Jakoś nie dziwiło
mnie to, że dziewczyna nie chciała wracać na przyjęcie. To było
mi na rękę, ponieważ skończyły mi się pomysły, dzięki którym
nie zanudziłabym się tam na śmierć. Wykałaczki się skończyły
i pewnie inne jedzenie także. Wolałam już iść do domu Kamille,
tym bardziej, że tam coś zjem, a mi się nie chcę siedzieć samej
– nie wiem dlaczego. Być może dobija mnie fakt, że wrócę do
pustego domu, w którym zazwyczaj czeka Snow, często z nowym
zleceniem.
- Czekaj na mnie –
westchnęłam i ruszyłam za nią. Stanęła chwilkę, a kiedy byłam
obok niej, ruszyliśmy do jej domu w ciszy, która nie przeszkadzała
mi, a wręcz przeciwnie. Zamiast niepotrzebnej rozmowy i rozżalania
się do moich uszu dochodził tylko świst wiatru i odgłos naszym
kroków. Szliśmy w kierunku wyjścia z lasu, z chęcią bym teraz
zamieniła się w cień i w dwie sekundy znalazła się u niej, ale
co? Mam na nią czekać, nie wiadomo ile?
Byliśmy w mieście.
Samochody i światła nieco mnie drażniły, musiałam odwracać
wzrok od lamp i innych świateł. Przez chwilę myślałam nad
zakryciem oczu, ale to by było głupie, jak i zabawne, gdybym nagle
uderzyła w jakiś słup. Wtem rozległ się dzwonek telefonu, nie
mojego, lecz Kamille. Dziewczyna wyjęła urządzenie z kieszeni i
spoglądając na wyświetlacz, nieco spochmurniała, po czym się
rozłączyła. Nie pytałam, nie trudno się było domyśleć, że to
byli jej „przyjaciele”. Cóż, nie potrafię tego powiedzieć
normalnym tonem, jak normalne słowo, bo nie uważam ich za takich
ludzi. Jak już mówiłam – są idiotami. W sumie jak większość
ludzie mieszkających w tym mieście. Jak tylko będę miała na
któregoś z nich zlecenie... Drugi dzwonek i rozłączenie. Eh... co
ja mówiłam? A tak. Gdy tylko będę miała... Trzeci sygnał.
-
No cholera jasna! - krzyknęłam i wyrwałam z jej ręki telefon i
aby mi go nie zabrała, zamieniłam się w zjawę i usiadłam na
lampie, by nie mogła mnie dosięgnąć.
- Vivienne, oddaj mi
telefon – słyszałam z dołu, ale nie reagowałam. Przyjęłam
połączenie, a po drugiej stronie od razu odezwał się Felix.
Poczekałam aż skończy swoje przeprosiny (telefon musiałam trzymać
nieco dalej od ucha, ponieważ krzyczał, bynajmniej ja tam twierdze)
i wtedy ja się odezwałam:
- Kamille jest chwilowo niedostępna i
nie będzie się można z nią skontaktować całą noc i jutrzejszy
dzień. Wyjechała i nie wiadomo kiedy wróci. Wszelkich rodzajów
przeprosiny proponujemy wysyłać listem poleconym. Treść zostanie
dokładnie przestudiowana, a następnie odesłana z informacją
„Wsadźcie to sobie w dupę”. Dziękujemy za skorzystanie z tej
linii, która nie będzie aktywna do odwołania – rozłączyłam
się, przy okazji wyłączając jej telefon. Dopiero wtedy
zeskoczyłam z lampy i oddałam jej telefon. - Dogadałam się z nimi
i nie będę przeszkadzać, więc telefon nie musi być włączony –
poinformowałam ją. W rzeczywistości miałam dość tego sygnały,
ciągle zagłuszał mi tą cudowną ciszę. Teraz jednak się
zdenerwowałam i już nie mam ochoty na nią. Chciałabym coś
rozwalić, a najlepiej zabić. Cóż, poczekam aż Kamille zaśnie.
<Kamille?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz