31.10.17

Od Kamille CD Vivienne

Przeczesałam dłonią swoje włosy, zamykając drzwi od pokoju Evona. Gdy wcześniej do niego szłam, to chyba z pięć pielęgniarek mnie zatrzymało, pytając się, kim dla niego jestem. Oczywiście każdej odpowiedziałam, że jestem jego byłą, dzięki czemu jakoś tutaj doszłam. Te szpitale są strasznie upierdliwe... Oczywiście, gdy weszłam, był przy czarnowłosym jeszcze inny doktor, przez co znowu musiałam wszystko opowiadać... Miałam chwilę posiedzenia z nim sam na sam. Miał już czystą twarz, a przebrano go z wcześniejszego garnituru na szpitalną piżamę oraz okulary złożone odstawiono mu na nocny stoliczek na kółkach. Tamto urządzenie od serca pikało nieustająca, przez co też do końca nie mogłam zebrać swoich własnych myśli, jednak... Gdy tak patrzyłam na jego ciało, jakby właśnie spał, przypomniały mi się chwile jeszcze przed tym, zanim mi się oświadczył. Nasze wspólne wypady na miasto, doradzania w wybraniu odpowiednich zdjęć do mojego ulubionego albumu... i inne rzeczy, które razem robiliśmy. Potem oczywiście oświadczyny, nasza ostatnia noc razem i wiadomość w jego telefonie od moich rodziców. Potrząsnęłam przecząco swoją głową, chcąc jak najszybciej o tym zapomnieć. Mam już dosyć tego miejsca, tych ludzi i w ogóle, ale muszę jeszcze zajść do jednej osoby... Ruszyłam spod drzwi do kompletnie innej części budynku. Z tego, co widziałam z planu i co usłyszałam od doktora Jeana, to Vivienne leżała jak najdalej od mojego byłego. Ciekawe, jak się czuje... Co ja gadam, pewnie beznadziejnie, w końcu zemdlała z krwawiącą głową. Uderzyłam się w czoło na swoją własną głupotę. Przecież mogłam wcześniej zobaczyć, kto dzwoni do tych głupich drzwi, zanim je otworzyłam kompletnie na oścież. Jestem taka bezmyślna! W tej chwili miałam ochotę tylko objąć moją czarnowłosą dziewczynę i pocałować ją czule. Nagle się zatrzymałam. Nie, ja ślepnę. Powiedzcie, że to tylko zwidy. Że wcale nie widzę przy ladzie w recepcji żadnego wysokiego mężczyzny w blond włosach i z wąsem oraz równie wysokiej kobiety z fioletowawymi włosami spiętymi w eleganckiego koka. To tylko sen!
- Kamille? - jednak to, że facet mnie rozpoznał, tylko utknęło mnie w przekonaniu, że było kompletnie na odwrót. Jego partnerka również odwróciła się w stronę, w którą aktualnie patrzył. Momentalnie moje pięści się zacisnęły, a zęby aż mnie zabolały. Coś w głębi mojego ciała pragnęło się uwolnić i rozszarpać tę dwójkę na kilka strzępków. Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie. Spokojnie, oddychaj. Bo jeszcze się przemienisz. Zrobiłam kolejny krok przed siebie, czując, jak prawie kolana się pode mną ugięły. Podparłam się na szybko ściany, patrząc na swoje stopy. I co ja mówiłam o oddychaniu? Zaśmiałam się w swoim umyśle.
- Kamille, Kochanie! - usłyszałam obok siebie głos mojej matki. Spojrzałam na nią przelotnie, kierując go zaraz od przodu. - Co ty tutaj robisz? - od razu spytała, dotykając mojego ramienia. Pewnie chciała pomóc mi ustać.
- Nie dotykaj mnie - warknęłam cicho, ale na tyle głośno, by usłyszała. Od razu się oddaliła. Kolejny głęboki wdech. - Podejrzewam, że skoro tu jesteście, to przyszliście do Evona - powiedziałam, powoli krocząc przed siebie.
- Oczywiście, że tak! To w końcu mój przyszły zięć - jasnowłosa znowu się odezwała. Cicho prychnęłam. "Zięć"... jak to głupio brzmi. Prawie tak samo głupio, jak słowo "mąż" i "narzeczony". - Pewnie ty też do niego przyszłaś... Biedak zapadł w śpiączkę, widziałaś się z nim? - kontynuowała swoją śpiewkę. Kolejny głęboki wdech dla ogarnięcia nerwów. Już dawno zapomniałam, jak oni bardzo lubią mnie wkurzać...
- Owszem, byłam - odpowiedziałam, próbując nie złapać za wyciągnięte ramię ojca. - Jednak niezbyt długo. Ktoś jeszcze na mnie czeka - dodałam, w końcu się prostując. Obojgu rzuciłam mrożące krew w żyłach spojrzenie, po czym dumnym krokiem zaczęłam iść w swoją stronę. Wciągnęłam powietrze przez nos, chcąc za pomocą zapachu znaleźć Vivienne. Nie mam czasu, by pytać o to pierwszą lepszą pielęgniarkę.
- Kto taki? - pan Emas chyba postanowił włączyć się do rozmowy z córką. Jest, czuję ją. Tuż za rogiem. Już miałam za niego się wyłonić, gdy na kogoś wpadłam. Otworzyłam swoje oczy, które nieświadomie zamknęłam i... kogo ujrzałam?
- Snow - nieświadomie wyszeptałam. Spojrzał prosto w moje oczy, a mnie momentalnie zamroziło. Zawsze taki był?
- Vivienne na ciebie czeka - rzucił tylko na szybko, po czym mnie wyminął i poszedł pewnie w stronę wyjścia z tego durnego szpitala.
- Jaka Vivienne? - ojciec ponownie postanowił się mną zainteresować. Jednak ja nie zwracałam na niego uwagi. Same jego słowa, że na mnie czeka, zmobilizowały mnie, by jednak jeszcze dzisiaj ją zobaczyć. Od razu szybciej zaczęłam chodzić, prawie omijając salę, w której leżała. Złapałam za klamkę drzwi, pchając je do przodu. Weszłam do białego pomieszczenia, momentalnie widząc postać w czarnych włosach siedzącą na tym szpitalnym łóżku, które wręcz śmierdziało środkami dezynfekującymi. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, a u mnie od razu zapanowała radość. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i wręcz w podskokach do niej podeszłam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że moi rodzice pewnie wejdą za mną, dlatego nie zawracałam sobie głowy zamykaniem drzwi. Czarnooka nic nie powiedziała, więc pozwoliłam sobie usiąść na krzesełku obok jej łóżka, podsuwając je sobie naprzeciwko jej.
- Jak się czujesz? - spytałam, oglądając całe jej odkryte ciało. Dopiero teraz dostrzegłam jej bandaż na głowie. Przewróciła nieznacznie oczami.
- A jak może czuć się osoba, która zemdlała na skutek obfitego krwawienia? - odpowiedziała, jednak mnie niezbyt zdziwiły jej słowa. Mogłam się, wręcz ich domyśleć. Wyraźnie widziałam, jak podnosi swój wzrok nade mnie, pewnie z ciekawością patrząc na dwójkę dorosłych za mną.
- Vivienne... - zaczęłam. Dziewczyna zwróciła na chwilę na mnie swoje prześliczne oczy. Jaką ja mam ochotę ją pocałować... - Poznaj moich rodziców - próbowałam się ponownie uśmiechnąć, jednak byłam wręcz pewna, że to strasznie krzywo wyglądało. Odwróciłam się za siebie na państwa Emas. - A to jest moja dziewczyna, Vivienne - odpowiedziałam, sięgając swoją dłonią na tę bledszą czarnowłosej, jakbym tym chciała potwierdzić moje słowa.

<Vivienne? Przepraszam, że aż miesiąc musiałaś czekać ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz