27.11.16

Od Collina cd Yaotzina

Nic nie rozumiałem. Dlaczego tak nagle uciekł? Bez słowa wybiegł z domu, jakby się mnie przeraził. Zacząłem się zastanawiać, czy zrobiłem coś złego, ale nic nie przyszło mi do głowy. Na chwilę mnie zmroziło, bo miałem nadzieję, że zaraz się zawróci, ale on trzasnął drzwiami i... Cisza. Nie myśląc już ani chwili dłużej wybiegłem za nim jak byłem, bez żadnej bluzy, a tym bardziej butów, które by wszystko zwolniły i zabrały tak bardzo potrzebny czas. Wybiegłem z domu wołając jego imię, ale zniknął mi z oczu, które zaczynały szukać go depresyjnie. Zacząłem się bać o niego, nie chciałem, aby mu się coś stało złego, miał być przy mnie bezpieczny i nie wybaczę sobie, jeśli coś mu się stanie. Nie zwracałem uwagi na deszcz, a raczej ulewę, która ograniczała moją ostrość widzenia. Próbowałem go znaleźć. Najpierw podbiegłem w przypadkowym kierunku, aż nie usłyszałem płaczu, którego tak dobrze znałem. Potrafiłem go usłyszeć nawet przez przejeżdżające samochody, które nawzajem na siebie używały klaksonów. Zacząłem biec w stronę jęku mając nadzieję, że się mylę. Nagle z uliczki wybiegł chłopak, który był czymś okropnie wystraszony. Nie widział mnie i gdy tylko złapałem go w swoje ramiona, trzymając go mocno, aby nie uciekł mi, zatrzymałem się. Chciałem już coś powiedzieć, ale nie zdołałem, ponieważ ku nam biegło trzech typków. Stanęli przed nami z nożami w dłoniach i zaczęli mi grozić, że jeśli nie oddam chłopaka, zabiją mnie.
- Czego od niego chcecie? - stanąłem przed nim kryjąc go. Chwilę milczeli, aż na twarzy jednego pojawił się grymas niezadowolenia.
- Ej, to ten przydupas z tamtego tygodnia - warknął jeden. Szcze? Nie kojarzyłem ich, chyba, że to byli ci, na których przypadkiem zwaliłem na głowę dachówki, ratując tym samym kobietę, która chcieli zgwałcić.
- Zostawcie go, bo pożałujecie - zagroziłem im, ale oni tylko się zaśmiali i podążali w moim kierunku. Zmarszczyłem czoło i za pomocą mocy pochłonąłem energię z lamp, tym samym rarzac ich prądem. Ale oni... Zniknęli. Nie wiem, czy uciekli, czy użyli mocy. Ale wiedziałem, że ulotnili się z tego miejsca. Gsy byłem już pewny bezpieczeństwa, odwróciłem do chłopaka, który musiał spuszczony wzrok i łzy w oczach. - Nie rób tego więcej - poprosiłem go tuląc do siebie. - Martwiłem się o ciebie. Co ci strzeliło do głowy?- musiałem znać powód, dla którego wybiegłem za nim bez niczego w deszcz. Mogło mu się coś stać!
< Yao?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz