26.11.16

Od Renesmee

Poczułam coś lepkiego i mokrego na twarzy. Wytarłam to, po czym obróciłam się na prawy bok, by dalej pospać. Jednak "to coś" nie dało mi spokoju i znowu postanowiło wysmarować mi twarz. Otworzyłam oczy, tym razem gwałtownie wstając i łapiąc w objęcia małego szpica z czarnym futrem.
-Wiedziałam, że to ty mendo jedna- powiedziałam do psa, cmokając go w nos.
-Po co go całujesz? Potem chłopak nie będzie się chciał z tobą migdalić- usłyszałam męski głos. Spojrzałam w stronę drzwi, w których stał dosyć wysoki chłopak w samych spodniach i kapciach bez koszulki. Miał prawie czerwone oczy i nienaturalnie białe włosy z ogoloną prawą stroną i zarzucone je na lewą stronę, przez co zasłaniało lewe oko. Miał przekłute prawe ucho w sześciu różnych miejscach oraz przekłutą chrząstkę. Miał jeszcze przekłutą prawą brew, kolczyk w nosie i w wardze na kształt obręczy, jedną czarną a drugą srebrną. Rozluźniłam uścisk, przez co Ren wyskoczył z moich objęć i podbiegł do Leoandra. Ten go podniósł, czochrając po głowie.
-Najpierw to bym musiała mieć jakiegoś chłopaka, żeby się z nim "migdalić" jak ty to określiłeś- powiedziałam. Wyciągnęłam ręce w górę, przy czym się wyciągnęłam. Chłopak tylko prychnął, oddalając się od poprzedniego miejsca stania. -Ubierz się!- krzyknęłam za nim. Znając go, zapewne wystawił język w stronę mojego pokoju. Jaki kochany z niego braciszek... Odkryłam z siebie kołdrę, po czym wstałam z łóżka, znowu się przeciągając. Wyciągnęłam z szafy jakiś ciemne spodnie, bieliznę oraz czarną bluzę z realistycznym zdjęciem tygrysa, którą zajumałam Leoandrowi jakiś czas temu. Ubrałam się w spokoju, po czym przeszłam do salonu, gdzie znajdował się talerz z jajecznicą brata. -Jaki dzisiaj dzień?- zadałam pytanie, siadając na krześle i biorąc pierwszy kęs do buzi. On nigdy nie robi jajecznicy bez powodu... On wstał z kanapy, po czym do mnie podszedł i cmoknął w policzek.
-Ponieważ dzisiaj mam dobry humor- uśmiechnął się, w ten swój flirciarski sposób.
-Wyperfumowałeś się. Masz dzisiaj randkę- zwróciłam mu uwagę.
-Bingo!- krzyknął do mnie z kuchni, przez co się zaśmiałam. Zawsze taki sam... -Wybierasz się gdzieś?- zadał pytanie, wchodząc do pokoju, tym razem ubrany w normalną bluzę i dżinsy.
-Rena już wyprowadziłeś...- zamyśliłam się. Nagle pstryknęłam palcami. -Dzisiaj otwierają lodowisko. Wczoraj już spakowałam plecak z łyżwami- powiedziałam, w błyskawicznym tempie zjadając jajecznicę i pędząc do pokoju po swój plecak. Biorąc go, poszłam do przedpokoju i zaczęłam ubierać swoje czarne zimowe buty z kożuchem. Po chwili stałam już przed Leoandrem zwarta i gotowa do wyjścia. Chłopak tylko się zaśmiał, po czym zasłonił moją czapką oczy.
-Oszczędzaj światło- dodał tylko, ciągle śmiejąc się pod nosem. Po upływie około minuty siedziałam już w samochodzie Leoandra. Wzięłam głęboki wdech, teraz trzeba to przeżyć. Po dziesięciu minutach siedzenia i ściskania gniotka, który zawsze jest w samochodzie, w końcu dojechaliśmy pod miejscowe lodowisko.
-Dzięki, Śnieżko- podziękowałam bratu, po czym szybko wyskoczyłam z samochodu, zanim zdążył mnie złapać. Szybko przebiegłam przez trawnik. Gdy chciałam już wejść do środka, niespodziewanie uderzyłam w coś...a może raczej kogoś..?


<Ktoś? Coś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz