Gdy ujrzałem nazwę kontaktu wyświetlającą się na ekranie mojego telefonu, myślałem, że dostanę zawału te dwa znaczące wiele w moim życiu słowa. Nie pamiętam nawet odbytej rozmowy, którą Cole ciągle mi przerywał. W końcu, gdy miałem się już rozłączać chłopak przyciągnął mnie do siebie i zaczął obmacywać po tyłku, a ja wrzasnąłem poddenerwowany. Z przerażeniem spojrzałem na ekran telefonu, by stwierdzić że staruszek się nie rozłączył. Natychmiastowo zakryłem usta dłonią, a w całym domu zapanowała cisza, puki kot nie zaczął drapać w moją nogawkę.
- Yao? Wszystko w pożądku? - usłyszałem głos Nikolaja. Gestem pokazałem blondynowi, że jeżeli coś jeszcze zrobi to go ukatrupię i przyłożyłem słuchawkę do ucha.
- Tak, tak. Wszystko okay. To ten, kocham cię i pa? Do zobaczenia za dwa dni? - powiedziałem rozdygotany. Proszę rozłącz się, jeśli to ty nie chcesz dostać zawału.
- O nie mój drogi. Co się stało? - zapytał poważnie, a ja już wysyłałem list gończy z podobizną Jezusa do piekła. Przewróciłem oczami, na szybko próbując wymyślić jakąś wymówkę.
- Nikt taki - mruknąłem, ale przerwało mi donośne "Yaotzin". Westchnąłem cicho i poddałem się bez bicia. - Chłopak, dziadku. Mam chłopaka, więc proszę daj już spokój - powiedziałem błagalnie. Starzec poprawił mi jeszcze jakieś uwagi i przestrogi, po czym pożegnał się po raz kolejny i rozłączył. Z pokerową miną odłożyłem telefon na szafkę i skrzyżowałem ramiona, nadal będąc w objęciach Cole'a. Ponownie przewróciłem oczyma i oparłem głowę o jego pierś. Zadowolony chłopak przyciągnął mnie bardziej i potargał, rozwiązane już włosy.
- Śpisz na kanapie. Bez ciebie nie zasnę, ale śpisz na kanapie - warknąłem.
<Cole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz