10.6.17

Od Vivienne cd. Kamille

- Gorące! - nagle się wyrwało z ust dziewczyny. Widząc jej minę i to, jak próbuje ochłodzić sobie język machając niezręcznie rękoma, delikatnie się uśmiechnęłam. To było zabawne, a ty bardziej, że w taki podobny sposób kiedyś zabiłam dziewczynę; kiedy podawali jej zwykła letnia wodę, dorzuciłem do napoju proszek żrący, który uszkodził jej gardło. Nie mogła oddychać, a nim zadzwonili po karetkę, ona już nie żyła. Tylko piana wymieszana z krwią wypełniała jej usta. Z tego co pamiętam, przeze mnie ten lokal jest już nie czynny, a pracownicy i właściciel i tak mieli dużo szczęścia, bo nikt ich nie posądził o morderstwo. Uznano, że dziewczyna sama popełniła samobójstwo; tym bardziej, że dorzuciłam do jej kieszeni owy proszek. 
- Nie wiedziałam, że mogą podać gorącą herbatę? - zapytałam. Kamille spojrzała na mnie zaciskając usta w wąską kreskę. Uroczo wyglądała... zaraz, nie... nie uroczo...
- Zapomniałaś się - zacisnęłam powieki i otworzyła usta. W końcu się uspokoiła, a następny łyk herbaty wzięła bardzo powoli i ostrożnie. Zauważyłam, że znowu przygląda się jednemu sklepowi, ale o nic nie pytałam; jeszcze by się skończyło na tym, że mamy tam iść. A mi jest tutaj bardzo wygodnie. Bynajmniej było, ponieważ po paru sekundach ciszy przerywanej jedynie rozmową innych ludzi, przy naszym stoliku pojawił się wysoki chłopak. Wyglądał jak trup, albo chociaż wampir. Czarne roztrzepane włosy, czarne oko (drugie było zakryte) i marynarka. 
- Witaj, Kamille - podkreślił jej imię. - Chyba mnie pamiętasz? - zapytał zimnym i niskim głosem patrząc na fioletowo włosą, która wpatrywała się w niego jak w obrazek. Puściła gorącą szklankę, nim ponownie się poparzyła. Patrzyłam to na niego, to na nią. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko przełknęła głośno ślinę. - Mogę się dosiąść? - to nie było pytanie, nawet, jeśli chciał je zadać. Nim jednak usiadł na wolne krzesełko między nami, postawiłam na nim nogę.
- Wygodnie nam się siedzi bez ciebie - powiedziałam nie wymuszając u siebie żadnego sarkastycznego uśmieszku czy czegoś podobnego. Chłopak posłał mi dziwne spojrzenie, które przeszło przeze mnie na wylot. Nie lubię go pomyślałam będąc tego pewna już w stu procentach.
- A ja bym chciał tu jednak usiąść. Zapewniam, że dalej będzie ci wygodnie - zwalił moją nogę i usiadł sobie jakby nigdy nic. Spojrzałam na dziewczynę; w końcu to jej "kolega" czy coś podobnego, prawda? Bynajmniej on zdawał takie wrażenie, ona wyglądała, jakby się czegoś bała, nie była pewna, albo myślała już o najgorszych rzeczach. 
- Zobaczymy - mruknęłam popijając swoją kawę.
- Kamille, może przedstawisz mnie swojej ślicznej koleżance? - jakiej? Ugh... poprawiam się; nienawidzę go. Wolałabym teraz siedzieć w domu, sama lub ze Snow'em - ale zostać w domu. Po co szłam po tą cholerną drożdżówkę? 

<Kamille? Kto to?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz