11.1.17

Od Collina cd. Yaotzina

Odnieśliśmy do domu zakupione światełka, po czym chłopak zaproponował gorącą czekoladę. Uśmiechnąłem się i skinąłem głową. Nie musieliśmy się rozbierać, ponieważ i tak byliśmy owinięci wszystkim, czym się tylko dało.
- Wyglądasz jak bałwanek - zaśmiałem się podchodząc do chłopaka i go obejmując. Wtulił się we mnie, na co się uśmiechnąłem, ignorując dziwne spojrzenia przechodniów.
- A ty chodzisz jak pingwin - fuknął. - Sam mnie tak ubrałeś - wytłumaczył się nieco użalającym się głosem, co było urocze. Jeju... ja już chce wracać. Mam na niego ogromną ochotę, bardzo dobrze, że przez długi czas, bardzo długi nie miałem nikogo, aby móc to z nim robić. Teraz bynajmniej mogę się powstrzymać, chociaż to i tak nie zmienia moich brudnych myśli. Już sobie wyobrażam to "nadrabianie" tego, a potem ból tyłka Yao. Musze tylko jeszcze przetrwać kolejny rejs...
- Nie mogłem pozwolić, abyś się znowu rozchorował - powiedziałem pewnie, jakbym był jego ojcem.
- Ty zadbaj o siebie - wytknął mnie palcem. Przewróciłem oczami.
- A co? Nie podobam ci się? - zaśmiałem się czochrając go po włosach, po czym się lekko zarumienił, a ja się uśmiechałem jak głupi. Usłyszałem od niego ciche "nie", po czym weszliśmy do kawiarni. Można było odczuć tą różnicę temperatur już na samym wejściu. Zdjąłem czapkę i rozpiąłem kurtkę, tak samo jak Yao. Usiedliśmy przy wolnym stoliku, po czym zamówiliśmy po gorącej czekoladzie, gdy podeszła do nas kelnerka. Chłopak rozglądał się po tym miejscu.
- Pamiętam, jak tu przychodziłem z dziadkiem - rozmarzył się, co wyglądało strasznie słodko. Gdyby nie fakt, że to jest miejsce publiczne przytulił bm go całując namiętnie, ale teraz jedynie mogłem go objąć.
- Słodko wyglądasz, gdy tak wspominasz - zaśmiałem się. Posłał mi mordercze spojrzenie, ale nic nie powiedział. Zamiast tego jedynie się wtulił. Gdy czekolada przyszła oboje usiedliśmy odsuwając się trochę od siebie.Wziąłem kubek w dwie dłonie chcąc ogrzać dłonie, z których zdjąłem rękawiczki, po czym spróbowałem napoju. Uśmiechnąłem się. - Twój dziadek miał słuszność, gdy ciebie tu przyprowadzał. Jest przepyszna! - pochwaliłam cały lokal chłopakowi, który się także uśmiechnął popijając swoje picie.
- Zawsze taka sama - westchnął.
Siedzieliśmy w tym miejscu długi czas rozmawiając, popijając gorącą czekoladę, po którą chyba jeszcze przyjdę przed wyjazdem. Ale to temat na inny czas. Teraz było trzeba przygotowywać się do jutrzejszych świąt. Byłem tym podekscytowany. Pierwszy raz je miałem spędzić jak w normalnej rodzinie, więc na pewno będzie to niezapomniane przeżycie, skoro to robię dopiero w wieku dwudziestu dwóch lat. Byłem ciekaw, jaki prezent dostanę od Yao, chociaż on sam nagi w łóżko mi by wystarczał. Miałem tylko nadzieje, że łyżwy mu się spodobają, ale jeśli jego dziadek sam je zamawiał i miał taki pomysł, to jestem tego w stu procentach pewien. Ja sam nie zbyt dobrze jeżdżę na lodzie, chociaż gdy zaczynałem, było bardzo zabawnie. Było można się pośmiać, iż mam to wszystko w genach i będę mistrzem świata, ponieważ gdy inni zaczynali od zwykłego jeżdżenia, ja już kręciłem piruety! A w rzeczywistości gdy się odpychałem jedną noga, nagle skręcałem i kółeczka robiłem.
Wyszliśmy z kawiarni jakoś po godzinie. Zapłaciłem za nasze picie, po czym skierowaliśmy się w stronę domu, chociaż nie poszliśmy do środka. Zatrzymaliśmy się przed nim.
- Ulepimy bałwana! - zapytał chłopak odwracając się w moją stronę w nadzieją w oczach. Bałwan... to te trzy nierówne kulki, które układając się od największej do najmniejszej tworzyły jakąś dziwną posturę, której dokładały się ręce z patyków, nos z marchewki, oczy i guziki z kamyków. Chyba tak.
- Dobrze - zgodziłem się, a szczęśliwy blondyn pociągnął mnie za dom do ogródka. Śniegu było tyle, że na pewno starszy dla naszego bałwanka, gdy chłopak zaproponował wyścig. Kto pierwszy ulepi bałwana. Zaśmiałem się. - Mam tu już swojego - przytuliłem go śmiejąc się, a on tylko przewrócił oczami i uciekł z mojego uścisku.
- Twój bałwanek ulepi sobie drugiego - pokazał mi język, po czym ulepił śnieżkę i rzucił nią we mnie.
- Mój bałwanek raczej obrzuci mnie śniegiem - także rzuciłem w niego śnieżką, co zapoczątkowało wielką wojnę na śnieżki. Czasem nawet nie wiadomo skąd one nadlatywały, chociaż było nas tylko dwóch. Z góry, z dołu, z lewej, z prawej. Byłem już blisko Yao, rzucił śnieżką, a ja go objąłem dłońmi zatrzymując jego atak.
- Nieczyste zagranie! Nokaut! - krzyczał próbując się wyrwać. Śmiejąc się w końcu wywaliłem na śnieg razem z Yao, który wtulił się we mnie. - Wygrałem! Powaliłem cię na ziemie!  - krzyknął uradowanym i śmiejącym się głosem. Pochylając się nad moją twarzą ucałował usta, a ja jego czoło. Wstaliśmy.
- To robimy tego bałwana bałwanku? - zapytałem rozpoczynając od małej kulki, którą będę toczył, aż uformuje się wielka kula śnieżna.
- Tak, zróbmy dla ciebie braciszka - zaśmiał sie i także zaczął robić to co ja.
Po jakimś czasie zostawiłem swoją kulę śnieżną w wybranym miejscu przez Yao, po czym pomogłem mu wnieść na nią jego kulę. Razem ulepiliśmy mniejszą, czyli głowę, którą usadowiliśmy na samej górze.
- Pójdę po marchewkę, ty zrób ręce - pobiegł w stronę domu, a ja podszedłem do łysego drzewa i ułamałem wyschnięte dwie gałązki, po czym wbiłem je w boki bałwana. Po chwili chłopak wrócił nie tylko z pomarańczowym warzywem, ale tez i guzikami. Zrobiliśmy z tego twarz - marchewkowy nos, guzikowe oczy i guzikowe usta. Objąłem chłopaka od tyłu przyglądając się naszemu dziełu.
- Wiesz co? - odwróciłem go. spojrzałem na jego twarz, potem na bałwana i powtórzyłem to parę razy. - Widzę podobieństwo - zaśmiałem się, za co znowu dostałem śnieżką.'

<Yao? :*>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz