14.8.17

Od Kamille CD Vivienne

- Do zobaczenia, Kami - powiedziała April, machając do mnie. Odmachałam jej, idąc w swoim własnym kierunku, gdzie ona szła w zupełnie innym. Bezdennie gapiłam się w chodnik przede mną, jakimś cudem omijając przechodniów, których i tak było w znikomej ilości. W końcu był wieczór, ja i brązowowłosa zamknęłyśmy kawiarnię i teraz rozdzieliłyśmy się do swoich domów. Co robię jutro? Nie mam zmiany, na wykłady nie mam zamiaru pójść... Zbyt wielka szansa, że spotkam tam bliźniaków z Martyną. I tak na razie nie mam głowy do poważniejszej rozmowy z kimkolwiek. Więc czemu umówiłam się na jutro z Vivienne? Zaśmiałam się cicho. To jest bardzo dobre pytanie. Cholera, przecież to oczywiste, że chcę ją zobaczyć może nawet ten ostatni raz. Tylko co miałabym jej powiedzieć? Że będę tęsknić? Żeby dobrze jej się tam wiodło? Że coś do niej... czuję? Zachowuje się normalnie jak jakaś niedorobiona nastolatka. Momentalnie przed moimi oczami pojawił się obraz jej twarzy. Jej piękne ciemne oczy, jej warkoczyki, w których momentami wygląda jak nastolatka... a w końcu nią nie była. Jakby nie patrzeć, dziewięćdziesiąt dziewięć to dość duża liczba. O wiele większa od mojej dziewiętnastki.
- Przepraszam - powiedziałam ze skruchą, gdy w końcu nieszczęśliwie zderzyłam się z pewnym mężczyzną w garniaku. Podniósł kapelusz ze swojej głowy, tym gestem również mnie przepraszając. Ruszyłam dalej przed siebie. Muszę przestać myśleć o tej dziewczynie, bo kiedyś źle to się dla mnie skończy.

Włożyłam klucz do zamka, przekręcając go i otwierając tym samym drzwi. Znajdując się już w środku, zdjęłam swoje buty oraz odłożyłam torbę na szafkę obok. Zajrzawszy do salonu, stanęłam w miejscu. Centralnie na środku pokoju nad ziemią unosił się czarny obłoczek, który kogoś mi przypominał. A gdy zaczął się przemieniać w osobę, już byłam pewna, kto to.
- Vivienne... Co ty tu robisz...? - spytałam, zdziwiona jej obecnością u mnie w domu. Ciekawi mnie to, ile już tutaj jest... Jeśli dobrze pamiętam, to nie lubiła kotów, a w końcu Tobio i Lie należeli do tego gatunku ssaków. Gdy dziewczyna już w całości stanęła przede mną, nabrała wielki wdech. Czyżby się stresowała? Zaśmiałam się w duchu. Jasne, jeszcze czego.
- Nie mogłam czekać do jutra. Muszę z tobą porozmawiać dzisiaj, teraz - w końcu powiedziała. Otworzyłam usta, by o coś się jej zapytać, jednak... Słowa ponownie tego dnia nie chciały mi przejść przed gardło. Zdołałam się tylko uśmiechnąć. Zrobiłam pierwszy, niepewny krok w stronę sylwetki brunetki. W pewnym sensie cieszyłam się, że przyszła, wleciała czy cokolwiek zrobiła, by jeszcze dzisiaj się ze mną spotkać. Mnie też nie chciało się już czekać, szczerze mówiąc.
- Chcę tylko wiedzieć... Co o mnie myślisz? - usłyszałam pytanie od niej. Co... o niej myślę? O niej całej? Tak jak teraz tu stoi? Już nie mogłam zapanować nad swoim ciałem. Szybko do niej podeszłam i objęłam jej ciało rękami, tym samym się do niej przytulając. Nie widziałam, jak na to zareaguje, jednak nie obchodziło mnie to. Oparłam brodę na jej ramieniu, przymykając oczy.
- Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ja spędziłam ostatnią noc. Przewracałam się z boku na bok, śniąc o nas... naszej przyszłości razem - szepnęłam. W jakiś sposób wyczułam spięcie między nami, jej ciała. Zbliżyłam usta do jej ucha, delikatnie rozwierając powieki. - Jesteś dla mnie ważna. Nie wiem, czy to miłość, jednak nie mogę wygonić cię z mojego umysłu, z moich myśli - wyznałam. Mocniej ją ścisnęłam, choć dla niej, to mogło być trochę za mocno. W końcu miała takie delikatne i kościste ciałko... - Teraz mam tylko jedną prośbę - znowu szepnęłam, czując, jak łzy powoli zbierają się w moich oczach. Odsunęłam usta od jej ucha, próbując spojrzeć na twarz Vivienne. - Nie wyjeżdżaj ze Snowem. Zostań ze mną, proszę. Zamieszkajmy razem. Tutaj, w tym mieszkaniu. Zrezygnuję ze studiów, będziemy spędzać razem więcej czasu - powiedziałam, nawet nie spuszczając wzroku z jej prześlicznych ciemnych oczu. - Tylko nie marz, że wyrzucę moje kociaki. Nigdy w życiu - zaśmiałam się. Źle się czułam z tym, że nie dopuszczałam jej do głosu, jednak w tym momencie mnie to nie obchodziło. Chciałam powiedzieć jej wszystko, co leżało mi na wątrobie. A tam zostało jeszcze jedno zdanie, choć nie miałam co do niego stuprocentowej pewności, że będą prawdziwe. Jednak muszę je powiedzieć. A czemu? Bo tak podpowiadało mi serce.
- Vivienne... Jednak cię kocham - wyznałam, stykając ze sobą czubki naszych nosów. Po tych słowach miałam straszną ochotę ją pocałować. Jednak wiedziałam, że w tej chwili to byłoby za dużo i dla niej, i dla mnie.

<Vivienne?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz