę w moją stronę stronę, ale nie sądziłam, że mi ją poda.
- To chyba pomyłka. Jeszcze nie zamawiałam niczego - powiedziałam patrząc na kubek.
- Spokojnie - miała miły głos, który nieco mnie przerażał. Czasem zapominam, że na świecie istnieją uśmiechnięci i mili ludzi. Czasem? Chyba zawsze. - To na koszt firmy - spojrzałam na jej uśmiechniętą twarz. Przyglądałam się jej w milczeniu. Była mojego wzrostu, pełne usta w odcieniu różu połączonego z kolorem kremowym i duże brązowe oczy. Wyglądała nieco przerażająco gdy tak wlepiała we mnie swoje gały, ale była nawet ładna. Jak każdy tutaj pracownik miała swój strój, który znam już na pamięć. Nie rozumiałam tego gestu i nawet nie chciałam. Nie znam jej, nie znam tego miasta, potem się okaże, że jestem jej coś winna i po mnie.
Ponownie spojrzałam na czarny napój, który znajdował się przede mną.
- To jakaś podpucha? - zapytałam po chwili i spojrzałam na jej zaskoczoną twarz. Pokręciła szybko głową.
- Nie - zapewniła mnie. - To dla poprawy humoru - wytłumaczyła. - W końcu nie przyjemnie jest dostać drzwiami - ponownie się uśmiechnęła, a ja znowu poczułem dreszcz na plecach, więc szybko odwróciłam wzrok. Znowu gapiłam się podejrzanie na ciecz w tym kubku. A jeśli czegoś tam dosypała? Nie mam zamiaru wierzyć komuś, kto tak ładnie i przyjaźnie się uśmiecha. Ale miałam ogromną ochotę na kawę, a świadomość, że jest ona darmowa, tylko mnie bardziej motywowała do tego, aby przełamać swoje podejrzenia i się napić.
- Dzięki - mruknęłam w końcu. Chwyciłam kubek i napiłam się cieszy. Kurde. Dobre. Po chwili dziewczyna z uśmiechem na twarzy odeszła w swoją stronę, a ja siedziałam tutaj prawie cały dzień. Było tu ciepło, kawa była pyszna, widok nie najgorszy, a co ważniejsze, było tu cicho i jakoś... bezpiecznie. Sama nie wiem, ale siedziałam tu już do końca dnia. Bynajmniej do tej godziny, w której mieli zamykać lokal.
- Przepraszam - z myślenia wyrwał mnie czyjś głos, który nie dawno poznałam. Spojrzałam znowu na tą samą dziewczynę. - Zamykamy - uświadomiła mi. Wstałam i zarzuciłam na łeb kaptur, kierując się do wyjścia. Znowu się zasiedziałam.

<Kamille?>

Od Kamille CD Vivienne

-Dande, jak to twój brat miał wypadek?- zadałam pytanie dosyć wysokiemu chłopakowi w różowych włosach. Jest sobota, ja oczywiście musiałam przyjść do kawiarni, z jakiego powodu? Pani kierownik zachorowała i kazała mi zająć się dwójką nowych pracowników. Uwielbiam niańczyć nowych... Teraz stałam z jakimś różowowłosym pedałem na zapleczu kawiarni, bo podobno dostał telefon ze szpitala, że jego brat coś tam sobie zrobił. Chłopak odchylił głowę do tyłu.
-Już ci mówiłem...- spojrzał w moje oczy. -Zadzwonili do mnie ze szpitala i doktor powiedział, że Brynn, czyli mój młodszy brat, leży tam z podpaloną skórą. Muszę tam jechać!- nagle klęknął i złapał mnie za nogi. Spojrzałam na niego mocno zdziwiona. Co on odwala..? -Proszę, Kami, pozwól mi jechać! Jeśli tego nie zrobię, to zabiorą mi prawa do zajmowania się nim!- zaczął mnie błagać. Matko... Ukucnęłam i poklepałam go po głowie.
-Skoro tak... Dobrze, jedź- powiedziałam łagodnym głosem, przez co się uśmiechnął. -Tylko spróbuj jutro nie przyjść- pogroziłam mu palcem przed nosem, po czym się zaśmiałam. Chłopak również się zaśmiał, po czym szepnął coś w rodzaju podziękowań i wstał, zabierając się do wyjścia z zaplecza. Wyszłam za nim w idealnym momencie, w którym miał uderzyć z drzwi osobę, która wchodziła do kawiarni. Wtedy, gdy uderzenie miało mieć miejsce, dziewczyna, jak się później okazało, nie dostała nimi, tylko... Przeniknęła przez nie..? Zamrugałam oczami parę razy zdziwiona. O co chodzi..? Dziewczyna zaczęła coś tam do niego mówić. Chyba się wkurzyła, bo zacisnęła aż pięści. Zaczęłam iść w ich kierunku. Gdy Dande otworzył buzię, by coś powiedzieć, popchnęłam go za drzwi, a sama stanęłam przed nową klientką, szeroko się uśmiechając.
-Witamy! Stolik dla jednej osoby?- zaczęłam mówić tak dobrze znaną mi formułkę. Przyjrzałam się dziewczynie. Była podobnego wzrostu, jednak na pewno ode mnie młodsza. Włosy miała czarne związane w dwa warkocze. Czarne oczy... Zawsze chciałam takie mieć. Dziewczyna, zamiast coś odpowiedzieć, raczej mnie olała, po czym ruszyła w kierunku najbliższego wolnego stolika z dwoma krzesłami. Oho... Kawa na koszt kawiarni chyba by się teraz przydała... Podeszłam do lady, wzięłam menu i podeszłam do czarnowłosej, po czym położyłam je przed nią. Dłonią odgarnęłam włosy do tyłu, znowu wracając do lady i wchodząc za nią.
-Ej, April- zagadałam do szatynki o długich, falowanych włosach związanych w kucykach. Spojrzała w moją stronę. -Zrób jedną kawę dla tej czarnowłosej- przekazałam, pokazując jej wzrokiem, o kogo mi chodzi. Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła, pokazując swoje zęby.
-Tak jest, Szefowo!- odpowiedziała, salutując mi przy okazji.
-Nie mów tak do mnie. Twoją szefową nie jestem- zaśmiałam się z jej zachowania.

<Vivienne?>

26.1.17

Od Zena CD Zacharie

Westchnąłem zrezygnowany i poszedłem przed siebie, próbując przeczytać te dziwne japońskie znaczki, jednak nic z tego nie wyszło. Sklepy ogarniałem mniej więcej przez to co znajdowało się na wystawach. Z rezygnacją wszedłem do jednego z nich z zaskoczeniem stwierdzając, że jest to jakiś przereklamowany sklepik z onesiami. Jednak jam jest Zenon, który lubi mięciusie rzeczy, więc wróciłem się na korytarz i pociągnąłem Zacha z całej siły do środka. Rudzielec spojrzał na mnie jak na pojebanego i rozejrzał się dookoła.
- Mieliśmy iść na Pocky, Zen - mruknął niezadowolony. Wytknąłem na niego język i podreptałem wgłąb ubrań. Przywołałem chłopaka dłonią do siebie i podałem mu kilka pidżamek z uśmiechem dwuletniego dziecka, które właśnie dostało cukierka. Zach zrezygnowany wziął tą z pikachu i rzucił we mnie czarnym kotem. Naburmuszony spojrzałem na kocie uczy na kapturze.
- Nienawidzę cię - wręcz przeciwnie, Zen. Bez zbędnych protestów zabrałem od niego żółty strój i poszedłem do kasy. Chwilę później wychodziliśmy ze sklepu z torbą pełną sztucznego futerka. Przy wychodzeniu jednak wpadłem na naszą białowłosą zgubę, która taszczyła brązowego huskyego... O CHOLERA TOFFIEFIE.
- Zostawiliście ją w samolocie - warknął na nas i zaczął iść dalej.
- Też tam byłeś - burknąłem i pociągnąłem oboje po nasz pierwotny cel - pocky. Uradowany popchnąłem Neza by poszedł kupić opakowanie i skrzyżowałem ramiona na piersi.
- Idioto czemu my tu tak biegamy - jęknął Zach i widziałem jak z całych sił próbuje powstrzymać się od przywalenia mi w mordę. Wytknąłem na niego język i gdy tylko braciszek wrócił z zakupami wyrwałem mu opakowanie i pociągnąłem Zacha za rękę, tym samym wyprowadzając z budynku w przeciągu kilkudziesięciu minut. Z niecierpliwością czekałem aż Nez z wszystkimi tobołami się do nas doczłapie, a kiedy w końcu to zrobił wepchnąłem Zacha do hotelu.
- Teraz ty załatwisz - zaśmiałem się zwycięsko i wróciłem do brata maltretować niewinnego pieseła przy drzwiach, nie zwracając uwagi na rudzielca posyłającego mi piorunujące spojrzenie. Pewnie to myśli jakby mnie tu zabić, gdy nie będę patrzył.

<Zach?>

Od Archalda CD Elentii

Widziałem jak patrzy w tamto miejsce. Sam byłem ciekaw co się z nim stało, ale postanowiłem to zignorować. Kiedy Elen ponownie zaczęła iść prosto, zsunąłem dłoń w dół, by znowu spleść nasze w uścisku.
- Do mnie jest bliżej - zaśmiałem się i pociągnąłem ją w stronę własnego domu. Nie minęło kilkanaście minut, a znaleźliśmy się w środku. Z uśmiechem oprowadziłem ją po całym mieszkaniu i zostawiłem w łazience, by mogła się ogarnąć. Sam skoczyłem do garderoby po jakieś ciuchy, które mógłbym jej dać. Znalazły się tam nawet jedne z moich za małych bokserek, bo nie chciałbym, żeby czuła się niekomfortowo chodząc nago czy w swojej brudnej.
Zapukałem cicho w drzwi łazienki i gdy usłyszałem równie ciche "proszę" szybko położyłem ubrania na sedesie, nie patrząc co się dzieje, by miała trochę prywatności. - Tu zostawiam ci ubrania. Jak coś będę w kuchni. Miłej kąpieli - powiedziałem i szybko zmyłem się z pomieszczenia kierując do wymienionego wcześniej miejsca. Wspomnieniami wróciłem do słodkiego pocałunku. Serce nadal biło mi z przyśpieszoną prędkością, a motylki w brzuchu nie zniknęły. Uśmiechnąłem się szeroko do siebie i otworzyłem lodówkę w poszukiwaniu produktów na obiad. Postanowiłem zrobić pierś z kaczki. Byłem tak pochłonięty robotą, że nawet nie zauważyłem kiedy Elen zeszła do kuchni i przypatrywała się temu co robię. Uroczo wyglądała w mojej koszulce, która sięgała jej do połowy ud. Uśmiechnąłem się lekko i wskazałem ręką na danie.
- Lubisz?

<Elen?>

25.1.17

Od Lisabeth

Nerwowo rozejrzałam się dookoła, szukając źródła podejrzanego dźwięku. Uniosłam naładowany pistolet, ściskając go mocniej w dłoni. Z tryumfalnym uśmiechem na ustach wycelowałam i nacisnęłam spust.

Niestety, wygrana walka okazała się jedynie senną fantazją, a mnie czekało o wiele trudniejsze starcie - rzeczywistość. Ponadto wreszcie odnalazłam źródło dźwięku.
- Przeklęty budzik... - mruknęłam zaspanym głosem.
Leniwie podniosłam się z łóżka. Następnie odwiedziłam w odpowiedniej kolejności łazienkę i kuchnię, aby spełnić wszystkie warunki mojej codziennej rutyny. Wrzuciłam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy, po czym wyszłam z mieszkania. Świat powoli budził się do życia. Wszyscy biegali gdzieś we własnych interesach, nie zwracając uwagi na innych. Od strony ulicy dobiegał co chwilę donośny odgłos klaksonu, na co z drugiego końca miasta odpowiadał mu kolejny. Zastanawiam się czasami czy kierowcy mają jakiś własny alfabet, używany za pomocą klaksonów. W końcu chyba musi być jakiś powód tego ciągłego hałasu, no nie? Wyciągnęłam z kieszeni fioletowe słuchawki. Podpięłam je do telefonu, by już po chwili móc odciąć się od świata. Muzyka - najwspanialsza rzecz, jaka została stworzona. Chociaż... Możnaby było wymienić jeszcze parę innych cudownych wynalazków, jednak pozostańmy na razie przy tym. Na horyzoncie ukazała mi się moja ulubiona kawiarnia, w której to zazwyczaj pijam poranną kawę. Podeszłam do drzwiczek i pchnęłam je lekko. Jak zwykle zamówiłam cappuccino na wynos, a kiedy otrzymałam zamówienie, szybko ewakuowałam się z budynku. Panował tam okropny tłok, więc postanowiłam jak najprędzej znaleźć się na świeżym powietrzu. W tym celu udałam się do miejskiego parku, gdzie o tej porze próżno było szukać większych zbiorowisk ludzi. Spacerowałam spokojnie pustymi alejkami, podziwiając krajobraz. Nagle poczułam mocne uderzenie, przez co już po chwili wylądowałam na ziemi. Gorący napój wyleciał z kubka, lądując prosto na mojej kurtce. Telefon, który do tej pory trzymałam w drugiej ręce, wyślizgnął mi się podczas upadku i uderzył o twardy grunt. Z rozpaczą spojrzałam na poplamione ubranie, a zaraz potem na rozbitą szybkę urządzenia.
- Dzięki! - fuknęłam w stronę nieznanej mi postaci, gdyż to właśnie przez zderzenie z nią poniosłam takie szkody.

[ Ktoś chętny? ]

Od Reika - Cd. Renesmee

Idąc przez miasto nie mogłem przestać o niej myśleć. Czy ja się... Zakochałem?- Pytałem się w myślach łapiąc się za głowę. Nagle na drugiej stronie ulicy zobaczyłem Rene z jej psem. Od razu zmieniłem się w cień, przeleciałem na drugi koniec ulicy i zmieniłem się z powrotem w człowieka stojąc za nią.
-Hej Rene. -Powiedziałem strasząc ją.
Rene od razu odwróciła się w moją stronę i zaczęła się na mnie drzeć.
-Wiesz jakie ja mam przez ciebie kłopoty?! Brat wyczuł ode mnie twoje perfumy i chce żebym mu się jakoś wytłumaczyła! W dodatku sąsiedzi widzieli jak wyskakujesz przez moje okno i pewnie mnie teraz obgadują!
-Coś jeszcze? -Zapytałem ją uśmiechając się i lekko nad nią nachylając.
Rene tupnęła ze złości nogą, co dość słodko wyglądało, po czym poszła dalej w swoją stronę.
-No ej, nie obrażaj się!
-To idź, i to jakoś odkręć!
Pomyślałem przez chwilę po czym zacząłem iśc w stronę jej domu.
-Spoko, ale za nic nie biorę odpowiedzialności!
Rene zastanowiła się chwilę, po czym od razu mnie zatrzymała.
-To ja już wolę sama coś wymyśleć... -Powiedziała z opuszczoną głową, ciągnąc mnie za ramie w drugą stronę.
-To jaki masz pomysł? Bo ja już mam.
-Twoje pomysły do niczego się nie nadają. Daj mi tylko pomyśleć... 

<Rene? Brak weny .-. >

24.1.17

Od Vivienne

Nowe miejsce, nowe doznania.... nowe wszystko. Dlaczego nowe? Kiedyś mieszkałam w takiej jakby małej wiosce, a teraz? Jakieś jedno wielkie miasto. Jak ja niby mam się tu połapać co i jak? Zginę...
Odłożyłam torbę w swoim nowym pokoju i się rozejrzałam, oglądając go dokładnie.
- Czyli to tutaj będę teraz mieszkać - powiedziałam sama do siebie. Pokój brzydki nie był. Czarno biały. Duże łóżko, biurko, okna, krzesło... podstawowe rzeczy, w sumie to podobał mi się, ale nienawidziłam widoku z okna - miasto. Nigdy nie lubiłam miasta, za duży tłok, gdzie nie pójdziesz ktoś cię obserwuje, nie wiadomo kiedy ci ktoś wbije nóż w plecy i to dosłownie. Nienawidzę tego miejsca.
Siedziałam w pokoju przez pół dnia, do wieczora. Nie miałam ochoty wychodzić stąd. Byłam ciekawa, jacy tutaj będą ludzie. Mili? Wredni? Szybko zdobędę przyjaciół, przypadkiem, czy może od razu pierwszego dnia naprzykrzę się jakiemuś buntownikowi i będę miała przewalone do końca życia? Ta... Gadam jak jakiś dzieciak za szkoły. Przecież to oczywiste, że jedyne co tu będę robiła to bawiła się w swój ulubiony fach zabijania jak i udawała normalnego człowieka z normalnym życiem. Chociaż czy płatny morderca, który zabił swoich własnych biologicznych, a potem dwa razy przybranych rodziców, może mieć normalne życie? Szkoda tylko, że za tamte morderstwa kast nie dostałam.
Aby zwiać moje wszystkie wątpliwości, wyszłam w końcu z pokoju, aby głównie pozwiedzać miasto. Zamknęłam dom na klucz, zostawiając w nim wszystkie swoje rzeczy, po czym skierowałam się w pierwszą lepszą stronę. Cały chodnik był zasiany lampami, które zaczynały pomału świecić i oświecać drogę. Chodny wiatr od razu uderzył w moje ciało, a ja wypełniłam nim swoje płuca. Zakaszlałam dusząc się nim. Zapomniałam, że miasto jest bardziej zanieczyszczone niż świeże powietrze na wsi. Postanowiłam, że już nigdy więcej tak nie zrobię.
Szłam chodnikiem obserwując to całe miasto i mając go już dosyć, nawet, jeśli jestem tu zaledwie nie z pełna dzień. Po drodze wpadałam na paru ludzi. Mruczałam coś pod nosem, jakieś przeprosiny i nie odwracając się szłam dalej. Podniosłam głowę, aby zobaczyć niebo, które niestety spowiły szare chmury, zapowiadające deszcz. Jak na zawołanie chmura się zerwała, a na ziemię lunął deszcz. Stałam w miejscu i obserwowałam krople deszczu. Widziałam kątem oka jak ludzie zaczynają biec. Przecież to tylko deszcz. 
Do mojego domu było dosyć daleko, dlatego też postanowiłam wejść do najbliższej kawiarni. Była ona ode mnie oddalona parę metrów i nie należała najwidoczniej do najpopularniejszych, ponieważ w środku znajdowało się zaledwie pięć osób - wszystko było widać przez szyby. Gdy miałam chwycić za klamkę, ktoś to już zrobił jako pierwszy, ale po drugiej stronie. Raptownie zmieniłam się w ducha i drzwi, które powinny mnie pod ludzką postacią uderzyć w ciało, przeszły na wylot. Tak samo osoba, która je otworzyła. Oboje poczuliśmy ten dziwny chłód, kiedy przenikłam przez tą osobą.
- Uważaj następnym razem - warknęłam kierując wzrok w stronę osoby. - Uderzyłeś mnie - dodałam z zaciśniętymi pięściami.

<Ktoś? Ktokolwiek? Plisss...>

Nieobecność: ~Ouija

~Ouija, aka Keri, Zen bądź Arch zgłasza swoją nieobecność do piątku.

Można mieć wszystko, a nie posiadać nic

Można nie mieć nic, a posiadać wszystko. Bo ciało pożąda, a dusza pragnie

Imię: Vivienne (Viv)
Nazwisko: Soul
Wiek: Jej ciało wygląda na jakieś siedemnaście. W rzeczywistości ma już dziewięćdziesiąt dziewięć lat. Pół duchy umierają po jakichś dwóch wiekach
Płeć: Kobieta
Charakter: Cicha i zamknięta w sobie dziewczyna, która nienawidzi całego świata, a raczej ludzi. Nie dopuszcza do siebie nikogo, jest oschła i obojętna na wszystko. Wydaje się arogancka, gdy mówi jedynie o swoim zdrowiu, oraz prostacka, gdy uważa, że ma rację. Nie posiada samooceny, wyszło tak, że nigdy nie myślała o sobie w sposób negatywny, czy pozytywny. Słowa innych także ją nie obchodzą, uważa, że każdy powinien zajmować się swoimi sprawami i nikogo nie powinna obchodzić ona. Jest samowystarczalna i nie potrzebuje nikogo. Dawniej wpadała się w liczne bójki, nie panowała nad swoimi emocjami, uważała się za najlepszą, aż przytrafili się pewni ludzie, którzy to zmienili. Teraz, chociaż jej trudno, trzyma się zasad. Uwielbiała je łamać, dlatego teraz trudno jej być spokojną. Dalej potrafi wpaść w niekontrolowaną furię gniewu, ponieważ w dalszym ciągu nie potrafi sobie radzić z emocjami. Dlatego też nie ma cierpliwości i łatwo jest ją wyprowadzić z równowagi, jak i ja obrazić. Ale stara się być na wszystko obojętna. Nie jest wredna, czy miła. Po prostu oschła, obojętna i nic więcej. Często używa ironii czy sarkazmu, aby podkreślić głupotę drugiej osoby. Jest uczulona na idiotów, dlatego z takimi stara się nie mieć do czynienia. Głupi ma zawsze szczęście, więc ona może źle wyjść na to wszystko. Ciężko jest jej złapać z kimś rozmowę, unika wielu tematów, bardzo wielu, dlatego nie potrafi nawiązać żadnych znajomości. Ale to dobrze, bynajmniej tak twierdzi. Nie ma żadnych zobowiązań wobec drugiej osoby, nie musi się nikim martwić i nikogo bronić. Nie musi się wysilać na jakiś uśmieszek, o który trudno u niej. Rzadko się uśmiecha, prędzej rozbawi ją coś sadystycznego, jak rozjechane zwierzę, czy powieszone ciało na drzewie. Jakoś uwielbia patrzeć na śmierć i ból. Te rzeczy były z nią nierozłączne.
Głos: Nightcore - Red
Boski Opiekun: Ariondill
Moce: Jej moce są związane ze wspomnieniami i snami drugiego człowieka, oraz po części z jego duszą. Może wpływać na sny, a następnie je przekształcać w jawę – świetny sposób na robienie kawałów. Gdy tego ze chce, potrafi ujrzeć czyjeś wspomnienie, jednak takie, które osoba pamięta, nie może wywołać zapomnianego wspomnienia. Jeśli chodzi o duszę, potrafi czerpać energię z czyjegoś ciała jak i ze snów. Im większy koszmar, tym więcej ona siły zdobywa. Co ciekawsze, jest pół duchem. Może przenikać przez ściany, stać się niewidzialna, oraz nie można jej zabić - jej organizm wytwarza jakby "samoobronę" dzięki czemu gdy dziewczyna czuje zagrożenie, wszystko przez nią przenika. Do tego ma nadludzką siłę, ale wolno biega i szybko się wyczerpuje;
Umiejętności: Ładnie śpiewa, jednak tego się teraz strasznie wstydzi, gdyż uważa, że brzmi jak dusząca się kaczka. Kiedyś próbowała się pochwalić swym głosem, ale skończyło się na tym, że po prostu uciekła. Wykazuje się dużą inteligencją i łatwością przystosowania wiedzy, a do tego łączenia faktów. Lubi malować, ale wszystkie swe szkice ukrywa, ponieważ nie czuje potrzeby chwalenia się nimi. Dawniej pogrywała sobie w kosza, ale teraz pewnie wyszła z prawy. Dzięki temu, że jest pół duchem, na nadludzką siłę, której używa bardzo często podczas furii – uwielbia rzucać przedmiotami, albo ludźmi. Gorzej jest jednak z bieganiem – jest wolna i szybko się męczy. Interesuje się także robieniem zdjęć, często mówi "Muszę wypełnić swoją inspiracje".
Zauroczenie: Nie interesują ją w tej chwili związki
Inne informacje:
  • Zawsze chodzi w dwóch warkoczach;
  • Mierzy jakiś metr siedemdziesiąt;
  • Nienawidzi spódnic ani sukienek – uważa, że przez ten dolny przewiew się przeziębi;
  • Ma uczulenie na orzechy;
  • Uwielbia zające;
  • Pracuje jako fotograf do popularnej gazety i poszukuje ciekawych tematów. Podpisuje się jako "Black", uważa, że ludzie nie muszą znać prawdziwej tożsamości;
  • Dorabia sobie jako mechanik na zlecenie, a u wtajemniczonych, jako płatny morderca.
Inne zdjęcia: {klik} {klik}
Kontakt: Pandemonium.

Od Collina cd. Yaotzina

Położyłem dłoń na jego głowie i przytuliłem. Ja miałem go ratować? Znajdowaliśmy się na statku, który utknął na środku oceanu, bo ma jakiś problem! Jeden z moich największych koszmarów, jak mam zachować zimną krew? Ech...
Dla ciebie zrobię wszystko.
- Przestraszyłeś się dziewczyny? - starałem się uśmiechnąć, aby przeobrazić to w zwykły żart, tym samym próbując oderwać się myślami od tego, co się teraz działo. Szkoda tylko, że nie udawało mi się. Na twarzy miałem krzywy grymas, który w żadnym stopniu nie przypominał uśmiechu, a moje myśli wędrowały wokół dna oceany i martwych ciał, gdzie na powierzchni płonął statek. Wzdrygnąłem się.
- Ty boisz się wody - fuknął nie wychodząc spod kołdry. Podniosłem ją i spojrzałem na twarz ukochanego. Spojrzał na mnie i dopiero teraz skupiłem się na nim. Zahipnotyzowały mnie jego słodkie oczka i urocze zdenerwowanie na jego twarzy, dzięki czemu się uspokoiłem. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, po czym się zaśmiałem.
- Więc ty będziesz mnie ratował, gdy będę tonąć - poczochrałem go po głowie, gdy nagle zgasło światło. Zdawało mi się, jakbym już nie znajdował się na statku - ponieważ przestaliśmy płynąć, nie czułem tego dziwnego machania na boki - ale w jakimś pokoju, gdzie zgasło światło. Yao się poruszył, usiadł obok i zapalił jedną świeczkę. Popatrzyłem na płomień, a potem na niego.
- Wiesz może ile to potrwa? - zapytał Yao. Pokręciłem głową.
- Schowałem się pod kołdra i nie wychodziłem ani razu - powiedziałem, po czym przytuliłem chłopaka. Wziąłem od niego świeczkę i położyłem ją na stoliku, wpierw wylewając trochę wosku na niego, aby świeczka się nie przewracała, tylko stała. Oparłem się o ścianę siedząc na łóżku i dalej trzymając w ramionach Yao - może dlatego, że bałem się, iż zaraz go stracę. Myśl, że jestem na statku powróciła. - Myślałem, że to ty wychodziłeś - powiedziałem czując jego ciepło. Podniósł kołdrę i otulił nią nas. W sumie to tutaj za ciepło nie było, ale mój umysł nie potrafił o tym myśleć. Teraz w głowie jedynie miałem swój strach i Yaotzina, który chwilę milczał i dopiero po chwili postanowił się odezwać.
- Poszedłem ciebie szukać... - mruknął cicho. Spojrzałem na niego, a raczej na jego blond fryzurę, która jak zawsze po śnie, gdzie nie miał upiętych włosków, była bujna i poplątana. Milczałem. Uśmiechnąłem się. - Nie widziałem cię... - mruknął znowu pod nosem, a ja się cicho zaśmiałem i ucałowałem, odwracając jego głowę w moją stronę.
- Miło wiedzieć, że ci na mnie zależy - uśmiechnąłem się. W tej chwili udało mi się odciągnąć myśli od strachu, teraz w głowie jedynie miałem mojego kochanego chłopaka. Nie sądziłem, że kiedyś trafię na pomoście na chłopaka młodszego ode mnie o pięć lat, a potem się w nim zakocham. Był uroczy od samego początku, ale nie sądziłem, ze to coś więcej niż zauroczenie. Teraz to wiem. - Tez cię kocham - zaśmiałem się całując go ponownie. Oparł się o mnie i odwzajemnił pocałunek, gdy nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Krzyknąłem, że drzwi są otwarte, po czym w progu pojawiła się ta sama czarnowłosa niziutka dziewczyna, od której Yao dostał świeczki. Chłopak raptownie się spiął, a ona się uśmiechnęła łobuzersko.
- Nie sądziłam, że masz brata - powiedziała. - Może nas zostawisz samych? - skierowała się do mnie. - Chciałabym poznać swojego chłopaka z marzeń... - normalnie aż się śliniła na jego widok. Po części ją rozumiałem, Yao był strasznie uroczy, ale nie mam zamiaru oddać go takiej babce. O nie! Zmarszczyłem brwi i go objąłem.
- Mylisz się kochana - uśmiechnąłem się ujmując jego twarz w dłonie. - Nie jesteśmy braćmi - pocałowałem go długo i namiętnie, aż poczułem, że jego mięśnie się rozluźniają. Odsunąłem swoją twarz od jego, a pomiędzy naszymi wargami pociągnęła się strużka śliny. Spojrzałem kątem oka na dziewczynę, która w tej chwili miała taką minę, że bym się zsikał ze śmiechu. Wyszła raptownie z naszego pokoju krzycząc coś o pedałach, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. - Masz takie słodkie wargi - zaśmiałem się zlizując resztę śliny przejeżdżając językiem po jego ustach i go tuląc, gdy odwrócił się do mnie przodem.
- Mam dla kogo - oparł głowę o mój tors i zamknął oczy. Jedyne co oświetlało ten pokój to świeca. Patrzyłem na płomień jak zahipnotyzowany. Przestałem myśleć o czymkolwiek. Teraz przypomniało mi się jedynie, jak kiedyś w sierocińcu nie pozwalali patrzeć w ogień - Nie patrz w ogień, bo się zsikasz. Na to wspomnienie się uśmiechnąłem. Włożył palce we włosy chłopaka. Nie spał, miał otwarte oczy. Podniosłem jego głowę trzymając za podbródek.
- Boisz się ciemności? - zaśmiałem się uśmiechając ciepło. Yao dał mi pstryczka w nos, na co cicho jęknąłem i pomasowałem nos. Zobaczyłem na jego twarzy uśmiech.
- Ciemności nie, ale ta dziewczyna była straszna - oparł się ponownie o mnie, ale tym razem bokiem. Objąłem go.
- Nie przesadzaj, jakby nałożyła mniej tapety może by ładna była - popatrzył na mnie jak spod byka, na co się zaśmiałem. - Uwielbiam, gdy się tak denerwujesz - powiedziałem czochrając go po włosach.
- Mam być zazdrosny? - zapytał, na co się zaśmiałem.
- O kogo? - przybliżyłam usta do jego ucha. - To ciebie kocham - pocałowałem go w czoło, co wywołało uśmiech na jego twarzy.
- Nikt normalny nie powiedział mi czegoś takiego przy pierwszym spotkaniu. To... - czułem, jak zadrżał. - Przerażające - dokończył zdanie wtulając się we mnie. Zaśmiałem się.
- Mnie też byś się przestraszył? - zapytałem.
- Ty to ty - podniósł głowę, a ja go ucałowałem w usta.
- Ja to ja - powtórzyłam i okryłem nas szczelniej kocem. - Chyba im wysiadło ogrzewanie - mruknąłem niezadowolony, że było mi zimno. Chłopak siedział pomiędzy moimi nogami, do tego go obejmowałem, więc nie martwiłem się, że jemu będzie zimno.
- Przeszło ci - uśmiechnął się. Spojrzałem na niego zdziwiony, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Posłałem mu pytający wzrok, a Yao się tylko zaśmiał. - Jesteśmy na statku, a ty nie wariujesz - ponownie dał mi pstryczka w nos, a ja wykonałem tą samą czynność co wtedy. Aczkolwiek się uśmiechnąłem.
- Mam dla kogo - powtórzyłem jego słowa całując go w czoło. Uwielbiałem, gdy się uśmiechał. - A jak ci się podobał prezent? - zapytałem.
<Yao?>

23.1.17

Od Yaotzina CD Collina

Uśmiechnąłem się lekko na wspomnienie sprzed kilku dni, kiedy Cole zachowywał się zupełnie tak samo. Nie mogłem powstrzymać cichego chichotu, gdy wepchnąłem go do pokoju, a później na łóżko. Zadowolony usiadłem na jego biodrach okrakiem i złączyłem nasze usta. Jeśli to nie pomoże, to z chęcią powtórzę przyjemny stosunek. Dziwnym było to, że już tęskniłem za ciepłym uśmiechem staruszka. Nie było tak, gdy wyjeżdżałem po raz pierwszy, to dlaczego teraz się tak czułem? Postanowiłem na tą chwilę zignorować to uczucie i wtuliłem się w ciepłe ciało swojego chłopaka. Cieszyłem się, że mam przy sobie osobę, którą kocham. Nie przeszkadzało mi nawet jego panikowanie. Teraz wydawało się takie słodkie.
- Kocham cię - mruknąłem i zamknąłem oczy, nie zdając sobie nawet sprawy, że zasypiam.
Kiedy się obudziłem nikogo nie było w pokoju, dlatego zaalarmowany zerwałem się z łóżka i zacząłem rozglądać się po każdym możliwym pomieszczeniu. Nie sądziłem, żeby Cole sam z siebie tak po prostu wyszedł, nie po tym jak bardzo panikował, gdy miał wejść na statek. Pochłonięty poszukiwaniami nie zauważyłam nawet, że nie płyniemy, a wszystkie światła nie działają. Zrezygnowany wróciłem do pokoju, by strzelić sobie solidnego klepa w twarz. Jak mogłem być tak głupi i stwierdzić, że pokój jest pusty, kiedy Cole leży sobie pod kołdrą. Szybko podbiegłem do niego i przytuliłem mocno, szepcząc słowa otuchy. W pewnym momencie można było usłyszeć ciche pukanie do drzwi. Szybkim krokiem wstałem, by zobaczyć o co chodzi.
- Obsługa. Niestety na statku nastąpiła awaria, więc proszę wziąć te świeczki - powiedziała dziewczyna. Mruknąłem coś w odpowiedzi, wziąłem dwie i już miałem zamykać drzwi, kiedy ta znowu się odezwała. - Mogę pożyczyć twój telefon?
-Po co?
-Bo chcę zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że znalazłam faceta swoich marzeń.
Nie mając pojęcia co zrobić, zatrzasnąłem jej drzwi pod nosem i przerażony schowałem się pod kołdrą tuż obok swojego chłopaka.
- Teraz ty musisz ratować mnie - mruknąłem rozdygotany i schowałem głowę pod jego koszulkę.

<Cole? Lajk jeśli coś tu jest zrozumiałego xD>

22.1.17

Od Renesmee CD Mochizou

Mochizou kupił nam bilety w ostatnim rzędzie, mniej więcej na środku, by mieć lepszy widok. Na początku grała jakaś muzyka, przy której ludzie zbierali się w sali kinowej. Na szczęście obok mnie ani obok rudowłosego, nikt na razie nie usiadł. Muzyka ucichła a na ekranie zaczęły pojawiać się reklamy. Oparłam się o siedzenie fotela i spojrzałam na chłopaka, który wzrok miał utkwiony w ekranie. Lekko się zaśmiałam, po czym pomachałam mu dłonią przed twarzą, na co się wystraszył i lekko podskoczył na siedzeniu. Zaczęłam się śmiać.
-Ty to chyba masz już dosyć- powiedziałam, dalej się śmiejąc. Mochizou popatrzył na mnie podejrzliwie, po czym również się roześmiał. Zaczęliśmy się dosyć głośno śmiać, przez co większość ludzi dziwnie na nas spoglądała. Gdy już się ogarnęliśmy, światła w pomieszczeniu zaczynały powoli gasnąć. Rozejrzałam się jeszcze po sali. Dosyć dużo osób... W końcu film się zaczął. Sięgnęłam ręką po popcorn, który miałam na nogach, by po chwili włożyć go do buzi. Mniam... W pewnym momencie palcem musnęłam dłoń rudowłosego, która również sięgała po słoną przekąskę. Spojrzałam w jego stronę, jednak on był tak zafascynowany filmem, że chyba nic innego nie zwróciłoby jego uwagi. Lekko się uśmiechnęłam, powracając w stronę ekranu. Nie wiem, ile już minęło filmu, jednak mój popcorn się już skończył i musiałam odłożyć puste pudełko na bok. Podejrzany moment w filmie, nie chcę tego oglądać. Boję się... Znowu spojrzałam na Mochizou, który nic sobie z tej sceny nie robił i normalnie oglądał. Jego lewa ręka wyglądała zachęcająco. Podsunęłam się na fotelu bliżej niego i ujęłam jego rękę, przytulając się do niej. -Boję się...- szepnęłam jeszcze, chowając twarz w ramieniu chłopaka.

<Mochizou? Reik sobie poradzi xd>

Od Renesmee CD Reika

Szybko zamknęłam okno, opierając się potem o parapet z głową w dole. Przed oczami ciągle miałam scenę, gdy ten mnie pocałował. Jeszcze bezczelnie z językiem! Przyłożyłam dłoń do miejsca, gdzie powinno znajdować się serce, które z niewiadomych przyczyn waliło mi jak szalone. Co się ze mną dzieje... Potrząsnęłam głową, po czym się wyprostowałam. Wytarłam z oczu łzy i odwróciłam się plecami do okna.
-Rene! Wróciłem!- usłyszałam krzyk z przedpokoju. Opierając się o ławę, próbowałam dojść do fotela, gdzie leżała moja kula. Złapałam ją i ruszyłam do Leo, który wrócił zapewne zmęczony z pracy.
-Cześć- przywitałam się z bratem, który ściągał buty. Leoander spojrzał w moją stronę, mierząc mnie od stóp do głów.
-Jak się czujesz?- spytał, podchodząc do mnie i obejmując.
-Dobrze- odpowiedziałam mu, wtulając się w jego klatkę piersiową. Leo wziął głęboki wdech powietrza, o mało się nim nie dusząc. Odsunął się szybko ode mnie, kaszląc w bok, a ja go klepnęłam w plecy. Gdy w końcu przestał się dusić, wyprostował się i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. -Coś się stało..?- spytałam uważnie.
-Czuć od ciebie męski dezodorant, i to całkiem mocno- znieruchomiałam. Reik, musiałeś mnie aż tyle razy przytulać?? Jeszcze zasnęłam na nim... I ten pocałunek! Na samo przypomnienie, lekki dreszcz przeszedł przez moje ciało. -Czy ktoś był u nas w domu?- jego wzrok, którym mnie teraz obdarzał, mógłby zabić, serio. Zaczęłam szukać wzrokiem jakiejś rzeczy, którą mogłabym użyć jako wymówki, by mu nie odpowiadać. Nagle usłyszałam szczek Rena. No przecież!
-Później ci odpowiem, najpierw wyjdę z Renem na dwór, powinien się załatwić- powiedziałam, uśmiechając się do niego i jednocześnie omijając go, by zdjąć smycz szpica z wieszaka. Leoander westchnął.
-Dobra, ale wróćcie szybko- zwrócił mi uwagę, wchodząc w głąb mieszkania do swojego pokoju. Odetchnęłam ze spokojem w duchu, po czym zapięłam Rena, ubrałam się i wyszłam z domu. Gdy znaleźliśmy się na dworze, głęboko odetchnęłam. Udało mi się... Jednak gdy wrócę, to odpowiedź mnie nie ominie... Chyba że o tym zapomni, co jest mało prawdopodobne...
-Dzień dobry, Ren- usłyszałam przed sobą kobiecy głos, więc odruchowo spojrzałam w tamtą stronę. Na dole schodów stała pani Dysia, głaszcząc szpica. -I dzień dobry, Renesmee- przywitała się ze mną, co odwzajemniłam skinieniem głowy. -Jak noga?- spytała opiekuńczo. Lekko się uśmiechnęłam.
-Coraz lepiej- odpowiedziałam. -Miłego dnia pani Dysiu- pożegnałam się ze starszą panią, schodząc powoli po schodach.
-Niedawno, gdy wracałam z apteki, zauważyłam, jak do krzyczysz do jakiegoś chłopaka, który wcześniej wyskakiwał z twojego okna. Czy coś się stało?- spytała. Znowu stanęłam jak słup soli. Reik... Odwróciłam się do starszej kobiety.
-Nic, pani Dysiu. Na prawdę. Proszę się tym nie interesować- powiedziałam z lekką złością w głosie, po czym ruszyłam z Renem w stronę parku. Jeszcze tego by brakowało, żeby sąsiedzi zaczęli się interesować moim życiem...

<Reik?>

Od Mochizou - Cd. Renesmee

W miarę szybkim krokiem skierowałem się w stronę swojego mieszkania.
Kiedy dostałem się na klatkę schodową, w miarę prędko wspiąłem się po schodach na trzecie piętro, w międzyczasie wyciągając klucze z kieszeni.
Podszedłem do mieszkania i spróbowałem wsadzić klucz do zamka, ale tak samo jak z kablem USB, możliwość, że pierwszym razem wsadzisz klucz odpowiednią stroną, jest zerowa. Obróciłem klucz i pchnąłem mocno drzwi.
Wszedłem do środka i wziąłem z małego sejfu trochę kasy. Nieuprzejmie byłoby kazać Rene płacić za bilety do kina, więc kupię je z własnej kasy. Popcorn też jej kupię, pomyślałem.
Walnąłem się na łóżko, nawet nie planując się przebrać. W kilka minut zasnąłem.
Kiedy obudziłem się rano, wziąłem plecak leżący na stole i wcisnąłem do niego portfel, w którym mieściło się wyciągnięte wczoraj z sejfu pieniądze. Rzuciłem okiem na godzinę. 15:48. Czyli jakieś pięć i pół godziny... To sobie poleżę. Po tej myśli walnąłem się znów na łóżko, chwyciłem w ręce mangę i zacząłem ją czytać. Była nudna jak kij, ale nic innego nie miałem do roboty. Po chwili sięgnąłem po telefon i zerknąłem w kontakty, po czym kliknąłem ten podpisany "Rene". Jako zdjęcie ustawiłem jej jakiegoś kota, którego akurat miałem na telefonie, po czym wróciłem do czytania mangi.
Kiedy nastała 20:47 zadzwoniłem do Rene. Odebrała za drugim razem.
-Uhm, cześć. Dzwonię, żeby przypomnieć o kinie, spotkajmy się pod kinem za chwilkę, oki?-Wymamrotałem, starając się nie brzmieć na zdesperowanego.
-Okej! To do zobaczenia!-Odparła wesoło. Pożegnałem się krótko i się rozłączyłem. Wziąłem do rąk plecak i wziąłem klucz ze stołu. Wyszedłem z pokoju i go zamknąłem. Już po chwili stałem pod kinem, czekając na Renesmee.
-O, jesteś już? Sorki, że musiałeś czekać-przywitała się wesoło.
-Nie ma problemu-odparłem. Kupiłem szybko bilety i mimo, iż Rene odmawiała, to bez jej zgody kupiłem jej bilet i popcorn. Już po chwili byliśmy na sali kinowej.

<Rene? Reikowi się robi konkurencja hehe>

21.1.17

Od Reika - Cd. Renesmee

Złapałem się za lekko bolący policzek i popatrzyłem na Rene, której powoli zaczęły lecieć łzy. Przytuliłem ja do siebie i otarłem je.
-Jesteś okropny... -Powiedziała odsuwając się i samemu ocierając łzy.
-Wiem. Jestem zimnym skurwysynem. Z tego żyję.
Pogłaskałem ją po głowie i zacząłem przełączać kanały w telewizorze.
-A ta w ogóle, to gdzie pracuje twój brat? -Zapytałem.
-Jest policjantem.
Już wiem co będę niedługo robić... -Pomyślałem. Popatrzyłem się na Rene która skończyła ocierać łzy i przytuliłem ją do siebie.
- C-co ty robisz...? -Powiedziała robiąc się lekko czerwona.
-Nic. Oglądamy ten film?
-Ehh... Jak se chcesz.
Wstałem, włączyłem film na DVD i wróciłem na kanapę. Po kilku minutach oglądania, Rene zaczęła się trząść z zimna. Widząc to zaśmiałem się lekko i wziąłem ją na kolana przytulając.
- Co ty...?! Eh... Przysięgam że zaraz dostaniesz ode mnie jeszcze raz...
Uśmiechnąłem się lekko i dalej oglądałem film. W końcu przysnąłem razem z nią. Rano obudziła mnie z krzykiem.
-WSTAWAJ! Mój brat zaraz tu będzie!
Zerwałem się z kanapy i przetarłem oczy.
-Co...?
-Uciekaj, albo obojgu nam się dostanie!
-Eh... Dobra... -Odpowiedziałem ze spokojem.
Podszedłem powoli do okna i usiadłem na parapecie.
-Chcesz wyskoczyć przez okno? -Zapytała ze zdziwieniem.
-Tak. Ale przed tym...
Po moich słowach przyłożyłem rękę do jej policzka i pocałowałem ją namiętnie. Rene od razu zrobiła się czerwona, a kiedy skończyłem próbowała mnie walnąć ze łzami w oczach z pięści w twarz. Wyskoczyłem szybko przez okno i w ostatniej chwili zmieniłem się przy ziemi w cień nic sobie nie robiąc. Wsadziłem ręce do kieszeni i zacząłem iśc w swoją stronę.
-HENTAI!!! -Krzyknęła do mnie przez okno.

<Rene?>

Od Elentii - Cd. Archalda

Z momentem, w którym Arch mnie pocałował poczułam, jak moja twarz przybiera kolor buraka. Nie ukrywałam zaskoczenia w spojrzeniu; było to jednak pozytywne zaskoczenie. Uśmiechnęłam się do mężczyzny i splotłam nasze palce, po czym ruszyłam na polanę skąpaną w słonecznym świetle. Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem, które jeszcze pachniało śniegiem. Biały puch powoli się roztapiał, a ptaki śpiewały, jak najęte. Krajobraz przypominał typowo wiosenny, nic nie wskazywało na to, że wrócą mrozy.
- Idealne powitanie.. - zaśmiałam się cicho, zacieśniając delikatnie splot dłoni. Ciemnowłosy mi przytaknął.
- Więc.. Co teraz? - zapytał po chwili.
- Dom. Chcę zmyć z siebie ten cały smród. - jęknęłam, wskazując na ubranie i majestatyczne zadrapanie na policzku.
- Ta jest! - zawołał, salutując. Ruszyłam więc z Archem u mojego boku, omiotając ostatni raz spojrzeniem miejsce, z którego się wydostaliśmy. Ku mojemu zaskoczeniu nie było widać wyjścia. Wyglądało to tak, jakby ktoś zablokował je masywnym kamieniem. Ruszyłam dopiero wtedy, gdy poczułam dłoń Archa między łopatkami. Nawet nie zorientowałam się, kiedy przestał mnie trzymać za rękę.
Korony drzew zasłaniały widok popołudniowego nieba. Temperatura zaczęła spadać, co zmusiło naszą dwójkę to przyspieszenia kroku. Ciekawe jaka pora roku była tam, skąd wróciliśmy..

[ Arch? Wena była, ale się zmyła :') ]

Od Collina cd. Yaotzina

Zaśmiałem się.
- Ostrzegałem - ucałowałem go w czoło, po czym rzuciłem na siebie szlafrok. Yao dalej stał z wyciągniętymi dłońmi w moją stronę. Zgiąłem się lekko, po czym złapałem go za zgięcie u kolan, wywracając go na drugą rękę. Trzymałem go na rękach jak pannę młodą, a chłopak zakrył się nieco szlafrokiem. W sumie nie chciałbym w tej chwili spotkać jego dziadka, oby spał. Chociaż w to wątpię...
- Wiem - schował głowę w moim torsie. Przytuliłem go i wyszedłem z pokoju. Jego dziadka na szczęście nie było, bynajmniej tak sądziłem, ponieważ do łazienki doszedłem cały, bez żadnych zawstydzeń, które by się pojawiły, jeśli bym natrafił na jego dziadka. W sumie może i wie co robiliśmy, ale to niczego nie zmienia. Wszedłem do łazienki, po czym postawiłem chłopaka na ziemi.
- To co? Może ci rozmasować? - zaśmiałem się. On popatrzył na mnie tylko spod byka, ale kiwnął głową. Słodziak...
~~~
- Jutro wyjeżdżacie? - zapytał dziadek. Siedzieliśmy wszyscy razem przy stole i jedliśmy obiad zrobiony przez starszego mężczyznę i pewną kobietę, która chyba była w jego wieku, może odrobinę młodsza i pomagała w przygotowaniach obiadu. 
- Tak, ale postaram się jeszcze przyjechać - Yao się uśmiechnął i wziął do ust pieczonego kurczaka, który był na prawdę dobry.
Dziadek i ta kobieta wyglądali... jak para. Może nie powinienem się wtrącać w takie stare związki, ale patrząc na nich, wyobrażałem siebie i blondyna w starości. Ja być może łysy, on siwy, siedzący dalej mi na kolanach, bawiący się z kotem, jeśli Alexandre uda się tyle przeżyć. W sumie jest młodym kotem, więc nic nie wiadomo. Ciekawie by było, gdyby się okazało, że jego kocur to kotka i nagle miała młode kociaki. Ciekawe czy by się cieszył... Znając go, zapewne tak. W końcu by miał wnuki, prawda?
~~~
Nadszedł dzień wyjazdu. Sam nie byłem pewien, czy się z tego cieszę, czy nie. W końcu właśnie staliśmy na pomoście, a ja znowu miałem wsiąść do tego ustrojstwa, które w każdej chwili może utonąć! Jeju... gdy tak stałem i przyglądałem się wielkiemu statkowi, który właśnie był zapełniany pasażerami, czułem, jak moje nogi się trzęsą i raptownie zmieniłem zdanie co do wyjazdu.
- A może zostaniemy? - zaproponowałem ze speszoną miną. Yao stał przy dziadku i z nim rozmawiał, dlatego też im przerwałem. Blondyn się zaśmiał, a jego dziadek uśmiechnął.
- Widzisz, mówiłem - zaśmiał się Yao do dziadka, a ja nie wiedziałem o co chodzi i zapewne wyglądałem jak ten idiota. - Powiedziałem dziadkowi, jak się boisz statków i wody - wytłumaczył, a ja zmarszczyłem brwi. Nie spodobało mi się to, ale co będę się teraz odzywał, gdy za późno? Na szczęście jego dziadek nie wyglądał na niezadowolonego tą sytuacją. Zamiast tego przytulił ponownie małego blondyna i uściskał go na pożegnanie.
- Czekam na ciebie - powiedział, po czym puścił Yao, który podszedł do mnie i wziął do ręki swoją walizkę. Pożegnałem się ze starszym mężczyzna uściskiem dłoni. - Pamiętaj, że jeśli coś zrobisz dla niego, znajdę cię - zagroził mi ponownie, a ja poczułem się nieswojo. Ale zaraz się uśmiechnął i mnie przytulił mówiąc, ile to znacze dla Yao. Miło mi się zrobiło.
Chwyciłem obie walizki, moją, a chłopaka wyciągnąłem z jego dłoni, po czym zaczęliśmy iść do statku, chociaż w rzeczywistości Yao musiał mnie tak wepchnąć.

<Yao?>

Od Renesmee CD Reika

O nie... Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie!
-Nikogo oprócz mnie nie ma!- krzyknęłam, jednocześnie podtrzymując się ściany, podniosłam się i sięgnęłam po jedną z większych bluzek Leo, po czym ją ubrałam. Dobrze, że bieliznę miałam już na sobie... W tym samym momencie, w którym wytarłam łzy z oczu, Leoander wszedł do łazienki.
-Słyszałem czyjś głos- powiedział surowym głosem. Odwróciłam się w jego stronę. Brat stał w mundurze policyjnym z czapką na głowie i butami na nogach. Wszedł do mieszkania w butach? Jeśli tylko zostawił jakieś ślady...
-Zaraz, zaraz... Mówiłeś przecież, że masz zostać w pracy na noc...- zaczęłam, podejrzliwie na niego patrząc. Białowłosy podrapał się po karku.
-Pozwolili mi przyjść i sprawdzić, czy dajesz sobie rade sama- na koniec westchnął, po czym zrobił krok w moją stronę i złapał mnie za policzki. -Wiesz, że nie chcę iść, więc powiedz, że nie zaprosisz tu nikogo i nikomu nie będziesz otwierać drzwi- uważnie spojrzał w moje oczy. Pokiwałam powoli głową, również wpatrując się w jego prawie czerwone paczały. Leo delikatnie się uśmiechnął, po czym zaczął ocierać nasze nosy, przez co cicho się zaśmiałam. Po jakiś dziesięciu minutach usłyszałam charakterystyczny dźwięk zamykania drzwi. Opadłam na kanapę. "Nie zaprosisz tu nikogo", taa... Tylko Reik już tu jest. Momentalnie otworzyłam szeroko oczy. Zapomniałam o nim! Usłyszałam kroki zbliżającej się osoby, więc automatycznie spojrzałam w tamtym kierunku. Chłopak stał nade mną, po czym klapnął obok na kanapie.
-W końcu poszedł- powiedziałam, opierając głowę o jego ramię. Mimo tego, że Leoander był w domu tylko dziesięć minut, dla mnie wydawało się wiecznością. Spojrzałam na ciemnowłosego, wydawał się jakiś zamyślony. Mój wzrok powędrował na jego policzek, który był lekko zaczerwieniony. Wtedy trafiło do mnie wcześniejsze wydarzenie z łazienki. Ja, ciemnowłosy, całujemy się. Momentalnie cała zrobiłam się czerwona. Delikatnie dotknęłam swoich ust. Mój pierwszy... Zawsze marzyłam, by zabrał mi go mój przyszły chłopak, a nie ktoś prawie że mi obcy. Chyba łzy spłynęły mi po policzku, bo poczułam na nim coś mokrego. Wzięłam głowę z ramienia Reika i się wyprostowałam. Spojrzałam na niego, po czym jeszcze raz dałam mu z liścia. Można było usłyszeć charakterystyczny dźwięk spotkania dłoni i policzka. Chłopak spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem w oczach.
-To za mój pierwszy pocałunek, Idioto- powiedziałam z łzami w oczach.

<Reik? xd>

Od Zacharie - Cd. Zena

- Mógłbyś przestać palić, to jest okropne – mruknąłem, zsuwając się po ścianie windy. Zen oparł się o drugą, patrząc się na mnie z zaciśniętymi ustami – Gdybym mógł, uzależniłbym cię od czegoś innego – uśmiechnąłem się niezauważalnie, zaczesując włosy do tyłu. On natomiast zmierzył mnie wzrokiem. Nawet nie raczył odpowiedzieć pff.
- Doprawdy? – przyłożył telefon do warg. Posłałem mu kolejny, szyderczy uśmieszek – Już wystarczy, że nie brałem ze sobą swoich przyjaciół, tylko ciebie, głupku – westchnął, siadając naprzeciwko mnie. Oparłem podbródek o złączone dłonie, mrużąc oczy.
- Ci przyjaciele to wibrat-
- SKOŃCZ – tak strasznie brutalnie mi przerwał. Walnąłbym go, ale jest za daleko. Nghh. Wzdech smutku. Z przejęcia aż sięgnąłem po swoją zajebistą komórę do torby. Chciałem zadzwonić po Neza, alE JAK WIDAĆ ŚWIAT MIAŁ INNY PLAN I POSTANOWIŁ ZABRAĆ ZASIĘG, CHOLERA JASNA. A jeśli to pudło poleci na dół? Rozbijemy się, tak. Albo zostaniemy tu na zawsze i będę musiał zjeść temu idiocie nogę. To niezbyt dobra przyszłość. Najchętniej zrobiłbym to jak w filmach i wyszedł górą. Tyle, że tu nie było tej klapy. No i poza tym Hyun raczej nie dałby zrobić z siebie podnóżka. Nie mam przy sobie Beci, żeby zacząć mu grozić. Odchyliłem głowę do tyłu, przyglądając się sufitowi. Ten tynk u Rene nadal wygrywa, tutaj mają jakiś słaby plastik. Kiedy to się naprawi, Bożeee. Nie mam ochoty na umieranie i jedzenie jego stóp. Znaczy Zena, nie Boga.
- Zagrajmy w prawda czy wyzwanie – przeniosłem na niego wzrok, wykrzywiając się dziwnie – Ta cisza jest dziwna, a ta pierdoła nie chce odebrać. Prawdopodobnie będziemy tu siedzieć z godzinę, tak coś czuję – onieee, nie, nie pozwalam śmieciu. Pochyliłem się do przodu, kładąc łokcie na kolanach. Wciągnąłem głęboko powietrze, unosząc brwi.
- Dobra, tylko warunek. Butelka to twój srajfon, ja nic nie mam – co z tego, że w plecaku miałem Tymbarka z samolotu. Miałem cichą nadzieję, że się mu porysuje. Jakkolwiek. Cokolwiek. Lub chociaż lekko wkurzyć białego, że jego dziecko tarza się po podłodze. Ze zrezygnowaniem położył go eKRANEM DO GÓRY. Noiii koniec majestatycznego planu.
- Ale po co, skoro jest nas dwójka – faaak – I za karę ty zaczynasz, pf – poprawił swój fryz.
- Wyzwanie – burknąłem, przecierając twarz.
- Jak stąd wyjdziemy, idziesz ze mną na pocky. A Nezuś robi z tego vinsa. I żadnych sprzeciwów, sto procent, inaczej wyrzucę cię do oceanu, albo staniesz się moim workiem na żarcie – oznajmił zwycięsko. Że co jak nieee. Chociaż, to z krwią...  – Noi biorę pytanie
- Zabijesz się?
- Nie – kurde
- Mogłem ci dać takie zadanie. Ale to nIC, PRZEŻYJĘ. I chcę prawdę – zamyślił się na chwilę.
- Od czego chciałeś mnie uzależnić? Bo sądząc po twojej minie, to raczej nie byłby jakiś alkohol albo coś – w tym samym momencie winda zadrżała. Podniosłem się momentalnie do pionu, wyrzucając ręce ku górze. Tak, URATOWANY, TAKKK. Wszystko zadrżało i dało się poczuć, że jedziemy na piętro. Zen wydał z siebie ciche jesss, wspiął się krzywo na proste nogi i schował fona do kieszeni. W końcu znaleźliśmy się na miejscu. Jezu, ile tutaj łazi tych Japońców.
- Ale Zachieee, nie odpowiedziałeś miii – szlag, myślałem że da sobie spokój. Odwróciłem się w jego stronę, a on wycelował we mnie palcem. Z parsknięciem zbliżyłem się do jego ucha.
- Po prostu pobawmy się w pocky, okej? – ten ton był... inny niż zazwyczaj. Ogółem. Wyprostowałem się, wkładając dłonie do kurtki – No, to gdzie teraz?

< Zenuen? >

Od Reik'a CD Renesmee

Rene wyrwała mi się szybko i wybiegła kilka kroków do przodu.
-Sama sobie poradzę!-Krzyknęła naburmuszona jak małe dziecko.
Uśmiechnąłem się wkładając ręce do kieszeni i szybko do niej podbiegając. Po kilku minutach byliśmy już w biedronce. Chodziliśmy trochę po różnych alejkach ale w końcu udało nam się wszystko znaleźć. Pianki, kakao, ciastka... I jeszcze pare rzeczy. Z prawie pełnym wózkiem podjechaliśmy do kasy. Zapłaciłem za wszystko i wyszliśmy z kilkoma siatami zakupów. Znaczy... Ja z nimi wyszedłem.Byłem nimi cały obwieszony. Po drodze do domu zaczął dość mocno padać śnieg.
-Musimy się pośpieszyć. Zaraz może nas zasypać...-Powiedziałem patrząc się w niebo.
Przyśpieszyliśmy lekko i po chwili byliśmy już w domu. Rozebraliśmy się i wypakowaliśmy wszystko na stół przed kanapą. Prawie od razu Rene westchnęła patrząc na mnie uważnie.
-Idę się umyć. Jeżeli tylko spróbujesz mnie podglądać, to coś ci urwę...-Powiedziała grożąc mi palcem.
Uśmiechnąłem się lekko po czym usiadłem na kanapie. Rene weszła do łazienki. Ja za ten czas oglądałem telewizję i czekałem aż wyjdzie. Siedziała tam tak długo że na chwilę zasnąłem. Nagle ze snu wybudził mnie jakiś krótki krzyk i upadek kilku przedmiotów na ziemię. Wstałem z kanapy i od razu pobiegłem do łazienki. Kiedy otworzyłem drzwi zobaczyłem Rene leżącą na podłodze. Obok niej leżało kilka butelek które spadły z półki. Kiedy Rene zobaczyła mnie w wejściu, od razu zrobiła się czerwona. Zaczęła krzyczeć po czym wstała i zamachnęła się żeby dać mi z liścia, ale poślizgnęła się i upadła prosto na mnie. Kiedy na mnie leciała odruchowo zamknąłem oczy. Kiedy je otworzyłem zobaczyłem że Rene leży na mnie i... Całujemy się. Tak, jej upadek był aż na tyle nie fortunny. Brakuje jeszcze tylko żeby jej brat tu wszedł i wszytko zobaczył...-Pomyślałem. Nagle usłyszałem że drzwi się otwierają.
-Wróciłem!-Usłyszałem czyiś głos.
-No zajebiście...-Pomyślałem.
Rene podniosła się i od razu zrobiła się czerwona po czym dała mi z liścia.
-Jesteś okropny...-Powiedziała z lekkimi łzami w oczach.
-To nie moja wina!
-Rene, ktoś tu jest?-Zapytał jej brat.
Nie wiedziałem co mam zrobić, więc odruchowo zmieniłem się w cień.

<Rene?>

Od Zoe

Ze snu wyrwał mnie budzik. Na wpół uśpiona, zakrylam uszy poduszką. Ale budzik nie dawał za wygraną. Dzwonił i dzwonił. 
Macając ręką szafkę nocną, w końcu odnalazłam źródło tej przeklętej melodii. 
- Kiedyś zatłukę człowieka, który wymyślił szkołę o tak wczesnej porze - mruknęłam. 
Po dłuższej chwili, w końcu podniosłam się z łóżka. Szybko ogarnęłam wszystkie poranne czynności, zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. 
Spokojnym krokiem szłam w stronę liceum, słuchając przy tym muzyki. Dotarłam na lekcje parę minut przed dzwonkiem. Ehh.. to będzie długi dzień..

***

Siedziałam w pokoju, próbując odrobić lekcje. Wkoło panowała głucha cisza, co strasznie mnie rozpraszało. Otwarte zeszyty leżały na biurku, a ja patrzyłam się w nicość. 
Po pewnym czasie nabrałam wielkiej ochoty na gorącą czekoladę. W mgnieniu oka zabrałam się do wyjścia. Był już późny wieczór, a moja ulubiona kawiarnia mieściła się na drugim końcu miasta. Wybrałam najszybszą drogę przez park. Wędrowałam powoli obserwując wszystko dookoła. W ciemności wszystko wydaje się ciekawsze, a zarazem straszniejsze. 
Po dwudziestu minutach wyszłam na skraj parku. Teraz zostały mi do pokonania dwa skrzyżowania i jestem na miejscu. Uśmiechnęłam się w duchu na myśl, że już za chwilę będę mogła rozkoszować się smakiem czekolady. 
Szłam ulicą, blisko ścian budynków. Już miałam minąć cukiernie i być dwa kroki od kawiarni, kiedy nagle jej drzwi się otworzyły, uderzając mnie prosto w głowę. Zachwiałam się i upadłam na ziemię. W momencie przed moimi oczami pojawiły się mroczki. 
- Ojej! Przepraszam - usłyszałam nerwowy głos jakiegoś chłopaka.

< Ktoś? Coś? >

20.1.17

Od Renesmee CD Mochizou'a

Uśmiechnęłam się, złączając za sobą dłonie.
-Jasne, nie ma sprawy- zgodziłam się na propozycje rudowłosego, na co się lekko uśmiechnął. -Tylko...kiedy?- spytałam, lekko zaciekawiona. Byle to był dzień, w którym Leo ma do pracy... Bo jeśli będzie miał wtedy wolne, a ja mu powiem, że idę do kina, to zaraz zacznie się awantura, z kim idę i na jaki film, a potem co będę z osobą mi towarzyszącą robić. Masakra... Kocham Leoandra, ale czasem jest za bardzo opiekuńczy.
-No nie wiem...- Mochizou się zamyślił, biorąc głowę w górę. -Masz czas jutro..?- zapytał, jakby miał właśnie usłyszeć odmowę z mojej strony. Lekko się zaśmiałam, po czym pokiwałam głową. -No to jutro- też się zaśmiał. Idealnie, Leo ma jutro nockę nawet. Zdąży wytrzeźwieć do tego czasu... Zerknęłam na Mochi, który zaczął grzebać coś w telefonie. -Film zaczyna się o dziewiętnastej albo o dwudziestej pierwszej trzydzieści...- zaczął, po czym skierował wzrok na mnie. -Na którą idziemy?- znowu spytał. Złapałam się za brodę, po czym skierowałam głowę lekko w dół. Hmm...
-Mówiłeś, że nie zaśniesz szybciej niż o pierwszej w nocy...- przymknęłam oczy, przypominając sobie naszą wcześniejszą rozmowę w kawiarni. -Możemy iść na tę późniejszą emisję- powiedziałam, uśmiechając się do niego zachęcająco. Chłopak wrócił wzrokiem w telefon, coś w niego poklikał, po czym go schował z powrotem do kieszeni.
-Możesz mi jeszcze powiedzieć, która godzina?- spytałam go, zanim całkowicie schował urządzenie. Mochizou spojrzał na mnie, jednak zaraz znowu wyciągnął komórkę, po czym ponownie zwrócił się w moją stronę.
-Kilkanaście minut po północy- wyznał, lekko wzdychając. Już tak późno..?
-Wybacz Mochizou, ale chyba będę musiała już wracać do domu- również westchnęłam. Rudowłosy spojrzał na mnie lekko smutnym wzrokiem. -Koledzy brata zapewne już wrócili, a ja muszę ogarnąć ich burdel- na ostatnie słowo przewróciłam oczami. Mogę się założyć, że w domu będzie na mnie czekać dużo sprzątania. -Mógłbyś jeszcze podać mi swój numer telefonu..?- spytałam nieśmiało. Mochi pokiwał głową i po chwili miałam już zapisany w swoim pudełku jego numer. Szeroko się uśmiechnęłam w duchu. -To pa- zawołałam do chłopaka, po czym zeszłam z głównej ścieżki parku na jedną boczną. Jeśli dobrze pamiętam, to tą dróżką spokojnie powinnam dojść do domu... Ewentualnie się zgubię, co tam.

<Mochizou?>

Zoe Zozoe



Imię: Zoe
Nazwisko: Zozoe
Wiek: 17
Płeć: Kobieta
Charakter: Zoe z początku może się wydać bardzo niedostępną osobą. Patrząc na nią nie jest się w stanie stwierdzić co w danej chwili przeżywa. Z pozoru cicha i spokojna dziewczyna, dla niektórych może się nawet wydać pesymistyczna. Jest to typowy introwertyk, można wręcz użyć stwierdzenia - samotnik. Nie odzywa się bez pytania, a nawet wtedy jej wypowiedzi są lakoniczne. Nie lubi wyróżniać się z tłumu, zazwyczaj siedzi spokojnie pochłonięta książką lub marzeniami. Jest bardzo nieufna wobec ludzi dookoła, ciężko jest przebić się przez jej niewidzialną barierę. Jednak kiedy już się to komuś uda, są szanse stworzenia przyjaźni na lata. Jej nieufność potęguje to, że szybko potrafi się przywiązać do innych, a ich utrata bardzo odbija się na jej psychice. Wbrew pozorom jest to osoba impulsywna. Na ogół dość tchórzliwa osoba, ale jeśli ktoś ją sprowokuje, potrafi być złośliwa i bezczelna. W tym momencie samo jej spojrzenie potrafi zabijać. Zawsze mówi szczerze i bez ogródek, choćby nie wiem jak to miało zaboleć drugą osobę. Jest osobą empatyczną, choć nie łatwo to zobaczyć. Najczęściej jej twarz zdobi poważna mina, przynajmniej w dużym towarzystwie. Kiedy zostaje sama - lub z bardzo zaprzyjaźnioną osobą - cała jej maska znika, ukazując wszystko co siedziało w niej przez cały czas. Wtedy staje się wygadaną, żartobliwą i zakręconą osóbką. Jest to też typowy leniwiec, potrafi leżeć godzinami narzekając, że nic jej się nie chce. Nad lenistwem zawsze górująca ciekawość i ten tajemniczy błysk w oku gdy tylko pojawia się okazja aby coś odkryć. Ambitna, kreatywna, uparta, jej niekonwencjonalne metody dojścia prawdy są bardziej irracjonalne niż tęczowy jednorożec, aczkolwiek dość skuteczne. Perfekcjonistka, zawsze wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Choć nie raz jej plan zawiódł, nigdy się nie poddaje. Spostrzegawcza i inteligentna, potrafi zapamiętać każdy szczegół, szyfr, klucz. Szybko się uczy, jeśli czegoś chce za wszelką cenę dąży do celu. W jej głowie nic nie jest poukładane, często podczas rozmowy zdarza się jej zawiesić, gdyż myśli o czym innym niż mówi. Żyje w swoim świecie, którego nikt w stu procentach nie jest w stanie odkryć. Zoe potrzebuje czasu, by poodkrywać wszystkie karty, ale cierpliwość się jak najbardziej opłaca. Zwykły przechodzień powie, że jest poważną, spokojną i cichą osobą, natomiast najlepszy przyjaciel, że jest radosna, zwariowana i energiczna.
Głos: X
Boski Opiekun: Ariondill
Moce: Na samym początku należy wspomnieć, że posiada bajecznie ogromne, czarne skrzydła. Potrafi je chować i ukazywać kiedy tylko zapragnie. Potrafi też być niewidzialna dla innych ludzi. Żeby to uczynić musi przeciąć sobie dłoń miniaturowym sztylecikiem, wiszącym na jej szyi, i wypowiedzieć dwa zwięzłe słowa.
Umiejętności: Potrafi precyzyjnie strzelać z łuku, kiedyś sprawiało jej to przyjemność, ale od kiedy praktycznie zawsze trafia w dziesiątkę, zaczęło ją to po prostu nudzić. Potrafi też grać na gitarze i jeździć na rolkach.
Zauroczenie: brak.
Inne informacje: 
- Uzależniona od kawy muzyki i książek
- Uwielbia czekoladę
Inne zdjęcia: ---
Kontakt: Zoe Zozoe

Od Mochizou - Cd. Renesmee

-Ooo! Widziałem trailery! I w ogóle!-Klasnąłem w ręce na dźwięk tytułu wspomnianego wcześniej filmu-chciałem obejrzeć, ale jakoś się nie złożyło. Niedawno byłem w kinie na filmie "Wielki Mur", super było!
-A o czym to?-Zapytała zaciekawiona nazwą.
-Hm... O takich dwóch ziomkach, którzy szukają prochu strzelniczego i odnajdują Wielkie Mur Chiński, na którego terenie rzekomo się znajduje cel ich poszukiwań. Później okazuje się, że na mur co ileśtam lat napadają takie potwory i tak dalej-objaśniłem podekscytowany.
-Brzmi nieźle. Obejrzę kiedyś-uśmiechnęła się lekko.
-A tak à propos, to jutro idę do kina na "Split", może pójdziesz ze mną?-Zaproponowałem, jednak po sekundzie namysłu dodałem-to znaczy, nie, że zapraszam Cię na randkę, czy coś... Twój brat też może pójść z nami!
Rene zaśmiała się cicho i odpowiedziała:
-Hm... A o czym to?
Wyciągnąłem szybko telefon, odpaliłem stronę z trailerem, po czym kliknąłem w link źródłowy, który odprowadził mnie na inną stronę ze spisem aktorów i opisem fabuły. Szczerze mówiąc, sam nie do końca sprawdziłem o czym jest film, ale zwiastun był tak zniewalający, że uznałem, że po prostu muszę obejrzeć! Przeczytałem opis na głos:
-Mężczyzna o mnogiej osobowości porywa trzy nastolatki. Okazuje się, że jedna z jaźni zaczyna dominować nad innymi-zacytowałem-horror, albo thriller.
-Brzmi nieźle-stwierdziła-wręcz... Niepokojąco.
-No nie? Sam trailer przyprawia o ciarki-zaśmiałem się-to jak... Pójdziesz ze mną?

<Rene?>

//podryw na Rurka

19.1.17

Od Zena CD Zacharie

Dla niepoznaki z histerycznym śmiechem zacząłem się oddalać. Najlepiej zniknąć, kiedy temat jest tak krępujący. Nie odwracając się na sekundę zacząłem odchodzić jeszcze szybciej. Na swojej drodze ujrzałem galerię handlową zatrzymałem się gwałtownie, dlatego Nez wpadł na moje plecy. Warknął głośno i popchnął mnie na śniegową zaspę.
- Zabierz to swoje grube dupsko. Odgarnij mi śnieg - syknął. Słyszałem głupawy śmiech Zacha, który tarzał się po chodniku trzymając się za brzuch. Fuknąłem cicho, chcąc się podnieść, jednak mój kochany braciszek stanął NA MOJEJ STYLOWEJ KURTECZCE. NEZ KURWA NIE ŻYJESZ. W trybie natychmiastowym obróciłem się, dlatego to on teraz leżał w śniegu. Wkurzony ulepiłem śnieżkę i walnąłem ją w twarz niebieskookiego. Prychnąłem cicho i uniosłem się, łapiąc Zacha za przedramię i prowadząc do ogromnego budynku.
- Chodź kupimy sobie onesie - zaśmiałem się i wepchnąłem go do windy. Oparłem się lekko plecami o lustro i gapiłem się na rude włosy swojego towarzysza. Przypominały ogień. Ogień to zło. To dobrze, że o tym nie wie i nie podpali mnie w nocy. Westchnąłem cicho i za pomocą frotki na ręce związałem włosy w koka. W tym samym momencie winda się zatrzęsła, a światło zaczęła gasnąć. Fizycznie czuć było, że stoimy w miejscu. Spojrzałem na Zacha ze zmarszczonymi brwiami.
- Czemu stoimy?
- Mnie się pytasz? Jakby to była moja wina. Galeria ma awarię - mruknąłem i wyciągnąłem z kieszeni telefon, by zapalić latarkę. Nie będę siedział w kompletnych ciemnościach.
- Nigdy nie lubiłem Japonii. Wiedziałem, ze lądowanie tutaj to zły pomysł - warknął i zaczął dreptać dookoła.
- Możesz łaskawie przestać. Od tego twojego dreptania mam ochotę zapalić, a zostawiłem papierosy w torbie, którą ma Nez - burknąłem cicho i zacząłem stukać w różową obudowę. - Co proponujesz teraz zrobić? Tak jakby utknęliśmy w zepsutej windzie.

<Zacha?>

Od Renesmee CD Mochizou'a

Zamyśliłam się. Czy ja w ogóle obejrzałam kiedykolwiek jakiś serial..? Spojrzałam w prawy górny róg, potem w dolny, znowu w górny i spuściłam głowę. Nic nie przyszło mi do głowy...
-Oprócz kreskówek zza dzieciństwa, to żadnego serialu nie oglądałam- wyznałam, lekko zawiedzionym głosem. Nagle pstryknęłam palcami, przez co Mochizou się lekko zląkł. -Ale mój brat czasem ogląda jakieś- powiedziałam, radosnym głosem. -To było coś o Sherlocku w dużym mieście chyba...- zaczęłam, z trudem przypominając sobie tytuł serialu, który kiedyś Leoander oglądał w salonie razem z Renem. -Zaczynało się na "E"... "Ekopolis"... "Ekipa"... Nie, to nie to... Poddaje się!- wykrzyknęłam w końcu, wyrzucając też ręce w górę, jednak szybko zasłoniłam usta dłonią. Przecież jest noc, ludzie zapewne śpią! Chociaż wokół nas może nie być jakiegoś bloku...tym bardziej domu wolnostojącego.
-"Elementary"?- usłyszałam ze strony rudowłosego.
-Właśnie to!- ożywiłam się, przez co chłopak lekko się zaśmiał. -Jestem chyba beznadziejna w zapamiętywaniu tytułów filmów i seriali- westchnęłam, znowu przenosząc swój wzrok z Mochizou na buty.
-Nie może być tak źle- rudowłosy próbował dodać mi otuchy. Spojrzałam na niego spod grzywki.
-Tydzień temu byłam z bratem w kinie. Po wyjściu z sali kinowej nie mogłam sobie przypomnieć nazwy filmu, na którym razem byliśmy- wyznałam, patrząc na niego bardzo poważnym wzrokiem. Chłopak przez chwilę był zdziwiony, jednak szybko się ogarnął i spojrzał na mnie jak na dziecko.
-Każdemu może się zdarzyć- wyjaśnił, wzruszając lekko swoimi ramionami.
-Za nami szło jakieś dziecko, ciągle wymawiając jego tytuł- westchnęłam, patrząc w górę, na niebo. Gdyby nie było tych lamp w parku, zapewne lepiej można by było zobaczyć gwiazdy... Momentalnie usłyszałam ciche parsknięcie śmiechem ze strony rudowłosego.
-Co to miało być?- zareagowałam automatycznie, energicznie obracając się w jego stronę i patrząc na niego lekko zezłoszczona.
-Nic nic- powiedział, odwracając twarz w drugą stronę. Nadymałam policzki niczym chomik.
-Wcale nie "nic"- wyznałam, naburmuszonym głosem.
-To, na jakim ty filmie byłaś?- spytał, znowu zwracając się w moją stronę.
-Chyba na... "Sing"? Tak, na tym- lekko się zaśmiałam. -I szczerze? Super bajka, polecam- znowu się zaśmiałam. To naprawdę było fajne. Zwłaszcza końcówka, gdy śpiewali. Johnny już zawsze pozostanie mym ulubieńcem...

<Mochizou? .-.>

Od Archalda CD Elentii

Uśmiechnąłem się lekko dla niepoznaki i otuliłem Elen ramionami.
- Jeśli kiedykolwiek mi się oddalisz, to sam cię posiekam książką od historii. Nie znikaj mi tak, o mało zawału nie dostałem - wymamrotałem cicho i wtuliłem twarz w jej włosy. Nie mam pojęcia ile tak staliśmy, ale w końcu odsunęliśmy się od siebie. Gdzieś w środku miałem wrażenie, że jeśli szybciej się ruszymy, tym szybciej dotrzemy do domu. Pociągnąłem dziewczynę za rękę i zacząłem prowadzić w jakiś korytarz. Sam nie wiem dlaczego, ale coś mnie prowadziło. I to na pewno nie była intuicja. Kiedy na końcu korytarza zobaczyłem światło dnia, ścisnąłem mocniej nasze dłonie i zacząłem biec. Szybko.
- Zwolnij trochę - krzyknęła ze śmiechem, dlatego zawtórowałem jej i zatrzymałem się na sekundę . Spojrzałem głęboko w te szmaragdowe oczy i zatraciłem się w nich nieubłaganie.
- Tam jest normalny świat, Ellie. Chcesz tam wrócić? - uśmiechnąłem się lekko, dobrze znając odpowiedź. - Jeśli jednak nic tam nie ma, to wolałbym zostać tutaj z tobą niż kimkolwiek innym - szepnąłem i nie zastanawiając się więcej złączyłem nasze usta.

<Elen?>

18.1.17

Od Celaeny - Cd. Hiro

  Uśmiechnęłam się lekko do mężczyzny i delikatnie się odsunęłam. Ten po chwili ujął moją dłoń i pociągnął w stronę chodnika. Nawet nie zorientowałam się, że wcześniej paradowałam po ulicy.
- To.. Co teraz? – zapytałam, wpatrując się w niebo. Zapowiadały się mrozy; pogoda była piękna, lecz chmury przybierały kolor czerwieni. Słońce skrzyło się w śniegu i zamarzniętej wodzie nieopodal. Kątem oka spostrzegłam, że Hiro jedynie wzruszył ramionami.
- Moglibyśmy się już wynieść z hotelu. Właściciel tak czy siak poświęcił nam dużo czasu i, bogom dzięki, o nic nie pytał. Nie chcę jednak nadużywać jego gościnności – odpowiedział po chwili i obrzucił przelotnym spojrzeniem kwaterę. Przyznałam mu rację, po czym ruszyłam za nim. Mężczyzna był widocznie zamyślony, więc nie odzywałam się zbytnio. Skoncentrowałam się na krajobrazie, który teraz wyglądał wyjątkowo pięknie. Błękitne niebo ożywiało ogołocone drzewa, a pobliskie kawiarnie były pełne ludzi. Zewsząd unosił się coraz mocniejszy zapach gorącej czekolady. Domyśliłam się, że byliśmy coraz bliżej centrum. A hotel był przecież w drugą stronę.. Zignorowałam to i pociągnęłam Hiro w drugą uliczkę. Ten zamrugał parokrotnie, jakby wyrwany ze snu.
- Gdzie idziemy? – zapytał, rozglądając się po słabo oświetlonym miejscu. Mi jednak nie były potrzebne żadne latarnie. Znałam tę drogę na pamięć. Uśmiechnęłam się zdawkowo, nie odpowiadając. Kolejny raz skręciłam, tym razem w prawo. Przeszliśmy paręnaście metrów, po czym pchnęłam jedną z furtek. Poprowadziłam ciemnowłosego przez krótką ścieżkę, wysypaną drobnymi kamykami i odszukałam klucz w kieszeni spodni. Wraz z włożeniem go do zamka, usłyszałam ciche pohukiwanie. Kątem oka spostrzegłam, że Hiro zmarszczył brwi. Skwitowałam to cichym parsknięciem i pchnęłam jodłowe drzwi. 
- Czuj się jak u siebie. I nie myśl tyle, co za dużo, to niezdrowo – dodałam, lustrując go wzrokiem. Włączyłam światło i w tym samym momencie z sąsiedniego pokoju wyleciała Astra. W duchu podziękowałam sobie, że nie zdążyłam zdjąć kurtki. Będę musiała jej obciąć pazurki.. – Hiro, poznaj Astrę. 
Ciemnowłosy przelotnie się uśmiechnął i niepewnie pogłaskał ją po głowie. Ta huknęła cicho i opuściła przedpokój. Zrzuciwszy wierzchnie ubranie ruszyłam za nią do salonu. Rzuciłam przelotnie spojrzenie na okno, wychodzące na zachód. Niebo nad morzem było już granatowe, pierwsze jasne punkciki górowały na nieboskłonie. Westchnęłam cicho i wymieniłam sowie jedzenie w karmniku, po czym wróciłam do Hiro, nadal stojącego w przedpokoju. Chwyciłam go mocno za ramiona i potrząsnęłam nimi.
- Ziemia do Kagimore, halo, tu Celaena! – zawołałam głośno, chcąc, by się ogarnął.

[ Hiro? Wenobrak taki duży ;-; ]