31.12.16

Od Hiro - CD Celeana

Przeprosiłem na chwile dziewczynę i też poszedłem się umyć. Koniecznie trzeba spojrzeć na prochy!
Wpadłem na ciekawy pomysł: a może by tak skoczyć do siedziby Łowców Demonów, w końcu to ich sprawa, może oni powiedzą coś ciekawego.  Wyszedłem z łazienki przewinięty ręcznikiem kierując się w stronę szafy z której wyciągnąłem świeże ubranie i wciągnąłem je na siebie. W między czasie zerknąłem na ulicę, nie myliłem się. Od wczoraj nikt się nie pojawił.
- Wiesz co, tak się zastanawiam czy nie miałabyś może ochoty na spacer do pewnego specyficznego miejsca.
- W zasadzie nie mam żadnych planów, ale co to za miejsce - zapytała.
- Siedziba Łowców Demonów, bo widzisz cały czas ta sprawa nie może dać mi spokoju a prochy dalej leżą.
- Myślę, że możemy się przejść. W końcu dzień zapowiada się na prawdę przyjemnie - odpowiedziała po czym wtuliła się w moje ramię.
Faktycznie pogoda była bardzo przyjemna niebo bezchmurne można było odnieść wrażenie, że to nie środek zima a a początek wiosny. Ziemia była stwardniała co prawdę od zimna, ale śniegu nie było widać, do tego wiatr spokojnie powiewał ulicami, a całość zwieńczona promieniami słońca nieśmiało smagającymi dachy domów. Ale najpierw wypadało by coś przegryźć:
- Masz może na coś ochotę Celko?
- Niech pomyślę, poproszę jajecznicę.
Zszedłem do gospodarza który odsprzedał mi kilka jajek, następnie wziąłem szczypiorek oraz odrobinę masła. Wbiłem jajka do miski, wymieszałem później dodając szczypiorku, całość wlałem na rozgrzaną patelnie z rozpuszczonym masłem. Nie minęło kilka minut nim jajeczniczka była gotowa, przełożyłem do większej miski którą wziąłem razem z świeżym chlebem prosto z pieca naszego niesamowitego właściciela. Gdy wszedłem dziewczyna nadal siedziała w sporo za dużej koszulce tym razem mając na sobie swoje spodnie. Znając życie nie odzyskam już tej koszulki, choć nie powiem wygląda w niej słodko. Oboje zjedliśmy śniadanie, ubraliśmy się w odpowiednie ubrania i wyszliśmy z naszego hoteliku. Zakupiłem małą sakiewkę do której zsypaliśmy prochy i skierowaliśmy się do najbliższego punktu orientacyjnego. Wyciągnąłem z wnętrza pochwy małą mapę i kierując się jej wskazówkami ruszyliśmy we właściwym kierunku. Tym razem na wszelki wypadek wybraliśmy okrężną, ale bezpieczną ścieżkę, która poza ściśle wyznaczoną drogą miała również niesamowite walory estetyczne. Liście roślin pokrył biały szron idealnie kontrastując się z pozostałą zielenią. Spokojnym spacerkiem przebyliśmy całą drogę do celu. Przed nami stała sporej wielkości willa wykupiona na główną siedzibę łowców. Weszliśmy do środka, zdziwiło mnie wygląd wewnętrzny, równie dobrze można było pomylić z pięciogwiazdkowym hotelem przed nami stała recepcja a za nią starszy wiekiem człowiek. Nazwanie tego człowieka kamerdynerem byłoby bardzo obraźliwe. Ruszyliśmy w jego stronę, nie zdążyłem otworzyć ust nim w naszym kierunku padło pytanie:
- Czego państwo potrzebują?
- Chciałbym dowiedzieć się czegoś o tych prochach - odpowiedziałem po czym położyłem na ladzie woreczek.
Człowieczek przyjrzał mu się uważnie po czym powiedział:
- Tak, to bez wątpienia prochy demona. Zwrócili się państwo w odpowiednie miejsce, a teraz proszę za mną.
Po czym ruszył żwawym krokiem w stronę najbliższych schodów. Po niezliczonej liczbie pokonanych schodów oraz przejść dotarliśmy do jasnego pokoju w którym nad najróżniejszymi przedmiotami pracowało kilku specjalistów.
- Oto szanowna pani Diana, zbada to co przynieśliście i gwarantuje, że odpowie wyczerpująco na wszystkie wasze pytania. Ja muszę teraz państwa pożegnać. - powiedział starszy mężczyzna po czym wyszedł.
- Dobra mnie już znacie to może i wy się przedstawicie?
- Ja jestem Hiro a moja przyjaciółka to Celeana, miło mi cię poznać.
- Mnie również, dobra a teraz zobaczmy co tutaj macie.
Wysypała zawartość woreczka na przeźroczystą szybę po czym położyła nad nią rękę i zaczęła szeptać niezrozumiałe dla mnie słowa. W jednej chwili pokój zalał się czerwienią, a wszyscy badacz odwrócili się by oglądać widowisko. Z prochu wytworzył się obraz demona, dokładnie taki jakim widzieliśmy go kilka dni temu. Twarz Diany była przerażona, wszyscy stali w milczeniu przypatrując się zjawie która w ciągu kilku następnych sekund powróciła do postaci pyłu. Dziewczyna spojrzała na nas z przerażeniem w oczach.
- Czy wy wiecie co to było - spytała kierując się w stronę biblioteczki z księgami
- Szczerze powiem, że nie bardzo.
Badaczka znalazła czego szukała, otworzyła książkę po czym pokazała nam ilustracje mówiąc:
- To nie jest żaden podrzędny demon, to sam książę i to jeden z potężniejszych a zwał się Zartas.
Po wypowiedzeniu tych słów dziewczyna jakby się rozluźniła:
- Tyle, że teraz jest martwy. W ogóle skąd macie te prochy?
- Leżały na ulicach miasta alchemików, nikt się po nie nie zgłosił, więc uważałem to za jedyne wyjście.
- W porządku, więc powiedz mi czy widziałeś która z grup łowców go pokonała?
- Sądząc po sile to musiała być któraś z Alf, ale żeby się do tego nie przyznawać? - dodała szeptem
- Sam go zabiłem - odpowiedziałem przerywając jej rozmyślania.
Cała sala nadęła policzki, po czym wszyscy razem wybuchnęli śmiechem.
- Taki człowieczek jak ty, pokonał księcia? - powiedziała nie przestając się śmiać - Nie żartuj
W tym momencie do rozmowy wtrąciła się Cel która do tej pory siedziała cicho.
- To prawda widziałam to!
- Moje dzieci - powiedziała dobrotliwym tonem - Pancerza tego kolosa nie przebije żaden zwykły miecz, a nawet zaklęty ma tylko mały procent szans, że się nie złamie.
- Na dodatek twoje ciało wygląda za dobrze jak na walkę z demonim księciem.
- Ale jest sposób by się przekonać. Zbadajmy twoje wspomnienia - powiedziała po czym wzięła mnie pod ramię i zaczęła prowadzić przez kolejny szereg pomieszczeń. Wreszcie całą trójką stanęliśmy przed rzeźbionymi w drewnie drzwiami z wręcz baśniowymi zdobieniami.
- Do pana Alberta macie się odnosić z szacunkiem, inaczej tego pożałujecie - rzekła po czym pchnęła drzwi.
W środku przy biurku siedział stary człowiek, broda ciągnął się mu prawie do kolan, a dobrotliwy uśmiech wstąpił na rozoraną bliznami twarz.
- Ten młodzieniec jest na tyle arogancki, iż próbuje wmówić mi, że samodzielnie pokonał księcia demonów.
- Podejdź chłopcze - rzekł starzec
Ruszyłem w jego kierunku dopóki nie dotarłem do jego siedziska, następnie wyciągnął dłoń, położył na moim czole i zamknął oczy. Poczułem jak duch wszedł do mojego umysłu i przegląda wspomnienia, nagle jego twarz wykrzywiła się w wyrazie zdumienia.
- Ty, ty jesteś z rodu Kagimore!
Twarz dziewczyny zbladła, ukłoniła się po czym zaczęła przepraszać. Cel była równie zdziwiona tą zmianą zachowania co ja.
- Przepraszam, ale nie mam pojęcia o czym pan do mnie mówi.
- Możesz mi mówić Albercie. Nic ci nie powiedzieli - zasępił się - Twój ród składał się z łowców demonów, twój ojciec był najlepszy w tym fachu. Swego czasu walczyliśmy ramię w ramię - rozmarzył się.
- Na dodatek twoja moc pozwala posługiwać się Onyxowym Strażnikiem. Jesteś na prawdę ewenementem. Diana, zostaw nas samych!
Gdy za dziewczyną zamknęły się drzwi kontynuował:
- Choć, pokarzę ci coś
Podszedł do biblioteczki zakrywającej całą prawą ścianę po czym pociągnął malutką prawie nie widoczną książeczkę z zamazanym grzbietem. Chwilę później po na przeciw nas ściana podniosła się na ukrytych zawiasach odkrywając przejście.

(Cel? Sorki, że musiałaś czekać)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz