-Rene, jesteś już?- usłyszałam głos brata z głębi domu. Kiedy poprzedniego dnia Zach opuścił nasze mieszkanie, Leoander zaczął mnie przepraszać i powiedział, że dostanę najlepszy prezent w życiu, jeśli tylko mu wybaczę. I co zrobiłam? Oczywiście, że mu wybaczyłam. Mam nadzieję, że ten prezent będzie tego wart... Leo wyłonił się z salonu i stanął przede mną. Przeskanował mnie całą wzrokiem, po czym powoli wypuścił powietrze, które zapewne nieświadomie wstrzymał. -Widzę, że kupienie tej sukienki nie poszło na marne- powiedział, robiąc mi miejsce w holu, żebym mogła przejrzeć się w lustrze. Ale o co mu chodzi? Miałam na sobie tylko czarną sukienkę z rękawem 3/4, która sięgała mi do połowy ud, przylegając do nicj. Co z tego, że leżała w mojej szafie od roku, praktycznie nieużywana... Spojrzałam na chłopaka w okularach, którego teraz męczył Ren. Miał czarną marynarkę z jakąś czerwoną koszulką pod spodem. Nie można zapomnieć oczywiście o jego skarpetkach, które były czarne z pojedynczymi trójkątnymi kawałkami pizzy. Gdy zerknęłam na wyraz twarzy brata, on akurat patrzył się na te piękne skarpety. Był wyraźnie rozczarowany gustem Zacha. Mimowolnie lekko się zaśmiałam.
-To co? Usiądziemy do stołu?- spytałam, by rozluźnić między nimi atmosferę. Dobrze, że dałam Zachariemu tę tabletkę... Po chwili wszyscy już siedzieliśmy przy rozłożonej ławie, która była przykryta białym obrusem, a na niej znajdowały się różne potrawy z jakimś dzbankiem, w którym znajdował się jakiś sok, zapewne pomarańczowy. Niestety dalej panował taki trochę sztywny nastrój. Ech... Spojrzałam na choinkę przy drzwiach, pod którą było kilka prezentów. Ja chcę już prezent... Nagle usłyszałam odgłos śpiewanych kolęd. Spojrzałam w stronę telewizora i zobaczyłam grupkę ludzi, którzy śpiewali "Cicha Noc" na żywo. No tak... Bez kolęd nie ma Wigilii.
-Rene, może chcesz barszczu?- usłyszałam pytanie ze strony Leoandra. Założyłam włosy za ucho, kiwając głową. Po chwili cała nasza trójka zajadała się barszczem z kupionymi uszkami, słuchając różnorakich kolęd z telewizji. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, więc Ren zaczął energicznie szczekać, biegając w tę i we w tę, jak szalony. Odłożyłam łyżkę i wstałam od ławy, poprawiając sukienkę.
-Ja otworzę- powiedziałam, wychodząc z pokoju i uważając, by nie zdeptać szpica, który teraz plątał mi się pod nogami. Podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez wizjer. Nie wierzę... To nie może być prawda... Szybko otworzyłam drzwi. A jednak... Za nimi stał mężczyzna niewiele wyższy ode mnie z ogoloną lewą stroną głowy i włosami na prawą stronę w śnieżnobiałej barwie. Miał też kilka kolczyków w odsłoniętym lewym uchu, w lewej brwi, w wardze były dwie srebrne obręcze i a pod wargą taki kolec. Momentalnie facet spojrzał w moją stronę, po czym uśmiechnął się niepewnie.
-Rene?! Kto to?!- usłyszałam krzyk Leoandra z salonu.
-Gabriell...- wyszeptałam.
-Hej Renesmee- przywitał się ze mną, wesoło się uśmiechając. Nie wierzę... Momentalnie rzuciłam się na szyję mężczyźnie, który mnie objął. -Nic się nie zmieniłaś- wyszeptał mi do ucha.
-RenRen, co tak długo?- wtedy do przedpokoju wszedł Zach. Oderwałam się od białowłosego i spojrzałam na rudowłosego, delikatnie się śmiejąc.
-Zacharie, poznaj bliźniaka Leoandra, o którym ci mówiłam- zaśmiałam się szczerze.
<Zacharie? Wygryw życia...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz