- Dzięki że we mnie wierzysz. Ale po co idziemy do Biedronki? Dobrze wiesz, że nie cierpię tego miejsca! I miałeś Lidla po drodze, czemu tam nie mogłeś nas zaciągnąć? – pisnął z wyrzutem, a pies po prostu lazł sobie przed nami. Też chciałbym tak mieć wywalone jak on. Albo ona.
- Doskonale to wiem. I spokojnie, z twoim ryjem na pewno już cię więcej nie zgwałcą, geez – kolejne prychnięcie z jego strony, na co oberwał mocniej po karku. Dziki tłum konsumentów zbierał się przy wejściu i z ogniem na butach pchali się do środka. Pewnie mielonka w promocji – I mi też się coś od życia należy. Chociaż żelki mi kup, nie mam co żreć w domu. Jakimś dziwnym cudem mięso się skończyło – Zen posłał mi płaczliwe spojrzenie, przez co uśmiechnąłem się odruchowo. Kiedy poszedłem po super ultra wydajne auto miał jakieś tam sprzeciwy, ale ostatecznie wyrwałem mu komórkę ponownie. Tym razem obiecałem mu ją oddać. Tylko miał mnie wozić w wózku, te z Biedry są bardzo wygodne, phef. Fejm na dzielni rośnie. Wpakował jeszcze piesa do środka, widziałem już te łzy spływające po policzkach.
- NapRZÓD ŚMIERTELNIKU – teraz to serio się załamał. Wolnym krokiem wszedł do sklepu, unikając wszelkiego kontaktu z innymi masami. Szkoda tylko że zaczepił nas ochroniarz.
- Ze zwierzętami niewolno – powiedział to obojętnie, zero wczucia. A ja słyszałem ciche szlochy Zenona wprost za moich pleców. Idealnie, uwielbiam to.
- Spoko, byłem szczepiony. Teraz sio, szlachta jedzie – moce znowu wracają z urlopu. Człowiek zamrugał parę razy, po czym tak z dupy odwrócił się i wpakował się do tego schowka dla pracowników. Chwila chwila czemu ktoś maca mi głowę.
- Zacharie, czemu mi to robiiisz – notak, zapomniałem o tym frajerze. Jego wyraz był taki smutny.
- Nie wiesz? Prawdziwi przyjaciele wbiją ci nóż w serce – zanuciłem z chichotem, wskazując z poważną miną na regał ze słodyczami – A teraz pędź, Zacha potrzebuje cukru – westchnął żałośnie, powoli sunąc w tamtą stronę. Ja się tam szczerzyłem, dlaczego on jest taki przybity. Przecież to tylko krępująca sytuacja, przynajmniej dla niego, no i spotkaliśmy miłego pana z obsługi, który podarował mu wieczne życie prawie. Zene nie docenia darów losu. Dlatego ja pogłaskam sobie tego parcha. Ma taką milusią sierść.
- Na twoim miejscu nie wstrzymywałbym oddechu. Bo zapomnę, ale nigdy ci nie wybaczę. Nie wiesz? – jeZU CHRYSTE ON ZNA TEKSTA. Super, plus dla ciebie – Albo udławię cię tymi głupimi batonami, parówkami, czy cokolwiek tam jesz ok – pokazałem mu okejkę.
Później miałem chyba najgorsze dziesięć sekund podczas mojego marnego żywotu. Nie mogłem zdecydować się na smak. Jogurtowe czy owocowe.
- Dawaj TofTof, pomóż wujkowi – wziąłem ją w łapy, bo jak się dowiedziałem, to jest to samica, czy coś – Wskaż mi szczęście – tycnęła nosem paczkę chipsów – Dobry wybór
- Przestań maltretować mi moje dziecko, bo jeszcze się od ciebie czymś zarazi – stęknął, opierając się o rączkę mojego ultra transportu. Schował swój ryjec w łokciu, wzdychając głośno.
- Mądrością chyba. Bo u ciebie ma marne szanse – posmyrałem ją po mordce, biorąc żarcie. Może ją porwę do siebie – Jedź. Pornole czekają w domu
- Jesteś odrażający – burknął, pchając zacny motur dalej, hen do kasy.
- Jak twoja nędzna twarz. Zamknij się i jedź, to może oddam ci fona, pamiętaaasz? – wskazałem na kieszeń, w której była jego miłość. Oraz moja ostatnia wypłata. Aż poczułem wodę w oczodołach, to tak bardzo, bardzo boli. Mogłem ją wydać na striptiz, albo coś.
Kolejny wzdych tego frajera i znaleźliśmy się przy taśmie. Kolejki nie było, więc wygrałem. Tak. A kasjerka krzywo się na mnie patrzyła. No nic nie poradzę że ciągnę za sobą Zena.
- On ma udźwignąć maks dwadzieścia kilo – rzuciła, niepewnie kasując mój obiad.
- No i co się pani nie podoba? Nie moja wina że pies taki ciężki – warknąłem, rzucając jej resztkami drobnych na tackę. Schowałem swoje kochanie do kurtki.
- Uh, tak bez manier! Tak, nie podoba mi się pańskie zachowanie – sapnęła oskarżycielsko. A białowłosy pokazywał jej, żeby przestała. Sama chciała.
- A mnie niby to pasuje? Chcesz wiedzieć co mi nie pasuje? Ludzie. Życie. Świat. Ty. Ceny zA WALONE TELEFONY. Nawet Zena toleruję bardziej od tego wszystkiego, to taki znienawidzony bros. A teraz, adie. Wychodzimy – nie wiedziała jak zareagować. No sorry. Dobrze że jakoś stamtąd wypełzliśmy. Chciałem zatrzymać za karę wózek, ale facet w kucyku mi nie pozwolił. Przewrócił go i padłem na ziemię. Tylko Toffie wyciągnął wcześniej, pff
- Dzięki za komplement. To takie magiczne – kopnął mnie lekko w łydkę – Teraz oddawaj iPhonika, cioto – fak. No tak. Udało mi się stanąć na proste nogi, co było waw. Podałem mu pudło z tym gówniakiem, następnie klepnąłem parę razy w czoło. Zanim zdążył wydusić z siebie pożegnanie, najzwyczajniej w świecie odszedłem tam, gdzie żaden nie przeżył. Do mojego mieszkanka. Popołudnie zaliczone.
< //intensywne mruganie >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz