27.7.17

Od Vivienne cd. Kamille

- Ja chyba umarłam czy coś takiego... A co do Kamille, to spierda*aj od niej. Jest moja i koniec kropka. Jej przyjaciołom też to możesz powiedzieć. Banda kompletnych ignorantów, najgorszych durniów w mieście - mruknęłam ostatnie słowa pod nosem, bardziej do siebie, ale chciałam, żeby to wszystko usłyszał. Niech wiedzą, że jak ją skrzywdzą, to ich pozabijam.
- Kamille chyba nie chciałaby, żebyś tak mówiła o jej przyjaciołach - nadal był spokojny, ale odsunął się ode mnie. Czyżby się bał duchów?
- Jakich przyjaciołach? Takich ludzi nie ma na świecie - zaśmiałam się i łyknęłam do końca kufel piwa. Czułam się świetnie. Taka wyluzowana i wiedziałam, że nikt mi nie podskoczy, bo zabiję. Znowu zaczęłam się śmiać, mężczyzna wstał i się odsunął ode mnie.
- Ty jesteś jakaś chora - powiedział bardziej do siebie, wzruszyłam ramionami.
- Tak, psychopaci są niebezpieczni, więc jeśli cię zobaczę przy Kamille, utnę ci fiuta i wsadzę ci go do gardła, aż się udusisz - zagroziłam z radosnym uśmiechem. Kiedy zniknął gdzieś w tłumie ja poprosiłam o kolejną porcję alkoholu.
- Nie za dużo jak dla ciebie? - usłyszałam śmiech. Znajomy mi głos obił się w moich uszach przywracając mnie do rzeczywistości po części mnie wytrzeźwiając. Nie zniszczyło to jednak całego wpływu piwa w moim ciele.
- A co? Zabronisz? - prychnęłam poganiając barmana, który posłał mi niepewne spojrzenie. Chciał mi odmówić? Nie ma prawa! Ja jestem grzeczna, jeszcze nikomu nic nie zrobiłam. Jeszcze... Spojrzałam na twarz Snow'a. Na tego kretyna, który zniknął parę dni temu bez słowa.
- Załatwiałem sprawy - odparł na moje pytanie gdzie ty się ku*wa szlajałeś? Znowu się zaśmiałam.
- Niby jakie? - zapytałam biorąc do ręki kolejne piwo.
- Wyjeżdżamy stąd - powiedział dumny z siebie i sobie także zamówił, ale drinka. Stwierdził, że jeśli teraz zamówi piwo, upije się ze mną, a ja będę leżeć nieprzytomna. Kiedy zaprzeczyłam stwierdził, ze będzie mnie musiał zataszczyć do domu. Z tym się zgodziłam, nie chciało mi się iść na własnych nogach. Niech mnie poniesie.
Ale zaraz... wyjeżdżamy? Jak to?

~~*~~

Następnego dnia obudziłam się z lekkim bólem głowy. Było już po południu, a chłopak krzątał się w kuchni. Poszłam za hałasem i pierwsze co zjadłam, to tabletkę. Czy można mieć po piwu kaca? Nie mam pojęcia, nie wiem nawet ile wypiłam... Pamiętam, że chyba rzeczywiście mnie niósł do domu, a ja do niego mówiłam grzeczny chłopiec i głaskałam go po głowie oraz drapałam za uszami. Snow usiadł przy stole zmęczony.
- Idziemy coś zjeść? Nie robiłaś żadnych zakupów i nic tu nie ma - poskarżył się. Oparłam się o blat.
- Mogłeś dać znać, że wracasz. Zrobiłabym zakupy i nie upiła się - mimo, iż to było kłamstwo, chłopak posłał mi sarkastyczny uśmiech.
- Ubieraj się, albo pójdę sam.
Gdzie zawitaliśmy? Do kawiarni, w której pracowała Kamille. Dopiero po przekroczeniu progu przypomniał mi się nasz wybryk... gdzie się całowaliśmy. Wspominałam to lepiej niż wcześniej. Teraz twierdziłam, ze było to przyjemne uczucie jak i doznanie. Może to powtórzyć? Ale... jak? Nie chcę jej robić nadziei, jeśli mamy stad wyjeżdżać. A może tu zostać? Ale jaką mam gwarancję, że uda mi się z nią? Że nie zostawi mnie od tak, albo ja się nią nie znudzę? Ze Snow'em mimo iż nie łączą nas wyjątkowe uczucia, zawsze na sobie polegaliśmy. Nie potrafiłabym go zostawić.
- Poprosimy coś na śniadanie. Byle co, jajecznicę, kanapki... cokolwiek - chłopak złożył zamówienie fioletowłosej dziewczynie, nie zbyt przejmując się tym, co mogliby nam dać. - Z tym, że ja chcę kawę - po tych słowach ruszył do wolnego stolika. Kamille ciągle mi się przyglądała, a ja jedyne co mogłam zrobić to unikać jej wzroku. Musze się zdecydować. Ona, czy on? Ale może nie muszę? Może nie ma co o niej myśleć?
- Ja też - powiedziałam bardzo cicho i poszłam do stolika zajętego przez chłopaka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz