22.6.17

Od Vivienne cd. Kamille

Co za okropna piosenka... Masakra... Miałam ochotę zatkać uszy, albo chociaż wyjść stamtąd i wrócić, kiedy ta cała scenka się skończy, ale nie mogłam się przecisnąć przez tłum - może nie bł zbyt liczny, ale wszyscy stali przy drzwiach. Przez chwile wydawało mi się, że zrobili to dlatego, że myśleli, iż dziewczyna zaraz ucieknie stąd. Ja bym tak zrobiła, nie cierpię tej gównianej melodyjki i tych słów. Sto lat? A po co tyle żyć? Jeśli jest się zwykłym człowiekiem, na co się tyle męczyć? Słabe kości, zanikający wzrok, wypadające włosy... No chyba, że jak w tym mieście, jesteśmy kimś innym, to trochę ma to sensu. Ale jednak to nie zmienia mojego nastawienia do tej rzeczy. 
Kiedy przestali śpiewać rozległy się brawa i głośne okrzyki radości, a solenizantka wyglądała, jakby chciała płakać. Ciekawe dlaczego. Ciekawe jak to jest płakać, ja nie potrafię. Ja się tylko wkurzam, denerwuje i wszystko niszczę, zamiast ryczeć. Wszyscy nagle zaczynali podchodzić do dziewczyny i składać jej życzenia, tulić ją i nie wiadomo co jeszcze. Ja za to oparłam się o ścianę i przyglądałam się jedzeniu na stole; chyba jedyny plus, że tu przyszłam. Mogę się bezkarnie najeść. 

- Może ty też złożysz jej życzenia - usłyszałam głos Kamille. Stanęła obok mnie. Leniwie podniosłam na nią wzrok, który sam za siebie śmiał się z jej słów. 
- Po co? - zapytałam zakładając ręce na krzyż. 


- Miło by było. No i tak się robi - podrapała się w rękę. Chwilę tak stałam i się na nią patrzyłam rozmyślając nad tą propozycją, aż w końcu stwierdziłam, ze bez kultury nie jestem; no może trochę, ale bez przesady.
- Niech wpierw oni skończ - wskazałam na tłum, który zebrał się wokół dziewczyny. Kamille się uśmiechnęła, jakby z ulgą. - A co się mówi? - zapytałam kiedy stwierdziłam, że gdy podejdę do niej, to nic nie powiem, bo nie wiem co. Szczęśliwych świąt? Fioletowo włosa wyglądała na nieco zdziwioną.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności... - kiedy tak zaczęła wszystko wymieniać, miałam ochotę wyskoczyć przez okno. Po co aż tyle? Po co przesadzać? Jeśli mówisz "wszystkiego najlepszego" to po co wymieniać? Westchnęłam zirytowana tymi urodzinowymi tradycjami. 
- Wystarczy - podniosłam rękę, aby dziewczyna zamilkła. Zrobiła to, a ja ruszyłam w kierunku solenizantki, przy której został ten... Alex. Chyba tak miał. No i ten drugi... Felix! Tak! Pamiętam imię z tego względu, że to imię przypomina mi kota. Kota, którego nienawidzę. Podeszłam do dziewczyny, która miała szeroki uśmiech na twarzy. Ugh... chyba zwymiotuję... to jest takie słodkie i szczęśliwe, że zaraz stąd wyjdę. 

- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - podałam jej rękę, zero uśmiechu, a ona  z bananem na twarzy mnie przytuliła. Nie objęłam jej, bo nie wiedziałam co zrobić w tej chwili. Czy ona była normalna? Jaka osoba przytula kogoś, kogo nie zna? to, ze składam jej życzenia, nie znaczy, że są szczerze, a ja ją lubię. Nie znam jej i nie życzę jej niczego, ani czegoś dobrego, ani niczego złego, bo może się kiedyś tak nadarzyć, że będę musiała ją zabić. 
- Dziękuje - odsunęła się ode mnie, a ja oszołomiona jej zachowaniem wycofałam się. Schowałam ręce do kieszeni, kątem oka widząc śmiech na twarzach niektórych ludzi, a głównie u tych dwóch chłopaków stojących przy nim. Normalnie jakby bawili się w jej goryli, co było zabawne. 
Impreza się zaczęła, a ja usiadłam na kanapie obżerając się jakimiś szaszłykami. Kiedy się skończyły, a mi się nudziło, zaczęłam budować piramidę z wykałaczek. Nagle obok mnie przysiadła Kamille, a w progu zauważyłam tego jej zaręczonego faceta. Patrzył na nas tym swoim diabelskim wzrokiem, a ja miałam ochotę rzucić w niego tą wykałaczką, albo dźgnąć go w oko. Kiedy ruszył w naszą stronę chciałam krzyknąć Ona jest moja! najgłośniej jak potrafiłam, objąć ją i rzucić w niego talerzem. Ale zamiast tego skarciłam się za takie myślenie i jakby nigdy nic wróciłam do swojej piramidy. 

<Kamille?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz