Skrzywiłam się na jego słowa. Cholerny podrywacz i manipulant kobiecymi 
sercami. Już wolałabym, by zniknął z mego życia na wieki.
- Gdybym 
tego nie zrobiła, to ty byś to zrobił, więc na jedno wyjdzie. A że teraz
 jestem ZAJĘTA, możesz sam się przedstawić. Wiem, że i tak to zrobisz z 
uśmiechem na 
ustach - powiedziałam,
 wycierając serwetkami swoje spodnie. Uderzyłam w jego dłoń, gdy 
kierował ja w moją stronę, by zapewne mi pomóc. Spojrzałam na niego 
surowym wzrokiem. On mi nie jest do niczego potrzebny. Usłyszałam 
westchnięcie z jego strony, jednak zaraz znowu przybrał swój codzienny 
szelmowski uśmiech.
- Jestem 
Evon William, droga 
koleżanko - powiedział, próbując wziąć dłoń 
Vivienne
 w swoją. Ta jednak zabrała ją w dół, najwidoczniej odmawiając 
jakiekolwiek dotyku z jego strony. Nie dziwię się, bo dotykając jego 
skóry, czujesz, jakbyś dotykał najokropniejszej rzeczy na świecie. 
Przynajmniej ja uważam tak teraz. 
Evon znowu westchnął, jednak kąciki ust ciągle miał podniesione do góry.
- Jestem w BARDZO bliskiej relacji z 
Kamille... a dokładniej to moja 
narzeczona - powiedział,
 jednocześnie kładąc swoje smukłe palce na moim kolanie. Od razu po moim
 ciele przeszedł dreszcz, jednak się nie odezwałam. Nawet gdybym 
zaprzeczyła jego słowom, gdyż to nieprawda, i tak by wygrał i postawił 
na swoim. Cholerny dupek.
- Jakoś nie widzę, by 
Kamille nosiła pierścionek 
zaręczynowy - odpowiedziała mu 
Vivienne,
 zakładając ręce na piersiach. Zaśmiałam się na jej słowa, kręcąc głową 
na boki. Nie powiem, ale nieźle mu odpowiedziała. Chciałabym być w jej 
skórze i też tak mówić. 
Evon
 tylko westchnął zrozpaczony, natychmiastowo chwytając za moje dłonie i 
uważnie przyglądając się moim palcom, na których końcach znajdywały się 
dosyć długie paznokcie, aktualnie pomalowane na liliową barwę.
- 
Rzeczywiście! - zawołał przejętym głosem. Powziął wzrok w górę, patrząc w
 moje oczy tymi swoimi znad okularów, w których można było dotrzeć 
kłamliwe zmartwienie. - Czemu go dzisiaj nie założyłaś? Nie podoba ci 
się? Przecież zawsze uwielbiałaś szafiry, a tym bardziej się cieszyłaś, 
gdy podarowałem ci pierścionek z nim w środku... - zaczął tłumaczyć. 
Zagryzłam wargę, przekręcając oczami. Racja, dostałam od niego taką 
biżuterię, gdy mi się oświadczał i racja, cieszyłam się wtedy jak 
głupia. Jednak nie wiedziałam jeszcze do końca, jaki jest naprawdę. 
Swoje prawdziwe 
"ja
"
 chowa strasznie głęboko w sobie. Nieprawdą jest to, że jest moim 
narzeczonym. Zerwałam z nim prawie rok temu, więc to było nieaktualnie, 
chyba że... Wyrwałam dłonie z jego uścisku, gniewnie na niego 
spoglądając.
- Rodzice cię przysłali? - spytałam bez żadnych ceregieli. Ten się zaśmiał, prostując i znowu uśmiechając.
- 
Kamiś,
 jaka ty głupiutka... Oczywiście, że nie. Przecież cię kocham i smutno 
mi było, gdy nagle zerwałaś ze mną kontakt, zmieniając swoje miejsce 
zamieszkania, nazwisko, jak i numer telefonu. Nie wspomnę już o tym, że 
wcześniej zdałaś maturę i nawet nie powiedziałaś, na jakie studia 
idziesz - znowu na końcu się niby przejął. Zmarszczyłam brwi.
- Gdybyś mnie bardzo dobrze znał, to wiedziałbyś, że kochałam 
fotografować - powiedziałam.
 Wstałam z krzesła, zabierając torbę z krzesła, wyjmując portfel, kładąc
 trochę dużą sumę pieniędzy na blat i się prostując. - Idziemy, 
Viv - rzekłam do niej. Jednak ta, jakby szczęśliwa wstała, pokazując jeszcze język w stronę 
Evona. Wyszłyśmy z kawiarni dumnym krokiem.
-
 Będę na urodzinach Martyny! Już się mnie nie pozbędziesz! - usłyszałam 
za sobą jego głos. Jak on mi działa na nerwy! Obie wyszłyśmy z centrum 
handlowego.
- Wybacz za niego... Nie spodziewałam się, że podejdzie do 
nas - powiedziałam ze skruchą w głosie do czarnowłosej. Ta tylko wzruszyła ramionami.
- Wszystko jedno, choć nie zrobił na mnie pierwszego dobrego wrażenia. Nienawidzę 
gościa - powiedziała. Zaśmiałam się na jej słowa.
-
 Jesteś pierwszą dziewczyną, która tak stwierdziła, naprawdę. Nawet ja 
na samym początku myślałam inaczej, póki nie poznałam go od tej 
prawdziwej 
strony - wyznałam. Przy 
Vivienne czułam się jakoś dziwnie... To uczucie przypominało mi takie same, jakie czułam podczas spędzania czasu z 
Evonem.
 Uczucie bezpieczeństwa i miłości. To dziwne, bo bezpiecznie przy tej 
dziewczynie? Przecież kopała mnie, przez nią mam milion siniaków, a 
dzisiaj nawet chciała mi wykręcić rękę, choć tak naprawdę to była moja 
wina.
- Zmieniłaś nazwisko? - nagle usłyszałam z jej strony. Spojrzałam na nią, lekko wykrzywiając twarz w kolejny grymas.
- Tak... Jeśli przeczytasz moje obecne od tyłu, wyjdzie 
"Emas". Tak brzmiało przed moimi studiami, potem zmieniłam je na 
"Same". Niby prosta logika, jednak nikt nigdy się nie domyślił, że jestem córką Sally i 
Keisy'
iego Emas, tych 
"wybitnych
" aktorów - wyznałam, w odpowiednim miejscu robiąc cudzysłów palcami. - Ej, a może ty też przyjdziesz na urodziny Tiny? Będę się lepiej 
czuła - od razu ją spytałam, robiąc w jej stronę maślane oczy.
<Vivienne?>