4.12.16

Od Zacharie - Cd. Elentii

   Przewróciłem oczami, przyspieszając kroku. Spojrzałem na różową, jeszcze oddychała. Więc jest okej, nie trzeba nigdzie chować ciała. I tak mam ręce pełne roboty, kolejne truchło nie byłoby ok. Co dopiero myłem ręce. Wtedy też zdałem sobie sprawę z tego, że nie znam jej imienia.
- Musisz jeszcze wytrzymieć długo, co dopiero włazimy do miasta. I jak się w ogóle nazywasz, co? Nie wiem co podać w papierach, kiedy będą cię szczepić. Rasę i płeć też mogłabyś podać, chyba że dasz mi to sprawdzić osobiście – uśmiechnąłem się asymetrycznie.
- Nie skorzystam, dzięki. A nazywam się Elentiya, głupku – burknęła. Zassałem dolną wargę, nic więcej nie mówiąc. Dalszą drogę przebyliśmy w ciszy, jednakże w pewnym momencie musiałem wziąć ją na pannę młodą, bo już do reszty nie mogła chodzić. Tak oto z półżywą, nieznaną mi kobietą, wszedłem na główną ulicę. Ludzie patrzyli się na mnie jak na gwałciciela, ale co tam, przecież dla innych zawsze nim byłem.
  Jakimś cudem dotarłem do weterynarza. Tak, naprawdę do niego poszedłem. Babka początkowo nie chciała mnie wpuścić do środka i stwierdziła, że zadzwoni po policję. Potem rzuciła we mnie kapciem, i musiałem przejść się kolejne metry z wykrwawiającą się Elentią. Ogółem, spoko luz, życie jest fajne. Później będzie mi płacić za wypranie bluzy, bo to co z nią zrobiła, jest niemożliwe. Jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby zatamować rany, pff. No bo po co, przecież zrobią to za mnie na miejscu.
   Kolejne pół godziny spędziłem na posyłaniu przechodniom wzroku mówiącego wal się, tutaj nic nie ma, unikając wszelkich kontaktów z władzami. Proszę pana psa, tutaj nic się nie dzieje, wracaj do GTA ganiać za murzynem w pociągu. W końcu jednak udało mi się znaleźć przychodnię, gdzie natychmiastowo zabrali różową na stół składać jej kostkę. No i nie będzie już podróbki Harego Portiera. Kazali mi czekać na krzesełkach, bo miałem coś tam zrobić, nie wiem nie słuchałem. Prawdopodobnie opowiedzieć przebieg zdarzeń czy coś takiego. Jak powiedziałem, że nie jestem z nią spokrewniony, zaczęli mieć podejrzenia. Ostatecznie niebieskie mundury nie przyjechały, na moją korzyść. Godziny się dłużyły, noc stawała się ciemniejsza jak morda kominiarza, a ja po prostu odleciałem, zasypiając na tych plastikowych stołkach. Przynajmniej mnie nie obudzili, inaczej rozwaliłbym okno doniczką.

< Portierze, chodźmy po gryzak 🍔 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz