26.9.17

Od Kamille CD Vivienne

Jak na szpilkach czekałam na tym głupim plastikowym krzesełku na środku szpitala, patrząc to z kąta w kąt na krzątających się innych ludzi. Czemu się tutaj znajdowałam? Czarnowłosa zostawiła Evona twarz w spokoju dopiero po jakiejś minucie, gdy to zemdlała. Zaraz po niej zrobił to okularnik, a ja zmartwiona z łzami w oczach zadzwoniłam po karetkę. Strasznie się martwiłam i o nią, i o niego, choć bardziej o dziewczynę. W końcu... nie była mi obojętna, darzyłam ją dość dużym uczuciem. Milion różnych zapachów wpadało w moje nozdrza. To krew, to surowe mięso, to jakieś czekoladki, pełno różnych chemikaliów i środków dezynfekujących. Kolejna pełnia? Cholera. Z tego wszystkiego zupełnie o tym zapomniałam. Wtem zobaczyłam pewnego łysiejącego doktora, którego wcześniej widziałam przy Vivienne. Od razu zerwałam się z mojego miejsca, o mało co nie potrącając małego chłopczyka z zabandażowaną ręką i podeszłam do mężczyzny. On chyba mnie jednak nie widział, gdyż szedł dalej w swoją stronę.
- Doktorze! - zawołałam za nim, co od razu podziałało. - I co z Vivienne? - spytałam, nerwowo poprawiając swój kosmyk włosów, które zaczęły mi momentalnie przeszkadzać. Gość westchnął, przecierając dłonią swoją głowę.
- Jest pani kimś z rodziny? - spytał, patrząc na mnie spod byka. Głupie pytanie.
- To moja dziewczyna - odpowiedziałam bez wahania. Nie, że miałam tę odpowiedź już przygotowaną, skądże. Po prostu wcześniej już uznałam, że skoro ją kocham i praktycznie uprawiałyśmy razem seks to... no po prostu już jesteśmy razem. Obym się tylko nie myliła w tej kwestii. Bo będzie kiepsko, jeśli czarnowłosa powie mu, że jest kompletnie inaczej. A tak nawiasem mówiąc... Pan JEAN, jak to przeczytałam na szybko z tabliczki na jego fartuchu, wyglądał na dość zdziwionego. W sumie to nie ma zbyt dużo związków dziewczyn na świecie, więc... coś w tym może być. Jednak po chwili odchrząknął, spoważniał, a potem popatrzył w jakąś kartkę, którą trzymał w dłoni przypiętą do teczki.
- Więc tak... Niby nic poważnego, pani... dziewczyna już się obudziła i czuje dosyć dobrze, choć na początku podniosła głos i trzeba było podać jej leki uspokajające... A kim był ten chłopak? - spytał na końcu swoich tłumaczeń. Zamrugałam parę razy, zbita z tropu. Ja pytałam się tylko o Vivienne... Jednak facet patrzył na mnie swoim stanowczym wzrokiem. Przełknęłam ślinę.
- To... mój były - wyznałam, odwracając gdzieś swój wzrok. Doktor westchnął.
- Nie będę pytał, jak to wyszło w mieszkaniu, skąd odebrali tamtą dwójkę. Tym zajmie się już policja - odpowiedział, a mnie zmroziło. Policja? Popatrzyłam spanikowana na łysiejącego mężczyznę.
- Jak to policja? - spytałam, niezbyt wierząc w jego słowa. Facet zwrócił na mnie swój wzrok.
- Pani były partner... zapadł w śpiączkę - odpowiedział, a ja totalnie zamarłam na amen. No bo... śpiączka...? Muszę jak najszybciej się z nim zobaczyć.

<Vivienne?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz