24.7.17

Od Kamille CD Vivienne

Nie potrafiłam się od niej oderwać. Błąd. Nie MOGŁAM się od niej oderwać. Była taka słodka, taka ponętna i pociągająca, że... No po prostu nie mogłam! Aż się podnieciłam. Siedziałam na Vivienne, ciągle ją całując. Nie obchodziło mnie to, że powoli brakło mi powietrza. Nie chciałam kończyć naszego pocałunku, oj nie. Jednak trochę dziwnie się czułam, robiąc to z kobietą. Jedyną osobą, z którą byłam kiedykolwiek tak blisko, był Evon. Przez dobre dwa lata. Tyle czasu w przekonaniu, że kobiety mnie nie interesują. A teraz co? Badałam językiem środek jej buzi, a dłonie z jej boków powoli przesuwałam na plecy, wędrując nimi pod bluzkę. Dotknęłam jej zimnej skóry, przez co najwidoczniej przeszedł ją dreszcz. Westchnęłam w jej usta, delikatnie poprawiając się na jej nodze, na której aktualnie siedziałam. Moje ręce poszły w górę i od razu znalazły zapięcie od jej stanika... zaraz, nie. To nie ma zapięcia? No cóż... Wyjęłam spod jej bluzki dłonie, znowu kładąc je na jej biodrach. Na chwilę oderwałam się od ust czarnowłosej. Dostrzegłam cienką linkę śliny, łączącą nasze języki, choć po chwili i tak się przerwała. Trochę dyszałam, biorąc coraz to większe hausty powietrza. Wzięłam głęboki wdech, po czym ponownie wpiłam się w jej delikatne usta. Nie protestowała. Nasze języki od razu się odnalazły, tańcząc między sobą. Ja za to popchnęłam dziewczynę na plecy, a ona westchnęła. Niby się uśmiechnęłam, jednak zaraz spoważniałam. Tym razem poszłam rękami w dół, wsuwając palce pod jej spodnie. Nic mi nie zrobiła, jednak gdy rozchyliłam powieki, mogłam dostrzec lekkie niezadowolenie na jej twarzy. Nic sobie z tego nie zrobiłam, przesuwając dłonie na jej pośladki. Gdy już chciałam je ścisnąć, usłyszałam po swojej lewicy jakieś dźwięki. Zdziwiona natychmiast oderwałam się od czarnookiej i podniosłam głowę w górę. Ktoś włączył film! Spojrzałam na klawiaturę od laptopa.
- Lie! Złaź z tego! - zawołałam. Ten spojrzał na mnie, jednak nic sobie z tego nie zrobił. Tak nie będziemy się bawić. Pospiesznie wstałam z Vivienne, cudem omijając spotkania ze szklanym stolikiem i dębową podłogą. Dłońmi sięgnęłam po szarego kociaka, zatrzymując spacją końcówkę Shreka. Lie zamiauczał z dezaprobatą, że mu zabawę zepsułam. Wzięłam go w dwie ręce, złapałam go pod przednimi łapkami i podniosłam na wysokość mojej twarzy.
- Tyle razy ci mówiłam, że nie wolno chodzić po laptopie... - powiedziałam. Ten tylko zamrugał, zaczynając się powoli wiercić. No jak do ściany! A mógł coś zepsuć. Ma ostre zęby i pazurki i nie wiadomo, co takiego kociakowi przyszłoby do głowy. Wzięłam go w ramiona, by zaraz nie spadł na podłogę. Wtedy sobie o czymś przypomniałam. Vivienne... Odwróciłam się do niej. Już nie leżała, siedziała na narożniku na wprost telewizora ze zgiętymi nogami i oplecionymi wokół kolan dłońmi. Jej twarz skryta była w spodniach i wpatrywała się we mnie swymi dwoma czarnymi paciorkami w postaci oczu.
- Viv, przepraszam, ale gdyby nie Lie to... - jakoś zaczęłam i nie potrafiłam skończyć. Bo gdyby nie Lie, to co? Dalej bym ją całowała? Obmacywała? Może w końcu uprawiałybyśmy seks? Dziewczyna tylko odwróciła swój wzrok gdzieś w stronę okna i balkonu. I cała poprzednia sytuacja poszła w cholerę.

<Vivienne?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz