27.12.16

Od Zacharie - Cd. Zena

JU FAKD AP BICZ, WYGRAM TO

  Cisza ponownie ogarnęła pokój, a Zen wpatrywał się beznamiętnie w okno. Zegarek na komodzie wskazywał nadal piątą. Mimo że okryłem się cały kocem tworząc barierę ochronną, i leżałem jakiś dobry metr dalej od białego, wciąż czułem się niekomfortowo. To tak boli.
  W ogóle nie mogłem zasnąć, chociaż coraz bardziej ogarniało mnie zmęczenie. Z warknięciem odwróciłem się na bok, w stronę chłopaka. Wygramoliłem stopę z kokonu, oddalając nią trochę swojego towarzysza. Miał cholernie zimne plecy, Boże. Aż mi stopa zdrętwiała.
- Nie szturchaj mnie, próbuję leżeć – bezustannie gapił się w szybę. Zignorował mnie, no. Nawet menda przysunęła się bliżej, żeby tylko na złość mi zrobić.
- Ja zasnąć, kto ma gorzej? – obrócił się twarzą do mnie. Przeraziło mnie to, że dzieliły nas centymetry. Zrobiłem skrzywioną minę, odchylając głowę do tyłu.
- Meh. Teraz będę cię zadręczać aż do dwunastej, złociutki – uśmiechnął się szyderczo.
- Powaliło cię do reszty – syknąłem, zamykając oczy. Czułem na sobie jego spojrzenie, to trochę mnie dekoncentrowało – Ja rozumiem że nie masz możliwości spania, ale wEŹ SIĘ NA MNIE NIE LAMP JAK NA PORNO JAKIEŚ OKEJ – krótki chichot z jego strony. Już się nie wysilałem na patrzenie na niego. Dalej miałem zaciśnięte powieki. Najchętniej to bym skleił je taśmą w ostateczności, byleby więcej go nie widzieć. Prawie odpłynąłem, już miałem wizję kolejnej apokalipsy, kiedy to wyjechał z dziwnym rechotem.
- A gdybym zrobił imprezkę nad basenem, przyszedłbyś, przyjacielu? – on naprawdę ma problemy. Ja się po prostu do tego nie przyznaję, nie. Trzeba go zakopać w lesie.
- Po pierwsze, nie zrobisz imprezki nad basenem, bo go nie masz. Poza tym, od dzisiaj woda jest be. Po drugie, nie jestem. Twoim. Przyjacielem – wykrztusiłem przez zaciśnięte zęby, mocniej opatulając się kocem. Jak na razie to tylko on zaliczał się do grona moich bliskich znajomych. Mięciutki, nie planuje od pięciu lat gwałtu na tobie. Lepszy niż jakiś pies.
- Friendzoneee – jęknął, widocznie przemieszczając się. Poczułem, jak materac ugina się mocniej, a mi jakoś tak zrobiło się zimniej. Nie, on nie mógł położyć się bliżej, nie. Chwilę później już żaden z nas się nie odzywał. Wypuściłem powietrze, wyrównując oddech. Mimo wszystko, spało mi się wygodnie. Nie czułem, jak ktoś obrabia mi tyłek, więc jeszcze jestem dziewicą. Dwudziestoletnią. Samotną. Jak ja nisko upadłem. Przynajmniej nie miałem ani jednego snu, najzwyczajniej w świecie nawiedziła mnie pustka. To miłe uczucie, serio. Ostatecznie miałem już dość spania, albo jakaś magiczna siła mnie przebudziła. Słońce poraziło mnie, po prostu wypaliło mi gałki oczne. Przetarłem dłonią oczy, ponieważ drugą nie mogłem. Była tak jakby... Na plecach Zena. Który spał wtulony w mój lewy bok. Oplótł moje nogi własnymi. Ja wiedziałem, że on to zrobił specjalnie, przecież wampiry nie mogą... Ale wyglądał tak błogo, ludzko. Miał zamknięte oczy, oddychał miarowo. Zwyczajny, prosty człowiek.
- Ja pierdolę – szepnąłem, zakrywając się łokciem. Idealnie.

< ZENEK 😈 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz