18.6.17

Od Kamille CD Vivienne

O dziwo kolejny tydzień minął jeszcze szybciej od poprzedniego. Przygotowując się na wyjście na urodziny mojej przyjaciółki Martyny, właśnie nakładając arbuzowy błyszczyk na usta, na moją nogę próbował wejść Lie, głośno miaucząc. Odłożyłam zapachowy przedmiot na miejsce, przewracając oczami i schylając się po mojego kociaka. Wzięłam go na ręce i potarmosiłam nosem jego brzuszek. Położyłam go sobie na ramię i wyszłam z łazienki do kuchni. Postawiłam go przy pełnej miseczce z pasztecikiem dla kotów. Zaraz obok tej białej stała pomarańczowa, a przy niej zajadał się Tobio. Nie rozumiem go. Rudzielec zajada się ze smakiem, a ten nawet nie chcę tego dotknąć noskiem. Aż tak nie lubi pasztecików? Ukucnęłam przed wyraźnie smutnym białasem, machając przed nim palcem.
- Masz mi to zjeść. Bo inaczej jutro nie dostaniesz wątróbki - stanowczo powiedziałam. Na ostatnie słowo widocznie się zwinął, odwracając do swej miseczki i niezbyt chętnie liżąc podane mu jedzenie. Stanęłam na nogach, dumnie się z siebie uśmiechając. Wiedziałam, że ta kwestia go przekona. Tak jak nienawidzi pasztetu, tak kocha wątróbkę, ale za to będę mieć problem z Tobio, gdyż on nie lubi tego drugiego. Niby bracia, a takie z nich przeciwieństwa. W następnej chwili usłyszałam dźwięk domofonu. Wyszłam z kuchni do przedpokoju i odebrałam go.
- No schodź już na dół. Nie zapomnij o prezencie - zaraz zabrzmiał głos Alexa, nim sama się odezwałam. Pokręciłam przecząco głową, ubierając na nogi czarne baleriny, łapiąc torebkę z ładnie zapakowaną przeze mnie książką, przy której pomagały mi kocięta i wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz. Znajdując się w windzie i zjeżdżając w dół, wyciągnęłam telefon z mojej ulubionej torby i sprawdziłam godzinę. Za pół godziny dwudziesta... Powinniśmy zdążyć zajechać po Vivienne, a potem po Tinę, zawiązać jej oczy i dotrzeć na miejsce o czasie, ewentualnie po. Uśmiechnęłam się, wychodząc z bloku o dziesięciu piętrach. Weszłam do odpalonego czarnego mercedesa Alexa, a dokładniej na miejsce zaraz obok niego, a jeszcze wcześniej chowając torbę w bagażniku. Przywitałam się z szarookim szybkim przytulasem, po czym ruszył swój samochód.
- To gdzie mieszka ta twoja przyjaciółka? Vivienne podajże... - powiedział. Zaśmiałam się na jego słowa, uderzając go w ramię.
- Gdyby usłyszała, jak to mówisz, to zapewne by cię walnęła. Wątpię, by sama tak mnie nazwała. A teraz uważaj, bo będę ci pokazywać palcem drogę - rzekłam, uważnie rozglądając się po okolicy. Powinnam dać radę go poprowadzić... Cóż, może nie perfekcyjnie, ale to będzie coś z mojej strony.

<Vivienne?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz