- Przepraszam - powiedziałam ze skruchą, gdy w końcu nieszczęśliwie zderzyłam się z pewnym mężczyzną w garniaku. Podniósł kapelusz ze swojej głowy, tym gestem również mnie przepraszając. Ruszyłam dalej przed siebie. Muszę przestać myśleć o tej dziewczynie, bo kiedyś źle to się dla mnie skończy.
Włożyłam klucz do zamka, przekręcając go i otwierając tym samym drzwi. Znajdując się już w środku, zdjęłam swoje buty oraz odłożyłam torbę na szafkę obok. Zajrzawszy do salonu, stanęłam w miejscu. Centralnie na środku pokoju nad ziemią unosił się czarny obłoczek, który kogoś mi przypominał. A gdy zaczął się przemieniać w osobę, już byłam pewna, kto to.
- Vivienne... Co ty tu robisz...? - spytałam, zdziwiona jej obecnością u mnie w domu. Ciekawi mnie to, ile już tutaj jest... Jeśli dobrze pamiętam, to nie lubiła kotów, a w końcu Tobio i Lie należeli do tego gatunku ssaków. Gdy dziewczyna już w całości stanęła przede mną, nabrała wielki wdech. Czyżby się stresowała? Zaśmiałam się w duchu. Jasne, jeszcze czego.
- Nie mogłam czekać do jutra. Muszę z tobą porozmawiać dzisiaj, teraz - w końcu powiedziała. Otworzyłam usta, by o coś się jej zapytać, jednak... Słowa ponownie tego dnia nie chciały mi przejść przed gardło. Zdołałam się tylko uśmiechnąć. Zrobiłam pierwszy, niepewny krok w stronę sylwetki brunetki. W pewnym sensie cieszyłam się, że przyszła, wleciała czy cokolwiek zrobiła, by jeszcze dzisiaj się ze mną spotkać. Mnie też nie chciało się już czekać, szczerze mówiąc.
- Chcę tylko wiedzieć... Co o mnie myślisz? - usłyszałam pytanie od niej. Co... o niej myślę? O niej całej? Tak jak teraz tu stoi? Już nie mogłam zapanować nad swoim ciałem. Szybko do niej podeszłam i objęłam jej ciało rękami, tym samym się do niej przytulając. Nie widziałam, jak na to zareaguje, jednak nie obchodziło mnie to. Oparłam brodę na jej ramieniu, przymykając oczy.
- Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ja spędziłam ostatnią noc. Przewracałam się z boku na bok, śniąc o nas... naszej przyszłości razem - szepnęłam. W jakiś sposób wyczułam spięcie między nami, jej ciała. Zbliżyłam usta do jej ucha, delikatnie rozwierając powieki. - Jesteś dla mnie ważna. Nie wiem, czy to miłość, jednak nie mogę wygonić cię z mojego umysłu, z moich myśli - wyznałam. Mocniej ją ścisnęłam, choć dla niej, to mogło być trochę za mocno. W końcu miała takie delikatne i kościste ciałko... - Teraz mam tylko jedną prośbę - znowu szepnęłam, czując, jak łzy powoli zbierają się w moich oczach. Odsunęłam usta od jej ucha, próbując spojrzeć na twarz Vivienne. - Nie wyjeżdżaj ze Snowem. Zostań ze mną, proszę. Zamieszkajmy razem. Tutaj, w tym mieszkaniu. Zrezygnuję ze studiów, będziemy spędzać razem więcej czasu - powiedziałam, nawet nie spuszczając wzroku z jej prześlicznych ciemnych oczu. - Tylko nie marz, że wyrzucę moje kociaki. Nigdy w życiu - zaśmiałam się. Źle się czułam z tym, że nie dopuszczałam jej do głosu, jednak w tym momencie mnie to nie obchodziło. Chciałam powiedzieć jej wszystko, co leżało mi na wątrobie. A tam zostało jeszcze jedno zdanie, choć nie miałam co do niego stuprocentowej pewności, że będą prawdziwe. Jednak muszę je powiedzieć. A czemu? Bo tak podpowiadało mi serce.
- Vivienne... Jednak cię kocham - wyznałam, stykając ze sobą czubki naszych nosów. Po tych słowach miałam straszną ochotę ją pocałować. Jednak wiedziałam, że w tej chwili to byłoby za dużo i dla niej, i dla mnie.
<Vivienne?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz