- Jak na mnie rzygniesz, zapcham cię twoim własnym kucykiem – zagroziłem mu palcem przed nosem. Jego wzrok wyrażał jedno - co. No moja wina, że próbuję być człowiekiem 2/10 chociaż? Zero wdzięczności. Zmrużyłem oczy, wciągając głęboko powietrze, na co momentalnie się spiął – Idziemy, już. Nie lubię tych chińskich wymiotów. Twoich też – mruknąłem, pchając go do przodu. Z niepewnością podążał wolnym krokiem koło mnie, rzucając się na ciemne zaułki. Na szczęście ani razu nie zwymiotował. To dobrze. Jeszcze ToffToff by się w tym wytarzała. I co, on później by ją macał, a ja zdychałbym bo on tycałby dłonią mnie. Tutaj to nawet kwas nie pomoże pozbyć się tego smrodu. Smrodu porażki i cierpienia. Ten to jest najgorszy ze wszystkich, nie licząc tego Zenowatego. On wali taką... Wiśnią i żelem pod prysznic. I żalem, ale szczególnie tym mydłem. W sumie to nawet fajnie poczekaj Zach o czym ty pieprzysz, właśnie pochwaliłeś tego idiotę.
I wybito mnie z rytmu. Zen coś do mnie mówił, tylko nie wiedziałem co. Filozofowanie na temat tego kretyna zbytnio wciąga. Musisz to rzucić, zapodaj byle jakim tekstem, żeby tylko było.
- Mhm tak tak, jest spoko – burknąłem obojętnie, zakrywając sobie twarz.
- Czy ty zobaczyłeś Jezusa? – wut, co, co się stało – Właśnie stwierdziłeś, że mimo tej skazy wyglądam okej. Zacharie, budda cię nawiedził? – popełniłem duży błąd. Teraz będzie mi to wypominać do końca życia. Gdyby nie pies goniący przez ulicę i buszujący w jakimś starym menelu na ławce, prawdopodobnie miałbym wykład na temat Jak mogłeś to potwierdzić. Choć jeśli o tego Chrystusa, to w sumie tak. Jestem bogiem i codziennie patrzę na siebie w lustrze. Więc tak Zen, widziałem go. Chrześcijanie mogą być dumni, że to rudy jest najważniejszy na świecie. Ja pizgam ten ryż naprawdę mnie zepsuł. Trochę czasu w przód, czyli pół godziny, byliśmy przed domem chłopaka. Początkowo nie miałem chęci do niego wchodzić, chciałem tylko bezpiecznie doprowadzić go na hajs. Nie miałbym na kim testować Beci. On jednak przekupił mnie jakimś tanim alkoholem i chrupkami cebulowymi. Szlag by go, muszę przestać tyle żreć, bo teraz można mówić na mnie dziwka. Za często się sprzedaję, ugh. Zen jeszcze poszedł się ogarnąć, przebrać, cokolwiek. W każdym razie przepadł na dłuuugo w czeluściach łazienki. Wiedziałem że są niebezpieczne. Ano, przecież on mi obiecywał likwidację zlewu hA MOJE ŻYCIE MA JUŻ SENS, WALCIE SIĘ WSZYSCY
- Wydali jakiś nowy serial, a z racji tego, że Nez gdzieś zaginął jak twój mózg iii ogółem nie ma co robić, obejrzymy go – zawyrokował, siadając koło mnie na kanapie. Zarzucił nogi na stół, Toffie legnęła się pod meblem a sam ulokował laptopa na moich kolanach.
- Serio nie masz nic do roboty, co – uśmiechnął się bezczelnie, pokazując mi język. Zrobiłem to samo, bo czemu by nie. I wtedy znowu się zaczęło – O mój, skąd ty masz kolczyk? Jak ja go nie zauważyłem wcześniej!? Czemu się nie chwalisz, wykorzystałbym go... Na przykład... szit nie mogę nic wymyślić – że się nie skapnął podczas... tego. No spoko. Zaśmiałem się gardłowo w odpowiedzi, kładąc miskę z żarciem na podłokietniku.
- Ten koleś wygląda mi znajomo... – pokazałem na pedałka w rajtkach, który zaliczył lód, ekhem. Ręcznie. Spotkanie z nim. Tak. Tutaj nic nie ma.
- Conie – przygryzł swój palec, podpierając się łokciem o poduszkę – Tylko jakie fajne ruchy ma, eheh. A gdybym tak sam został łyżwiarzem? Miałbym ekstra tyłek... I superek na Instagramie byłoby więcej – rzuciłem w niego chrupkiem. Nie, nie mam zamiaru patrzeć na jego kolejny upadek – No co no, tylko się droczę. Moje ciało nie wytrzymałoby takiego wysiłku. Jeszcze bym się popsuł i zacząłbyś płakać, Zachieee. Ja to przeczuwam w łydce.
- Zaraz mogę ci ją odrąbać, nie chcę cię widzieć w tych jajogniotach. I cekiny, tfu. Jak oni mogą w tym chodzić – wepchałem sobie do ust kolejne kółko. Były dobre.
- No nie, nie. Naprawdę jak mu kupił obrączkę i oświadczył niby przed jakimś budynkiem co wygląda jak niedorozwinięty kościół nagle po polubił? To jest bez sensu
- Jakbyś oglądał uważniej to widziałbyś to porozumienie między nimi. Są przyjaciółmi i wspólnikami. Przecież pokazali jak się obmacują tam tam wcześniej – we wszystkim musi być yaoi prawda. Wszechświat chyba tego nie oczekuje ode mnie co nie
- Nieee? To tak jakbym teraz wziął tego chrupka, patrz o – wziąłem go – to jest obrączka, nonie – ująłem jego łapę, gapiąc się na jego twarz – Czekaj, muszę wymyślić teksta co się we mnie rozkochasz, chwila – zamyślenie głębokie – Zen. Nie oczekuję że kiedyś się ode mnie odczepisz, ale to sprawia mi radość. Jak na razie jesteś jedynym człowiekiem który mnie wkurza, ale nie odsuwam cię od siebie. Potrafisz mnie rozbawić swoim bólem. Że stalkujesz mnie trochę, lepisz, czasami wnerwiasz. Znaczy cały czas. Jesteś koło mnie, stoisz i bez względu na sytuację wierzysz. Chociaż widzę to w twoich parszywych, czerwonych oczach że masz mnie niekiedy dość. Raz się pocałowaliśmy, było okej, i niczym ten Wiktor biorę sobie ciebie za żonę, czy cokolwiek – przybliżyłem się do niego, wpychając mu pierścionek na palca. Bo tak – Noi co no, bum, akcja niczym z tego serialiku – nastała cisza, podczas gdy w tle leciał opening kolejnego odcinka. Can you hear my heartbeaaat
< Zene? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz