7.1.17

Od Zacharie - Cd. Zena

- Jak mogłeś, teraz boli mnie dusza – jęknąłem, przechylając się. Tym samym miałem głowę na jego kolanach – Twarde są, wymień na lepsze. Jak mam na nich leżeć, Zen zrób coś
- Człowieku, co ty odwalasz. Jeszcze dzień temu chciałeś mi strzelić do łba Becią, a teraz crush'ujesz moje nogi – warknął, ocierając łzy z policzka. Wzruszając ramionami, zaśmiałem się cicho, łapiąc jego dłoń. Przyłożyłem ją sobie do ust, magicznym sposobem przywołując chrupka.
- Jak śmiesz, jestem w końcu twoim mężem. Może i nie wydałem hajsu na pierścionek, ale złamałeś mi tym serce – czuję się dziwnie, tak lekko. I jednocześnie smutno przez jego żałosny czyn. Jezu ta wódka musiała być serio mocna. Mimo to, odpędziłem myśli i włożyłem mu obrączkę na palca, ignorując wszystko i wszystkich. Przejechałem wargami po kostkach, na co usłyszłałem sapnięcie. Później jakimś cudem podniosłem się do siadu. Z niewyraźną miną sięgnąłem po szklankę, dopijając resztkę alkoholu. Spojrzałem przelotnie na białowłosego, który zakrywał sobie mordę poduszką. Był cały czerwony.
- Co, co zrobiłem – burknąłem, chwiejąc się na boki. Kolejny kieliszek procentów, jas jas. Jest dobry, więc nie może się zmarnować – Coś ci nie pasuje to mogę sobie iść
- Przestań – w tle zaczęła lecieć melodia z dowolnego programu Yuriego, czy jakoś tak. Uniosłem pytająco brwi, odkładając picie na bok. Wtulił się do poduchy mocniej, przymykając oczy – Mieszasz mi w głowie, tym całym twoim... Zachowaniem. Nie możesz pić więcej, bo gadasz okropne rzeczy. Jak ta przysięga nawet, no. Mam tego dość – westchnięcie. Oparłem się o ramię chłopaka, kładąc stopy na blacie stołu. Wciągnął powietrze mocniej, spinając się momentalnie.
- Ale to było przed piciem. I na dodatek całkowicie szczere – ponowna cisza.
  To ciało sekundami żyło dla mnie. Widziałem to i sprawnie odrzucałem. Teraz tępo wpatrywał się w ekran laptopa, próbując na mnie nie zwracać uwagi. Choć przez pewien czas robił to bezustannie. Patrzył. Wzdychał. Ja crush'uję jego nogi, on częściowo mnie. Wiele razy próbował mi to udowodnić. Na przykład wtedy. Zrobił to znowu, a jego umysł krzyczał jedno. Byleby nie koniec. Potem zaczęło to cichnąć. Uczucie maleć. Lubiłem to, że się przystawiał. Lubiłem to, że mogłem go denerwować. Nawet drobnymi gestami. Później jednak usiłowałem to naprostować. Czemu, skoro nienawidzę ludzi. To nie ma sensu. Myślę, że go znam. Nie, nie. On zna mnie. Ja nie wiem o nim praktycznie nic. Prócz tego, że stoi. Czeka. Słucha. Następnie płacze, przeze mnie. Do pewnego momentu było to fajne. Teraz ganiam za nim i przepraszam, na swój sposób.
  Zepsułem ci życie, prawda. Samym swoim istnieniem. Teraz cierpisz.
  A mi się to nie podoba. Coś jest nie tak.

 Wpakowałem się na jego kolana bez żadnego słowa. On również nie odważył się nic powiedzieć. Założyłem kosmyk jego włosów za ucho, podczas gdy on rumienił się niezmiernie. Ręka mu drgała, chciał mnie walnąć. Jak któryś z nas się nie otrząśnie, cóż. Magia przyjaźni kucyków pony zniknie. I wejdzie tu coś innego.
- Kim ty jesteś – mruknąłem szeptem, dotykając jego policzka – Opowiedz mi o sobie – zbliżyłem się do niego bardziej. TO ZDECYDOWANIE WÓDKA. Najprawdopodobniej mi teraz przypierdoli, ale przynajmniej się otrząsnę. To dobre.

< Zenuenu? 👍 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz