Opieram się wygodniej o krzesło i wracam myślami do rozmowy z pielęgniarką. Wspomniała mi to mimochodem, ale zawsze coś.
- Zostaję na obserwacji do jutra. Jeśli mój stan się nie pogorszy lub poprawi, będę mogła stąd wyjść. - odpowiadam, bawiąc się wentylem. - A uwierz mi, nienawidzę szpitali.. - dodaję, nadymając policzki. Odpowiedzią na mój krótki monolog jest kaszel Rudego. Od niechcenia spoglądam na Zacharie. Jego twarz odcieniem przypomina dorodnego pomidorka, a z oczu lecą łzy. Z trudem panuję nad śmiechem, ale udaje mi się parokrotnie poklepać chłopaka po plecach.
- Trzeba na psy dzwonić, ten niecny złoczyńca chciał pozbawić życia najwyższy majestat! - woła oburzony.
- Tak, tak. A może chciał majestatowi pokazać, że nie gada się z czekoladą w ryju, hm? - odpowiadam, unosząc lekko brwi w geście rozbawienia. Zacharie wysila się jedynie na minę z tego mema no me gusta, czy jakoś tak. - Powinieneś się cieszyć, że nie miałam przy sobie telefonu.
- Nie zrobiłabyś mi zdjęcia. - mówi.
- Może i nie. - przyznaję. - Ale pogrozić zawsze warto.
Kątem oka zauważam, jak rudowłosy przypatruje się opakowaniu po czekoladzie, prawie pustemu. Po chwili odwraca się do mnie z żalem w oczach.
- Spieszmy się kochać żarcie. Tak szybko odchodzi.. - odzywa się i teatralnie ściera łzę z oka.
- Żarcie i hajs. Bo ludzie to mendy. - dodaję, prostując nogi. Wenflon w ręce powoli zaczyna mnie swędzieć, co uznaję za zły znak. Zmuszam się do wstania z nagrzanego krzesełka i przeciągam się od niechcenia. Słyszę ten śmieszny trzask i odwracam się do Zacharie z prawie niewidocznym uśmiechem.
- Jeszcze raz dzięki za przyprowadznie mnie tutaj. Pewnie bym zdechła, jak te wensze na ulicy. Jeśli jeszcze kiedyś się spotkamy, to stawiam nam po kebsie, bo teraz hajsu nie mam. - odzywam się i macham mu na pożegnanie.
[ Zacha?? 👋 ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz