28.12.16

Od Zacharie - Cd. Zena

  Westchnąłem ciężko, pakując sobie bekon do mordy. Boże, jakie to jest dobre.
- Zawsze o tym wiedziałem, Zen. Mam wgląd to ludzkich umysłów, pamiętasz? – mruknąłem, opierając się o jego ramię. Kolejny kęs mięska i idziemy dalej – Wiele razy widziałem twoje wyobrażenia na temat mnie. Nas. O to nawet drzeć się nie będę, nie mam na to siły. Jakimś pieprzonym cudem to ignorowałem i w ogóle. Najchętniej po prostu bym cię walnął, ale nie mogę. Mimo że ciągle rujnuję ci życie, czuję się za ciebie odpowiedzialny, głupku – parsknąłem, po raz kolejny przybijając sobie piątkę w twarz – Co było w tym bekonie, że taki wylewny jestem?
- Nhh, czyli w przyszłości mam być gotowy na rozpierdol? Poza tym, smażyłem go na wódce – co.
- Ty idiOTO, DOBRZE WIESZ JAK NA MNIE TO DZIAŁA – warknąłem, odwracając się w jego stronę – Ciesz się, że nie ma tu ani nożyczek, ani Beci, bo byś już tutaj leżał na podłodze z wyprutymi flakami, matole jeden – zagroziłem mu palcem, bo tak.
- Czemu jesteś taki niemiły, co? – zaczął na poważnie – Czy ty nie widzisz, jak ja się staram? Pół życia na ciebie marnuję, próbuję ci zaimponować, zrobić cokolwiek, żebyś mnie jakoś zniósł, zaakceptował, a ty takie cyrki odwalasz? Nawet bekon ci szykuję, a ty nadal masz to swoje zABIJ SIĘ na tej twojej facjacie wytatuowane! – żachnął się głośniej. Tak się bawisz, co?
- Zachowujesz się jak baba! Myślisz że co, że od razu będzie fangirling i kwiaty na łóżku? – odsunąłem się od niego, zajmując drugi brzeg kanapy – Ja taki nie jestem, więc tak jakby, sorry? Nie miej później pretensji, że masz złamane serce, czy co tam masz, cholera. Poza tym, skąd w ogóle wiesz, że lubię facetów? Może tak jakby wolę dziewczyny, hm?
- Podczas grania w butelkę na osiemnastce stwierdziłeś, że masz zapędy do mężczyzn, Zacharie. A alkohol to jedyny środek, który potrafi wycisnąć prawdę z człowieka – zawyrokował.
- Taaak? Okej, zaraz zobaczymy – ponowna gracja 1/10 pomogła mi zejść z kanapy i poturlać się do kuchni. Białowłosy powtarzał tylko zostaw, nie, nie możesz, zACHA, no ale cóż, procenty mnie wołały. Przegrzebałem już prawie wszystkie szafki, kiedy to poczułem silny uścisk na ramieniu. Po chwili zostałem brutalnie posadzony na blacie, o mało co nie pieprznąłem się o tą taką wiszącą komodę, czy cokolwiek to jest.
- pRZESTAŃ ŻESZ, NICZEGO NIE UDOWADNIAJ – wo panie, Zen się wkurwił – Po prostu zapomnijmy o tym, okej? Teraz będzie mi cholernie ciężko–
- Mhm, ciężko, tak? – przerwałem mu, spoglądając na niego z góry – Ja niby nie mam? Prowadząc takie życie jak ja, brat mi gdzieś przepadł, rodzicie też, widzę i słyszę to, czego nie chcę, a przy okazji muszę ciągnąć za sobą idiotów – noi masz, rozkleiłem się. Oparłem łeb o pusty odpowiednik Zena – Nie chcę tego, dobra? Nie mogę tego sensownie wytłumaczyć, mam najzwyczajniej w świecie dość wszystkiego. Jednak w przeciwieństwie do ciebie, staram się nie być pizdą – nastała niezręczna cisza. Zauważyłem też łeb Neza, wychylający się zza rogu. Napotykając mój wzrok, cofnął się powoli, pokazując mi okejkę. Ja wysłałem mu środkowy palec.
Ale w jednej sekundzie coś mi się uzmysłowiło. To właśnie jego brat, znaczy Zen, cały czas koło mnie stał. Nie zważając na sytuację. Stęknąłem głośno, chwilę później zaśmiałem się dziwnie. Oplotłem szyję białego ramionami, wpatrując się w talerz bekonu, leżący w salonie.
- Lubię cię. A teraz zanieś mnie do pokoju, mięso na mnie czeka

< CZEMU TO JEST TAKIE DZIWNE WTFFFFFFF >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz