Poniedziałek. Tak bardzo znienawidzony przeze mnie dzień w tygodniu.
Całym sercem pragnęłam tylko powrócić do łóżka w moim domu, a nie na
wpół leżeć na blacie w kawiarni i powstrzymując się od całkowitego
opuszczenia powiek. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś za mną staje, a
potem oplata ręce wokół mojej talii i tula się do moich pleców. Już na starcie wiedziałam, że to czarnowłosy Ethan
znowu próbował ze mną poflirtować. Wszędzie poznam zapach tych róż.
Oparł brodę na moim ramieniu. Nie miałam zbytnio sił, by go za to zbić.
Od rana doskwierała mi ospałość, a teraz nie czułam się zbytnio dobrze.
Choć, gdyby pewnie w lokalu było więcej osób, bym jeszcze go mimo
wszystko pogoniła. Jednak był poniedziałkowy ranek i na chwilę obecną
mieliśmy samych klientów zamawiających kawę na wynos do pracy.
Oferowaliśmy taką, a co. Szefowej po raz kolejny nie było, gdy miałam
swoją zmianę, choć nie wiem, czy powinnam się dziwić. Niedługo bierze
ślub. Oby mnie tylko nie zaprosiła... W pewnym momencie poczułam, jak
mężczyzna za mną dmucha mi w ucho.
- Ethan...
- jęknęłam. Bardziej ze zmęczenia, jednak on to chyba inaczej odebrał,
bo poczułam, jak jego ciało się spina pod wpływem mojego głosu. Docisnął
swój dół do mojego tyłka. O nie, za dużo tego. Zebrałam się w sobie i
jednym ruchem obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i teraz stałam
dokładnie naprzeciwko zielonookiego.
- Mógłbyś mnie w końcu zostawić?
- grzecznie zapytałam, prosto patrząc się w jego tęczówki. Zamrugał
oczami, jakby mnie nie rozumiejąc. Odetchnęłam powoli, wsuwając ręce
pomiędzy nasze ciała i próbując go delikatnie odepchnąć od siebie. -
Zrozum, że mnie nie interesujesz - wyznałam. "I
nawet nie będziesz". Dostrzegłam w jego oczach coś na znak załamania,
zawiedzenia. Mówi się trudno. Gdybym była w humorze, pewnie jakoś bym mu
nakłamała, że dalej mam dołka po zdradzie mojego byłego i w ogóle.
Jednak w tej chwili nie miałam ochoty na kłamstwa. A prawdy mu też nie
powiem. Bo jak by brzmiało zdanie: "Wybacz, ale nie chcę rozczarować dziewczyny, na której mi zależy"? "Zależy"... Czy na pewno tak czuję w odniesieniu do Vivienne?
Po jej wczorajszym wyjściu... Czemu ona to w ogóle zrobiła? Wyglądała
na jakąś taką... roztrzęsioną, niepewną czegoś. Jednak ja czułam się
tak, jakbym straciła rękę. Lub Tobio i Lie.
Potem cały dzień przeleżałam w łóżku i próbowałam zasnąć, co marnie mi
szło przez fakt, że zadręczałam się myślami, a nawet i wizjami mnie z Vivienne
razem. W łóżku. W parku, jak razem szłyśmy, trzymając się za ręce. Jak
bardzo dziwnie by to wyglądało? Jednak, gdy usłyszałam ze ślicznych ust
czarnowłosej, że dobrze całuję... nie mogłam w to uwierzyć. W głębi mnie
powstała jakaś nadzieja, że może tak do końca nie jestem jej obojętna i
nie było to nasze ostatnie spotkanie. Ostatni pocałunek. Poczułam ulgę,
gdy Ethan
sobie w końcu odpuścił i mnie zostawił, kierując się w stronę
pomieszczenia dla pracowników. W tej chwili byłam przekonana co do
jednej rzeczy. Że chcę znowu ją zobaczyć i z całej siły móc ją
przytulić, jakoś przeprosić za tamto podczas oglądania bajki. Wtem
usłyszałam, jak drzwi od kawiarni się otwierają. Przybrałam na twarzy
uroczy uśmiech i już miałam przywitać nowego gościa w lokalu, gdy
momentalnie zamarłam. Ja rozumiem, że bardzo chciałam ją zobaczyć i w
ogóle, ale nie chodziło mi, że od razu! W dodatku nie była jednak sama.
Najwidoczniej jej białowłosy przyjaciel w końcu wrócił z tej swojej
wycieczki krajoznawczej. Zarąbiście...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz