7.3.17

Od Zacharie - Cd. Renesmee

walić czasoprzestrzeń, oNI MAJĄ WIGILIĘ

— Nie, nIE, NIE, nie możESZ. Kolejny BIAŁY, wszystko byleby nie biali, Jezu Chryste — wycelowałem w nich rękami, dostając mikro zawału. Ten też mnie nienawidzi, ja to czuję. Wystarczy na niego popatrzeć, a poza tym jedno słowo. Bliźniak. W dodatku Leoandra. Ja tu umrę przez tę babę cholerną. To jej wina, będzie mi kwiaty kupować na grób. A ona co robiła? Tak po prostu się śmiała, a ten Gabriell nie wiedział co ma zrobić.
— Rasista? — uniósł pytająco brwi. Zakryłem sobie twarz dłońmi, wracając z powrotem do pokoju. Może barszcz mi pomoże w tej sytuacji. On zawsze daje radę, więc teraz też musi.
— Długa historia. Chodź, idziemy do stołu, musisz mi wszystko wytłumaczyć — sekunda później, już siedziałem pomiędzy dwoma braćmi śmierci, a na przeciw mnie Renesmee. Powoli zajadałem się pierogami, obserwując bacznie pozostałą trójkę pogrążoną w rozmowie. Niezbyt ogarniałem tematu, dlatego zapychałem się jedzeniem. Wolałem być cicho, żeby uwagi na mnie nie zwracali.
— No i, to jest Zacharie — wskazała na mnie, uśmiechając się lekko — Od tamtej pory jakoś się tak spotykamy, dlatego zawędrował do nas na Wigilię. Chciał krewetki, ale coś nie wyszło — niebieskooki wyszczerzył się szeroko, jednak to był taki wyszczerz pogardy, albo gniewu.
— No więc, jakie masz plany na przyszłość? — rzucił, odwracając się do mnie.
— Zgładzić całą ludzką rasę — oparłem się o krzesło, krzyżując ręce na karku — Ewentualnie zabić człowieka co wymyślił pizzę z ananasem, fu — zagryzł dolną wargę, pochylając się nad talerzem.
— Od kiedy się spotykacie? Nie chcesz wykorzystać mojej siostry? Robiliście już to? Zmiażdżę cię jak powie, że coś ją boli. Wyrwę ci duszę i wrzucę do burdelu — zakrztusiłem się tą cholerną zupą, kaszląc głośno. Dlaczego jak po co?
— Na mózg ci padło, co. Ja z nią nie jestem i nie mam zamiaru być — warknąłem, wycierając swoją mordę. No do kuźny jasnej.
— Czyli ci się nie podoba? — wymruczał, a w jego oczach widać było płomienie.
— Człowieku, daj spokój
— Mówiłem, że z nim coś jest nie tak — teraz odezwał się Leo.
Jeszcze jego głosu to brakowało, zginę marnie.
— Homoseksualista? — odparł ze zdziwieniem, unosząc brew. Zaciągnąłem się na to powietrzem, ześlizgując po oparciu. Prawie wpełzłem pod stół. Tamci ponownie zaczęli kłócić się o mnie, ignorując moje istnienie, a ja miałem po prostu dość świata.

[Robimy po tym timeskip, żeby przestali być 75247 lat wstecz XDD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz