28.12.16

Od Renesmee CD Reika

-Ale jesteś spostrzegawczy Leo...- powiedziałam, zakładając ręce na piersiach. Zerknęłam na towarzysza za plecami brata. -A to kto?- spytałam, uważnie mu się przyglądając. Nieznajomy puścił do mnie oczko, nic nie mówiąc. Aha..? Przewróciłam oczami, powracając do Leoandra, który także przypatrywał się chłopakowi.
-No właśnie sam nie wiem- powiedział, drapiąc się w kark. -A co do twojego pytania, to podziękuje. Nie potrzebuje pomocy- i wrócił do oglądania jakichś roślin. Westchnęłam. Nagle Leo zatrzymał się w miejscu, po czym nagle wstał i zaczął patrzeć przed siebie. Czyżby kolejny samobójca..?
-Leo?- podeszłam do brata i załapałam go za ramię, by spojrzeć mu w oczy. Miałam rację, jego oczy przybrały kolor bardzo ciemnej czerwieni. Cicho westchnęłam, po czym popchnęłam brata w stronę miejsca, w które wcześniej patrzył. -Idź już. Ja pójdę do domu- powiedziałam, powoli idąc w stronę domu, przy okazji mijając nieznajomego. Przeszłam kilka metrów, jednak usłyszałam drugie kroki za mną. Odwróciłam się, by spojrzeć, kto mnie śledzi. To był ten chłopak, co puścił do mnie oko. Szedł ciągle za mną, przyglądając się drzewom po bokach. Nagle się zatrzymałam, on zrobił to samo. -Śledzisz mnie?- spytałam, odwracając się w jego stronę. Nieznajomy tylko na mnie popatrzył zaskoczony, po czym się zaśmiał.
-Wydaję ci się. Ja idę tylko do domu. Nie moja wina, że jest w tę samą stronę, co twój- na koniec wzruszył ramionami. Coś nie chcę mi się w to uwierzyć... Zamknęłam na chwilę oczy, by po chwili je otworzyć i spojrzeć na duszę tego gościa. I miałam rację, facet mnie okłamywał jak z nut. Zamrugałam oczami, by powrócić do mojego normalnego wzroku. Spojrzałam na nieznajomego spod byka.
-Oczywiście...- powiedziałam pod nosem, po czym znowu zaczęłam iść przed siebie. Spokojnie idąc, nagle się potknęłam, jednak przed upadkiem podparłam się na rękach, więc nie trafiłam twarzą w śnieg. Jednak całe rękawiczki miałam mokre od białego puchu. Spojrzałam za siebie, by sprawdzić, co przyczyniło mnie do potknięcia się. No tak... Korzeń drzewa przykryty śniegiem. Kto by się tego nie spodziewał... Usłyszałam ciche parsknięcie śmiechem ze strony chłopaka. Spojrzałam na niego podejrzliwie, po czym cicho westchnęłam i znowu ruszyłam przed siebie. Jedyna rzecz, która teraz mi przeszkadzała, to wzrok nieznajomego spoczywający na moich plecach, który powoli wiercił w nich dziurę.

<Reik?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz