Czy kiedykolwiek zastanawiało cię, dlaczego niebo jest niebieskie, trawa zielona, a chmury białe? Czy kiedykolwiek myślałeś sobie "Po co widzieć kolory, skoro świat i tak jest szary?". Bo ja tak. Zastanawiam się nad tym wszystkim każdego dnia, stojąc pod prysznicem czy biegając na świeżym powietrzu. Mawia się, że życie to największy dar od Boga i powinno się o nie dbać, ale jaki jest w tym sens, kiedy nawet nie jest się 'normalnym'? Nigdy prawdopodobnie się nie dowiem, może nawet nie chcę wiedzieć. Dlatego najlepszym rozwiązaniem na oczyszczenie głowy wydawało się wyjście do lasu. Niestety, gęste rozstawienie drzew powodowało niekomfortową atmosferę, uczucie ciągłej obserwacji i nieustanne rozglądanie się dookoła w poszukiwaniu niechcianej obecności innej istoty. Najlepiej, więc było wyjść na niedaleką łąkę. Położyć się na pokrytej białej puchem trawie i ignorować wszelkie zimno, jakie obijało się o twoje ciało. Obserwować kolejne płatki śniegu, miarowo spadające z zachmurzonego nieba, które nijak kojarzy się z jeszcze nie tak dawno panującą zimą. Czasami zastanawiam się, jaki jest sens ich spadania, kiedy większość z tego roztopi się tuż po spotkaniu z ziemią, a reszta gdy zrobi się ciepło. Jednak śnieg pada rok w rok, wraz z zimnem powodując porę roku zwaną zimą. Każdy traktuje ten okres inaczej. Dla astronomów, jest to tylko kolejny obrót Ziemi, dla innych świąteczny okres, który mogą spędzić z rodzinami. Czym jest dla mnie? Niepotrzebnie zmarnowanymi dniami, które mogłabym przeznaczyć na coś innego. Kwestionowanie każdej sekundy swojego istnienia, wydaje się niepotrzebne i nudne prawda? Nie mam jednak nic innego do roboty. Leżę od dwóch godzin w zaspie śniegu, który pojawia się tu centymetrami co parę minut. Z westchnieniem uniosłam się do pozycji siedzącej i przerzuciłam długi warkocz przez ramię, by ułatwić sobie usuwanie białego puchu ze związanych kosmyków. Codzienna rutyna, tak mija moje życie. Wstaję, jem, wychodzę, wracam i w końcu wracam spać. Nigdy nawet nie zastanawiałam się co o tym myśli moja rodzina. Odkąd zrozumiałam brak sensu mojego życia, zawsze ich ignorowałam, nie obchodzili mnie. Jestem dorosła - to zawsze było wymówką, na wszystko co poczyniłam. Dziecinne prawda? Jednak oni nigdy nie chcieli słuchać, a ja chciałam robić wszystko, co tylko mogę. Wiadomym jest to, że chcą bronić mnie przed wszelkim złem na świecie. Jednak co rodzinka wampirów może zrobić, jeśli nie wyssać krew z każdej napotkanej przeszkody? Wiem, że mnie obserwują. Podążają za mną na każdym kroku, by w razie jakiegoś niebezpieczeństwa mi pomóc. Bez powodu, jak to ujmują. Wiele razy powtarzałam ich, że jeśli zginę, nie mają mnie ratować, choć posiadanie ojca, który jest lekarzem i nie przyjmuje sobie takich informacji, jest w mojej sytuacji trudne i uciążliwe. Z obojętnym wyrazem twarzy wróciłam do leżącej pozycji i wyciągnęłam dłonie w stronę nieba. Chciałabym go dotknąć, choć wiem, ze nie jest to możliwe. Choć gdyby się tak zastanowić, gdy tylko oderwiemy się od ziemi, tak jakby jesteśmy w niebie. Nie. Jesteśmy tylko w powietrzu. Na moich ustach zawitał niewielki, zirytowany uśmiech. Moja głupota nie zna granic. Zaczęłam nucić, niedawno usłyszaną piosenkę i rozciągnęłam się jak kot na kanapie.
- Nie sądzisz, że to głupie i nieodpowiedzialne siedzieć w śniegu, przy tak niskiej temperaturze w zwykłym crop topie i krótkiej spódnicy? - mruknęłam sama do siebie i podniosłam się ze sterty białego puchu. Rozbiegłam się i zmieniłam w wilka, zmierzając w stronę rodzinnego domu. Mijając kolejne drzewa coraz bardziej miałam ochotę w nie uderzyć. W końcu znalazłam się przy leśnej rezydencji, więc znów się przemieniłam i normalnie chciałam przejść przez drzwi. Przy jednej z podpierających kolumn stała jakaś osoba, którą sprytnie zignorowałam i przeszłam przez drzwi.
<Coś Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz