28.12.16

Od Zena CD Zacharie

Zaśmiałem się cicho i objąłem go ramionami, kompletnie zapominając o nożyczkach.
- Przynajmniej moje włosy są całe. Wiesz jaką żałobę miałem kiedy doszło do mnie, że nie rosną dwa miesiące po incydencie? - wypłakałem sztucznie. Zach uniósł morderczy wzrok i przystawił nożyczki do mojej kitki. Pisnąłem głośno i z całej siły odciągnąłem jego rękę od głowy. - NEZZIE RATUJ - wydarłem się, próbując zwalić rudowłosego z własnego ciała. Nie żeby mi to przeszkadzało, w końcu było ciepło.
- Jak cię zabije to pozdrów ojca i gołębie - odkrzyknął i chwilę później można było usłyszeć zatrzaśnięcie drzwi od jego pokoju.
- Idziesz? A tak fajnie śmierdziało - odgryzłem się i kopnąłem Zacha w krocze, w końcu uwalniając się z jego uścisku. Ile sił w nogach wyparowałem na dwór z radością stwierdzając że wieje jeszcze bardziej jak w nocy. Przysiadłem więc sobie na mokrej trawie, nie bardzo zwracając uwagę na to, że będę miał przemoczone spodnie. Uśmiechnąłem się zwycięsko gdy zobaczyłem klnącego chłopaka w drzwiach. W pewnym momencie uśmiechnął się szyderczo i zatrzasnął drzwi, a sekundę później można było usłyszeć dźwięk przekręcanego zamka. Westchnąłem cicho i podniosłem się z trawy, by sprawdzić czy na pewno są zamknięte. Warknąłem pod nosem i walnąłem w nie z pięści. - Zach otwieraj to - krzyknąłem. - Obiecuję ci, że jak tam wejdę to tak ci dupę obrobię, że stać to ty przez miesiąc nie będziesz mógł! OTWIERAJ TE POWALONE DRZWI W TEJ CHWILI.
- Niby jak masz zamiar tu wejść? Nie zrobisz tego, dlatego jestem całkowicie bezpieczny - odpowiedział. - Poza tym nadal mam nożyczki - syknął i słychać było odgłosy oddalających się kroków. Warknąłem ponownie i obszedłem dom, by znaleźć się przy tylnych drzwiach, które ku mojemu zdziwieniu były otwarte. Z chytrym uśmieszkiem na twarzy wszedłem do mieszkania i od razu skierowałem się do salonu z którego wystawała ruda czupryna. Zach siedział na kanapie i przełączał kanały. Jak najciszej podszedłem do niego od tyłu i pociągnąłem go za kaptur tak mocno, że upadł plackiem na całą kanapę. Spojrzał na mnie przerażony, kiedy spokojnie przechodziłem na jej drugą stronę i zawisnąłem nad nim z jeszcze perfidniejszym uśmiechem. Złapałem jego ręce i przyszpiliłem nad jego głową, by nie zawadzały.
- Znam ten dom jak własną kieszeń Zachie. Kto teraz wygrał?

<Zach?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz