6.7.17

Od Vivienne cd. Kamille

Jakoś nie dziwiło mnie to, że dziewczyna nie chciała wracać na przyjęcie. To było mi na rękę, ponieważ skończyły mi się pomysły, dzięki którym nie zanudziłabym się tam na śmierć. Wykałaczki się skończyły i pewnie inne jedzenie także. Wolałam już iść do domu Kamille, tym bardziej, że tam coś zjem, a mi się nie chcę siedzieć samej – nie wiem dlaczego. Być może dobija mnie fakt, że wrócę do pustego domu, w którym zazwyczaj czeka Snow, często z nowym zleceniem.
- Czekaj na mnie – westchnęłam i ruszyłam za nią. Stanęła chwilkę, a kiedy byłam obok niej, ruszyliśmy do jej domu w ciszy, która nie przeszkadzała mi, a wręcz przeciwnie. Zamiast niepotrzebnej rozmowy i rozżalania się do moich uszu dochodził tylko świst wiatru i odgłos naszym kroków. Szliśmy w kierunku wyjścia z lasu, z chęcią bym teraz zamieniła się w cień i w dwie sekundy znalazła się u niej, ale co? Mam na nią czekać, nie wiadomo ile?
Byliśmy w mieście. Samochody i światła nieco mnie drażniły, musiałam odwracać wzrok od lamp i innych świateł. Przez chwilę myślałam nad zakryciem oczu, ale to by było głupie, jak i zabawne, gdybym nagle uderzyła w jakiś słup. Wtem rozległ się dzwonek telefonu, nie mojego, lecz Kamille. Dziewczyna wyjęła urządzenie z kieszeni i spoglądając na wyświetlacz, nieco spochmurniała, po czym się rozłączyła. Nie pytałam, nie trudno się było domyśleć, że to byli jej „przyjaciele”. Cóż, nie potrafię tego powiedzieć normalnym tonem, jak normalne słowo, bo nie uważam ich za takich ludzi. Jak już mówiłam – są idiotami. W sumie jak większość ludzie mieszkających w tym mieście. Jak tylko będę miała na któregoś z nich zlecenie... Drugi dzwonek i rozłączenie. Eh... co ja mówiłam? A tak. Gdy tylko będę miała... Trzeci sygnał.
- No cholera jasna! - krzyknęłam i wyrwałam z jej ręki telefon i aby mi go nie zabrała, zamieniłam się w zjawę i usiadłam na lampie, by nie mogła mnie dosięgnąć.
- Vivienne, oddaj mi telefon – słyszałam z dołu, ale nie reagowałam. Przyjęłam połączenie, a po drugiej stronie od razu odezwał się Felix. Poczekałam aż skończy swoje przeprosiny (telefon musiałam trzymać nieco dalej od ucha, ponieważ krzyczał, bynajmniej ja tam twierdze) i wtedy ja się odezwałam:
- Kamille jest chwilowo niedostępna i nie będzie się można z nią skontaktować całą noc i jutrzejszy dzień. Wyjechała i nie wiadomo kiedy wróci. Wszelkich rodzajów przeprosiny proponujemy wysyłać listem poleconym. Treść zostanie dokładnie przestudiowana, a następnie odesłana z informacją „Wsadźcie to sobie w dupę”. Dziękujemy za skorzystanie z tej linii, która nie będzie aktywna do odwołania – rozłączyłam się, przy okazji wyłączając jej telefon. Dopiero wtedy zeskoczyłam z lampy i oddałam jej telefon. - Dogadałam się z nimi i nie będę przeszkadzać, więc telefon nie musi być włączony – poinformowałam ją. W rzeczywistości miałam dość tego sygnały, ciągle zagłuszał mi tą cudowną ciszę. Teraz jednak się zdenerwowałam i już nie mam ochoty na nią. Chciałabym coś rozwalić, a najlepiej zabić. Cóż, poczekam aż Kamille zaśnie. 

<Kamille?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz