Przeczesałam dłonią swoje włosy, zamykając drzwi od pokoju 
Evona.
 Gdy wcześniej do niego szłam, to chyba z pięć pielęgniarek mnie 
zatrzymało, pytając się, kim dla niego jestem. Oczywiście każdej 
odpowiedziałam, że jestem jego byłą, dzięki czemu jakoś tutaj doszłam. 
Te szpitale są strasznie upierdliwe... Oczywiście, gdy weszłam, był przy
 czarnowłosym jeszcze inny doktor, przez co znowu musiałam wszystko 
opowiadać... Miałam chwilę posiedzenia z nim sam na sam. Miał już czystą
 twarz, a przebrano go z wcześniejszego garnituru na szpitalną piżamę 
oraz okulary złożone odstawiono mu na nocny stoliczek na kółkach. Tamto 
urządzenie od serca pikało nieustająca, przez co też do końca nie mogłam
 zebrać swoich własnych myśli, jednak... Gdy tak patrzyłam na jego 
ciało, jakby właśnie spał, przypomniały mi się chwile jeszcze przed tym,
 zanim mi się oświadczył. Nasze wspólne wypady na miasto, doradzania w 
wybraniu odpowiednich zdjęć do mojego ulubionego albumu... i inne 
rzeczy, które razem robiliśmy. Potem oczywiście oświadczyny, nasza 
ostatnia noc razem i wiadomość w jego telefonie od moich rodziców. 
Potrząsnęłam przecząco swoją głową, chcąc jak najszybciej o tym 
zapomnieć. Mam już dosyć tego miejsca, tych ludzi i w ogóle, ale muszę 
jeszcze zajść do jednej osoby... Ruszyłam spod drzwi do kompletnie innej
 części budynku. Z tego, co widziałam z planu i co usłyszałam od doktora
 Jeana, to 
Vivienne
 leżała jak najdalej od mojego byłego. Ciekawe, jak się czuje... Co ja 
gadam, pewnie beznadziejnie, w końcu zemdlała z krwawiącą głową. 
Uderzyłam się w czoło na swoją własną głupotę. Przecież mogłam wcześniej
 zobaczyć, kto dzwoni do tych głupich drzwi, zanim je otworzyłam 
kompletnie na oścież. Jestem taka bezmyślna! W tej chwili miałam ochotę 
tylko objąć moją czarnowłosą dziewczynę i pocałować ją czule. Nagle się 
zatrzymałam. Nie, ja ślepnę. Powiedzcie, że to tylko zwidy. Że wcale nie
 widzę przy ladzie w recepcji żadnego wysokiego mężczyzny w blond 
włosach i z wąsem oraz równie wysokiej kobiety z fioletowawymi włosami 
spiętymi w eleganckiego koka. To tylko sen!
- 
Kamille?
 - jednak to, że facet mnie rozpoznał, tylko utknęło mnie w przekonaniu,
 że było kompletnie na odwrót. Jego partnerka również odwróciła się w 
stronę, w którą aktualnie patrzył. Momentalnie moje pięści się 
zacisnęły, a zęby aż mnie zabolały. Coś w głębi mojego ciała pragnęło 
się uwolnić i rozszarpać tę dwójkę na kilka strzępków. Wzięłam głęboki 
wdech na uspokojenie. Spokojnie, oddychaj. Bo jeszcze się przemienisz. 
Zrobiłam kolejny krok przed siebie, czując, jak prawie kolana się pode 
mną ugięły. Podparłam się na szybko ściany, patrząc na swoje stopy. I co
 ja mówiłam o oddychaniu? Zaśmiałam się w swoim umyśle.
- 
Kamille,
 Kochanie! - usłyszałam obok siebie głos mojej matki. Spojrzałam na nią 
przelotnie, kierując go zaraz od przodu. - Co ty tutaj robisz? - od razu
 spytała, dotykając mojego ramienia. Pewnie chciała pomóc mi ustać.
- Nie dotykaj 
mnie - warknęłam
 cicho, ale na tyle głośno, by usłyszała. Od razu się oddaliła. Kolejny 
głęboki wdech. - Podejrzewam, że skoro tu jesteście, to przyszliście do 
Evona - powiedziałam, powoli krocząc przed siebie.
- Oczywiście, że tak! To w końcu mój przyszły 
zięć - jasnowłosa znowu się odezwała. Cicho prychnęłam. 
"Zięć"... jak to głupio brzmi. Prawie tak samo głupio, jak słowo 
"mąż
" i 
"narzeczony".
 - Pewnie ty też do niego przyszłaś... Biedak zapadł w śpiączkę, 
widziałaś się z nim? - kontynuowała swoją śpiewkę. Kolejny głęboki wdech
 dla ogarnięcia nerwów. Już dawno zapomniałam, jak oni bardzo lubią mnie
 wkurzać...
- Owszem, 
byłam - odpowiedziałam, próbując nie złapać za wyciągnięte ramię ojca. - Jednak niezbyt długo. Ktoś jeszcze na mnie 
czeka - dodałam,
 w końcu się prostując. Obojgu rzuciłam mrożące krew w żyłach 
spojrzenie, po czym dumnym krokiem zaczęłam iść w swoją stronę. 
Wciągnęłam powietrze przez nos, chcąc za pomocą zapachu znaleźć 
Vivienne. Nie mam czasu, by pytać o to pierwszą lepszą pielęgniarkę.
- Kto taki? - pan 
Emas
 chyba postanowił włączyć się do rozmowy z córką. Jest, czuję ją. Tuż za
 rogiem. Już miałam za niego się wyłonić, gdy na kogoś wpadłam. 
Otworzyłam swoje oczy, które nieświadomie zamknęłam i... kogo ujrzałam?
- 
Snow - nieświadomie wyszeptałam. Spojrzał prosto w moje oczy, a mnie momentalnie zamroziło. Zawsze taki był?
- 
Vivienne na ciebie 
czeka - rzucił tylko na szybko, po czym mnie wyminął i poszedł pewnie w stronę wyjścia z tego durnego szpitala.
- Jaka 
Vivienne?
 - ojciec ponownie postanowił się mną zainteresować. Jednak ja nie 
zwracałam na niego uwagi. Same jego słowa, że na mnie czeka, 
zmobilizowały mnie, by jednak jeszcze dzisiaj ją zobaczyć. Od razu 
szybciej zaczęłam chodzić, prawie omijając salę, w której leżała. 
Złapałam za klamkę drzwi, pchając je do przodu. Weszłam do białego 
pomieszczenia, momentalnie widząc postać w czarnych włosach siedzącą na 
tym szpitalnym łóżku, które wręcz śmierdziało środkami dezynfekującymi. 
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, a u mnie od razu zapanowała 
radość. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i wręcz w podskokach do niej 
podeszłam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że moi rodzice pewnie wejdą za 
mną, dlatego nie zawracałam sobie głowy zamykaniem drzwi. Czarnooka nic 
nie powiedziała, więc pozwoliłam sobie usiąść na krzesełku obok jej 
łóżka, podsuwając je sobie naprzeciwko jej.
- Jak się czujesz? - 
spytałam, oglądając całe jej odkryte ciało. Dopiero teraz dostrzegłam 
jej bandaż na głowie. Przewróciła nieznacznie oczami.
- A jak może 
czuć się osoba, która zemdlała na skutek obfitego krwawienia? - 
odpowiedziała, jednak mnie niezbyt zdziwiły jej słowa. Mogłam się, wręcz
 ich domyśleć. Wyraźnie widziałam, jak podnosi swój wzrok nade mnie, 
pewnie z ciekawością patrząc na dwójkę dorosłych za mną.
- 
Vivienne... - zaczęłam. Dziewczyna zwróciła na chwilę na mnie swoje prześliczne oczy. Jaką ja mam ochotę ją pocałować... - Poznaj moich 
rodziców - próbowałam się ponownie uśmiechnąć, jednak byłam wręcz pewna, że to strasznie krzywo wyglądało. Odwróciłam się za siebie na państwa 
Emas. - A to jest moja dziewczyna, 
Vivienne - odpowiedziałam, sięgając swoją dłonią na tę bledszą czarnowłosej, jakbym tym chciała potwierdzić moje słowa.
<Vivienne? Przepraszam, że aż miesiąc musiałaś czekać ;-;>