Z jękiem wsłuchałam się w trzask kości. Zasypanie na drzewie to zdecydowanie zły pomysł. Jednak wolałam to, niż wracanie po zmroku przez las. Jeszcze by mnie co zeżarło, i tyle by było. Przez liście prześwitywały co poniektóre promienie słońca, barwiąc korę i mnie na jasnozielony kolor. Przetarłam oczy i zgrabnie zeskoczyłam z gałęzi klonu. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na niebo, by dowiedzieć się, jak długa była moja drzemka. Spałam bite dziesięć godzin. Przeciągnęłam się, a kości po raz kolejny zaśpiewały pieśń swojego ludu. Z cichym westchnieniem włożyłam dłonie do kieszeni spodni, wcześniej opatuliwszy się ciemnobrązowym płaszczem i ruszyłam w stronę cywilizacji.
Ludzie niechętnie kroczyli po ulicach miasta, kierując się do pracy. Poranna zmiana miała to do siebie, że większość z nich przypominała zombie. Parsknęłam pod nosem widząc, jak dziewczę zapatrzone w telefon uderzyło z impetem w słup. Bogom dzięki, że mój śmiech zagłuszyła chustka, naciągnięta na nos.. Zerknęłam na nią raz jeszcze. Jej twarz w tym momencie przypominała buraka. Jednak telefon schowany był już w torebce. Nadal z kpiącym uśmiechem spojrzałam na wieżę katedry, stojącej w centrum miasta. Górowała ona nad większością budynków, wyłączając trzy ogromne wieżowce. Powoli dochodziła siódma. Postanowiłam więc, że wybiorę się na śniadanie do KFC, jednak coś (a raczej ktoś) pokrzyżowało moje plany.
Skręcając w boczną uliczkę poczułam żelazny uścisk na swoim ramieniu. Ktoś pociągnął mnie do zaułka ciemniejszego niż Sosnowiec i gestem nakazał ciszę. Rozejrzał się uważnie czy nikt nas nie podsłuchuje i wcisnął mi do rąk jakiś papierek.
- Punkt ósma. Z nikim nie rozmawiałaś i nikogo nie widziałaś. – powiedział do mnie jakiś mężczyzna i wypchnął mnie z zaułka. W lekkim szoku spojrzałam za siebie, ale jego już tam nie było. Marszcząc brwi spojrzałam na kartkę. Jakaś służba, ósma rano, jakiś wieżowiec.. Przewróciłam oczami i zmięłam zwitek papieru, wkładając go do kieszeni płaszcza. Kolejny raz spojrzałam na katedralny zegar. Było pięć po siódmej, więc miałam jeszcze trochę czasu. Zwłaszcza, że budynek był trzy ulice ode mnie. Zgodnie z moim wcześniejszym postanowieniem ruszyłam w kierunku KFC.
Większość czasu, który przesiedziałam w restauracji przeznaczyłam na doprowadzenie się do ładu w łazience. Przez pojedyncze listki we włosach i kawałki kory na twarzy wyglądałam jak tarzan. Że też pan agent tajny nic mi nie powiedział! Względnie ogarnięta ruszyłam do budynku, o którym wspomniano na kartce. Właściwie, to miałam jeszcze kwadrans, ale wolałam być wcześniej. Trafiłam prosto do windy. Raz jeszcze zerknęłam na liścik, by upewnić się, że wybrałam dobre piętro. Kliknęłam ponownie na guzik z napisem -1, tym razem mocniej. Winda po chwili ruszyła w dół. Po otwarciu drzwi, stanęłam twarzą w twarz z jakimś gorylem. Skinął głową i ruchem ręki wskazał na drzwi. Rozejrzałam się po korytarzu by upewnić się, że nie jestem w żadnej pułapce i powolnym krokiem ruszyłam do pomieszczenia. Póki co byłam sama. Jednak parę chwil później do pokoju wszedł jasnowłosy chłopak, a po nim parunastu innych ludzi. Jeden z nich stanął na podwyższeniu i zaczął coś mówić. Poniekąd go słuchałam. Poniekąd. Ocuciłam się, gdy zaczął wymieniać imiona i nazwiska, najpewniej osób, z którymi byłam w pomieszczeniu.
- Pani Celaena Imcora oraz Pan Nathaniel Black. – oznajmił. Z ociąganiem ruszyłam w stronę mężczyzny, stojącego na mównicy. Wraz ze mną wstał tamten chłopak. – Zostaliście wybrani jako szpiedzy. – po tych słowach znów się na chwilę wyłączyłam. Wróciłam do rzeczywistości, gdy mówiący wskazał na drzwi, gdzieś za sobą. Pierwszy poszedł Nathaniel, a ja ruszyłam tuż za nim.
- Jak myślisz? Gdzie nas wyślą? – odezwał się po chwili. Zerknęłam na niego, a później na pozostałych ludzi.
- Nie mam pojęcia. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Mam nadzieję, że to szybko pójdzie.
Chłopak jedynie skinął głową i otworzył drzwi, które prowadziły na kolejny korytarz. Prawdopodobnie było to drugie wyjście. Zatrzymał nas jeden z trzech mężczyzn, stojących przy framudze. Wręczył mi kartkę podobną do tej, którą dostałam wcześniej, i wskazał na szklane drzwi, prowadzące do holu. Nie czekając na żadne ponaglenie otwarłam liścik i przeczytałam Nathanielowi jego treść.
- James Patterson. 32 lata. Podejrzany o.. handel ludźmi.. – dodałam trochę ciszej i zmarszczyłam brwi. Podałam towarzyszowi kartkę, by mógł przyjrzeć się zdjęciu mężczyzny i westchnęłam głośno. Mimowolnie pomyślałam o bliznach, znajdujących się na plecach i zerknęłam na chłopaka.
- Organizuje jakieś przyjęcie. Odbędzie się dzisiaj o 20. – oznajmił. – Skąd oni biorą takie informacje? – dodał.
- Kto go tam wie.. Pewnie mają jakiegoś, co w myślach czyta. – mruknęłam, odwracając się. Czułam na plecach wzrok facetów w czerni, więc czym prędzej dopadłam szklane drzwi i z ulgą wyszłam z korytarza.
[ Nathaniel? Teraz myśl nad tematyką przyjęcia, hy hy~ ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz