9.6.17

Od Kamille CD Vivienne

- Ja raczej wezmę herbatę... - powiedziałam, biorąc kartę dań w dłonie i przeglądając cennik. U nas w kawiarni jest taniej... ale mamy za to przepyszne napoje robione w większości przez ekspres z pięknymi ozdobami April, jeśli ktoś zamawia kawę. Ewentualnie Ethan je wykonuje, gdy jej nie ma. Ja potrafię robić tylko śliczne zdjęcia do nowych ulotek reklamujących. - A tak w ogóle, to niezły chwyt. Chodziłaś na kurs samoobrony? - spytałam, odkładając menu i opierając brodę na splecionych ze sobą dłoniach. Vivienne tępo mi się przyglądała.
- Można tak powiedzieć... - rzekła, odwracając wzrok w drugą stronę. Przechyliłam głowę. Ukradkiem spojrzałam na swoją torebkę, którą powiesiłam na oparciu krzesła. Ja swój prezent już mam, teraz trzeba kupić coś od chłopaków. Założę się, że Felix chciałby jej kupić coś w sklepie dla dorosłych, jednak... ona nie lubi takich rzeczy, więc nawet na to nie spojrzy. Ewentualnie zakopie w ogródku lub schowa w piwnicy. Alex jest bardziej kulturalny i chyba postawi jej dzień w SPA lub nowe perfumy o super słodkim zapachu. Pamiętam, jak rok temu dał jej takie truskawkowe. Kazałam jej przelać połowę do pustej fiolki, bym sama mogła ich używać. Niestety tego nie zrobiła, jednak jak tylko miałam okazję, to się nim spryskiwałam. Okrutne było to, że szarooki zdarł etykietki i nie mogłam się dowiedzieć, z jakiej to było firmy. Tak dużo stracić... Gdy kelnerka w końcu podeszła do naszego stolika i gdy złożyłyśmy nasze zamówienia, poczułam dziwny zapach, ale równocześnie mi znajomy. W końcu czułam go praktycznie codziennie rano przez okres dwóch lat.
- Lukrecja... - szepnęłam najciszej, jak tylko potrafiłam. Obróciłam się w prawą stronę, wyglądając za oszkloną szybę. Stała za nią postać, której nienawidziłam całym swoim sercem. Mężczyzna, dosyć wysoki, osiągający jakieś sto dziewięćdziesiąt centymetrów wysokości z kredową skórą i czarnymi niczym smoła włosami, lekko roztrzepanymi i delikatnie zasłaniającymi prawie czarne oczy, a dokładniej to lewe. Na nosie znajdowały się druciane okulary. Ubrany był w zwykłą białą koszulę z czarnym krawatem oraz marynarką i dżinsami. Jego świeżo wypastowane ciemne buty ułożone były na zewnątrz. Ogólnie stał zwrócony twarzą w moją stronę, delikatnie się uśmiechając, jednak ręce znajdowały się w kieszeniach spodni. Cholerny Evon... Nic się nie zmienił, tak samo przystojny, jak zwykle.
- Kamille - usłyszałam głos czarnowłosej. Natychmiast oderwałam wzrok od chłopaka, przenosząc go na dziewczynę oraz filiżanki, które nie wiem kiedy, zostały nam dostarczone. Gdy znowu popatrzyłam za szybę, Evona już nie było. Cholera, ciągle jak szybko się pojawia, tak również i znika. Zaczęłam przegryzać zła wargę, biorąc herbatę w dłoń i upijając łyka. Jednak zaraz ją odłożyłam, prawie wypluwając napój.
- Gorące! - zawołałam, machając dłonią na poparzony język. I tak samo mnie rozprasza, jak zawsze.

<Vivienne?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz