4.1.17

Od Zacharie - Cd. Zena

  Świat jest naprawdę dziwny. Czemu płytki nie mogłyby być okrągłe? Może te byłyby bardziej przyjaźniej nastawione, bo wszystko inne atakuje moje nogi. Tylko chrząknięcie ze strony pewnej szarej masy przerwało mi moje filozofowanie. Tak więc, wzdech i obrót do tego idioty. Zmierzyłem go wzrokiem, chwilę później mrużąc oczy i wsadzając sobie garść chipsów do gęby.
- Wyglądasz jak pedał na emeryturze w tym sweterku – mruknąłem, szukając w otchłani folii ostatniego ziemniaka. Musiało mu być smutno kiedy tak bestialsko go poszatkowali – Aleee przynajmniej masz spoko czapkę – złapałem ją za daszek, zakładając na łeb. Żeby być super ziomę odwróciłem ją przodem do tyłu. Jezu ale ze mnie rebeliant. Zen zabił mnie najpierw wzrokiem, lecz później uśmiechnął się niewidocznie i cholera
- Nie cYKAJ MI ZDJĘĆ – nIE, prawa autorskie, nie będzie mi moich fot do swojego walonego fapfolderu wrzucał. Chociaż teraz przynajmniej ma jedną dobrą rzecz na telefonie. Powracając, pacnąłem go w czoło, na co Toffie szczeknęła, wiercąc się pod pachą chłopaka. Bez żadnego słowa podszedł do kasy, kręcąc dziwnie. A jeszcze przed tym zabrał mi mój czepek. Jaki on jest niemiły. Kiedyś serio odetnę mu ten walony kucyk przy gumce. Z wrażenia aż wypełzłem na zewnątrz, wyrzucając gdzieś za siebie pustą paczkę. Jakaś baba posłała mi uprzedzające spojrzenie, na co pokazałem jej swój zacny język. Prychnęła znacząco, przyspieszając kroku.
- Neneee, wyglądam w tym bosko. Ty też moja maleńka księżniczko, awaw – iii zjawił się też on. Przycisnął szczeniaka do policzka. Widziałem jej błaganie o pomoc.
- Ale co zamierzasz z tym zrobić, skoro boisz się spocić, co? – schowałem dłonie do kieszeni. Jak znam życie będzie teraz robił dwutygodniowy wykład o tym że jego twarz jest zbyt cenna, żeby była mokra. I nie chce też śmierdzieć.
- No hm. Wrzucę parę fot na Instagrama iii... Pochwalę się Nezusiowi – odpowiedział, tuląc piesa bardziej. Morda zaliczyła kolejną piątkę, świetnie. Będę miał odciski przez niego.
- Zamiast udawać kogoś fajnego, nie możesz po prostu naprawdę iść i walnąć kijem piłkę? Wiem że będziesz miał problemy z trafieniem do dziury, ale no, taka już z ciebie ciota – wzruszyłem ramionami i sprawnym ruchem ninji zdobyłem znowu czapę. Wyszczerzyłem się zwycięsko, zakładając ręce na piersi. Tymczasem on warknął cicho, stawiając ToffToff na chodniku – Dawaj, idziemy postrzelać do ludzi noo – stęknąłem, uginając kolana. Biały wessał głośno powietrze, kiwając twierdząco. Jass, łby tych wszystkich frajerów zostaną uszkodzone.

- Jeśli trafię stąd w tamtego dressa, kupujesz mi mięso. Jak nie, dam ci palca do picia – mruknąłem, trzymając super ultra kija z plastiku. Byliśmy w parku, na wzgórzu, z którego można było łatwo celować w przechodniów. Ten cały sprzęt był od jakiejś dziewczyny na rynku. Wystarczyło ładnie poprosić, ekhem i sprawa załatwiona. Szkoda tylko, że teraz cierpi mój umysł. Tylko nie zemldej, cholera.
- Jesteś pewny zwycięstwa, że nagroda jest aż taka. Ale ja to wygram, albowiem jestem Zenem, król nad królami iii–
  Zatkałem go tą końcówką spłaszczoną. Jednak golf jest użyteczny. Skutecznie ucisza takich jak on.
- Zamknij się, a teraz obserwuj mistrza – zamach iii... JAS, dostał w kark – faK jE, I CO MIERNOTO
- DomagAM SIĘ REWANŻU, NIE PRZEPUSZCZĘ TAKIEJ SZANSY – zakrzyknął, poprawiając swoje wdzianko. Prychnąłem głośno, klepiąc go po ramieniu.
- Tak tak. Jak uda ci się walnąć w kogokolwiek, to... Jestem do twojej dyspozycji – uśmieszek na fejsie, tak. Podparłem się o kij, krzyżując nogi – Noco, boisz się?

< Zenunu?★>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz