26.2.17

Od Nifenye - Cd. Haego

Uśmiechnęłam się serdecznie do chłopaka, mając nadzieję, że jeszcze zrezygnuje z tego pomysłu. Ten jednak stał przede mną ubrany w kurtkę.
- Jest jeden problem - westchnęłam - zapomniałam kluczy ze stajni...
Tatuażysta zerknął na mnie i bez zastanowienia, odpowiedział mi od razu:
- Nie ma z tym żadnego... - w tym momencie, blondyn złapał się za głowę, odsuwając się ode mnie parę metrów - uciekaj!
- Co?
To pytanie było na prawdę zbędne. Gdy zauważyłam jak Hae zaczął przechodzić przemianę, złapałam za płaszcz. Miałam już wychodzić, jednak czyjaś ręka uderzająca obok mojej twarzy, zamknęła drzwi. Odwróciłam się przodem do... jak to się po chwili okazało, bruneta, spoglądając mu w oczy. Miały zupełnie inny kolor, a była w nich wściekłość i czyste szaleństwo. To nie był on... Podniosłam rękę, chcąc go dotknąć i zmusić jakoś do powrotu, do jego normalnego stanu. Ten jednak chwycił moje ramię, przyciskając je mocno do szkła.
- Na to już za późno - szepnął mi wprost do ucha, przez co całe moje ciało przeszył dreszcz przerażenia.
Parę cicho wypowiedzianych słów, a w mojej dłoni znalazł się Escadron. Poczułam się trochę pewniej, jednak ta pewność była niczym   przy strachu który opanował moje wnętrze.
- Opanuj się - powiedziałam cicho, patrząc mu głęboko w oczy.
Chłopak jednak zaczął mocniej dociskać mnie do drzwi. Przekonywanie tu nic nie da, ten stan musiał sam minąć. Przyłożyłam mu ostrze do gardła, mając nadzieję, że się odsunie...
- Ten miecz kochanie... Tylko pogarsza twoją sytuację - zaśmiał się, łapiąc mnie za ręce i odrzucając w bok.
Moje ciało z wielkim hukiem upadło na ziemię, a przez ból nie byłam w stanie utrzymać miecza w ręce. Podszedł do mnie w dwóch krokach, łapiąc za szyję. Jego uścisk był wystarczająco mocny, bym powoli zaczęła się dusić. Mogłam walczyć, próbowałam ale nie w tej postaci... W tej postaci nie mam szans, a przemiana chwilę zajmie, a przez ten czas mogłoby się wiele stać.
- Zostaw mnie... - jęknęłam jak potulna ofiara którą nigdy nie byłam.
Uciszyło mnie mocne uderzenie w brzuch. Rękami objęłam bolące miejsce, patrząc na chłopaka. Wtedy to wpadłam na pewien pomysł. Przekręciłam delikatnie głowę na bok, patrząc się brunetowi głęboko w oczy.
- Co ty ze mną robisz?! - wydarł się, gdy magicznym sposobem odsunęłam go od siebie.
Próby podejścia do mnie, wiązały się z potwornym bólem, który opanowywał jego ciało. To powinno zatrzymać go chociaż na chwilę... Ale trzeba działać szybko. Ledwo co udało mi się podnieść miecz z ziemi, by po chwili rzucić się pędem w stronę drzwi od składziku. To była moja jedyna nadzieja, zamknąć się w pokoju i przeczekać to wszystko... Chłopak zaczął krzyczeć, jednak udało mu się rzucić zaklęcie, wywołujące ścianę ognia przed pomieszczeniem. To mnie zdezorientowało, przez co nie skupiałam się już na trzymaniu go daleko ode mnie. Nie zatrzymałam się... Skoczyłam przez ogień, od razu zamykając drzwi na klucz, sekundę przed tym jak mój napastnik zaczął się dobijać do drzwi. Złapałam się kurczowo za klatkę, na której widniało też parę poparzeń. Ból był nie do wstrzymania, mimo to, lepiej cierpieć niż stracić życie... Pomyślałam osuwając się po drzwiach na ziemię...
[Hae?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz