- Też cię kocham słodki - pocałowałem go namiętnie w usta, a puściłem, gdy i mi zabrakło tchu. Spojrzał na mnie z uśmiechem, chociaż w jego oczach były dalej łzy. - Na początku, chciałem cię tylko poznać. Wiesz... odkąd pamiętam, miałem słabość do młodszych i uroczych chłopców - westchnąłem na tą myśl przypominając sobie każdego słodziaka podobnego do Yao, jednak blondyn przeważał nad nimi wszystkimi pod każdym względem.
- A jednak jesteś ze mną - stwierdził cicho.
- Tak - przyznałem mu rację. - Wybrałem ciebie i nie żałuje - ponownie go objąłem, po czym owinąłem nas w kołdrze. Złapałem chłopaka za pośladki, na co lekko drgnął, ale jedynie bardziej się wtulił. Podniosłem się trzymając go tak, aby nie spadł. Owinął nogi wokół moich bioder i nie puszczał mnie. Położyłem się na łóżku, gdzie dopiero wtedy go puściłem. W tej chwili stwierdziłem, że lubiłem dotykać jego pośladków - tak, brzmię jak pedofil, ale nie potrafię zmienić swoim upodobań. Oczywiście póki nie przeszkadzają Yao, oraz go nie krzywdzę. - A teraz idź spać moja Królewno - zaśmiałem się całując go w czoło. Chłopak się cicho zaśmiał, po czym z zamkniętymi oczami położył się blisko przy na poduszce.
- Dobranoc - wyszeptał, a ja mu odpowiedziałem to samo, oddając się snowi.
***
Wszystko płonie. Domy, lasy, krzaki, samochody... wszystko. Nawet ludzie... Nie licząc Ich, my płoniemy żywym ogniem. Stoję na środku ulicy, a wokół mnie trwa wojna. Najpierw rozwalają większe budynki, potem zjawiają się na naszej ziemi. Nie jestem niczego świadomy, gdy nagle nas atakują. Dzieci uciekają, dorośli walczą... ale my przegrywamy. Jest ich więcej, są silniejsi, a my... giniemy. I ja zaczynam uciekać. Biegnę ile sił w nogach, aż dobiegam do lasu. Wszystko nagle znika, panuje ciemność. Widzę tylko Ich. Staram się robić uniki, ale coś jakby mnie spowalnia. Nie mogę się nawet porządnie poruszyć. Moje ciało przegrywa z samym sobą. Czuje ból, okropne pieczenie. Czuje zapach krwi, a gdy podnoszę ręce do twarzy, widzę szkarłatną krew. Zaczynam krzyczeć, chce uciekać, ale nie mogę. Coś mnie trzyma przy ziemi, gdy nagle nie dostaje czymś w głowę. Upadam na ziemię i widzę stopę. Podnoszę, a raczej przechylał głowę. Ktoś mi w tym pomaga, ciągnąc mnie za włosy. Przede mną pojawia się ich władca, którego imienia, albo chociaż pseudonimu nie mogę sobie przypomnieć. Pluje we mnie, a ja czuję, jakby był to kwas. Rzuca mnie o ścianę i wtedy... wszystko jaśnieje. Mogę poruszać ciałem, mam nad nim całkowitą kontrolę. Zaczynam biec, aby uciec od niego. Aby jednak przeżyć, ale nic nie widzę. Wszędzie jest ciemno, a on biegnie za mną. Przede mną pojawiają się inni, a ja zmieniam swoją trasę. Widzę powieszone ciała moich braci i sióstr, ich krew leżała na ziemi, gdy martwi leżeli na polu bitwy, a ja próbowałam uciec. Zaczynam czuć do siebie nienawiść, że nie mogłam nic z tym zrobić. Dalej biegnę ile sił w nogach, ale coś zaczyna mnie ciągnąć do tyłu. Odwracam głowę i widzę ich całe wojsko, które mnie goni. Potykam się o własne nogi i uderzam twarzą o kamień...
***
Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem przerażoną twarz Yao, która stała nade mną wpatrzona we mnie.
- Dlaczego tak cię trudno wybudzić? - podniósł ton zamykając oczy, w których znowu pojawiły się łzy. Przekrzywiłem głowę w bok, aby sprawdzić godzinę na ściennym zegarku. Było około drugiej w nocy. Spojrzałem z powrotem na chłopaka, który wtulił się we mnie.
- Przepraszam cię - pogłaskałem go po głowie. - Spróbuj jeszcze usnąć - poprosiłem go, aby nie miał za sobą bezsennej nocy, przez jakiegoś idiotę.
< Yao?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz