<Zacha?>
8.1.17
Od Zena CD Zacharie
- Czy ty aby na pewno dobrze się czujesz? - mruknąłem cicho, coraz bardziej próbując się schować. Co on do jasnej cholery pierdoli? Poduszka w żadnym stopniu nie była w stanie teraz pomóc. Jestem pewien, że doskonale widział moją czerwoną mordę. Jeżeli to w ogóle możliwe, żeby wampir miał rumieńce, skoro krew w nim nie płynie. Nie miałem zielonego pojęcia jak zareagować. W jednym momencie opierdala mnie za to, że go całuję, a w drugim sam odwala niewyjaśnione rzeczy, które tak bardzo powodują, że moje serce otwiera się na niego jeszcze bardziej. Ja tego nie chcę. A może jednak chcę? On zawsze był przy mnie, dlatego nigdy nie zdawałem sobie sprawy z dziwnego uczucia motylków w brzuchu gdy tylko go widziałem lub słyszałem jego głos w oddali. Dlatego czułem taką pustkę gdy wyjechał? Zawsze myślałem, że swoje życie spędzę mając piękną żonę i gromadkę białowłosych dzieci. Teraz o czymś takim może pomarzyć tylko Nez. Gdyby się zastanowić, to powinienem dziękować za to samemu obiektowi moich westchnień, który zawsze uruchamiał swój tryb "Syczę, warczę, a na samym końcu unicestwiam" gdy jakakolwiek dziewczyna się do mnie zbliżała. Westchnąłem cicho i rozplątałem włosy, by zaraz znowu związać je w kitkę, tym samym chowając w nią krótsze kosmyki, które zaczęły się uwalniać. - Zen Hyun Westfall. Twój kumpel z dzieciństwa. Chodziliśmy do jednej klasy w gimnazjum, a później w liceum. Nie udawaj głupka Zach - wymamrotałem i chciałem zepchnąć go ze swoich kolan. Ten jednak zdążył wykonać ruch wcześniej. Wyrwał mi poduchę z dłoni i rzucił na drugi koniec salonu. Nie Myślidar nie opuszczaj mnie. Mieliśmy tyle ze sobą wspólnego. Zanim się obejrzałem miałem dłoń Zacha na swoim policzku, a gdy spojrzałem niepewnie w jego oczy zobaczyłem niebywałą koncentracje. Kuźwa i co ja mam teraz zrobić. No cóż na odpowiedź nie musiałem długo czekać, bo szanowna wiewióra postanowiła przyprawić mnie o zawał i zemdleć. W ostatniej chwili go złapałem i uratowałem przed złamaniem kręgosłupa. Pierdole go i jego pojebane omdlenia. Teraz ci na to przyszło. Wielkie dzięki Zacha, wielkie dzięki. Warknąłem cicho do siebie, zapominając o całej sprawie i przytuliłem chłopaka do klatki piersiowej. Obudź się tylko, a naślę na ciebie Toffiefie. Ciało jednak postanowiło nie słuchać mnie zbyt dokładnie i moja dłoń mimowolnie zaczęła masować jego plecy, a druga bawić się. To ja miałem go zabić, a prawdopodobnie będzie na odwrót jeśli obudzi się w najbliższych minutach. Nie marnując więcej swojego cennego czasu podniosłem nas i podreptałem do swojego pokoju, by położyć go na miękkim łóżku. Nie fatygując się zbytnio położyłem się obok niego i zamknąłem oczy, by chociaż trochę się zrelaksować. W cholerę powalony dzień.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz