- Lokomotiw pomaga? - zacząłem się droczyć. Cole naburmuszył się dla żartu, więc wysunąłem dolną wargę w proteście. - Żartuję przecież - mruknąłem i wtuliłem się w jego ciało. Powinienem jednak dziękować Bogu, że tam był. Lepiej przecież wpaść na kogoś na pomoście, niż później umierać w męczarniach, bo zgarnęli cię na ulicy, brutalnie zgwałcili, a później poćwiartowali. Wzdrygnąłem się na swoją myśl i wtuliłem jeszcze bardziej w ciepłe i umięśnione ciało, by poczuć się chronionym. Tak, wdzięczność za posiadanie swojego własnego muru obronnego, który zrobi wszystko, by nic ci się nie stało. Który kocha cię tak samo mocno, jak ty kochasz jego. Speszony uniosłem wzrok, by spotkać się z niebieskimi tęczówkami. Uśmiechnąłem się nieśmiało i podniosłem, by złączyć nasze usta we wdzięcznym pocałunku. - Dziękuję, że wtedy byłeś na tym moście, że pomimo naszej krótkiej znajomości jesteś tu, bronisz mnie i wspierasz cokolwiek by się nie działo - westchnąłem, ponownie złączając nasze usta. - Jestem ci tak bardzo wdzięczny. Kocham cię tak bardzo mocno - wypłakałem i nie mogłem powstrzymać łez wdzięczności, powoli spływających po moich policzkach. Wdzięczności i szczęścia, ze świadomości, że moja osoba - opryskliwa i okrutna dla ludzi - była w stanie się zmienić za pomocą tego starszego chłopaka, który samą swoją obecnością zupełnie zmienił mój świat.
<Cole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz