<Vivienne? xd>
21.5.17
Od Kamille CD Vivienne
Minęły prawie dwa tygodnie od tego dnia, w którym zostałam nieźle
skopana przez czarnowłosą dziewczynę. Ciekawe co u niej... Właśnie, ja
nawet nie wiem, ile ma lat, o tym jej przyjacielu nie wspominając.
Dodatkowo oprócz jej imienia oraz miejsce zamieszkania nie mam, jak się z
nią skontaktować. Westchnęłam, podstawiając do ekspresu filiżankę i
naciskając odpowiedni przycisk, by wlała się do niej kawa. Odchyliłam
głowę do tyłu, przymykając oczy. Ale
bym sobie pobiegała po lesie... Pokręciłam przecząco głową, wracając do
porannej kawy. Nie mogę tak zmarnować soboty, muszę kupić Martynie
prezent. Niedługo ma urodziny, o których nigdy nie pamięta. Alex z Felixem
mają załatwić miejsce świętowania, razem z dekoracjami i gośćmi, a ja
mam kupić od nich prezent, jak i od siebie oraz załatwić tort. Wzięłam
filiżankę w dłoń, przystawiając ją do ust i biorąc sporego łyka aż tak
niegorącego napoju. Oddaliłam naczynie od warg, krzywiąc twarz w
grymasie obrzydzenia. Nienawidzę kawy, jednak potrafi ona dać porządnego
porannego kopa. Otrząsnęłam się, drapiąc po głowie i przechodząc do
sypialni. Przeszłam obok rozwalonego łóżka do komody, otwierając ją,
wyciągając bieliznę, mój ulubiony szary sweter z różowymi wzorkami,
czarne dżinsy z dziurami na kolanach i szare stopki. Dosyć szybko się
przebrałam, chowając przednią część swetra w spodnie i powoli człapiąc
stopami do wyjścia. Mijając próg, natychmiastowo skręciłam w lewo,
wchodząc do łazienki z lustrem i wanną. Podeszłam do umywalki, najpierw
myjąc ręce. Potem zajęłam się takimi sprawami jak mycie zębów, twarzy,
smarowania jej, a na końcu i malowania. Schowałam balsam truskawkowy do
kieszeni dżinsów, chwytając w dłonie czarno zieloną szczotkę. Teraz pora
na najgorsze... Pierwsze pociągnięcie bolało. Drugie, również. Po jakiś
stu pociągnięciach odłożyłam przedmiot na swoje miejsce, przygładzając
włosy dłońmi. Koniec... Nienawidzę czesać rano włosów, zawsze mam
strasznie kołtuny. Wyszłam z łazienki, stojąc na środku przedpokoju, jak
i całego mieszkania. Dobra... Koty nakarmione, choć powinny jeszcze
spać. Mogę się zbierać... Obróciłam się przodem do szafki, chowając
leżący na niej telefon do kieszeni, po czym założyłam swoje czarne
trampki przed kostkę. Chwyciłam jeszcze swoją wiszącą czarną torbę na
ramię i wzięłam w końcu klucze od mieszkania, którymi potem je
zamknęłam. Zjechałam windą na parter, wychodząc z klatki i kierując się w
lewą stronę, gdzie znajdował się przystanek autobusowy. Zdążyłam w
porę, gdyż razem z moim dojściem pojazd wyjechał zza zakrętu. Wsiadłam
do środka, zajmując stojące miejsce przy urządzeniu do kasowania
biletów. Wyjęłam z kieszeni telefon, podłączając do niego słuchawki
douszne, które wyjęłam z torby, po czym włożyłam sobie jedną słuchawkę w
ucho, puszczając sobie jakąś rockową piosenkę. Po parunastu minutach
wysiadłam z autobusu na przystanek znajdujący się kilkanaście metrów od
dużego centrum handlowego. Spojrzałam na drugą stronę ulicy, gdzie
znajdowała się piekarnia, z której właśnie wychodziła jakaś pani z
bagietką w dłoniach. Jak na zawołanie brzuch mi zaburczał, śmiało
oznajmiając, że jest głodny. Czyli śniadanie z piekarni, no spoko...
Potem zajdę do tego centrum. Może coś znajdę dla Martyny?
Uszczęśliwiłaby się, gdybym dała jej najzwyklejszą na świecie książkę,
jednak... Skąd mam wiedzieć, jakiej nie ma? Ona ma ich z tysiąc! Głęboko
westchnęłam, otwierając drzwi do ciastkarni i spotykając się ze
wzrokiem czarnowłosej dziewczyny w warkoczach. Vivienne?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz