17.1.17

Od Zacharie - Cd. Zena

- No ale wiesz, z okna nie ma takich ciekawych widoków, jak stąd – mruknąłem, wystawiając mu koniec języka. Wpierw zaplątał się w słowa, potem sobie odpuścił i założył ręce na piersi. Chwilę później zignorował cały świat, wracając do naparzania w te Kozy czy co to tam miał. Westchnięcie smutku, ugh. Ułożyłem swój podbródek wygodniej, podpierając się dłonią. Drugą kreśliłem wzroki na udzie białowłosego. Do telefonu było za daleko, nie chciało mi się po niego sięgać. A obserwowanie wkurzonej i zarazem zawstydzonej miny Zena było fajne.
- Możesz przestać? Chcesz zaliczyć Mile High Club po drodze czy jak? Idź to ty tej cycatej od Neza. Albo nie, bo się bidny załamie jeszcze bardziej – warknął, wygaszając ekran. Zaśmiałem się krótko, prostując w łokciach. Tym samym znalazłem się z nim twarzą w twarz.
- Nahe, wolałbym zaliczyć ciebie – usiadłem na miejscu z powrotem, grzebiąc w swojej torbie. Kątem oka spojrzałem na piękny wkurw Zenona – No co?
- P-Przestań, cholera jasna. Nie zgrywaj się, bo wyrzucę cię przez kibel. Okno, nhh – schował mordę za kotarą z włosów. Przewróciłem oczami, padając na oparcie fotela. Kurde, nie było takie wygodne jak nogi Hyuna, duh. One naprawdę mają lepszą przyszłość niż on sam.
- No ale to prawda. Byś na własną dupę nie usiadł przez tydzień. Gdybyś nie był wampirem, prawdopodobnie cierpiałbyś równy miesiąc – tutaj stęknął żałośnie, zabijając mnie umysłowo. Ja to wiem. Noi oczywiście za swój zajebisty śmiech musiałem dostać w bara nO BOŻE JEDYNY NO – aLE MASZ SZCZĘŚCIE, JESTEM HETEROOO – nad łbem Zena powinien pojawić się wielki, wyjebisty złoty napis co. Ale tak nie było. Jest na niego za biedny.
- Pieprzysz głupoty – powiedział takim tonem, jakby zwracał się do idioty. No halo halo, przecież tylko ja tu jestem. O okej, jak tylko wyjdziemy z samolotu umrze od nadmiaru śniegu w powiekach. Jego włosienica doskonale się z nim skomponuje. A krew z oczami. Takkk.
- Mówiłem ci coś na ten temat – syknąłem, celując w niego palcem. On tylko uśmiechnął się bez powodu, łapiąc mnie za nadgarstek. Zacisnąłem usta w wąską linię, czekając tylko co zrobi. Tutaj miał akurat punkta przewagi, jakby chciał to mógłby mi go wyrwać. Od nowego roku idziemy na siłkę, Zachie~! Wyrobisz sobie bicki i będzie dobrze. Raczej.
- Ale nie zaprzeczyłeś. Poza tym, meridż i w ogóleee. Obrączkiii, noi całusek, hmhm – zmrużył oczy, wracając do swoich zajęć. Burknąłem pod nosem, zakrywając się bardziej kołnierzem bluzy. Jak on śmie tak wykorzystywać moje błędy.
- Z powodu złych warunków atmosferycznych będziemy zmuszeni lądować w Japonii. Lot opóźni się o kilka godzin, tymczasem za niedługo znajdziemy się w Fukuoce. Przepraszamy za problemy, podróż wznowimy po poprawieniu się pogody – to są jakieś jaja prawda. Życie nie rób mi tego, proszę ty głupia cioto. Więcej czasu w miejscu, gdzie znajdują się sami dzicy hentaiowcy, tentacle i tego typu pierdoły. A Zen nic sobie z tego nie robił. Super. TrzeBA BYŁO LECIEĆ PRZEZ AFRYKĘ, KUŹNA MAĆ A NIE NA SKRÓTY.

- Omfg, jak tu pi-fAK WEŹ TEN ŚNIEG CWELU – tak jES, mOŻE RĘCE ZIMNE ALE WYGRAŁEM, TAK – Ty głupkU, PSUJESZ MI FRYZURĘ ŚMIECIU – jego wrzaski są super. Ale niebieskooki nie podzielał tej radości, na obecną chwilę nosił na rękach tylko walizki, a nie tę cycatkę z podkładu.
- Zen pierdoło, nie będę taszczył twoich wibratorów
- Nie brałem ich, przecież Zacha leci z nami
- Co
- co
- Idzieeemy na Pockyyy~!

< eror 432658 :"") >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz