24.1.17

Od Vivienne

Nowe miejsce, nowe doznania.... nowe wszystko. Dlaczego nowe? Kiedyś mieszkałam w takiej jakby małej wiosce, a teraz? Jakieś jedno wielkie miasto. Jak ja niby mam się tu połapać co i jak? Zginę...
Odłożyłam torbę w swoim nowym pokoju i się rozejrzałam, oglądając go dokładnie.
- Czyli to tutaj będę teraz mieszkać - powiedziałam sama do siebie. Pokój brzydki nie był. Czarno biały. Duże łóżko, biurko, okna, krzesło... podstawowe rzeczy, w sumie to podobał mi się, ale nienawidziłam widoku z okna - miasto. Nigdy nie lubiłam miasta, za duży tłok, gdzie nie pójdziesz ktoś cię obserwuje, nie wiadomo kiedy ci ktoś wbije nóż w plecy i to dosłownie. Nienawidzę tego miejsca.
Siedziałam w pokoju przez pół dnia, do wieczora. Nie miałam ochoty wychodzić stąd. Byłam ciekawa, jacy tutaj będą ludzie. Mili? Wredni? Szybko zdobędę przyjaciół, przypadkiem, czy może od razu pierwszego dnia naprzykrzę się jakiemuś buntownikowi i będę miała przewalone do końca życia? Ta... Gadam jak jakiś dzieciak za szkoły. Przecież to oczywiste, że jedyne co tu będę robiła to bawiła się w swój ulubiony fach zabijania jak i udawała normalnego człowieka z normalnym życiem. Chociaż czy płatny morderca, który zabił swoich własnych biologicznych, a potem dwa razy przybranych rodziców, może mieć normalne życie? Szkoda tylko, że za tamte morderstwa kast nie dostałam.
Aby zwiać moje wszystkie wątpliwości, wyszłam w końcu z pokoju, aby głównie pozwiedzać miasto. Zamknęłam dom na klucz, zostawiając w nim wszystkie swoje rzeczy, po czym skierowałam się w pierwszą lepszą stronę. Cały chodnik był zasiany lampami, które zaczynały pomału świecić i oświecać drogę. Chodny wiatr od razu uderzył w moje ciało, a ja wypełniłam nim swoje płuca. Zakaszlałam dusząc się nim. Zapomniałam, że miasto jest bardziej zanieczyszczone niż świeże powietrze na wsi. Postanowiłam, że już nigdy więcej tak nie zrobię.
Szłam chodnikiem obserwując to całe miasto i mając go już dosyć, nawet, jeśli jestem tu zaledwie nie z pełna dzień. Po drodze wpadałam na paru ludzi. Mruczałam coś pod nosem, jakieś przeprosiny i nie odwracając się szłam dalej. Podniosłam głowę, aby zobaczyć niebo, które niestety spowiły szare chmury, zapowiadające deszcz. Jak na zawołanie chmura się zerwała, a na ziemię lunął deszcz. Stałam w miejscu i obserwowałam krople deszczu. Widziałam kątem oka jak ludzie zaczynają biec. Przecież to tylko deszcz. 
Do mojego domu było dosyć daleko, dlatego też postanowiłam wejść do najbliższej kawiarni. Była ona ode mnie oddalona parę metrów i nie należała najwidoczniej do najpopularniejszych, ponieważ w środku znajdowało się zaledwie pięć osób - wszystko było widać przez szyby. Gdy miałam chwycić za klamkę, ktoś to już zrobił jako pierwszy, ale po drugiej stronie. Raptownie zmieniłam się w ducha i drzwi, które powinny mnie pod ludzką postacią uderzyć w ciało, przeszły na wylot. Tak samo osoba, która je otworzyła. Oboje poczuliśmy ten dziwny chłód, kiedy przenikłam przez tą osobą.
- Uważaj następnym razem - warknęłam kierując wzrok w stronę osoby. - Uderzyłeś mnie - dodałam z zaciśniętymi pięściami.

<Ktoś? Ktokolwiek? Plisss...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz