Nie potrafiłam się od niej oderwać. Błąd. Nie MOGŁAM się od niej
oderwać. Była taka słodka, taka ponętna i pociągająca, że... No po
prostu nie mogłam! Aż się podnieciłam. Siedziałam na
Vivienne,
ciągle ją całując. Nie obchodziło mnie to, że powoli brakło mi
powietrza. Nie chciałam kończyć naszego pocałunku, oj nie. Jednak trochę
dziwnie się czułam, robiąc to z kobietą. Jedyną osobą, z którą byłam
kiedykolwiek tak blisko, był
Evon.
Przez dobre dwa lata. Tyle czasu w przekonaniu, że kobiety mnie nie
interesują. A teraz co? Badałam językiem środek jej buzi, a dłonie z jej
boków powoli przesuwałam na plecy, wędrując nimi pod bluzkę. Dotknęłam
jej zimnej skóry, przez co najwidoczniej przeszedł ją dreszcz.
Westchnęłam w jej usta, delikatnie poprawiając się na jej nodze, na
której aktualnie siedziałam. Moje ręce poszły w górę i od razu znalazły
zapięcie od jej stanika... zaraz, nie. To nie ma zapięcia? No cóż...
Wyjęłam spod jej bluzki dłonie, znowu kładąc je na jej biodrach. Na
chwilę oderwałam się od ust czarnowłosej. Dostrzegłam cienką linkę
śliny, łączącą nasze języki, choć po chwili i tak się przerwała. Trochę
dyszałam, biorąc coraz to większe hausty powietrza. Wzięłam głęboki
wdech, po czym ponownie wpiłam się w jej delikatne usta. Nie
protestowała. Nasze języki od razu się odnalazły, tańcząc między sobą.
Ja za to popchnęłam dziewczynę na plecy, a ona westchnęła. Niby się
uśmiechnęłam, jednak zaraz spoważniałam. Tym razem poszłam rękami w dół,
wsuwając palce pod jej spodnie. Nic mi nie zrobiła, jednak gdy
rozchyliłam powieki, mogłam dostrzec lekkie niezadowolenie na jej
twarzy. Nic sobie z tego nie zrobiłam, przesuwając dłonie na jej
pośladki. Gdy już chciałam je ścisnąć, usłyszałam po swojej lewicy
jakieś dźwięki. Zdziwiona natychmiast oderwałam się od czarnookiej i
podniosłam głowę w górę. Ktoś włączył film! Spojrzałam na klawiaturę od
laptopa.
-
Lie!
Złaź z tego! - zawołałam. Ten spojrzał na mnie, jednak nic sobie z tego
nie zrobił. Tak nie będziemy się bawić. Pospiesznie wstałam z
Vivienne,
cudem omijając spotkania ze szklanym stolikiem i dębową podłogą. Dłońmi
sięgnęłam po szarego kociaka, zatrzymując spacją końcówkę Shreka.
Lie
zamiauczał z dezaprobatą, że mu zabawę zepsułam. Wzięłam go w dwie
ręce, złapałam go pod przednimi łapkami i podniosłam na wysokość mojej
twarzy.
- Tyle razy ci mówiłam, że nie wolno chodzić po laptopie... -
powiedziałam. Ten tylko zamrugał, zaczynając się powoli wiercić. No jak
do ściany! A mógł coś zepsuć. Ma ostre zęby i pazurki i nie wiadomo, co
takiego kociakowi przyszłoby do głowy. Wzięłam go w ramiona, by zaraz
nie spadł na podłogę. Wtedy sobie o czymś przypomniałam.
Vivienne...
Odwróciłam się do niej. Już nie leżała, siedziała na narożniku na
wprost telewizora ze zgiętymi nogami i oplecionymi wokół kolan dłońmi.
Jej twarz skryta była w spodniach i wpatrywała się we mnie swymi dwoma
czarnymi paciorkami w postaci oczu.
-
Viv, przepraszam, ale gdyby nie
Lie to... - jakoś zaczęłam i nie potrafiłam skończyć. Bo gdyby nie
Lie,
to co? Dalej bym ją całowała? Obmacywała? Może w końcu uprawiałybyśmy
seks? Dziewczyna tylko odwróciła swój wzrok gdzieś w stronę okna i
balkonu. I cała poprzednia sytuacja poszła w cholerę.
<Vivienne?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz