- Masz mi to zjeść. Bo inaczej jutro nie dostaniesz wątróbki - stanowczo powiedziałam. Na ostatnie słowo widocznie się zwinął, odwracając do swej miseczki i niezbyt chętnie liżąc podane mu jedzenie. Stanęłam na nogach, dumnie się z siebie uśmiechając. Wiedziałam, że ta kwestia go przekona. Tak jak nienawidzi pasztetu, tak kocha wątróbkę, ale za to będę mieć problem z Tobio, gdyż on nie lubi tego drugiego. Niby bracia, a takie z nich przeciwieństwa. W następnej chwili usłyszałam dźwięk domofonu. Wyszłam z kuchni do przedpokoju i odebrałam go.
- No schodź już na dół. Nie zapomnij o prezencie - zaraz zabrzmiał głos Alexa, nim sama się odezwałam. Pokręciłam przecząco głową, ubierając na nogi czarne baleriny, łapiąc torebkę z ładnie zapakowaną przeze mnie książką, przy której pomagały mi kocięta i wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz. Znajdując się w windzie i zjeżdżając w dół, wyciągnęłam telefon z mojej ulubionej torby i sprawdziłam godzinę. Za pół godziny dwudziesta... Powinniśmy zdążyć zajechać po Vivienne, a potem po Tinę, zawiązać jej oczy i dotrzeć na miejsce o czasie, ewentualnie po. Uśmiechnęłam się, wychodząc z bloku o dziesięciu piętrach. Weszłam do odpalonego czarnego mercedesa Alexa, a dokładniej na miejsce zaraz obok niego, a jeszcze wcześniej chowając torbę w bagażniku. Przywitałam się z szarookim szybkim przytulasem, po czym ruszył swój samochód.
- To gdzie mieszka ta twoja przyjaciółka? Vivienne podajże... - powiedział. Zaśmiałam się na jego słowa, uderzając go w ramię.
- Gdyby usłyszała, jak to mówisz, to zapewne by cię walnęła. Wątpię, by sama tak mnie nazwała. A teraz uważaj, bo będę ci pokazywać palcem drogę - rzekłam, uważnie rozglądając się po okolicy. Powinnam dać radę go poprowadzić... Cóż, może nie perfekcyjnie, ale to będzie coś z mojej strony.
<Vivienne?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz