28.11.16

Od Yaotzina cd Collina + 50

Uwaga!
Opowiadanie zawiera sporą ilość drastycznych scen, więc jeżeli masz słabe nerwy, proszę nie czytaj. Miu wybaczysz mi to prawda? :)

Zaiste, wybaczam.

- To wszystko moja wina! - wrzasnąłem roztrzęsiony. Odsunąłem się znacznie, kiedy Collin zaczął wyciągać do mnie rękę. - Nie dotykaj, bo znowu ci coś zrobię - wyszlochałem, bojąc się teraz jakiegokolwiek kontaktu z chłopakiem. Warknąłem na niego jak groźny pies, co musiało wyglądać komicznie. Przerażony jeszcze raz spojrzałem w stronę miejsca, w którym zniknęli mężczyźni. Cofnąłem się o kolejny krok, wpadajac na starą lampę plecami. Obejrzałem się szybko za siebie i upewniając się, że nikt za mną nie stoi, po czym wróciłem wzrokiem do zdziwionego blondyna. Zatrząsłem się z zimna, na co chłopak błyskawicznie zareagował i zaczął się zbliżać. Wrzasnąłem głośno, mając nadzieję, że zaprzestanie swoich ruchów. Ku mojemu szczęściu stanął w miejscu jak wryty. Przygryzłem doną wargę i tępo popatrzyłem się w mokry asfalt. - Nie chcę cię znowu skrzywdzić - wyszeptałem załamany.
- Nie skrzywdzisz - powiedział i znowu zaczął podchodzić. Nie wiedziałem już co robić. Widziałem, jak bardzo zdeterminowany jest, by mnie przytulić i uspokoić. Jednak nie tym razem. W końcu i tak go zniszczę i wiem, że nie będę w stanie tego kontrolować. Co jeśli pozwolę mu się do mnie zbliżyć? Tak uczuciowo? Co jeśli pewnego dnia obudzę się, a obok mnie zamiast ciepłego uśmiechu będzie leżało martwe ciało, bo wykącze go umysłowo? Nie wytrzymam takiego obrotu akcji, bo dziwnym trafem już przyzwyczaiłem się do obecności irytującego mężczyzny obok mnie. Rozumiem, że znamy się dwa dni, ale czy to nie takie życie jest nam pisane, kiedy spotkamy tą właściwą osobę? Rozpaść się fizycznie, a psychicznie to dwie zupełnie inne sprawy. Kiedy stracimy rękę czy nogę, nadal potrafimy funkcjonować, ale co jeśli twoje serce rozpadnie się na setki milionów kawałeczków, bo nieświadomie zabijesz osobę, którą kochasz?
Przerażony tokiem swoich myśli otrząsnąłem się w miarę swoich możliwości i aż podskoczyłem ze strachu, kiedy znajoma sylwetka pojawiła się tuż obok mnie. Znów miałem wrzasnąć, kiedy zakrył mi usta dłonią i po prostu schował w ramionach, jak ojciec przerażone dziecko, które zbudziło się z koszmarów. Czy właśnie tak mają wyglądać nasze relacje? Normalne, rodzinne? Jak dwaj bracia? Poczułem niewyobrażalne ciepło, w częściach ciała, które dotykała jego skóra. Odprężyłem się momentalnie. Nie. To zdecydowanie nie są uczucia, którymi obdażyłbym rodzinę. Przymknąłen oczy zrelaksowany w jego ramionach i odpuściłem wszystkie zagrywki, którymi chciałem go spławić. Wtuliłem nos w przemokłą koszulkę Collina i uczepiłem się jego barków dłońmi. Nie chcę, żeby mnie puścił. Jednak moje błagania nie dały rezultatu. Chłopak odsunął się ode mnie kilka chwil później.
- Powinniśmy wracać do domu - powiedział i przeczesał moje włosy palcami. Wtuliłem się jak mogłem w dłoń, która jakonjedyna miała teraz ze mną kontakt. Spojrzałem błagalnie w błękitne oczy i znów przygryzłem wargę. Collin rozumiejąc aluzję podszedł do mnie i wbrew swojemu zmęczeniu podniósł mnie tak, że musiałem opleść go nogami w pasie. Odruchowo wtuliłem się w jego ciało i zalałem się potokiem łez. - Nie płacz - szepnął mi do ucha i zaczął iść. Postanowiłem go posłuchać, ale otrząśnięcie się z minonych wydarzeń wcale nie było takie łatwe. Zdecydowanie za dużo dzieje się teraz w moim życiu. Pierw ta cała przemiana, która wciąż chodzi mi po głowie. Głośne krzyki moich rówieśników dalej zaprządają mój młody i nierozumiejący umysł. Dziewczyna, którą chciałem obronić stała wtedy jak osłupiała i wiedziałem, że chciała uciec, ale nie mogła tego zrobić, bo coś trzymało ją w jednym miejscu. Później to głupie spotkanie Collina na starym i spruchniałym pomoście. Ciekawe co by było, gdyby stał bliżej statku, a gdybym na niego wpadł deski się pod nami zarwały? W końcu nie jestem jakimś piórkiem i mam to swoje czterdzieści sześć kilogramów. Zdając sobie z tego sprawę, zacząłem się wyrywać. - Co jest? - zapytał zdziwiony chłopak. Przelknąłem głośno ślinę zażenowany.
- Jestem za ciężki - mruknąłem, za wszelką cenę próbując unikać przenikliwego wzroku chłopaka. Usłyszałem głośne prychnięcie.
- Jesteś zdecydowanie za lekki - powiedział i spojrzał na mnie z wyrzutem. Posłałem mu wzrok typu "Posrało cię", ale Collin tylko się zaśmiał. - Przy twoim wzroście powinieneś ważyć conajmniej pięćdziesiąt kilo.
Poczułem jak na moje policzki znowu wpełza soczysty burak. Przyznam, że ta krótka rozmowa rozluźniła trochę atmosferę. Wszystko znowu wróciło do normy. Westchnąłem cicho i znowy wtuliłem się w ciepłe ciało. Zanim się obejrzałem byliśmy już po środku salonu, jednak nadal w swoich objęciach. Poruszyłem się lekko, powoli czując się niekomwortowo, wisząc z tyłkiem nad tym słynnym miejscem u facetów. Collin syknął cicho, dlatego przerażony zaprzestałem swoich ruchów i zchowałem zaczerwienioną twarz w koszulkę.
- Przepraszam. Możesz mnie proszę puścić? - wyszeptałem niepewnie. W ułamku sekundy dłonie chłopaka zniknęły z moich ud i stabilnie stałem na starych panelach. Spojrzałem w górę zarumieniony i spotkałem się z rozczulonym uśmiechem. Odwzajemniłem go lekko i splotłem dłonie za sobą i spojrzałem w dółg, niezręcznie kręcąc stopą. - Zostaniesz?   Tylko dopuki się nie obudzę. Wtedy będziesz mógł wrócić do siebie - wymamrotałem cicho. Blondyn zaśmiał się krutko.
- Dobrze, a teraz zmykaj się przebrać, bo jesteś cały mokry - powiedział, odwracając mnie w stronę sypialni. Spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami.
- A co z tobą? - zapytałem cicho. - Mam kilka koszulek i spodni mojego brata, mogę ci je pożyczyć - mruknąłem i znów spuściłem wzrok.
- Twojego brata? - zapytał zdziwiony.
- Ta. Nie jest moim biologicznym bratem, bo to syn ojczyma z pierwszego małżeństwa, ale był ze mną praktycznie od samego początku. Kiedy wyjechał na studia do Ameryki kilka lat temu, skradłem kilka, no dobra kilkanaście par jego ubrań, bo dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Od kiedy wyjechał, mieszkałem z dziadkiem - poczułem jakąś niestworzoną siłę, która skłoniła mnie do opowiedzenia trochę o swoim życiu, dlatego to zrobiłem. Uśmiechnąłem się lekko i przeszedłem przez drzwi do pokoju. Wyciągnąłem z torby ubrania dla siebie i dla Collina, po czym wparowałem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i przebrany wróciłem na niewygodne łóżko. Towarzysz zrobił to samo, a kiedy wrócił znów wtuliłem się w jego klatkę piersiową. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek miał zaprzestać tego robić (i tu się mylisz kochanienki). Ponownie zasnąłem w silnych ramionach, które dawały mi ogromne poczucie bezpieczeństwa.

Kiedy następnego dnia obudziłem się przed Collinem, postanowiłem skoczyć do sklepu po coś na śniadanie. Przebrałem się szybko z prowizorycznej pidżamy, przeczesałem splątane włosy i wyskoczyłem z domu. Z tego co dobrze pamiętam niedaleko jest piekarnia, którą blondyn bardzo polecał. W podskokach udałem się w tamtą stronę, jednak zimna dłoń, która znowu pociągnęła mnie w ciemny zaułek zepsóła moje plany. Z moich ust wyleciał głośny wrzask, jednak został stłumiony białą szmatką, która jakoś dziwnie śmierdziała. Powdychałem sporo dziwnych oparów nim wylądowałem w ramionach jednego z typków, nieprzytomny. Gdy moja świadomość powoli zaczęła powracać, coś śmierdziało jeszcze bardziej. Otworzyłem szerzej oczy i próbowałem je przyzwyczaić do ciemności panującej w tym pomieszczeniu. Nie do końca jeszczr kontaktując, chciałem wczepić się w znajome ciało, jednak zaraz wszystkie wcześniejsze wydarzenia napłynęły do mojej pamięci. Jak na zawołanie można było wyczuć odór stęchlizny i martwego zwierzęcia. Niekoniecznie jednego. Przerażony zacząłem się rozglądać dookoła. Zdałem sobię jednak sprawę, że na oczach mam przepaskę, a ręcę i nogi są związane sznurem. Nie bardzo myśląc, zacząłem się szamotać, puki nie usłyszałem dziwnie znajomego śmiechu, który mroził krew w żyłach. Szorstka dłoń ściągnęła mi z oczu szmatkę, a mężczyzna kucnął, by być na moim poziomie. Zamrugałem kilka razy, by przyzwyczaić wzrok, jednak odskoczyłem w tył, kiedy zobaczyłem jego pokiereszowaną twarz. Z całych sił spróbowałem się obanować.
- Co ja tutaj robię? - zapytałem cicho, opanowując swój strach. - Daczego mnie nękacie?
- Za dużo pytań, jak na jeden raz, Maleńki - warknął i mocno pociągnął mnke za włosy. Pisnąłem z bólu i uroniłem kilka łez. - Poczuliśmy się tobą zagrożeni, więc trochę poszperamy ci w tej ślicznej główce i usuniemy zagrożenie z drogi - splunął mi na twarz i znowu zaczął się śmiać. Zanim wyszedł oberwałem jeszcze z liścia w policzek. Pociągnąłem nosem wystraszony i bacznie zacząłem obserwować zakluczone drzwi. Co ja im takiego zrobiłem? Dlaczego się nade mną znęcają. Cole prawdopodobnie już nie śpi i zastanawia się gdzie zniknąłem, a ja nawet nie mogę nic zrobić, żeby wydostać się z... gdziekolwiek jestem. Przełknąłem głośno ślinę i skuliłem się, kiedy metalowe drzwi znów się otworzyły. Tym razem mój obrawca pojawił się z towarzystwem. Wcześniej poznana trójka podeszła do mnie, podczas gdy jeden z facetów miał dużego knypa w dłoni. Skuliłem się jescze bardziej, by uniknąć wszystkiego co miałoby się wydarzyć. Nie udało mi się jednak tego zrobić, bo moja mózgoczaszka znowu zaczynała być pozbawiana owłosienia, co spowodowało, że uniosłem głowę w bólu i rozluźniłem części ciała. Krzyknąłem głośno o pomoc, ale brudna szmata została wepchnięta w moje usta. Zacząłem szlochać jeszcze mocniej, gdy mężczyzna przejechał ostrzem po moim policzku, z którego natychmiastowo polała się krew. Wrzasnąłem, a wręcz pisnąłem jeszcze głośniej, co skutecznie zostało stamowane przez materiał. Gbur powtórzył tę czynność jecze kilka razy na moim ręku, piersi i biodrach. Byłem dosłownym strzępkiem obklejonym krwią i łzami. Czyli tak skończę swój żywot? Ze skórą pociętą na sektory? Kiedy sądziłem, że scenka dobiegła końca, moje włosy znów zostały pociągnęte, a brudna dłoń ścisnęła moje policzki, co spowodowało jeszcze większy potok krwi i przeszywający ból. Klejące się łapska nie próżnowały i zaczęły jeździć po całym moim ciele. Wiedząc co się kroi, zacząłem się drzeć. Znowu. Mokra szmata została wyciągnięta z moich ust, a ja znowu oberwałem w policzek. Mój szloch stał się jeszcze głośniejszy. Zacząłem się łomotać na wszystkie strony, by tylko uniknąć karalnego czynu trzech oprawców. Nie udało mi się jednak ich zniechęcić, a wręcz przybrało to odwrotny efekt. Z łatwością przybili moje związane kończyny do brudnej podłogi, jednak mieli niewielki problem poczas odwiązywania sznuru z moich nóg, gdyż wprzywaliłem jednemu kopa w pysk. Jescze pardziej wkurzeni zaczęli pozbywać mnie dolnej partii ubrań.
- Nie przestańcie! - wyszlochałem głośno i zowu zacząłem się wiercić. - Ja nie chcę, nie! - wrzasnąłem. Szmatka w ułamku sekundy wróciła na swoje miejsce, dlatego jedynym co mi zostało, było szamotanie się na wszystkie strony. To też jednak nie pomogło. Skończyłem oparty piersią o ścianę z wypiętym tyłkiem i dolną garderobą spuszczoną do kolan, zalany gorzkimi łzami i gęstą szkarłatną cieczą.

Tutaj zaczyna się gwałt, dlatego jeżeli masz już zbyt wiele wrażeń, proszę przewiń opowiadanie, puki nie zobaczysz ostrzeżenia o końcu sceny!

Ostry koniec noża przejechał po załej długości mych pleców, kiedy mężczyzna o twarzy pełnej blizn, przygotowywał się do czynu, który miał spieprzyć mi życie. Wiedząc co mnie zaraz czeka, zdałem sobię sprawę, że i tak nie mam szans na wyzwolenie, więc tak zaprzestałem gorzkiemi płaczowi. Oczywiście nadal za wszelką cenę próbowałem się wyrwać i darłem w niebogłosy, ale nic mi to nie dawało. Odskoczyłem znacznie kiedy poczułem lodowatą dłoń na swoich pośladkach, chwilę później również na zakrwawionym ramieniu.
- Jak myślisz, dobrze będę się z tobą bawił? - wymruczał mężczyzna do mojego ucha, a ja wypuściłem głośny krzyk, który ponownie został stłumiony przez szmatę. Nieoczekiwanie stojący członek mężczyzny wsunął się prosto w moje wejście, a jedyne co wtedy czułem to przeszywający ból, przez który powoli traciłem świadomość. Wszystko trwało niecałe dziesięć minut, puki do pokoju nie wparowały kłęby ognia, a obrawca nie usunął się z niego wraz z towarzyszami.

Koniec +50

Wykończony osunąłem się po brudnej ścianie i wylądowałem na kamiennej podłodze, cały w kałuży krwi, opętany przerażającą ilością bólu, ze znikającym w czerni obrazem. Jedynym co zobaczyłem przed rychłą śmiercią, był obraz przeraźonego Collina wparuwającego do pomieszczenia i siebie odsówającego się jak najdalej od ludzkiego kontaktu. Później już tylko ciemność.

<Cole? zemdlało mu się tylko, bo za dużo krwi stracił i za duża ilość bólu go ogarnęła>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz