24.11.16

Od Celaeny - Cd. Nathaniela

   Oparłam się o ścianę i założyłam ręce na piersi. Wbiłam wzrok w jeden z kafelków na podłodze, chcąc nie chcąc współczułam dziewczynie. Nie wiedziałam jednak, jak można jej pomóc. Wyłączając opcję uwolnienia jej z tego miejsca. Poczułam na sobie spojrzenie Nathaniela, który po chwili przewrócił oczami.
- Słuchasz mnie w ogóle? – zapytał, unosząc lekko brew. Posłałam mu przepraszający uśmiech.
- Mógłbyś powtórzyć?
- Musimy uwolnić Megan. Jest w takiej samej sytuacji jak my. – oznajmił. Ja za to posłałam znaczące spojrzenie ku jego ranie. Blondyn tylko westchnął i burknął coś pod nosem.
- Słyszałam to! – zawołałam i podeszłam do pary. – Trzeba ci skołować jakieś cichy. Na zewnątrz nie jest zbyt ciepło.
Znów poczułam na sobie karcące spojrzenie Nathaniela. Czy on myślał, że będę rozmawiać z jasnowłosą jak z dzieckiem? Zignorowałam to i zmieniłam postać, nakazując chłopakowi się odwrócić.
- Jeśli teraz spojrzysz do tyłu, oderwę ci uszy i wsadzę je do gardła. – warknęłam, podchodząc bliżej do zniewolonej. Z lekkimi oporami zdjęłam białą szatę i nałożyłam ją na dziewczynę, w mgnieniu oka powracając do ludzkiego wyglądu. Następnie rozwiązałam parę supłów, znajdujących się na grubej linie, uwalniając Megan.
- Mogę już? – zapytał nagle chłopak. Odpowiedziałam mu cichym no i pomogłam blondynce wstać. Po tym cofnęłam się ku ścianie, ponownie się o nią opierając. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie, szukając czegoś ostrego. Sztylety mi zwinięto, ale.. Ale dwie, długie szpilki, zapewne do włosów, leżące na biurku mogły się do czegoś nadać. Włożyłam je do rozwalonego koka. Następnie rozprułam suknię trochę powyżej kolan. Fałdy materiału skutecznie utrudniały poruszanie się, a teraz każdy gest mógł okazać się zbawienny. 
   Zza żelaznych drzwi dobiegały głosy. Dwójka mężczyzn zbliżała się w szybkim tempie do pomieszczenia. Kątem oka zauważyłam, że Megan zbladła. Nathaniel zresztą też, ale zapewne było to efektem ubocznym postrzelenia. Ignorując ból głowy, który ponownie dopadł mnie w ciągu paru poprzednich minut, wyjęłam szpilki z włosów. Zbliżyłam się do framugi drzwi, gestem nakazując parze, by stanęli naprzeciw mnie; tak, że wchodzący zauważyliby wpierw moją postać. Dopiero później Megan i Nathaniela. W ciągu dwóch uderzeń serca, do pomieszczenia wparowała wcześniej wspomniana dwójka mężczyzn. Bez żadnych oporów wbiłam jednemu z nich ostre narzędzie w krtań. Umarł natychmiast. Drugi nie zdążył zareagować - chwyciłam go za nadgarstek i wywinęłam go w drugą stronę, dość boleśnie skręcając. Następnie kopnęłam do w lewe ramię, czym prawdopodobnie wybiłam mu bark. Obrzucił mnie stekiem przekleństw, co skwitowałam cichym śmiechem i kolejnym kopnięciem - tym razem w kość potyliczną. Nadal z uśmiechem sięgnęłam do pasa mężczyzny i wyjęłam żelazny miecz. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że strzępki sukni i odsłonięta skóra poplamione są krwią pierwszego. Oczywiście zignorowałam to i odwróciłam się do dwójki, która nadal stała przy ścianie. Gestem dłoni nakazałam im, by podążyli za mną - wgłąb ciemnego korytarza.

[ Nath? Nie bij ;^; ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz