8.5.17

Od Vivienne cd. Kamille

Podeszłam do komody, na której leżał aparat. Wzięłam go do ręki i zajrzałam na mały ekranie. Zdjęcie idealne, bynajmniej dla takiego amatora jak ja; rudy i biały kot obok siebie, spali i wyglądali dosyć uroczo, ale to i tak nie zmieniło faktu, że nienawidzę tych zwierząt. Tyle dobrego, że tylko kotom tej dziewczyny nie życzyłam śmierci w postaci wrzucenia do worka bez tlenu i wrzuceniu ich do jeziora.
Odgłos otwieranych drzwi zwrócił moją uwagę. Podniosłam głowę i położyłam aparat na miejsce. Wychyliłam się zza ściany i zauważyłam trzech ludzi wchodzących do mieszkania. Miałam zamiar zniknąć i się stąd ulotnić, nienawidziłam tłumów; tak, dla mnie tłum zaczyna się od trzech ludzi z wyż. Niestety chłopak stojący między dziewczynami pierwszy mnie dojrzał i wydał z siebie dziwny jęk. Ugh... ale dziecko.
- Hej, Felix jestem – wyciągnął w moim kierunku dłoń. Wyszłam zza ściany ukazując się w całej postaci i patrząc na obcego, a potem na jego rękę. Nie chciałam go dotykać i nie chodziło mi tu o jakiejś tam choroby w mojej głowie czy coś podobnego, po prostu nie chciałam i tyle. W moim życiu wystarczył mi jeden frajer, a zarazem morderca. Po co drugi dzieciak do zawracania mi du*y?
- To Vivienne – Kamille wkroczyła do akcji widząc jak się hamuję przed podaniem mu ręki. - Vivienne, to Felix, Alex i Martyna - przedstawiła mi swoim znajomych... jak ona ich nazwała? A tak, przyjaciół... Nie ważne, nie będę nad tym rozmyślać. 
Każdy z nich się ze mną przywitał, a Felix w końcu zrezygnował z uciśnięcia mojej dłoni. W duchu mi ulżyło, ale byłam okropnie spięta; na szczęście nie było tego widać. Poznałam nawet fajną dziewczynę, a tu wparowują jacyś obcy mi ludzie i wszystko przerywają. Spojrzałam za okno, dalej padało, ale to nie było ważne.
- Będę już do siebie wracać - powiedziałam kierując się w stronę drzwi. Przecież na wszystkich oczach nie będę znikać niczym duch, prawda?
- Przecież jeszcze pada - wskazała na okno, ale ja wzruszyłam ramionami.
- Lubię deszcz - powiedziałam dalej kierując się w stronę wyjścia.
- Ej no, nie pesz się - usłyszałam głos Felixa. - Zostań z nami, im więcej osób, tym raźniej - uśmiechnął się szeroko kiedy się na niego spojrzałam jak na totalnego debila. Nie lubiłam takich ludzi; takich optymistycznych i miłych dla wszystkich oraz takich, którzy chcą poznać każdego człowieka na świecie. To mi się kojarzy jedynie z bólem i odrzuceniem, przecież w końcu trafisz na kogoś, kto cię bardzo skrzywdzi, prawda? Byłam ciekawa, czy on już na takową osobę trafił, a jeśli nie, będę pierwsza. 
- Chyba podziękuje - uśmiechnęłam się sarkastycznie wychodząc z jej domu. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi zamieniłam się w cień i wróciłam do domu. Przeszłam przez prób po paru sekundach. Snow leżał sobie wygodnie na kanapie i zajadał się lodami oglądając te durne wiadomości, których ogromnie nienawidziłam. Nigdy nie należałam do polityków, wręcz przeciwnie; nienawidziłam ich. Co mnie obchodzi jakaś kłótnia między jakimiś władcami? Ja tu mam swoje własne sprawy i muszę się nimi zająć, aby żyć. 
- I jak było? - zapytał chłopak nie odrywając wzroku od baby mówiącej za jakimś biurkiem i opowiadającej o jakiejś wymianie handlowej.
- Nie cierpię ludzi, ale ona może być - wzruszyłam ramionami siadając obok i chwytając pilot. Automatycznie przełączyłam, on nie protestował, wiedział, ze to zrobię. 
- Dobra, to za nim się zakochasz zrób mi dobrze - odłożył lody i wpił się w moje usta. Choler*y dupek. Dobrze, ze chociaż sam się odpłaca i nie muszę się upominać. 

<Kamille?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz