11.1.17

Od Zacharie - Cd. Zena

  Macu macu. Obrót i ponowne macanie. Ręka coś poczuła. Koszulka. Tak, Zen jest obok. Objąłem go ramieniem w pasie, nawet nie otwierając oczu. Usłyszałem ciche westchnięcie w odpowiedzi. Gud, czyli odwaliłem coś złego. Świat może mnie nienawidzić.
- Nhh, ile tu leżę, co? – wymamrotałem, wciągając głęboko powietrze. Czuć czereśnie.
- Godzinę mi nieprzytomny zawalałeś łóżko – mruknął oskarżycielsko. Zaśmiałem się krótko, jakimś cudem unosząc do pionu. Zmierzwiłem swoje włosy, unosząc powieki. Biały wpatrywał się w fascynującą ścianę obok. Tak, była warta uwagi. Taka gładka i płaska. A ten walony łeb mnie jeszcze napierdziela. Widocznie zbyt dużo razy go używałem, uhg – Chciałem cię zabić jak się obudzisz, ale jakoś nie mam ochoty wstawać. Także zrób to sam – jaki niemiły, bożu jedyny.
- Nah. Ale przynajmniej masz obrączkę, hueh – uniósł swoją dłoń, obracając ją i wpatrując się w jakże zacnego chrupka. Lęgnąłem do przodu, opadając mu jakoś tak krzywo na brzuch. Zakleszczyłem go pod sobą, uśmiechając się pod nosem – Grzeczny mąż. A może żona
- Zen, przyniosłem ci te wor... HOLLY BANANA SZITEN – no nieee, wbić musi jak się rozkręcam, pff. Okej, trzeba mieć później pretensje do tego dupka. Lecz odwróciłem się do niego. I pomachałem kurde. Ciesz się śmiertelniku, wielki Zacha cię zauważył, amen.
- Ohayu, Nez – mój piękny japoński. Tymczasem szkarłatnooki po prostu parsknął. Inteligentnie.
- Przeszkadzasz mi, nooo – przeturlałem się na drugi koniec materaca i po mistrzowsku stanąłem na prostych nogach. A ten dywan był mięciutki – A już chciałem zaproponować żebyś dołączył
- Asdhfahfg, walcie się z tymi trójkątami. Ty cwelu masz żarcie w lodówce, ja idę się dezynfekować, ghAH – wyrzucił swoje zacne patyki z palcami w górę, wychodząc z pokoju. A ja zignorowałem wszystko i wszystkich, dlatego oparłem się o blat biurka. Zasłoniłem łokciem mordę dAAAB wzdychając jak nigdy. Ciche skrzypnięcie, chyba w końcu zszedł z łóżka. Już chciałem wyjść, już już miałem łapać za buty i uciekać, kiedy to niechciany osobnik magicznie zniknął mi mojego kumpla, przez co musiałem widzieć jego twarz. Zresztą, zdeterminowaną.
- Nezuś poszedł, więc teraz gadaj, czemu się tak dziwnie zachowywałeś, co? – ah ten upór, naprawdę Zenon, biję ci umysłowe brawo. Teraz nie mam jak bO TRZYMASZ MI MOJE DŁONIE. Kolejny głuchy chichot z mojej strony, robię to coraz częściej. Nie wiem, to spoko uczucie, tak nie śmiać się okazjonalnie. Tak, szkoda że ludzie giną tak rzadko.
- Coś do mnie dotarło. I chciałem sprawdzić, czy na sto procent się z tym zgadzam – wymruczałem, opierając swoje czoło o jego odpowiednik – Nie jesteś takim chujem jak uważałem wcześniej. Jedynym takim okazałem się ja – posunąłem kciukiem po obrączce, mrużąc oczy.

< halo życie >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz