Kiedy się obudziłem niebo było wyjątkowo zachmurzone, a z puchatych kłębów kapała słona ciecz. Jęknąłem przeciągle i schowałem twarz w poduszce, która jakimś cudem znalazła się pod moją głową. Uniosłem się lekko i zobaczyłem puste miejsce obok mnie. Poddenerwowany zacząłem rozglądać się dookoła, puki blondyn nie wyszedł z łazienki, a ja mogłem oddychnąć z ulgą. Uśmiechnąłem się do siebie i położyłem z powrotem. Cole owinięty samym ręcznikiem w pasie usiadł obok mnie i pogłaskał po głowie, zgarniając opakowanie ciastek ze stolika. Zachichotałem cicho i złapałem go za dłoń.
- Serio, zdecyduj się czy wolisz kochać te powalone ciastka, które prawdopodobnie leżały tu dłużej, niż sam mieszkam w tym domu czy mnie. Serio, były tam jak pierwszy raz wszedłem do tego domu - stwierdziłem, przypominając sobie, jak pierwszy raz otworzyłem szafkę na dole. Zmieszany podrapałem się po czole i spojrzałem na jeszcze mokrą pierś. Nachyliłem się i oparłem o nią brodę, patrząc głęboko w błękitne tęczówki, które również skupiły się na mnie. Uśmiechnąłem się lekko i złożyłem delikatny pocałunek w okolicy jego serca.
<Cole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz